Recenzja filmu

Blizna (1976)
Krzysztof Kieślowski
Franciszek Pieczka
Jerzy Stuhr

Czy do wszystkiego można się przyzwyczaić?

"Blizna" to film, w którym wyraźnie widoczne są dokumentalne doświadczenia Krzysztofa Kieślowskiego. A to, że jako obserwator ludzkich postaw i zachowań Kieślowski jest absolutnym mistrzem, nie
"Blizna" to film, w którym wyraźnie widoczne są dokumentalne doświadczenia Krzysztofa Kieślowskiego. A to, że jako obserwator ludzkich postaw i zachowań Kieślowski jest absolutnym mistrzem, nie podlega żadnej dyskusji. Scenariusz był oparty na noweli Romualda Karasia (jest on też współtwórcą dialogów). "Blizna" to film bardzo spokojny. Nie ogląda się go z wypiekami na twarzy, początkowo nie wydaje się nawet specjalnie ciekawy. Jednak historia wciąga widza w mistrzowski sposób, na dobrą sprawę nie wiadomo nawet kiedy. W efekcie po zakończeniu seansu jest się lekko oszołomionym bogactwem przekazanych treści. Tak przynajmniej było ze mną - siedząc przed telewizorem obejrzałem napisy do końca, wszystkie na pół świadomie czytałem i porządkowałem sobie to, co właśnie zobaczyłem. Był to film niezwykle refleksyjny, a jednocześnie nie był depresyjny - to go wyróżnia. "Blizna" jest także bodaj najbardziej realistycznym z wszystkich filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Oczywiście i tu mamy wiele wysmakowanej symboliki czy aluzji, ale opowiadana historia tym razem jest mocniej osadzona w rzeczywistości. Niewiele (jak na Kieślowskiego) jest metafizyki i czystej filozofii. Film opowiada o dyrektorze pewnej fabryki na Mazurach - Stefanie Bednarzu (Franciszek Pieczka). Na początku nadzoruje budowę fabryki, potem kieruje nią samą. Ukazane jest jego codzienne (samotne) życie prywatne, jego stosunki z córką (Joanna Orzeszkowska) i z żoną przebywającą na Śląsku. Fabryka ma powstać w lesie, w okolicach małego miasta - Olecka. Gdy Bednarz chce wyjechać ze Śląska, żona (Halina Winiarska) nie chce opuszczać domu z powodu wspomnień, więc wyjeżdża sam. Ukazana jest też stara sprawa sprzed ponad 20 lat, dokładniej z roku 1956. Wtedy to, w tym samym mazurskim Olecku, Bednarz wraz z żoną niesprawiedliwie pozbawili pracy Stanisława Lecha (Jan Skotnicki). Teraz Lech ma być kierownikiem transportu, bezpośrednio podległym dyrektorowi Bednarzowi. Bednarz od początku miał wątpliwości co do tej decyzji (wyjazdu na Mazury i kierowanie fabryką). Symbolizowane były one bardzo subtelnie, ale i sugestywnie - niepokojące dźwięki, rozmyte zdjęcia. Wielkie wyrazy uznania należą się głównemu aktorowi - Franciszkowi Pieczce. Ma on swój niepowtarzalny styl, ale dopiero w tym filmie tak bardzo mi się jego gra podobała. Do tej roli nadawał się idealnie. Właściwie nie potrafię sobie w niej wyobrazić żadnego innego aktora. No i od razu należy pochwalić drugiego w szeregu aktora - Jerzego Stuhra, który grał asystenta Bednarza, cynicznego karierowicza. Jako czarny charakter spisał się doskonale, był prawdziwy i wkurzający. Istotną postacią był dziennikarz z telewizji (Michał Tarkowski), idealista, który próbował zrozumieć problemy Bednarza i jakoś mu pomóc. W szczerej rozmowie mówi Bednarzowi, że zamiast suchej publicystyki chciałby zrobić film niejednoznaczny - opowiedzieć o nim samym jako człowieku. To drobna aluzja do przesłania samego filmu, który pokazuje zwykłego człowieka - dyrektora fabryki - z różnych punktów widzenia. Bednarz jest sercem z pracownikami, ale niekiedy okazuje się niemożliwe działać wobec nich fair. Jego skomplikowane wnętrze jest widoczne nawet w tym, że po sześciu latach wciąż nie potrafił powiedzieć prostego "przepraszam" swojemu koledze, Lechowi, za sprawę sprzed wielu lat. Niedługo po wydarzeniach z grudnia 1970 roku z mieszanymi uczuciami żalu i ulgi odchodzi ze stanowiska (decyzją przełożonych). Rozmowa trójki: Bednarza, Lecha, asystenta (Stuhr) może sugerować, że stanowisko obejmie nie poczciwy i skromny Lech, a sprytny i dwulicowy asystent. W kilku rozmowach zarzucano, że decyzje podejmowane przez "górę" były irracjonalne, a wielki kombinat, z niewiadomych powodów, został wybudowany na terenie starej, kilkusetletniej puszczy, choć kilkanaście kilometrów dalej były nieużytki. Dlaczego? Otóż te ziemie znajdowały się na obszarze innego województwa, które nie wymagało inwestycji. Muzyka, w przeciwieństwie do innych filmów Kieślowskiego, w których była niemal zawsze wybitna i bardzo efektowna, jest niezwykle skromna. W odróżnieniu od niej zdjęcia są fantastyczne! Czy to poprzez ciekawe wykadrowanie czy ustawienie ostrości, akcentowanie pierwszego lub dalszego planu, zdjęcia autorstwa Sławomira Idziaka pokazują znacznie więcej, niż zdołałyby przekazać dialogi. Bednarz często podkreśla, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, np. podczas rozmów z córką, która wytyka mu to, jak żyje, to że co jakiś czas ma inny dom, w rozmowach z kierownictwem, o tym, jak zmienić złe nastroje wśród pracowników czy mieszkańców Olecka. Choć powtarza to konsekwentnie, w rzeczywistości ma  wątpliwości. Dlatego chyba bardziej odczuwał ulgę, gdy opuścił fabrykę, powrócił do rodziny i mógł poświęcać czas malutkiemu wnuczkowi. Mieć czy być? Chyba ostatecznie to drugie, choć zakończenie pozostawia otwartą interpretację. "Blizna" to film mało efektowny, ale bardzo głęboki, a także wielowymiarowy. Jednocześnie bardzo przyjemny i lekki w oglądaniu. Pod warunkiem oczywiście, że możemy się wyciszyć, skupić. Polecam.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones