Recenzja filmu

Drabina Jakubowa (1990)
Adrian Lyne
Tim Robbins
Elizabeth Peña

Somebody put somethin' in my drink

Afera z "Agentem Orange", odbiła się nie tylko na zdrowiu części weteranów z Wietnamu, ale i położyła cieniem na zaufaniu, jakim nadal duża część społeczeństwa amerykańskiego obdarzała swój rząd.
Afera z "Agentem Orange", odbiła się nie tylko na zdrowiu części weteranów z Wietnamu, ale i położyła cieniem na zaufaniu, jakim nadal duża część społeczeństwa amerykańskiego obdarzała swój rząd. Głośna sprawa stała się zaczątkiem dla wielu spekulacji i teorii spiskowych, w których szare eminencje m.in. z ramienia CIA, namiętnie poddawały "amerykańskich chłopców" walczących za ojczyznę działaniu różnych, z reguły nieznanych jeszcze medycynie, specyfików. Jedna z takich domniemanych akcji stała się podwaliną fabularną dla obrazu Adriana Lyne'a "Drabina Jakubowa".

Bohaterem tej historii jest Jacob Singer (Tim Robbins), który z wietnamskiego piekła w ramach bagażu przywiózł dręczące go co noc koszmary senne. Jakby niespokojne noce nie były wystarczające, wkrótce Jacob zaczyna mieć halucynacje, w których otaczający go ludzie przemieniają się w groteskowe, humanoidalne stwory. Paranoidalne lęki i urojenia nasilają się, okazuje się jednak, że pozostali członkowie oddziału, do którego przynależał Jacob również narzekają na podobne symptomy...

Znany głównie jako twórca prowokacyjnych "9 i pół tygodnia" i "Fatalnego zauroczenia" Lyne w 1990 roku nakręcił dreszczowiec, który pod względem kreowania nastroju niesamowitości do dzisiaj posiada niewiele sobie równych. Sceny wizji, jakich doznaje bohater, robią kolosalne wrażenie, łącząc w sobie jednocześnie śmiałą makabrę, jak i przeczucie "nienazwanego". W obliczu sugestywności wizji, z jaką przedstawione zostały narkotyczne majaki, na drugi plan schodzi tajemnica kryjąca się za stanem psychicznym umęczonego Jacoba. A ta, niestety, do nadmiernie zaskakujących nie należy. Twórcy nazbyt prędko odkrywają przed widzem większość kart, dają zbyt rozliczne wskazówki odnośnie rozwiązania zagadki, aby ta mogła autentycznie wywołać szok. Na szczęście, w tym szczególnym przypadku, klimat to 99% sukcesu. Nawet kiedy już jesteśmy pewni, że wiemy, co "gryzie" tego skromnego kierowcę autobusów, nie polepsza to naszego komfortu siedzenia w fotelu w trakcie seansu.

Po prawdzie, atmosfera "Drabiny", będąca mieszanką mistycyzmu i atawistycznego, czystego strachu, wznosi tą opowieść na "wyższy poziom", nadaje jej ciężar i całą niezbędną powagę. Zręczne zabiegi narracyjne powodują u nas zdezorientowanie, kolejne emanacje "złego" w tzw. realnym świecie działają jak uderzenie obuchem. Wietnamska trauma, tak chętnie wałkowana w amerykańskim kinie lat 80., tutaj staje się jedynie punktem wyjścia dla rasowego horroru, który łączy najlepsze tradycje gatunku w jedno: tutaj duchy naprawdę powodują ciarki, rozczłonkowane ciała - przerażenie, a ekranowe monstra nijak się mają do zwyczajowych lateksowych kukieł. I wnet już wiemy, że pewnych rzeczy wolelibyśmy, aby nam nigdy nie dodano do drinka.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Drabina Jakubowa
Adrian Lyne jawi się jako twórca operujący tematami niełatwymi do przełknięcia. Jego produkcje wprost od... czytaj więcej
Recenzja Drabina Jakubowa
Adrian Lyne to twórca słynący raczej z filmów gatunkowo z pograniczy erotyki, co wychodzi mu oczywiście... czytaj więcej
Recenzja Drabina Jakubowa
Film Adriana Lyne’a z 1990 roku to film wyjątkowy, niebanalny, pionier w gatunku, który sam stworzył w... czytaj więcej