Recenzja filmu

Hrabia Monte Christo (2024)
Alexandre de La Patellière
Matthieu Delaporte
Pierre Niney
Bastien Bouillon

Wszystkie twarze Dantèsa

Czy jest to film wybitny i zmieniający życie? Prawdopodobnie – niestety – nie, ale jest to prawie wszystko, co bardzo dobre kino ma do zaoferowania i to zupełnie wystarczy.
Tak jak w filmie odnajduję trzy znaczenia – z czego jedno dosłowne, a dwa kryjące się pod powierzchnią – tak dobrze jest, aby recenzja trafiła do trzech kategorii czytelników. Do tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli, ale go zobaczą – by nie zepsuła im zabawy, a wręcz przeciwnie, wyostrzyła zmysły i podniosła oczekiwania, jak pastis przed niedzielnym obiadem. Do tych, którzy film widzieli i chcą pogłębić jego zrozumienie, zestawić swoje wrażenia z wrażeniami bliźniego, z którym być może połączy ich paraspołeczna więź (zwłaszcza ten kapelusz czytelnika recenzji jest mi bliski). A także, na końcu, do tych, którzy filmu nie widzieli i nie zobaczą, żeby znaleźli rozrywkę w tekście i dowiedzieli się czegoś ciekawego.

Edmond Dantès, francuski everyman, tj. monsieur tout-le-monde, w epoce tuż po Napoleonie dzięki swojej odwadze zostaje wplątany w wir przygód, intryg, zwrotów akcji, w życie socjety, w życie po prostu. Wraz z nim widz odwiedza piękne wnętrza i zewnętrza, podziwia wspaniałe stroje, eleganckie obyczaje epoki, bywa zaskakiwany, ale też upaja się przyjemnością, gdy wszystko idzie zgodnie z planem. Jest to wielka, satysfakcjonująca, pełna rozmachu historia, którą ogląda się z ekscytacją.

Aleksander Dumas ojciec i twórcy adaptacji jego powieści wiedzieli, jak snuć klasyczną opowieść. Stąd wynikają dwa pierwsze znaczenia dzieła, jawne i ukryte. Film można odbierać dosłownie jako epicką, pełną przygód podróż bohatera o tysiącu twarzy Josepha Campbella, a także na poziomie niedosłownym i metaforycznym jako psychologiczne wzrastanie bohatera, jego podróż przez różne formy – nie wszystkie miłe i przyjemne. W tym drugim podejściu kluczowy jest bunt wobec świata, który zapoczątkowuje indywiduację bohatera. Wybierając tę ścieżkę rozumienia, nie każdą postać musimy interpretować jako istniejącą fizycznie, część może symbolizować żeński pierwiastek natury głównego bohatera. Również maski, które pojawiają się w filmie, można rozumieć niedosłownie – są to pozy, które przybieramy lub chcielibyśmy przybrać. Za najważniejszą z nich kryje się osoba w pewnym szczególnym stanie ducha, kiedy jej Jungowski cień, jej mroczna, nieuświadomiona druga natura przejmuje stery. Warto się bliżej przyjrzeć psychologicznym zmaganiom bohaterów, aby wyciągnąć wnioski dla siebie i wzbogacić własne życie – oby i niestety bez prostych recept. Jedno przy tym można podpowiedzieć: to zdumiewające, jaki wpływ na ludzi ma nieprzepracowana przeszłość.

A trzecie najbardziej nieoczywiste znaczenie filmu jest takie, że jest on w dużej mierze złą, ale i potrzebną fantazją głównego bohatera, która pojawia się wraz z deo ex machina, który zupełnie nie jak w antycznej Grecji – pojawia się raczej wcześniej niż później i dlatego, aby sztuka mogła w ogóle dalej trwać, a nie się zakończyć.

Czy jest to film wybitny i zmieniający życie? Prawdopodobnie – niestety – nie, ale jest to prawie wszystko, co bardzo dobre kino ma do zaoferowania i to zupełnie wystarczy, żeby się z tego filmu cieszyć i o nim myśleć, a jeśli kogoś wyjątkowo jednak przyprawi o doświadczenia katartyczne, to wspaniale, bo ma do tego pewien potencjał.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Hrabia Monte Christo
Każdy kraj musi mieć swojego Jerzego Hoffmana. No, prawie każdy – jest jeszcze Francja, gdzie w latach... czytaj więcej