Marcel Łoziński doskonale wie, że film dokumentalny jest przede wszystkim sztuką umiejętnego stawiania pytań. Czasem należy zadawać je natrętnie, podnosić głos, nawet wrzeszczeć. Niekiedy
Marcel Łoziński doskonale wie, że film dokumentalny jest przede wszystkim sztuką umiejętnego stawiania pytań. Czasem należy zadawać je natrętnie, podnosić głos, nawet wrzeszczeć. Niekiedy wystarczy po prostu słuchać, a rzeczywistość sama udzieli odpowiedzi na niewypowiedziane głośno wątpliwości. "Jak to się robi" to osobliwa mieszanka krzyku i milczenia, protestu rodzącego obywatelskie zaangażowanie i pokory wobec warsztatu dokumentalisty. Reżyser przyznaje, że pomysł nakręcenia filmu o kreowaniu polityka zrodził się z rozczarowania wyborczą porażką Mazowieckiego w 1990 roku. Dlaczego premier pierwszego rządu, sformowanego po obaleniu monopolu PZPR na władzę, przegrał wyścig o drugą turę wyborów prezydenckich z człowiekiem znikąd, Stanem Tymińskim? Zawiódł zmysł polityczny jego współpracowników? Zbytnia ideowość połączona z brakiem doświadczenia w organizowaniu kampanii okazały się zgubne? Szereg lat później pojawił się Piotr Tymochowicz, "twórca" Leppera, karłowaty Machiavelli czasów kultury masowej. W przeciwieństwie do autora "Księcia" nie leżało mu na sercu zapewnienie dobra państwa za wszelką cenę, lecz zasobność własnego portfela. Uważał się za fachowca, nie za męża stanu. Marcel Łoziński wahał się przez chwilę, a potem sięgnął po kamerę... Proces tworzenia politycznego Golema, istoty tyleż sprawnej, co bezrozumnej, nie rozpoczyna się wyprawą w jakieś odludne miejsce po gliniaste tworzywo. Materiał przychodzi sam - do Zamku Królewskiego, gdzie Tymochowicz organizuje casting. Wyłania grupkę ludzi, których następnie będzie formował, urabiał, modelował. Marcel Łoziński patrzy mu na ręce. Przygląda się zręcznym palcom rzemieślnika, który etykę zawodową zostawił za drzwiami warsztatu. Nie ocenia, nie zatrzymuje koła garncarskiego. Ludzkiej gliny stopniowo jednak ubywa. Kolejni uczestnicy rezygnują z udziału w przedsięwzięciu. Wreszcie zostaje jeden. Sponad kołnierza drogiej koszuli spokojnie uśmiecha się twarz istoty, która czeka wyłącznie na wskazanie kierunku, aby rozpocząć swój nieubłagany marsz. Dokument stał się głosem słyszalnym w debacie publicznej - słyszalnym raz lepiej, raz gorzej, ale trwale obecnym. Amerykańscy filmowcy po sukcesie Michaela Moore'a masowo sięgnęli po kamery. Afera w firmie Enron ("Enron: The Smartest Guys in the Room") czy zaangażowanie militarne Stanów Zjednoczonych za granicą ("Dlaczego walczymy") to tylko niektóre z problemów, które przyciągnęły ich uwagę. Nie inaczej jest w Europie. Na przykład niemieckojęzyczna prasa szeroko rozpisywała się o "Śmierci człowieka pracy" Austriaka Michaela Glawoggera oraz "Nakarmimy świat", również zrealizowanym przez austriackich filmowców. Marcel Łoziński ma prawo przyglądać się temu z pewnym pobłażaniem, choć powracające zainteresowanie dokumentem zapewne cieszy go niezależne od jakości niektórych filmów powstałych na jego fali. Nie potrzebuje jednak sięgać po efektowne uproszczenia i manipulować faktami, aby przesłanie jego filmu zabrzmiało głośniej niż wystrzał całego arsenału pokazanego w "Zabawach z bronią"Moore'a. Trzy i pół roku realizacji zamiast kilku miesięcy, uważna obserwacja zamiast publicystyki - wszystko to sprawia, że tytuł "Jak to się robi" nie dotyczy wyłącznie mechanizmów rządzących kreowaniem polityka, lecz zapowiada także lekcję warsztatu dokumentalisty. Warsztatu, którzy w przeciwieństwie do działań Tymochowicza nie tylko przynosi niezwykłe efekty, ale zakłada również etyczną odpowiedzialność.