Twórcom kinowej wersji "Muppetów" udała się rzecz niebywała: zamienili twardy biznesplan w sentymentalną podróż do dziecięcego pokoju z obowiązkowym, kineskopowym telewizorem. Kukiełki Jima Hensona wychodzą obronną ręką ze starcia z hollywoodzkim kapitałem, ale triumfują dopiero w konfrontacji z pielęgnowanymi przez lata oczekiwaniami fanów.
Początek nie nastraja optymistycznie – pierwsze piętnaście minut to ilustracja frazy "a nie mówiłem". Wprowadzeni po łebkach bohaterowie, czerstwe dowcipasy, pierwsza piosenka, od której uszy więdną, zawiązanie fabuły godne kolejnego odcinka "Hanny Montany". Jednak z chwilą pojawienia się Kermita, z podróżną walizką, w aureoli światła rzucanego przez reflektor samochodu, film zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyśpiewana przez najsłynniejszą żabę popkultury piosenka o dawnej chwale muppetów lokuje się w tak wysokich emocjonalnych rejestrach, że nadaje sens całemu obrazowi. Jeśli mówicie, że nie chcieliście powrotu muppetów, to cóż – albo kłamiecie, albo nie zdajecie sobie sprawy ze swojego ukrytego pragnienia.
Pretekstowa fabułka nakazuje naszym ukochanym kukiełkom pokrzyżować plany naftowego magnata Texa Richmana. Jego nikczemny plan zakłada wykup opuszczonego teatru muppetów i prowadzenie tam mniej rozrywkowego interesu. Zjednoczone przez kukiełkę Waltera i jego całkiem ludzkiego brata Gary'ego (Jason Segel) muppety postanawiają utrzeć nosa bogaczowi. Tylko jak zebrać 10 milionów dolarów niezbędnych do wykupu nieruchomości?
Odpowiedź na to pytanie znacie aż za dobrze i choć dzieci Jima Hensona nigdy tak desperacko nie potrzebowały pieniędzy, każdy problem tego świata wciąż potrafią rozwiązać za pomocą kilku wersów piosenki i paru dowcipów z brodą. Naszpikowany pysznymi aluzjami (Emily Blunt z "Diabeł ubiera się u Prady" jest sekretarką szefującej Vouge'owi świnki Piggy!), kapitalnie zaaranżowanymi klipami ("Mężczyzna to, czy Muppet?") i okraszony udanym polskim dubbingiem (Jarosław Boberek przechodzi sam siebie, i to kilka razy!) utwór to jednak tylko przystawka przed daniem głównym, czyli finałowym show.
Występ przed milionami telewidzów, który ma zapewnić kukiełkom przewagę w rywalizacji z Richmanem, to fabularne clou obrazu i zarazem częściowy powrót do oryginalnej formuły serialu. Bohaterowie nie mogą wyśpiewać sobie jednak świetlanej przyszłości, bo ich czas bezpowrotnie minął. I choć rozżaleni twórcy obdzielają razami współczesną telewizję oraz jej widzów, nie są naiwni. Kermit, Gonzo i Piggy zeszli ze sceny niepokonani. Teraz mogą już tylko wskazać swoich następców.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu