Recenzja filmu

Patrz jak kręcą (2022)
Tom George
Sam Rockwell
Saoirse Ronan

Zgaduj zgadula

Naczelną ambicją okazuje się bezpieczna, lecz lekka i dowcipna rozrywka w eleganckim stroju z angielskiej epoki.
Zgaduj zgadula
Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Powracająca w "Patrz jak kręcą" rada przypomina pierwszy wers z dekalogu powieści detektywistycznej. Nawet jeśli dekalog taki nigdy nie powstał, wygodnie umościł się w głowach wszystkich, którzy Holmesa skojarzą z Doyle’em, a Poirota z Christie. O przykazaniach tych wie też Tom George. W swoim pełnometrażowym debiucie angielski reżyser niejednokrotnie się do nich odwołuje. W trakcie seansu na istotną niewiadomą wyrasta więc zarówno pytanie o to, kto zabił, jak i pojedynek scenopisarsko-reżyserskich pragnień: złożenia hołdu klasykom i umiejętnego między nimi lawirowania.



Mamy rok 1953. Na londyńskim West Endzie w Ambassadors Theatre trwa celebracja setnego wystawienia "Pułapki na myszy" według opowiadania Agathy Christie. Po wypełnionym ekscentryczną bohemą bankiecie oprowadza nas wcielenie sarkazmu prosto z Hollywood, reżyser filmowy Leo Köpernick (Adrien Brody). Obok gwiazdy spektaklu, samego Richarda Attenborough (Harris Dickinson), poznajemy jego żonę i zawodową partnerkę Sheilę Sim (Pearl Chanda). Jest też wiecznie spięty producent filmowy John Woolf (Reece Shearsmith) i próżny scenarzysta Mervyn Cocker-Norris (David Oyelowo). Jak się okaże, to tylko początek wyliczanki osób, które miały z Köpernickiem na pieńku. To także zaledwie fragment wyliczanki aktorskich gwiazd, które spotykamy na ekranie. Na jej czele stoją zaś Sam Rockwell i Saoirse Ronan jako para cudownie niedopasowanych detektywów. Jest morderstwo, musi być i śledztwo. Odmienność doświadczeń, ambicji i charakterów śledczych może i nie wróżą dochodzeniu dobrze, lecz zapowiadają komedię w rodzaju buddy movie. Pokiereszowany przez życie, milczący inspektor będzie musiał znaleźć wspólny język z idealistyczną funkcjonariuszką, bo o lekcję partnerstwa od początku w tym wszystkim chodzi.



Emocjonalne, uczuciowe i finansowe konfiguracje między postaciami po wielokroć okazywać się będą fałszywą wskazówką dla zgaduli-widza. Sam Köpernick przyda się nam raczej jako przelatujący przez czwartą ścianę narratorski duch. Już w prologu to właśnie on zostaje bowiem odnaleziony na deskach teatru – tuż po zejściu, ekhm, ze sceny zwanej życiem. Choć z oczywistych względów nie mruga już do nas oczkiem, swoją martwą obecnością składa obietnicę: w "Patrz jak kręcą" fikcja przenikać się będzie z życiem, skoro nawet narrator nie może tu być bezpieczny. Postacie wymyślone skłócą się z tymi istniejącymi naprawdę, nazwiska niektórych bohaterów stanowić będą nawiązania czytelne dla znawców gatunku, a swój epizod dostanie sama Agatha Christie, której żądza krwi zaskoczy nawet jej biografów.

Brzmi ambitnie, pewnie nawet pokrętnie, lecz bez obaw. Namysł nad prawidłami i ograniczeniami gatunku whodunit nie musi oznaczać nieprzystępnej dekonstrukcji. W wytwórni Searchlight Pictures zapewne pozazdroszczono Rianowi Johnsonowi sukcesu "Na noże" i jednocześnie ponarzekano na lenistwo "Morderstwa w Orient Expressie". "Patrz jak kręcą" plasuje się gdzieś pomiędzy. Mimo wielowarstwowych i licznych autotematyzmów to raczej staroświecka poczciwość gra tu pierwsze skrzypce. Naczelną ambicją okazuje się bezpieczna, lecz lekka i dowcipna rozrywka w eleganckim stroju z angielskiej epoki. Pocieszna przesada w wydaniu aktorskim świetnie współgra z atmosferą cyganerii, wśród której się obracamy, i kolorową estetyką zapożyczoną z twórczości Wesa Andersona. Szybkie riposty w opowiadanych z żartobliwie kamienną twarzą dialogach, symetryczne lub przedzielone na pół retrospekcje w obrębie jednego kadru, wymyślne retro scenografie (ponoć w liczbie niemal siedemdziesięciu), wreszcie misterna konstrukcja scenariusza Marka Chappella składają się na żwawą opowieść o przenikaniu sztuki i życia. Co prawda nikt tu nie urządza nam gatunkowej rewolucji, lecz całość stanowi ćwiczenie z domysłów, która stopiła moje serce.  Jeśli widziałeś jeden, widziałeś je wszystkie - mówi ktoś z ekranu. Gatunkowy rytuał spełniony!
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones