Recenzja filmu

Podróż z Zanskar (2010)
Frederick Marx
Dalajlama XIV
Lobsang Dhamchoe

W drodze

Frederick Marx nie stara się estetyzować swojej opowieści pod kątem formalnym. Zamiast tego żmudnie dokumentuje kolejne etapy tej niemalże samobójczej wyprawy.
W dokumencie Fredericka Marxa jesteśmy świadkami niezwykłej wędrówki mnichów, którzy podjęli ryzykowne wyzwanie doprowadzenia dzieci z tytułowego Zanskaru do odległej o trzysta kilometrów Manali. Dzisiejszy Zanskar to zapomniana przez świat kraina otoczona pasmem górskich wzniesień, sięgających pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza. Odcięta od reszty świata miejscowość pozbawiona jest wszelkich udogodnień współczesnej cywilizacji –  bieżącej wody, elektryczności oraz infrastruktury. Są za to ludzie, pełni nadziei na lepsze jutro, no i dzieci bez szansy na jakąkolwiek formę edukacji w rodzinnych stronach. Dla ludności Zanskaru –  dawnego terytorium Tybetu, a dziś konfliktogennego obszaru Indii – wykształcenie najmłodszych będzie jedyną szansą na podtrzymanie umierającej kultury regionu.

Zachodni widz odbierze "Journey from Zanskar" jako interesującą wykładnię tybetańskiej filozofii. Katorżniczą przeprawę możemy tu bowiem rozumieć na dwóch różnych poziomach. Na pierwszym jako dramatyczne starcie bohaterów z bezlitosną naturą himalajskich gór, zaś na drugim jako buddyjską wędrówkę ku oświeceniu, którego doznał sam książę Siddhartha Gautama. Jak się okaże, wędrówkę pełną znojów i nieustających wątpliwości, jednak ostatecznie prowadzącą do szczęścia i spełnienia.

Frederick Marx nie stara się estetyzować swojej opowieści pod kątem formalnym. Zamiast tego żmudnie dokumentuje kolejne etapy tej niemalże samobójczej wyprawy. Jesteśmy więc świadkami przejmujących rozstań z bliskimi, licznych zmagań z żywiołem natury, a wreszcie pierwszych chwil spędzonych w szkolnych ośrodkach. W filmie najciekawszym wątkiem jest zetknięcie z niestrudzonym Geszem Lobsangiem Yontenem, dzielnie stawiającym czoła wszelkim przeciwnościom losu.

Na koniec lekka nuta goryczy. Śmiem wątpić, aby etyczna siła dokumentu, oparta na "współodczuwaniu" z jego bohaterami, wstrząsnęła widzami zachodniej cywilizacji do tego stopnia, żeby zapomnieli o cieknących kranach i zaczęli słać datki na budowy klasztorów w Zanskarze. Nie pomoże nawet pełna smutnego tonu narracja pana Richarda Gere'a –  hollywoodzkiego buddysty numer jeden. Być może, przy odrobinie szczęścia, film Marxa otworzy nam trochę szerzej oczy, co osobiście uważam za nadrzędny cel dobrego dokumentu. Reżyserowi "Journey from Zanskar" udało się to całkiem nieźle, a w dzisiejszych czasach jest to sztuka godna podziwu.
  
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones