Recenzja filmu

Prosta historia o morderstwie (2016)
Arkadiusz Jakubik
Filip Pławiak
Andrzej Chyra

Wszystko zostaje w rodzinie

Nieustanna czujność – oto, czego wymaga od widza Arkadiusz Jakubik. Już pierwszym scenom i ukrytym w nich szczegółom powinniśmy poświęcić sporo uwagi. Potem należy także wytężyć umysł przy lekko
Nieustanna czujność – oto, czego wymaga od widza Arkadiusz Jakubik. Już pierwszym scenom i ukrytym w nich szczegółom powinniśmy poświęcić sporo uwagi. Potem należy także wytężyć umysł przy lekko chaotycznych retrospekcjach i słuch przy odburkiwanych odpowiedziach bohaterów. A że bynajmniej nie będzie to prosta historia i nie o morderstwie przede wszystkim, to widz może wyjść z kina lekko skonfundowany. Ale i przekonany o tym, że polskie kino ma się dobrze.
Strzelce – małe miasteczko na Dolnym Śląsku. Świeżo upieczony absolwent szkoły policyjnej (rewelacyjny Pławiak!) trafia pod skrzydła ojca, doświadczonego gliny (jak zawsze świetny Chyra). Podczas wspólnych patroli syn zaczyna dostrzegać u partnera sygnały powracającego uzależnienia alkoholowego. Niepokoją go także kolejne oznaki domowej przemocy. To prywatne dochodzenie angażuje Jacka bardziej niż tropienie lewych interesów lokalnej grupy przestępczej czy wicie gniazdka z córką lokalnego biznesmena. Obserwując jego bezkompromisową walkę, zastanawiamy się, ile z tego, z czym walczy, jest w nim samym…


"Prosta historia o morderstwie" kreacjami aktorskimi stoi. Niemy w tym filmie Przemysław Strojkowski i (przypominający z wyglądu Jakuba GierszałaMateusz Więcławek tworzą zapadające w pamięć kreacje na drugim planie. Kinga Preis wypada niezwykle przekonująco w roli współuzależnionej, bezwolnej Matki Polki. Andrzej Chyra umiejętnie niuansuje twarze swojego bohatera, niekiedy momentalnie przechodząc z jednej w drugą. A Filip Pławiak w głównej roli jest wprost znakomity: wciąż bijący się z myślami i własnymi demonami, pozornie spokojny, z nieustannie ściągniętą twarzą, dźwiga obowiązki naszego przewodnika po Strzelcach bez potknięć. Nawet w epizodach nie uświadczymy złej roli, a lista nazwisk w napisach końcowych przypomina, że polskie kino może się pochwalić wieloma talentami.


Tytuł drugiego filmu w reżyserii Jakubika to jednak uproszczenie. Niestety, nie jedyne. Jego debiut sprzed 6 lat, "Prosta historia o miłości", był autorski, oryginalny. W przypadku najnowszego dzieła świetnego aktora ma się wrażenie, może nawet nieświadomego, naśladownictwa Wojciecha Smarzowskiego, z którym Jakubik wielokrotnie współpracował. Atmosfera małego miasteczka wywołuje niepokój, nawet pogoda nie sprzyja – z radia rozbrzmiewa pewien znany głos, ostrzegający przed powodzią. Kamera nie jest statyczna, często goni za postacią, skupiona na bohaterze, choćby był nim porastający dom Lachów bluszcz. Podczas seansu widz nie może ani na chwilę się "wyłączyć", bo momentalnie wypada z obiegu. Liczą się wszystkie elementy, każdy zmysł ma swoją rolę. Reżyser stawia widzowi tak wysoką poprzeczkę, że trudno do niej doskoczyć. Tymczasem scenariusz i dialogi kuleją, a rozwiązanie tajemnicy i zakończenie były dla mnie rozczarowujące. Tytułowe morderstwo zaskakuje nas już w pierwszych minutach, by wraz z rozwojem fabuły, w ciągu retrospekcji przemieszanych z fragmentami teraźniejszości, ujawnić jego kulisy. Tak bardzo kładący nacisk na uwagę widza reżyser, w scenie otwierającej film przeoczył kluczowy szczegół, za sprawą którego zaproponowane po ponad godzinie rozwiązanie staje się nieprawdopodobne. Teoretycznie to thriller, a tak naprawdę dramat rodzinny, sprzedawany jako kryminał – z obawy, że poruszenie ważnego, społecznego tematu, nie zdoła zatrzymać widza w kinowej sali jeśli nie dodamy jakiejś strzelaniny albo dwóch. A właśnie w tej społecznie zaangażowanej części fabuły, film ma się o niebo lepiej.



Podczas gdy akcja polskich komedii romantycznych rozgrywa się w wielkich miastach, zaprojektowanych za grube pieniądze apartamentach czy modnych knajpach, kryminały coraz lepiej mają się na prowincji. To w małych miasteczkach, takich jak filmowe Strzelce, gdzie wszyscy znają się na wylot, wychodzi z ludzi to, co najgorsze. Społeczność karmi się tajemnicami poliszynela, ręka rękę myje, a dzieci idą w ślady rodziców. Czy typowa rodzina z prowincji wygląda tak jak Lachowie? Czy nadając takie nazwisko swoim bohaterom, Jakubik pragnie nam powiedzieć: "Oto Polacy! Tacy jesteśmy!"? A może to tylko strachy na Lachy?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powraca w nowym filmie Arkadiusza Jakubika motyw bluszczu oplatającego ściany domu na prowincji. Kamera... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones