Recenzja filmu

Roma (2018)
Alfonso Cuarón
Yalitza Aparicio
Marina de Tavira

Film, który nie boi się nie spieszyć

W miarę jak nasz świat przyspiesza i jak my próbujemy przystosować się do jego ciągłego pędu, coraz więcej filmów zaczyna cierpieć na pewną przypadłość: chcąc dotrzeć do widza, nim ten, nie
W miarę jak nasz świat przyspiesza i jak my próbujemy przystosować się do jego ciągłego pędu, coraz więcej filmów zaczyna cierpieć na pewną przypadłość: chcąc dotrzeć do widza, nim ten, nie przerywając swojego wiecznego biegu przez życie, straci zainteresowanie nimi, same muszą mknąć, pędzić z fabułą na łeb, na szyję; kolejne ujęcia zmieniają się więc co pół sekundy i niczemu nie poświęca się więcej uwagi, niż jest to absolutnie konieczne; byle film przekazał jak najszybciej to, do czego dąży, byle jak najszybciej przyciągnął uwagę widza, zatrzymał go chociaż na pół sekundy, a po tej krótkiej chwili - wypuścił, dając odbiorcy pędzić dalej…
I to przede wszystkim czyni "Romę" Alfonso Cuaróna tak niezwykłą - to film, który w czasach ogólnego pędu nie boi się nie spieszyć.

Swoim tytułem nawiązuje do dzielnicy Colonia Roma w mieście Meksyk, w którym wychował się sam reżyser i w którym osadził on fabułę swojego dzieła. W "Romie" Cuarón opowiada historię młodej Cleo, gosposi pracującej dla zamożnej rodziny  - zajmującej się przede wszystkim sprzątaniem oraz opieką nad czwórką przywiązanych do niej dzieci.

Pierwszym, co widzimy, oglądając "Romę", jest kamienna, szara podłoga. Pierwszym dźwiękiem dochodzącym później do naszych uszu - chlust wody, którą jest polewana. Bezchmurne niebo odbija się w niej, nim wraz z kolejnym chlustem jego obraz rozproszy spieniona mydłem fala wody. Nim pomyje z pianą znikną w odpływie, a kamera leniwym ruchem uniesie się i, bez cięć, ukaże nam myjącą podłogę główną bohaterkę filmu, mijają już ponad trzy jego pierwsze minuty. Sam ten krótki wstęp daje więc widzowi zapowiedź tego, czym uraczy go reszta "Romy" - wielokrotnie kamera śledzi bowiem proste czynności, należące do sfery szarej codzienności. Szarej - jak sam utrzymany w czarno-białej kolorystyce obraz. Ten jednak, kogo nie znużą już te pierwsze minuty, i kto pozwoli sobie zanurzyć się w prezentowanej mu przez Alfonso CuarónCuaróna najzwyczajniejszej, z pozoru niezwykle niepociągającej rzeczywistości, może doświadczyć tego, co mnie samą tak zachwyciło w "Romie" - niezwykłego, niezmąconego niczym spokoju, który bije z czarno-białego ekranu i w całości ogarnia, pochłania i koi widza. Osiągany on jest zarówno mistrzowską pracą kamery - wielokrotnie przez długie minuty śledzi ona bohaterów bez żadnych cięć - jak leniwym tempem i doskonale wykorzystywaną ciszą, która w dobrych rękach może okazać się niezwykle przydatnym dla twórcy filmowego narzędziem. 

Jednocześnie "Romie" daleko jest do sielanki. Życie głównej bohaterki nie należy do łatwych, a w chwili, gdy widz ją poznaje, staje się szczególnie burzliwe. Niektóre sceny są wyjątkowo przejmujące i odznaczają się szczególnym naturalizmem. Cały film ma więc słodko-gorzki wydźwięk; i tym też, jak swoim realizmem i umiłowaniem codzienności, upodabnia się do samego życia. Bo tak też określiłabym "Romę": jest cudownie ludzka, prawdziwa i życiowa.

Film ten sprawia wrażenie niezwykle intymnego; stanowi zresztą historię poniekąd autobiograficzną. Tak jak dziecięcych bohaterów filmu, również samego reżysera opuścił w przeszłości ojciec; i tak jak oni, Cuarón był silnie przywiązany do pracującej dla jego rodziny gosposi, w której można pewnie doszukiwać się inspiracji dla postaci Cleo. Nie należy pomijać tych faktów, gdy mówi się o "Romie": jest ona bowiem przede wszystkim produktem pracy samego Cuaróna, ścisłym, dokładnym odwzorowaniem jego własnego pomysłu. Nie był wyłącznie reżyserem tego obrazu: odpowiadał również za jego scenariusz, zdjęcia, montaż i produkcję. Chociaż film nie powstałby bez wielu innych ludzi zaangażowanych w pracę nad nim, to Cuarón jest głównym twórcą "Romy" i to w niej widać. Widać, że stanowi perfekcyjne spełnienie wizji swojego autora.

Jest jedna scena w "Romie", podczas oglądania której widz może mieć wręcz wrażenie, że reżyser mruga do niego zza kamery, na krótką chwilę przemawiając ustami bohatera filmu. Rzędy adeptów sztuk walki wpatrują się w stojącego przed nimi mężczyznę: czekają na zapowiedziany przez niego pokaz "wymagający całkowitej koncentracji fizycznej i psychicznej"; godny prawdziwego mistrza. Mężczyzna zawiązuje sobie oczy. Unosi powoli ręce. Staje na jednej nodze. I stoi. Nim którykolwiek z rozczarowanych, wyraźnie zniecierpliwionych uczniów zdąży się odezwać, mistrz zadaje im pytanie: czego się spodziewali? Czy miał zacząć lewitować? Unieść samolot? Niech zawiedzeni tym pokazem perfekcyjnego opanowania i równowagi chłopcy sami spróbują powtórzyć wyczyn mężczyzny: niech zamkną oczy, uniosą ręce, jedną nogę i spróbują się nie zachwiać. I niech nie oczekują, że sami uniosą się w powietrze.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dwa lata temu Złoty Lew powędrował w ręce Lava Diaza i "Kobiety, która odeszła". Filipiński twórca... czytaj więcej
"Roma" w reżyserii Alfonso Cuaróna to film, w który należy wpatrywać się ze spokojem i powoli kosztować... czytaj więcej
Same pseudoartystyczne składniki wrzucono do kociołka, w którym ugotowano "Romę". Po pierwsze: skąd... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones