Recenzja filmu

Sugar Man (2012)
Malik Bendjelloul
Stephen 'Sugar' Segerman
Craig Bartholomew Strydom

Geniusz przeoczony

Nie czytajcie tej recenzji. Jeśli wiecie o tym filmie coś brzmiącego zachęcająco – idźcie do kina. Powiedzieć o nim cokolwiek, to powiedzieć za dużo. Idźcie, a najpewniej nie pożałujecie.
Nie czytajcie tej recenzji. Jeśli wiecie o tym filmie coś brzmiącego zachęcająco – idźcie do kina. Powiedzieć o nim cokolwiek, to powiedzieć za dużo. Idźcie, a najpewniej nie pożałujecie. Przeczytajcie, a pozbawieni zostaniecie odkrycia i jedyne, co dostaniecie w zamian, to garść wątpliwości.

Jeśli dotrwaliście do drugiego akapitu, to na własną odpowiedzialność dowiedzcie się, że na pierwszy rzut oka historia przypomina "The Return of Bruno" z Bruce'em Willisem albo "The Rutles" Erica Idle. W centrum opowieści znajduje się wielka muzyczna indywidualność, której geniusz zmienił rock’n’rolla. "Jeśli miałbym wymienić dziesięciu artystów, z którymi współpracowałem, Rodriguez byłby w czołowej piątce – mówi o głównym bohaterze Clarence Avant, "Ojciec chrzestny czarnej muzyki", który w CV ma wspólne projekty z Milesem Davisem i Michaelem Jacksonem. W przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej filmów, "Sugar Man" nie jest komedią podszywającą się pod dokument, a Sixto Rodriguez to prawdziwy człowiek i prawdziwe przeoczenie historii. W latach 60. błąkał się po ulicach i małych klubach Detroit, gdzie wypracował sobie lokalną sławę zdolnego dziwaka. W końcu został zauważony i udało mu się nagrać dwa albumy, po czym – zapadł się pod ziemię.

W Republice Południowej Afryki, gdzie muzyka Rodrigueza zdobyła olbrzymią popularność, wpisując się w atmosferę politycznych i społecznych niepokojów, nikogo nie dziwił szybki koniec kariery – legenda, jakoby muzyk miał się podpalić, czy też strzelić sobie w głowę na scenie po nieudanym koncercie, brzmiała dość wiarygodnie (w latach 70. równie nagle znikali ze sceny inni uzdolnieni wrażliwcy, choćby Nick Drake). Gdy w latach 90. jeden z tamtejszych dziennikarzy próbował wyjaśnić sprawę u źródła, okazało się, że w USA o tragicznej śmierci Rodrigueza nikt nie słyszał. A to dlatego, że nikt tam nie słyszał o samym Rodriguezie. Płyty, które w RPA wymienia się jednym tchem obok największych osiągnięć epoki podpisanych przez duet Simon & Garfunkel czy Stonesów, w Stanach Zjednoczonych sprzedały się w śladowej liczbie egzemplarzy i zginęły w mrokach historii. Tysiące muzyków nagrywało debiuty, by przepaść całkowicie między rozdziałami historii, pisanej przez największych, ale w przypadku Rodrigueza trudno wytłumaczyć to inaczej niż anomalią. Obie wydane płyty napakowane są potencjalnymi przebojami i emanują osobowością na miarę Boba Dylana. Muzyk zniknął ze sceny, jednak nie podpalił się z żalu. Reżyser, korzystając z dociekliwości afrykańskich fanów, idzie jego śladami.

Dziennikarz Craig Bartholomew-Strydom opisuje początki swoich poszukiwań: "Zacząłem od podążania za pieniędzmi. Zazwyczaj śledzisz pieniądze, jeśli chcesz dotrzeć do sedna sprawy. (…) Kiedy trochę kogoś przycisnąłem, udało mi się zdobyć numer i zadzwoniłem. Nie pamiętam, czy wtedy z kimś rozmawiałem czy tylko zostawiłem wiadomość, ale kiedy zadzwoniłem nazajutrz, numer był już nieaktywny. A taka przeszkoda to prezent dla każdego, kto chciałby zostać detektywem". Za murem milczenia można było wyczuć historię, może nawet z brudnymi pieniędzmi w tle. To moment zapowiadający filmową przygodę, który w "Sugar Manie" pozostaje niespełnioną obietnicą. Dlaczego Rodriguez nie dowiedział się o swojej gigantycznej popularności w RPA? Gdy na ekranie pojawia się Avant, można wyczytać sugestię, jakoby miało to coś wspólnego z finansowymi kombinacjami wytwórni. Naciskany producent irytuje się, ale rozmowa kończy się bez rozstrzygnięć i bez dopowiedzeń. Nie dowiadujemy się, czy zerwał wywiad, a jego wypowiedzi nie zostają skonfrontowane z żadnymi finansowymi, czy prawnymi faktami. Reżyser odpuszcza, jakby chciał wierzyć w słowa zdenerwowanego Avanta – "To, co jest w końcu ważne: pieniądze czy Rodriguez i jego historia"? Historia, która o Rodriguezie zapomniała, udzieliła na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.

Zdarza mi się żałować, że na podstawie fantastycznej autentycznej historii nakręcono fabułę, a nie dokument. Jeśli historia ma bogate tło, ciekawych bohaterów i wciągający przebieg, to zwykle wolę dostać oryginał niż podróbkę. "Sugar Man" wywołuje u mnie odwrotną reakcję. Malik Bendjelloul ma znakomity punkt wyjściowy (zagadkę) i starannie przygotowany finał. Ale dość szybko okazuje się, że brakuje mu środka. Pozwala więc, by fakty wielokrotnie się powtarzały, przeciąga akcję, by zbudować "epicki" nastrój i napięcie, a tam, gdzie nie ma zadowalających odpowiedzi, gwałtownie przyspiesza. Postać głównego bohatera elektryzuje, ale częścią tej elektryczności jest niedostępność, więc widz odbija się często od ściany własnych wyobrażeń. Nie dostajemy oczywiście odpowiedzi na pytanie, jak możliwy jest taki kaprys historii, jak zupełne przeoczenie ogromnej artystycznej indywidualności, nie dowiemy się także nic o machlojkach muzycznych wytwórni. Środek filmu wypełnia opowieść o RPA lat 70., z jej polityczno-społecznym mikroklimatem – jedynym miejscu na świecie, w którym muzyka Rodrigueza rozbrzmiała z całą mocą. To ciekawa historia, ale tak sobie klei się z formułą dokumentalnego śledztwa, na którą zdecydował się Malik Bendjelloul.

Jeśli całość mimo wszystko ogląda się bardzo dobrze, to najpewniej dzięki drugiemu "wypełniaczowi", niezwykle szlachetnemu – muzyce Rodrigueza. Muzyce z dwóch krążków, które dane mu było nagrać i nie dającej za wygraną myśli o wszystkich tych, które mogły powstać przez 40 lat, gdyby sprawy przyjęły inny (sensowny!) obrót. W takiej atmosferze łatwo wziąć wielkość bohatera za wielkość artystyczną filmu. Jednak w tym wypadku zdecydowanie warto pozwolić się oszukać.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nieczęsto zdarza mi się obejrzeć naprawdę dobry film dokumentalny. Przez "naprawdę dobry" rozumiem nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones