Recenzja filmu

Sweat (2020)
Magnus von Horn
Magdalena Koleśnik
Julian Świeżewski

Złoty paw, złote jajo

Nie wiemy, w jakiej sekcji pokazywany byłby "Sweat", gdyby zeszłoroczne Cannes się odbyło. Gdybym miał obstawiać, byłaby to Un Certain Regard – tak o wyprodukowanym przez siebie filmie
Nie wiemy, w jakiej sekcji pokazywany byłby "Sweat", gdyby zeszłoroczne Cannes się odbyło. Gdybym miał obstawiać, byłaby to Un Certain Regard – tak o wyprodukowanym przez siebie filmie wypowiedział się Mariusz Włodarski podczas jednego ze spotkań po seansie. Czy najnowszy film Magnusa von Horna, opowiadający o losach młodej influencerki Sylwii Zając, zasługiwał jednak na to, by znaleźć się w oficjalnej selekcji najważniejszego festiwalu filmowego świata?

Twarzą filmu "Sweat", który swoją polską premierę miał podczas 20. edycji Festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu, jest Magdalena Koleśnik – aktorka stosunkowo nowa w świecie filmu, ale od lat zaskakująca podczas wystąpień na scenie. To właśnie tam dostrzegł ją Magnus von Horn, dla którego stała się ona pierwszym wyborem przy obsadzie głównej roli w swojej drugiej w karierze pełnometrażowej produkcji fabularnej. Widoczny na każdym plakacie szeroki uśmiech Sylwii, trenerki personalnej, influencerki oraz instagramerki ukrywa jednak cały szereg problemów, z jakimi zmagać musi się na swojej życiowej ścieżce. To właśnie emocje, głównie te ukrywane tudzież unikane, bardzo szybko stają się centralnym punktem fabuły skoncentrowanej na trzech dniach z życia protagonistki.

Film zaczyna się dosyć spokojnie, bowiem von Horn umiejętnie dawkuje widzowi emocje, rozciągając pewne wątki przez cały czas ekranowy. Trzy główne mianowniki – samotność, problemy w domu i popularność stwarzająca wiele problemów – zazębiają się jednak co chwilę. Bardzo umiejętnie łączy je ręka montażystki, Agnieszki Glińskiej, nagrodzonej zresztą za swoją pracę Złotym Lwem na festiwalu w Gdyni. Statuetkę otrzymał także Michał Dymek, który odpowiadał przy produkcji "Sweat" za zdjęcia. Te wyszły mu naprawdę dobrze, dynamiczne ruchy kamery oraz odwaga przy zabawie kompozycją pozwoliły filmowi wybrzmieć na wszystkich możliwych płaszczyznach. Szybkie, energiczne pociągnięcia kamerą uwidaczniały w tym dziele lekką inspirację kinem sportowym. Obraz von Horna to jednak, przede wszystkim, dramat psychologiczny, w którym chwila wytchnienia i kontemplacji jest wymagana.

Ekipa, która powołała do życia "Sweat" ewidentnie potrafiła ze sobą współpracować. Kamera Michała Dymka była, jak to ujął sam reżyser, niczym lojalny labrador asystujący swojemu właścicielowi (postaciom) bez przerwy. Znakomita gra Magdaleny Koleśnik, która naprawdę wspięła się na wyżyny aktorstwa, była tutaj aspektem kluczowym, gdyż dzięki niej seans nie był męczący. Nie odstępujemy jej choćby na krok, co powoduje, że chcąc nie chcąc, po prostu jej kibicujemy. A naprawdę jest w czym, bo choć praca influencerki zdaje się nie należeć do najtrudniejszych, to twórcy "Sweat" bazując swoje obserwacje na prawdziwych osobach uwidocznili także ciemne strony popularności w internecie.

Najważniejszą z nich w przypadku tej historii jest stalking, prześladowanie, którego ofiarą staje się główna bohaterka. Na szczęście i w tym przypadku scenariusz nie jest czarno-biały. Nawet nie będąc osobą bardzo empatyczną można poczuć współczucie wobec każdej z ukazywanych postaci. Bo właśnie tym film von Horna stara się być – terapią dla poróżnionego narodu, polem do debaty pomiędzy starszymi, którzy utknęli w przeszłości, a młodszymi, którzy bez problemu nadążają za nowinkami technologicznymi. Tę pierwszą grupę reprezentuje w "Sweat" matka głównej bohaterki grana przez Aleksandrę Konieczną. Choć córka stara się ją za wszelką cenę motywować do poprawy jakości swojego życia – czy to przez nowy telewizor, czy ubrania o wyższej jakości – to filmowa Basia nie czuje się z tym komfortowo.

Skoro mowa o komforcie, nie można zapomnieć o łamaniu pewnych granic przez twórców filmu – zwłaszcza tych psychicznych. Każdy z bohaterów przejawia cechy narcystyczne i dopuszcza się manipulacji – zarówno w mikroskali, jak i perspektywie o wiele szerzej. Po tym, jak Magnus von Horn zarysowuje konflikt rodzinny, jaki rozgrywa się w towarzystwie Zająców zyskujemy pełny obraz – skąd u głównej bohaterki tak duży problem z samoakceptacją, zaufaniem oraz poczuciem własnej wartości. Mocno psychoanalityczny rys zaczynający się, jak u Freuda, od relacji z matką wpływa na to, czego możemy być świadkami – trudności psychicznych dorosłej już, protagonistki.

W tym miejscu warto wrócić do momentu stalkingu, o którym twórcy często wspominają w zwiastunie filmu. Choć sam prześladowca, grany przez Lecha Łotockiego zmienia się w oczach głównej bohaterki przez cały czas, wraz z trwaniem tej produkcji, to stanowi pewien filar, wokół którego dalsza akcja "Sweat" zdaje się krążyć. Nie zdradzając więcej szczegółów, których odkrywanie prowadzi do pewnej satysfakcji, nie można zapomnieć o Klaudiuszu (w tej roli Julian Świeżewski), którego portret psychologiczny jest zarysowany bardzo niejednoznacznie. Odebranie jego działań mocno zależeć będzie zatem od poglądów politycznych i społecznych widza, ale także jego sytuacji materialnej czy stanu cywilnego.

"Sweat" bardzo dobrze uzupełnia pewną przestrzeń, jaką na początku zeszłego sezonu filmowego zarezerwował Jan Komasa swoim "Hejterem. Salą Samobójców". Von Horn z podobną łatwością zagarnia sobie przestrzeń internetową, która stanowi swoisty pomost pomiędzy tym, co rzeczywiste, wpływające na realny świat, a tym co cyfrowe – zamknięte w szeregu znaków i liczb kodujących pewne informacje i napędzających algorytmy stojące za popularnością m.in. Sylwii Zając.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Życie jest jak klatka schodowa: nigdy nie wiesz, kiedy zepsuje się winda" – rzekł znany polski... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones