Recenzja filmu

Tarzan: Legenda (2016)
David Yates
Dariusz Błażejewski
Alexander Skarsgård
Samuel L. Jackson

Legenda powraca

Paradoksalnie recenzowany blockbuster zawiera w sobie niezbędne elementy typowe dla letniego przeboju, mimo wszystko wydaje się również, iż całości zabrakło polotu i własnego charakteru (...).
Postać Tarzana, sieroty wychowanej przez człekokształtne małpy, swego czasu była w Hollywood prawdziwą żyłą złota. Przez blisko jeden wiek od premiery pierwszej pełnoprawnej produkcji o niezwykłym mężczyźnie, filmowy bohater zaliczał wzloty i upadki. Bodajże ostatnią głośną pozycją o niekoronowanym królu dżungli był "Greystoke: Legenda Tarzana, władcy małp" circa 1984 r. ze stawiającym swoje pierwsze kroki w Fabryce Marzeń Christopherem Lambertem. Po średnio satysfakcjonujących wynikach w Box Office, wytwórnia Warner Bros. postanowiła odłożyć wyeksploatowany materiał na półkę, pozwalając tym samym odpocząć fikcyjnemu Johnowi Claytonowi od dużego ekranu. Co prawda w tzw. międzyczasie zasłużony sukces odniosła animacja Disneya o tytule "Tarzan", tym niemniej o wysokobudżetowym blockbusterze z aktorami fani bohatera nie mieli nawet co marzyć... aż do niedawna. Czy jednak w dzisiejszym kinie pełnym superherosów o pozaziemskich zdolnościach "zwykły" i mający już swoje lata na karku archetyp męskiego protagonisty wciąż jest w stanie przemówić do obecnej widowni?



John Clayton (Alexander Skarsgård) wiedzie spokojne życie u boku swej ukochanej, Jane (Margot Robbie). Mężczyzna przed wieloma laty znany był jako Tarzan, po powrocie do cywilizacji Claytonowi udało się jednak przystosować do codziennej rutyny. Pewnego dnia John dostaje propozycję nie do odrzucenia, zgodnie z którą ma wyruszyć do Konga z misją handlową. Towarzyszem podróży Lorda Greystoke'a zostaje George Washington Williams (Samuel L. Jackson), któremu nie dają spokojnie spać podejrzenia związane z działalnością króla Belgii Leopolda II w samym sercu Afryki. Jak się ma okazać, kapitan Leon Rom (Christoph Waltz), wierny sługa władcy, knuje spisek, w wyniku którego może polać się krew niewinnych mieszkańców kontynentu. Co gorsza, mimowolnie w całą intrygę zamieszany jest sam Tarzan, który zmuszony zostanie do ożywienia w sobie zapomnianej już dawno dzikiej natury...



Po dziś dzień nie dane mi było obejrzeć "Greystoke'a:..." z Lambertem, nad czym ubolewam niezmiernie. Jak donieśli mi uczynnie szpiedzy z Krainy Deszczowców (pozdrawiam!), pomimo niezadowalających wyników finansowych filmu, produkcja była bardzo udana i zdecydowanie godna zapoznania się z nią. Na pocieszenie pozostaje mi jedynie kinowy seans bajkowego "Tarzana" z 1999 r., która to animacja była świetną adaptacją wysłużonego już materiału. Mimo wszystko miłą niespodzianką okazało się podejście do legendarnego bohatera zastosowane przez reżysera Davida Yatesa. Otóż w miejsce kolejnej historii o początkach Tarzana wstawiono pełnoprawny sequel, który nawiązuje do znanych wydarzeń głównie w retrospekcjach. Konstrukcja fabularna została solidnie zbudowana, oferując widzom kino awanturniczo-przygodowe powlekane mocnym wątkiem romantycznym. Fani akcji cieszyć się będą na widok Claytona śmigającego po dżungli na lianach czy stawiającego czoła różnogatunkowym przeciwnikom, wrażliwszej publiczności pewnikiem nie rozczaruje zaś stopniowe naświetlanie relacji łączącej Greystoke'a z Jane. Paradoksalnie blockbuster zawiera w sobie niezbędne elementy typowe dla letniego przeboju, mimo wszystko wydaje się również, iż całości zabrakło polotu i własnego charakteru.



Pod względem stricte wizualnym film nie rozczarowuje, tym niemniej poziom wykonania człekokształtnych odbiega nieco od wysokiej poprzeczki ustanowionej przez "Ewolucję planety małp" czy nawet niedawną "Księgę dżungli". Owszem, tereny leśne wraz z ogromnymi szczytami robią umiarkowane wrażenie, od samych małp jednak nieco bije sztucznością, zwłaszcza jeśli chodzi o ich animację. Znacznie lepiej wyglądają inni przedstawiciele fauny; ot, choćby majestatycznie poruszające się słonie. W paru miejscach można mieć także zastrzeżenia co do detali i szczegółów (vide: pociąg), aczkolwiek w ogólnym rozrachunku jakość CGI jest zadowalająca.



Warner Bros. celem zapewnienia zwrotu pokaźnego budżetu z dużą nawiązką, obsadziło produkcję znanymi nazwiskami. Z pewnością angaż Alexandra Skarsgårda, za którym murem stawał reżyser widowiska, opłacił się. Aktor poddał się morderczemu reżimowi treningowemu i dietetycznemu (zaledwie jeden "cheat meal" w trakcie 5 miesięcy!), którego to efekty widać jak na dłoni. Kinowy Tarzan imponuje sylwetką i muskulaturą, twórcy zwrócili również uwagę na taki szczegół jak lekko zdeformowane od poruszania się na kłykciach dłonie. Szkoda jedynie, iż sam bohater pozbawiony został przez scenarzystów motywu uczłowieczania się, w wyniku czego Lord Greystoke sprawia wrażenie papierowej imitacji modela wyciętej z kartonu – zwyczajnie brak mu głębi. Margot Robbie wygląda równie zjawiskowo jako Jane (zapomnijcie o plastikowym wyglądzie z "Wilka z Wall Street"), Samuel L. Jackson pełni z kolei rolę komediowego przerywnika, z którego to zadania artysta wywiązuje się zadowalająco. Najsmutniejsze jest jednak to, iż grający antagonistę Christoph Waltz po raz kolejny przypomina miks Hansa Landy z "Bękartów wojny" i doktorka z "Django". Co prawda aktor wyraźnie stara się pohamować swoją charakterystyczną manierę wypowiadania zdań; niestety, same kwestie jego bohatera niweczą próby zatuszowania dwóch ikonicznych ról widocznych w osobie Leona Roma.



Summa summarum, unowocześnioną odsłonę "Tarzana" jak najbardziej można obejrzeć bez większego bólu i zgrzytania zębami, będzie to jednak seans pozbawiony gorących wypieków na twarzy. Parę wstawek na modłę marvelowskich przebojów (Tarzan szybujący na lianie niczym Spider-Man), sporo rozrywki i stosunkowo spłaszczone tło psychologiczne bohaterów pozwalają wątpić w spektakularne zyski filmu Davida Yatesa. Poza ciekawym zabiegiem umiejscowienia akcji wiele lat po wydarzeniach z oryginalnego “Tarzana” (który to koncept jednocześnie przyczynił się do spłycenia historii) i komputerowymi efektami, film ma niewiele do zaoferowania publiczności znającej dobrze "Greystoke'a:..." tudzież bajkę z końca lat 90. Ot, typowe letnie kino do jednorazowego użytku.

Ogółem: 6/10

W telegraficznym skrócie: "Tarzan" po raz n-ty, tym razem jednak początki Władcy małp ukazano w skrótowej formie na rzecz dalszych wydarzeń; tradycyjnie już dla wysokobudżetowych tytułów film zalewa widza masą efektów specjalnych; z Tarzana uczyniono prawdziwego superherosa, który walczy z małpami jak równy z równym i który ma zadatki na prymitywną wersję komiksowego "Pajęczaka"; imponuje poświęcenie Skarsgårda do roli, martwi zaś postać odgrywana przez Waltza, która raczej nie pomoże aktorowi w przełamaniu zaszufladkowania; film do obejrzenia bez większych refleksji i zachwytów.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Muszę przyznać, że nie wierzyłem w powodzenie filmu "Tarzan: Legenda". Po licznych rozczarowaniach... czytaj więcej
Tarzan to postać, którą zna prawdopodobnie każdy, jeśli nie dzięki oryginalnym książkom Edgara Rice... czytaj więcej
Zrealizowana z rozmachem, spektakularna produkcja po raz kolejny prezentuje widzom postać wykreowaną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones