"Dragon Quest III HD-2D Remake" przypomniał mi, jak wielkim sentymentem darzę całą serię. Jeśli każdy remake tych klasycznych jrpg-ów miałby wyglądać jak ten najnowszy, to rzucam monetkami w
Karuzela remake’ów i remasterów kręci się wesoło i ku uciesze (a momentami nawet i rozpaczy) graczy trend ten raczej nieprędko umrze. Osobiście należę do tego pierwszego, uradowanego obozu i z wielkim entuzjazmem podchodzę do odpicowywania nieco starszych, momentami zapomnianych już tytułów. Parę lat temu aż podskoczyłam z radości, gdy na streamie celebrującym 35-lecie serii, gruchnęła informacja o planowanym odświeżeniu pierwszych części "Dragon Questa". Potem temat niepokojąco przycichł, by wreszcie wrócić w glorii i chwale podczas czerwcowego Directa.
Square Enix
Część z Was może odnieść wrażenie, że prezentując jako pierwszą trzecią część, Artdink zabiera się do tematu odrobinę ze złej strony. Nic bardziej mylnego, gdyż to właśnie "Dragon Quest III" jest początkiem tak zwanej trylogii Erdricka, której kolejnymi odsłonami są "Dragon Quest I" oraz "Dragon Quest II", z których remake’ami zapoznamy się w przyszłym roku.
Square Enix
"Dragon Quest III HD-2D Remake" jest współczesną próbą opowiedzenia historii, która pod koniec lat 80. rozpalała serca zarówno młodszych, jak i nieco starszych Japończyków. Z uwagi na konstrukcję samej gry, nie należy się tu spodziewać rewolucji w prowadzeniu fabuły, niesamowitych zwrotów akcji, czy też rozbudowanych i przekombinowanych mechanik. Zaczynamy wyjątkowo klasycznie. Nasz ojciec nie żyje, a my, jako bohater lub bohaterka, zmuszeni jesteśmy w dniu szesnastych urodzin porzucić cieplutką kołderkę i ruszyć na ratunek światu. W międzyczasie okazuje się, że zło, które było głównym celem eskapady, to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a nas czeka prawdziwa orka na ugorze (czyt:. dużo grindowania).
Square Enix
Typowe dla gier zamierzchłych pikselowych czasów było bieganie z jednego końca mapy na drugi w poszukiwaniu magicznych artefaktów, których określona liczba stanowiła klucz do zwycięstwa. Nie inaczej jest tutaj. Zaczynamy od przekopywania lochów, by zdobyć klucze otwierające wszystkie zamki, następnie przerzucamy się na karkołomne wydobywanie magicznych kul z łap pomniejszych złoli. Całość nie brzmi szczególnie spektakularnie, ale w zalewie pompatycznych i przekombinowanych rpg-ów udziwniających momentami fabułę do granic absurdu, spędzenie kilkunastu godzin przy prostym, acz wciągającym świecie miało w sobie coś kojącego.
Square Enix
Artdink po ciepło przyjętym "Triangle Strategy" kontynuuje swoją przygodę z technologią HD-2D, przekuwając bijącą w oczy pikselozę na nowoczesne, acz wciąż trzymające klimat oryginału wizualia. Przemierzane lokacje nie są może aż tak bogate jak w przywoływanym wcześniej "Octopath Traveler", ale wciąż można znaleźć miejscówki, w których gra światłem zachwyca, a migotliwe tła powodują zakręcenie w oku łezki nostalgii. Obleczenie lekko przestarzałego tytułu w nowe szaty przydało mu niesamowitej świeżości bez obdzierania go z jego pierwotnej tożsamości.
Square Enix
Przemeblowaniu uległa nie tylko prezentacja graficzna, ale i kilka aspektów rozgrywki. Do tych drobniejszych należy chociażby wprowadzenie kilku nowych czarów, zmiana balansu broni, dowolność w wybraniu poziomu trudności, czy też modyfikacje statystyk prowadzonych przez nas postaci. Z uwagi na to, że pieczę nad całością nadal sprawował Yuji Horii, możliwe stało się wprowadzenie kilku zmian scenariuszowych, rozwinięcie wątku ojca protagonisty oraz dodanie nowych zadań pobocznych.
Pogłębiono też aspekt kolekcjonerski. Przepastny świat pełen jest potworów, które z chęcią dołączą do naszych szeregów. Zamiast jednak uprzykrzać życie napotykanym przeciwnikom, zaprzęgnięte zostaną do starć na arenie. Walki bestii przyniosą nam morze gotówki będącej niesamowicie istotnym środkiem płatniczym. Część jrpg-ów ma tendencję do hojnego sypania drobniakami na prawo i lewo. "Dragon Quest III HD-2D Remake" nie ułatwia nam życia. Większość przedmiotów jest koszmarnie droga, co zmusza nas do niekończącego się grindowania. Przełoży się ono bezpośrednio na statystyki drużyny. Przeciwnicy są bezwzględni. Tłuką nas bezlitośnie, wyraźnie przypominając graczowi o staroszkolnych korzeniach ogrywanego tytułu. Czy często będziemy spotykać się z wioskowym księdzem wskrzeszających ciągnące się za nami trupy? Owszem. Czy jest to irytujące? Owszem, zwłaszcza że nie zdecydowano się na zabieg stosowany chociażby w "Bravely Second", czyli możliwość wyłączenia walk. Wielkim plusem jest natomiast możliwość przyspieszania walk.
"Dragon Questy" zawsze błyszczały ścieżkami dźwiękowymi. Nie inaczej jest w tym przypadku. Orkiestrowe aranżacje wybrzmiewają nadzwyczaj wyraźnie i wspaniale współgrają z przemierzanymi krainami. Wszystko dzięki nieodżałowanemu Koichi Sugiyamie, którego dziedzictwo żyje nadal w najnowszym remake’u. "Into the Legend" natychmiastowo zapada w pamięć i wyrzucenie go z głowy jest nader trudne.
"Dragon Quest III HD-2D Remake" przypomniał mi, jak wielkim sentymentem darzę całą serię. Jeśli każdy remake tych klasycznych jrpg-ów miałby wyglądać jak ten najnowszy, to rzucam monetkami w monitor i od razu wołam głośno o wszystkie części. To idealne połączenie klasycznych mechanik z uwspółcześnionym wyglądem, przyprószone szczyptą usprawnień dla bardziej wybrednych graczy. A że do końca roku nie czeka nas już żadna jrpg-owa niespodzianka, to tytuł ten zdaje się idealnym czasoumilaczem zimowych wieczorów.