Recenzja Sezonu 1

Kulawe konie (2022)
James Hawes
Jeremy Lovering
Gary Oldman
Kristin Scott Thomas

Szpiedzy i przegrywi

Ekipa stojąca za serialem bardzo sprawnie łączą odmienne rejestry, przechodzą od tonacji komicznej do jak najbardziej poważnej, wplatają humor w skomplikowaną, wielopiętrową intrygę, podsuwającą
Wiadomo, że nie każdy filmowy, telewizyjny czy powieściowy szpieg wykonuje misje tak ekscytujące jak James Bond – osadzone w świecie bogaczy, snobistycznych przyjemności, najwyższych stawek i glamouru. Niewielu popkulturowych agentów ma jednak pracę tak przytłaczającą, nudną i bezbarwną jak bohaterowie powieściowej serii Micka Herrona. Pierwsza powieść z serii, "Kulawe konie", została właśnie przeniesiona na ekran, powstał z niej sześcioodcinkowy serial dostępny na Apple TV+.


Akcja "Kulawych koni" rozgrywa się w specjalnej jednostce MI5 brytyjskiego kontrwywiadu. Choć należałoby raczej powiedzieć: w jednostce specjalnej troski. Trafiają do niej wyłącznie agenci, którzy czymś podpadli, coś zawalili, nie radzili sobie z powierzanymi im zadaniami. Czyli ci, którzy powinni wylecieć ze służby, ale dostają jeszcze ostatnią szansę: ich zadaniem jest wykonanie najbardziej żmudnej, niewdzięcznej pracy, której szkoda przydzielać bardziej kompetentnym pracownikom. Na przykład przeszukują śmieci wyrzucane przez osoby lub instytucje, znajdujące się w orbicie zainteresowania służb. 

Siedziba rzeczonej "jednostki dla przegrywów" mieści się w Slough House – zaniedbanym domu w centrum Londynu, nazwanym od miasta na obrzeżach brytyjskiej stolicy; to symbol podmiejskiej banalności, monotonii i nudy. Poeta John Bentjeman poświęcił mu w latach 30. wiersz, który zaczyna się od wezwania do zbombardowania nienadającego się do życia miasta; a Ricky Gervais osadził tu nie bez powodu akcję swojego "The Office".

Tę zbieraniną wypadłych z łask agentów kieruje Jackson Lamb, doświadczony funkcjonariusz pamiętający czasy zimnej wojny i mający za sobą służbę w Niemczech Wschodnich. Zimnowojenna chwała to jednak odległa historia: gdy poznajemy Lamba, jest już zmęczony, zgorzkniały, rozpity, wiecznie wymięty i potargany. Herron pisze, że Lamb wygląda "jak Timothy Spall, który się stoczył". Twórcy serialu dokonali trochę innego obsadowego wyboru, ale bez wątpienia trafili w dziesiątkę – w roli szefa Slough House obsadzili Gary'ego Oldmana. Aktor miał w ostatnich latach całą serię znakomitych ról, łącznie z oscarową kreacją Churchilla w "Czasie mroku"; w "Kulawych koniach" potwierdza swoją doskonałą formę. Jego Lamb jest jednocześnie odstręczający, żałosny, nieprzyjemny, wulgarny, a przy tym pełen wewnętrznej siły, godności i uczciwości – a zwłaszcza ta ostatnia w świecie szpiegowskich intryg jest towarem deficytowym.


Każdy brytyjski serial szpiegowski musi wywołać porównania z prozą Johna Le Carrégo i jej filmowymi adaptacjami – tu są one tym silniejsze, że nie tak dawno – w 2011 roku – Oldman wcielił się w Johna Smileya w rewelacyjnym "Szpiegu" Tomasa Alfredsona, adaptacji jednej z najwyżej ocienianych powieści Le Carrégo. Podobieństwa między obiema produkcjami nie kończą się na Oldmanie. Zarówno Le Carré, jak i Herron – a za nim serial – traktują świat służb jako zwierciadło szerszej rzeczywistości społecznej i politycznej. Le Carré, pisząc o brytyjskim wywiadzie, mówił jednocześnie o moralnej wieloznaczności zimnej wojny i cenie, jaką Zachód płacił za udział w niej, o powojennym zmierzchu Imperium Brytyjskiego i globalnego znaczenia Londynu oraz o niekompetencji, arogancji, a czasem zwykłej głupocie brytyjskich elit, niezdolnych zrozumieć przemiany zachodzące w otaczającym ich świecie. Także w "Kulawych koniach" rozpadający się Slough House z jego zgrzebnymi wnętrzami i smutnymi, zszarzałymi agentami odliczającymi kolejne dni do emerytury w poczuciu życiowej klęski, staje się symbolem Brytanii pogrążonej w głębokich problemach. 

Serial przygląda się zwłaszcza jednemu: skrajnej prawicy. Nastolatek pakistańskiego pochodzenia zostaje porwany przez grupę nacjonalistycznych radykałów. Terroryści zapowiadają, że zostanie zgładzony w transmitowanej w sieci egzekucji, przez ścięcie głowy – na wzór członków Państwa Islamskiego dokonujących publicznych egzekucji swoich przeciwników. Ekipa ze Slough House trafia w sam środek intrygi związanej z porwaniem. Z biegiem akcji przekonujemy się, jak głęboko i jak wysoko sięga gangrena ksenofobicznego radykalizmu. Wpływy skrajnej prawicy, a zwłaszcza jej języka i ideologii, okazują się przenikać do najwyższych kręgów władzy i elit społecznych. 

Równie wielkim zagrożeniem jak polityczny radykalizm w brunatnych barwach okazuje się arogancja, demoralizacja i niekompetencja elit, zainteresowanych wyłącznie walką o własną karierę i gotowych w tej walce posunąć się bardzo daleko. Na tym tle nieudacznicy z Slough House wydają się jedynymi elementarnie uczciwymi i sympatycznymi postaciami w całym serialu – i wcale nie tak bezużytecznymi, jak mogłoby się z początku wydawać. 


Od "Szpiega" "Kulawe konie" różni jedno: poczucie humoru. Rozkład brytyjskiej potęgi, który Le Carré i przenoszący jego prozę na ekran filmowcy pokazywali jako depresyjną tragedię, w "Kulawych koniach" przyjmuje postać farsy – często tragicznej, smutnej i dołującej, niemniej groteskowo śmiesznej. Ekipa stojąca za serialem – reżyser wszystkich odcinków John Hawes (pracujący wcześniej między innymi przy "Domu grozy" i "Czarnym lustrze") oraz showrunner Will Smith (Brytyjczyk niezwiązany rodzinnie z tegorocznym zdobywcą Oscara) – bardzo sprawnie łączy odmienne rejestry, przechodzi od tonacji komicznej do jak najbardziej poważnej, wplata humor w skomplikowaną, wielopiętrową intrygę, podsuwa widzom błędne tropy i zaskakuje zwrotami akcji; o tym ostatnim przekonujemy się zresztą już w rewelacyjnym otwarciu pierwszego odcinka.

Nawet jeśli w dalszych odcinkach niektóre narracyjne rozwiązania budzą pewne wątpliwości, a serial nie ma aż takiego gatunkowego i artystycznego ciężaru jak wspomniany "Szpieg", to całość ogląda się z wielką przyjemnością. Dla fanów gatunku pozycja absolutnie obowiązkowa. 
1 10
Moja ocena serialu:
8
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones