Napiszcie, gdzie będziecie pawiować, żebym wiedział gdzie ma mnie wtedy nie być:-)
A nie przyłączysz się? Może przy większej ilości uczestników wyjdzie z tego jakiś manifest ;)
90% ludzi na miejscu Rickona uciekało by w ten sam sposób. Po pierwsze wczujmy się w sytuację uciekającego, adrenalina, nieprzewidywalność reakcji Ramsaya. Nie w głowie wtedy slalomy a prosty bieg ile sił bo to najkrótsza droga.
dokładnie! Chłopak był przestraszony, nie myślał logicznie - ważne dla niego było to aby jak najszybciej oddalić się od Ramsaya i dobiegnięcie do Jona. Mam wrażenie, że niektórzy na tym forum nie chcą, żeby bohaterowie byli zwykłymi ''ludźmi'' ze swoimi słabostkami, wadami, głupimi decyzjami i ich konsekwencjami, tylko od razu wszyscy mają sprawiać jak najlepsze wrażenie i ogólnie być zaj*biści, charyzmatyczni i mieć fajne teksty i ogólnie być badassami.
Stary temat, ale właśnie mi się przypomniało, że pomyślałem wtedy, że Ramsay puści psy za Riconem a nie strzały...
Nie było źle.
1. Mereen.
Te tłumaczenia Tyriona były żałosne. "Spalisz miasto jak ojciec!" - miasto jest właśnie palone. A w ogóle od początku Daenerys planowała zniszczyć statki, to co Tyrionowi uderzyło do głowy z tym paleniem miasta? I tak i tak zrobiła po swojemu, nawet jeśli ostrzegał ją przed napuszczeniem smoków. Tyrion jakimś takim sucharzem i głuptasem się wydaje w tym sezonie.
Negocjacje: Ani widu ani słychu, notka o rozmowach pokojowych jakoś doszła do panów, podczas gdy w mieście dział się armagedon. Dobra, niech będzie że minęło trochę czasu.
Potem ogólnie roz3.14erdol, lot nad kukułczym... nad Mereen w wykonaniu smoczej królowej taki sobie, ani mnie panorama nie zachwyciła, ani sposób sfajczenia statku (za długo). Nie było tragicznie, jak w przypadku Areny, nawet lepiej. Głupie było już to co działo się pod bramą. Jakieś mordobicie, przyjeżdża Hector i takie na siłę. Jakby to była kawaleria USA podczas wojny secesyjnej.
Co do panów i ich egzekucji, Szary Robak mi się podobał bo zabadassował z tym sztyletem :D
2. Winterfell.
Cudowny, kochany Ramsay :D <na ten odcinek zapominam że pokonał Stannisa>. Rozmowy świetne za sprawą tego pierwszego, ale dziwię się, że nie znalazł jakieś riposty na tekścik Jona, który go zgasił o.O
Następnie tak jak przed każdą bitwą w tym serialu - preludium i przygotowanie mentalne bohaterów.
Tormund pije, Davos spaceruje, znajduje jelonka w miejscu egzekucji Shireen <jakie to było oczywiste> , Jon myśli, Sansa jest głupia. Moj poziom nienawiści i pogardy wobec niej po tym odcinku na razie jest ogromny.
"Czemu nie pytasz mnie o zdanie?!"
"A znasz się na strategii?"
"Nie".
http://www.gifbin.com/bin/062010/1275389857_naked-gun-facepalm.gif
To tak w skrócie. Co więcej, wiadomo, że Rickon zginie, natomiast dlaczego ją to nic nie obchodzi? Rodzina, obowiązek, honor. Nie ma ani tego ani tego, zależy jej na władzy i posadzeniu swojego tyłka kosztem tych biednych, dzielnych ludzi. Jak śmie Jonowi cokolwiek wypominać, jak okłamuje, a raczej zataja bardzo ważne informacje.
Fajny dialog przypominając geniusz Stannisa i fobię Dzikich przed kawalerią.
I jeszcze Mel i "nie wskrzeszaj mnie ponownie" Jon. Jakim cudem oszczędziła sobie gadek o Azorze Ahai? Jak nie ona :D
3. Mereen. W 40 dni dookoła świata, eee, w 4 odcinki z Wysp do Zatoki Niewolniczej :D
Ale bardzo dobry dialogi Yary z Daenerys. Rozumieją się jak siostry :D
"Nasi ojcowie byli złymi władcami, rządźmy my!" - ten dialog będzie puszczany na szkoleniach propagandowych feministek. Tyle silnej kobiecości na ekranie, praworządności :D Nie czepiam się aż tak, bo dialog i zrozumienie dwóch przyszłych władczyń był świetny.
4. Bitwa o Winterfell.
Od strony technicznej - cudo. Od scenariusza już gorzej, no ale to Dedeki, proszę zauważyć.
I tak mamy śmierć Rickona, ustrzelonego przez strzelca wyborowego mjr Ramsaya Boltona. Lubię te jego zabawy, śmieszki, prowokacja i manipulacja udana jak nic. Ramsay to typ, który spowodowałby tysiące gunwoburz na FW i innych portalach.
Zażenował mnie najazd kamery, gdy strzały jeszcze trafiają w martwego Rickona. Jezu, przecież to dziecko. Już pokazaliście, jak jedno pali się na stosie, wystarczy wy chore poyeby. Ale tu zarzut do reżysera.
A więc strzały trafiają w Rickona... ale w Jona już nie. Ilość plot-armoru w tym odcinku dosięga temu Aryi. No ja rozumiem, Ramsay już nie trzymał łuku, ale 50 łuczników <pewnie więcej> może siłą ognia równać się temu jednemu snajperowi.
Następnie Jon na przeciw kawalerii - no jakim cudem nie został stratowany? plot armor - to odpowiedź na wszystko. Krótko od strony technicznej, cudo, starcie konnicy przypominało mi to z Królestwa Niebieskiego w bitwie pod zamkiem Karrak. Kamera pozostaje u Snowa i jest prowadzona jakoby z ręki, mieliśmy już z tym do czynienia chyba w Hardhome. Powiedziałbym, że podpatrzone w Zjawie <walka indian i traperów w lesie na początku filmu, lecz nie pamiętam, czy kamera szła tam w ten sposób, chyba tak>, ale Zjawa wyszła jak GoT był gotowy i czekał na premierę.
Natomiast podobny styl kręcenia był zastosowany w 4 odcinku True Detective, nie na taką skalę, ale tak do porównania. https://www.youtube.com/watch?v=TSRHc2-S0Rw
Jak i tu, tak w GoT wyszło to oszałamiająco, czuć chaos bitwy, jakby się tam było. Wielkie brawa za nakręcenie bitwy. Bitwa jest brudna, dynamiczna, Jon wymiata - wszystko jak należy.
Bezwzględność dowódców:
- Davos - nie strzelać, trafimy swoich
- Ramsay - strzelać <wyebane> :D - gdy czytałem spoilery trochę mi to wadziło, że ci źli są tak źli, że muszą stosować zasadę "cel uświęca środki", natomiast przeskok ujęć z Ramsaya na Davosa i z powrotem niweluje mój sceptycyzm. Nie niweluje tego natomiast huzia na wikinga Davosa. Łucznicy są po to, by osłaniać i mógł ich zachować do ostrzeliwania właśnie pikinierów Boltonów, no wiecie, jakieś obwody. Davos dorastał mentalnie wśród Stannisa, nie powinien zachować się tak pochopnie.
Z murem z ciał troche absurdalnie, nie wiem, czy w średniowiecznych bitwach dochodziło to do takich rozmiarów, w końcu żeby rósł, ktoś musiał na niego wejść i zginąć i tak w kółko. Z pikinierami też kiczowato wyszło, że tak otaczają bez większej reakcji ludzi Jona. Jeśli chodzi już o wykonanie i cel muru z tarcz, to miło się na to patrzyło, bo działał jak powinien <tylko Wun Wun i Tormund oczywiście byli w stanie coś zdziałać, ale to przecież nie są randomy> - akcja z Tormundem przypomniała mi trochę radziecki film "Aleksander Newski", tak też jakiś kozak przebił się przez podobny mur w wykonaniu Krzyżaków.
Kolejny absurd, to stratowanie Jona, chłopak był w stanie wstać jeszcze o.O Podobna sprawa jak w Królestwie Niebieskim, gdy wszyscy się tak stłoczyli i zaczęli wręcz tulić. (wyłom w Jerozolimie - podobnie)
Odsieczy LF i jego teleportu nie skomentuję. Sam wjazd kawalerii wyglądał najgorzej w tym odcinku - po jednym seansie, ale to jak i lot na smoku muszę obejrzeć z kilka razy, by wyrobić pewniejszą opinię.
5. Winterfell. Czas antenowy się kończy, to czas na kończenie po łebkach. Jon, Torcio i olbrzym przychodzą pod bramę chwilę po tym, gdy Ramsay wjeżdża tam konno. Armia pod bramą? Ani widu ani słychu, wszyscy się skapnęli gdy ktos zaczał pukać. Wun Wun dzielnie zbiera na klatę strzały i włócznie, co robili w międzyczasie łucznicy dzikich? Teleport zadziałał za późno? Dlaczego nie strzelali do kuszników i łuczników na murach WF? Po wyważeniu bramy zamiast wbić kawaleria Doliny, wbijają właśnie ci dzicy. Ramsay, jedyny myślący strzela olbrzymowi w głowę, ale moment, myślący? strzela w konajacego już olbrzyma, zamiast odstrzelić żywego i żwawego Jona. Taki z niego honorowy człek, że woli go wyzwać? Oczywiście, zamiast strzelić mu w nogę, strzela w tarczę i ostatecznie dostaje cięgi.
6. Egzekucja. Sansa - ty przycholu :O nie no, miała prawo, tak czy siak brawa dla niej, że naraziła na śmierć przyrodniego brata, jego ludzi, ale przecież tron WF jest jej! Rickon nie żyje, nikt nie ma większych praw, no teraz tylko, żeby Bran nie przeżył. Prawie jej się udało, by poległ bękart, który odwalał za nią czarną robotę, a ona ma do niego od początku kampanii pretensje.
Szkoda mi Ramsaya, wolałbym dla niego szubienicę, żeby tylko ta Sansa nie miała osobistej satysfakcji, że jego własne psy zjadły własnego pana.
R.I.P. Cudotwórco.
Takie jeszcze uwagi:
1. Co się stało z Karstarkiem? Poległ w którymś momencie?
2. Gdzie Duch? Wszystkie CGI poszły na smoki jak rozumiem? A element mogący siać trochę postrachu wśród Boltoniarzy twórcy sobie darowali.
3. Głowa Kudłacza faktycznie za mała.
4. Teorie w internecie, kto się pali na krzyżach, a to po prostu jakieś randomy.
5. Tyle wspomnień o Stannisie.
6. To spojrzenie Davosa na Mel pod koniec <3
Ocena takie 8/10. Mimo bzdur <które są w każdym filmie> oglądało mi się przyjemnie. Nawet te Mereen nie wadziło, dialog Yary z Deanerys ku pokrzepieniu serc feministek <tak to odebrałem> mi się podoba.
Ten jelonek był z drewna. Jakim cudem sie nie sfajczył? Oh wait.... pod WTC tez znaleziono paszport porywacza terrorysty w stanie nienaruszonym.
Od pierwszego odcinka mam marzenie, że Davos zjara Melkę.
"Ten jelonek był z drewna. Jakim cudem sie nie sfajczył? Oh wait.... pod WTC tez znaleziono paszport porywacza terrorysty w stanie nienaruszonym."
Też o tym myślałem, ale darowałem sobie już tę uwagę, post i tak jest za długi ^^
"Od pierwszego odcinka mam marzenie, że Davos zjara Melkę."
O rany, cycki zaprzepaszczone, nie mów tak, bo wykrakasz :p
oj tam brakowało mu jednej nogi :D i też tak mi się wydaje, że dni Melissandre są policzone... ciekawe czy łaskawy Pan Światła ją wskrzesi...
Oczyma wyobraźni widzę scenę jak Davos jara Melkę i ona na oczach wszystkich zmienia się w staruchę płonącą na stosie.
A potem reakcje widzów. Bo starowinka, bo Pan Światła ją opuścił lub nigdy w niego nie wierzyła, lub ją ukarał za błędne interpretowania wizji i usprawiedliwanie jej poczynań.
byłoby ciekawie gdyby się tak stało... w finale ostatniego sezonu wybili tyle postaci, że teraz bilans pewnie będzie temu równy, więc może Melissandre faktycznie się sfajczy
''Szkoda mi Ramsaya, wolałbym dla niego szubienicę, żeby tylko ta Sansa nie miała osobistej satysfakcji, że jego własne psy zjadły własnego pana. ''
Nie rozumiem - czy to coś złego, że ofiara, która jest kobietą, odczuwa satysfakcję widząc śmierć/karę swojego oprawcy? Doświadczywszy od niego tego, czego Sansa doświadczyła od Ramsaya?
Jej kobiecość nie ma tu akurat nic do rzeczy. Sansa po prostu od jakiegoś czasu (a w tym odcinku osiągnęła apogeum) jest głupią, sfochowaną na wszystkich tępą dzidą, która uważa, że wszystko należy jej się na tacy, ludzie powinni za nią walczyć i ginąć, bo jest wielką lady Stark, która traktuje przyrodniego brata jak posługacza, choć odwala za nią i dla niej czarną robotę. Zataja przed nim strategiczną informację o nadchodzącym wsparciu narażając jego i jego ludzi na śmierć. I na koniec to oczywiście tylko ona zasługuje na osobistą satysfakcję z wykończenia swego oprawcy. Tak jakby Jon nie stracił całej rodziny, jakby na jego oczach nie zabito mu brata. Widziałeś, by Sansa w jakikolwiek sposób zareagował na śmierć Rickona? Na śmierć tych wszystkich ludzi, którzy za nią polegli? Jona to obeszło, ale dla niej ważne jest, że dostała czego chciała. To po prostu ludzi wqrwia i wcześniejsze krzywdy Sansy niestety nie zmieniają w niczym tego, że stała się odpychającą, samolubną suczą. Uśmieszek satysfakcji na jej obliczu przyprawia mnie o mdłości.
Dlatego jeśli nie wybebeszy LF-a, który zafundował jej atrakcje Ramseyowe, to całkowicie polegnie moralnie. I nie ma znaczenia, że przybył z odsieczą. Nie zrobił tego bezinteresownie. Ja bym go zayebała będąc Sansą.
Nom, niech Sansa morduje Pedopalucha w następnym odcinku i wychodzi za mąż za Śnieżka (jak widać w trailerze, nie ma jej za złe, że mu nie powiedziała o armii)
Sansa i Śnieżek? Znaczy ten ostały bohatyr? Niech Matka i Ojciec i inne bogi plus ich nieskończona ilość chronią nas przed takim rozwiązaniem. To gorsze niż Sansa Królowa Północy. Sprawdzę budżet, bo chyba nie przewidziałam tych kilogramów ogórów kwaszonych, hektolitrów wódki i cysterny kefiru.
haha :D zobaczymy, jak dla mnie DDki już zapomniały żę Sansa nie powiedziała Jonowi o Dolinie, więc wszystko możliwe.
Trailer następnego epizodu pokazuje, że Jon mówi Sansie o zaufaniu. Jeśli on to AA, to by ją zaciukał lub zamknął w lochach.
Gdzie tam, Jon? Zabić kobietę, siostrę? Zresztą w serialu rządzi alternatywna logika DDkow, a nie normalna logika.. Ja nawet się nie podniecam watkiem 'czemu Sansa nie powiedziała o posiłkach' bo na serio nie wiem jak to uzasadnią DDki w następnym odcinku - myślę że rozrzut może być od 'Sansa jest zagubioną nieufną straumatyzowaną dziewczyną' do 'Sansa jest teraz złą psycholką i ma gdzieś swoją rodzinę'. A najpewniej nie będzie to nic spójnego, albo w ogóle tego tematu nie ruszą, bo nie powiedziała po prostu żeby było 'zaskoczenie' w postaci odsieczy.. Tak samo jak z 'czemu Arya nie umarła' - ludzie rozkminiali a wyszło że rozwiązanie jest prymitywne jak budowa cepa..
A dla Sansy ożenek ze Śnieżkiem byłby świetnym pomysłem (obydwoje rządzą, może mu ufać, jest honorowy). Czy dla Jona byłoby to takie fajne - chyba nie do końca, ale po trailerze widać że nie chowa urazy, w czółko całuje ;)
Zgadzam się. Od ujrzenia zwiastuna jednego z poprzednich odcinków jak LF zawitał w okolice Muru by zaoferować swe usługi Sansie twierdzę, że ona powinna sprzedać mu kosę bez mrugnięcia okiem. Wykorzystał ją do swoich celów wydając ja za Ramsaya, teraz ona powinna wykorzystać jego i odesłać do krainy wiecznych łowów jak już zrobił swoje.
Dwight akurat rozpisał przede mną motywacje mojego zdania, dlaczego nie pasuje mi indywidualna sprawiedliwość Sansy. Jeśli już nie publiczna egzekucja, to Jonowi najbardziej należało się zrobić z twarzy Ramsaya miazgę, podczas gdy ten się odsunął.
Jeszcze co do preludium, Sansa na własne życzenie wyszła za Ramsaya. LF ją zmotywował, nie zmusił - nie sprzedał.
Próbowała nim nieudolnie manipulować, Ramsay po prostu był sprytniejszy i niszczył ją psychicznie. Mimo małżeństwa próbowali się wzajemnie owinąć w okół palca.
Ramsay w przeciwieństwie do Joffa nie bił jej, spełniał swój małżeński obowiązek spłodzenia dziedzica. To okrutne, ale Sansa nie była jedyną jak na tamte średniowieczne czasy traktowaną w taki sposób.
Ale daruję sobie brutalność Ramsaya w tej kwestii, Sansa wszystko zrobiła na własne życzenie, to niech zbiera konsekwencje. Do tego dochodzi cały jej wątek i jakoby apatię w odcinku 9, co rozwinął Dwight i całe moje współczucie do Sansy pryska, przez jej głupotę i wręcz wywalone na Jona, poniekąd Rickona <te króciutkie spojrzenie na leżącego Rickona na noszach nie było dość emocjonalne, wyglądało to tak jakby interesowała się zemstą za swoją niedolę, choć może wliczała to w też stratę brata, nie kwestionuję tego>
Współczułem jej i kibicowałem w Królewskiej Przystani i Orlim Gnieździe. Natomiast nie jej dałbym wymierzenie sprawiedliwości, tak osobiste na Ramsay'u..
Jak dla mnie Sansa może dowolną osobę w Westeros rozczłonkować i nakarmić nią karpie. Ale niech to zrobi własnymi rencami, a nie wysługuje się innymi i szmaci siebie, niech nie robi z siebie idiotkę. I niech przy okazji nie giną tysiące ludzi i jej osobisty brat.
Blackfish temi rencami odbił swój dom, nikogo się nie prosił, zachował własną dumę i godność. Zrobił to z obowiązku i miłości do domu. Sansa wykorzystała wszystkich ze swojego otoczenia do zemsty na Ramsayu, nie oszukujmy się, Winterfell to bonus.
Ależ proszę, niech Sansa uśmiecha się na widok torturowanego Ramsaya. Którego by sama złapała dzięki ciężkiej pracy. Ale kuźwa, ona go nawet nie przywiązała do tego krzesła! Co jeszcze, może powinna wezwać jakiegoś rannego trepa z pola bitwy, żeby jej wymasował zmarznięte stópki?
Jej płeć nie ma nic do rzeczy, to piździor, akurat typu żeńskiego :P
Moze w następnej odsłonie pokaże prawdziwe jaja i wybebeszy LF-a, który jej zafundował gehennę z Ramseyem. I co z tego, że mieli epicką scenę na konikach? Nie zrobił tego bezinteresownie. Nie wybebeszy? Ups. Słaba z niej ''graczka'' w takim razie. Ja bym pojechała po bandzie i trzymała dotychczasowy kurs myślowy :)
"Te tłumaczenia Tyriona były żałosne. "Spalisz miasto jak ojciec!" - miasto jest właśnie palone. A w ogóle od początku Daenerys planowała zniszczyć statki, to co Tyrionowi uderzyło do głowy z tym paleniem miasta?"
Z tego co pamiętam rozchodziło się o to, że Daenerys powiedziała coś w stylu "ukrzyżuje panów, spale ich miasta" czyli chodziło nie o Meeren tylko Yunkai i Astapor, dlatego Tyrion zaprotestował, że jeżeli tak postąpi to będzie jak jej ojciec.
Zgoda, źle przysłuchałem się dialogowi. Myślałem, że chodzi o statki i panów na nich się znajdujących, ale mówi też o miastach.
"Z tego co pamiętam rozchodziło się o to, że Daenerys powiedziała coś w stylu "ukrzyżuje panów, spale ich miasta" czyli chodziło nie o Meeren tylko Yunkai i Astapor, dlatego Tyrion zaprotestował, że jeżeli tak postąpi to będzie jak jej ojciec."
Tak z innej strony, to ciekawe, że z kolei Tyrion nie ma nic przeciwko atakowi Danki na Westeros (co się będzie wiązało z paleniem miast i hordą dzikich gwałcących Dothraków)
''Tak z innej strony, to ciekawe, że z kolei Tyrion nie ma nic przeciwko atakowi Danki na Westeros (co się będzie wiązało z paleniem miast i hordą dzikich gwałcących Dothraków)''
Zwłaszcza pamiętając jej płomienną przemowę na smoku z epicką muzą we tle, która spotkała się z oklaskami widzów.
Pal sześć Tyriona, ale ciekawe czy sama Danka w ogóle się nad tym zastanawia? Przecież tak dba o los maluczkich, przecież to dla nich chce "break the wheel" złożone z wielkich rodów. Ciekawe czy zdaje sobie sprawę, że by obalić wielkie rody będzie musiała palić i mordować także maluczkich, którzy mieli nieszczęście być poddanymi tego czy tamtego lorda, który akurat stanie jej na drodze.
"3. Głowa Kudłacza faktycznie za mała."
Jeszcze co do tego. Miałem nadzieję, że Sansa albo Jon powie coś w stylu "You do realise that's actually wolf head?" i bam okazuje się, że Umber był wierny Starkom, Rickon jest uwolniony albo to był jakiś dzieciak podstawiony, a Jon wygrywa dzięki zdradzie w obozie Boltona. Lepsze to niż teleportacja wojsk Littlefingera :/
"Co więcej, wiadomo, że Rickon zginie, natomiast dlaczego ją to nic nie obchodzi? "
Ale skąd pomysł, że jej to nie obchodzi?
"Ramsay, jedyny myślący strzela olbrzymowi w głowę, ale moment, myślący? strzela w konajacego już olbrzyma, zamiast odstrzelić żywego i żwawego Jona."
Gdyby zastrzelił Jona, momentalnie by zginął. A tak wykalkulował sobie, że będzie jeszcze pertraktował sobie z Jonem.
"Egzekucja. Sansa - ty przycholu :O nie no, miała prawo, tak czy siak brawa dla niej, że naraziła na śmierć przyrodniego brata, jego ludzi, ale przecież tron WF jest jej! Rickon nie żyje, nikt nie ma większych praw, no teraz tylko, żeby Bran nie przeżył. Prawie jej się udało, by poległ bękart, który odwalał za nią czarną robotę, a ona ma do niego od początku kampanii pretensje. '
Jak to Sansa naraziła przyrodniego brata? On był już skreślony, dzięki Branowi i Osze.
I ostrzegała Jona, że jeszcze za wcześnie na atak, żeby zaczekał, że ma za mało ludzi, otrzegałą też, że Ramsay nie jest taki głupi i że to Jon wpadnie w jego pułapkę, nie jej wina, że ten był taki napalony na atak huzia na józia.
I skąd pomysł, że jej zależy na tronie? Ona jedynie chciała odzyskać WInterfell, sprawić, by zawisł tam sztandar Starkow.
"Szkoda mi Ramsaya, wolałbym dla niego szubienicę, żeby tylko ta Sansa nie miała osobistej satysfakcji, że jego własne psy zjadły własnego pana. "
Szkoda, że hejt na biedną Sansę przesłania to wszystko, co Ramsay zrobil za pośrednictwem tychże psów właśnie, jego polowania na kobiety i inne takie. Należało mu się takie zejście ze świata bez dwóch zdań, jaka znowu szubienica? Jedynie jeszcze obdarcie ze skóry na żywca można by jeszcze brać pod uwagę.
"Gdyby zastrzelił Jona, momentalnie by zginął. A tak wykalkulował sobie, że będzie jeszcze pertraktował sobie z Jonem."
Nie powinno w ogóle dojść do tego, by Ramsay wystrzelił. Każdy żołnierz Boltonów ktory wyskakiwał zza rogu dostawał "kulkę", a ktory Dziki wie jak wygląda Ramsay? Co więcej, Jon wcale nie zgodził się na pojedynek, to skąd w umysłach Dzikich narodził się pomysł, że właśnie mają do czynienie z pojedynkiem.
Dlaczego strzelając do olbrzyma, dokonując aktu agresji miał nie zostać zabitym natychmiastowo? Na jedno moim zdaniem wychodzi, czy strzeliłby w tego czy tamtego. A po strzale w Jona mógł mieć chorą satysfakcję z zabicia przywódcy wojsk wroga.
"Jak to Sansa naraziła przyrodniego brata?"
Rickon jest jej bratem, a Jon PRZYRODNIM bratem. Gdyby informacja o wojskach Doliny, byłby zupełnie inny plan na bitwę. Postarano by się ją przeciągnąć, czy coś, na czas odsieczy. Nie wiem, jak by to się potoczyło, ale nastroje z wiedzą, że idzie się walczyć przeciwko przewadze liczebnej były gorsze, niż ze świadomością, że w pobliżu galopuje wielotysięczne wspracie konnicy.
"I ostrzegała Jona, że jeszcze za wcześnie na atak, żeby zaczekał, że ma za mało ludzi,"
Na co miał czekać? Nie miał jak zdobyć więcej ludzi. Wystarczyłoby powiedzieć o Dolinie, wtedy mógł wiedzieć o tej większej ilości ludzi na ktorych miał czekać. Ale Sansa ze swoją taktyczną ułomnością go łaskawie o tym nie poinformowała.
"I skąd pomysł, że jej zależy na tronie?"
Chodziło mi o tron Winterfell, tron Północy. Owszem, moje sforumułowanie mogło zostać źle zrozumiane, wybacz.
Co do Ramka, byłbym usatysfakcjonowany, gdyby ściął go Jon, czy też rzucił na pożarcie, oskórował, cokolwiek. Po tym co Sansa odwaliła, jakoś nie sądzę by to jej się należała sprawiedliwość. Jon stracił dużą część wojska, brata, jego siostra cierpiała, a co do Sansy? Sama zgodziła się na ślub, może nie miała nic do gadania co do Rickona <jego śmierć była pewna, tylko opatrznośc chroniąca przed strzałami tak jak Jona mogła go uratować>, ale jest odpowiedzialna za śmierć tylu Dzikich i wojsk Północy, którzy to ją poparli.
Najwidoczniej wiedzieli, że to Ramsay, a nie jakiś radnom. Wyraźnie widać też było, że są w gotowości i tylko czekają na znak od Jona. Jakim pojedynkiem, chyba raczej zdawali sobie sprawę z tego, że zabił jego brata i że jest jego. Nie odebraliby mu prawa do zabicia go, no chyba że na rozkaz.
"Dlaczego strzelając do olbrzyma, dokonując aktu agresji miał nie zostać zabitym natychmiastowo? "
Jak to dlaczego? Chyba każdy głupi wiedziałby, po co Jon tak pędził do zamku. W sensie za kim. Od samego początku Jon, jak tylko wystartował do przodu, leciał na Ramsaya.
"A po strzale w Jona mógł mieć chorą satysfakcję z zabicia przywódcy wojsk wroga."
Ale on nie chciał zabić przywódcy wroga. On chciał się wykaraskać cało z tej sytuacji. Mało tego, do końca wierzył, że tak właśnie będzie.
"Rickon jest jej bratem, a Jon PRZYRODNIM bratem."
Ano racja :D No to niech będzie o Jonie.
Jon ten, przy układaniu swego planu bitwy, w ogóle nie raczył zapytać się o swego przeciwnika jedynej osoby, co miała o nim pojęcie. Niech się cieszy, że olana Sansa i tak mu powiedziała. A powiedziała mu wystarczająco. Powiedziała, że ma za mało wojska i żeby się jeszcze wstrzymał, bo nie mają szans, co już starała się przekazać poprzednio w obozie. Co miała powiedzieć więcej, jak nie wiedziała, czy LF przybędzie? Że jak juzMiała powiedzieć - LF proponował mi pomoc, ale odmówiłam i go przegnałam, potem jednak się zreflektowałam i do niego napisałam po prośbie? Skoro jej rodzony wuj odmówił wsparcia to tym bardziej mogła wątpić, że urażony Petyr tak zrobi.
Przecież Jon był tak napalony na tę bitwę, że i tak by nie posłuchał, bo on musiał najechać Winterfell jak najszybciej, bo Rickon.
Mimo, że patrząca realnie Sansa wyraźnie mu powiedziała, że nie może kłaść wszystkiego na szali, bo Rickon i tak jest już stracony. Że nie będzie tak jak to sobie Jon umyślił, że wprowadzi go w pułapkę, bo Ramsay myśli nieszablonowo i to Jon wpadnie. Że lubi się bawić ludźmi i wykorzysta Rickona. No ale Jon przecież nie da się nabrać jakiemuś Ramsayowi, prawda? Więc co tam wszelkie ostrzeżenia Sansy. Nie mogła mieć potwierdzenia od Petyra, skoro była przerażona wizją bitwy, skoro powiedziała Jonowi, że w razie niepowodzenia będzie musiała się zabic, skoro naciskała, że jak mają atakować, to raz, a dobrze, a nie cała dotychczasowa praca na zmarnowanie. Ale Jon nadal, hózia na józia.
Głupotą w tym wątku to było to, że nikt nie powiadomił Ramsaya o wycieczce z Doliny.
"Ale Sansa ze swoją taktyczną ułomnością"
Za to Jon z Davosem popisali się taktyką nie z tej ziemi. Proszę Cię...
"Chodziło mi o tron Winterfell, tron Północy."
Ja wiem, że chodziło o tron Północy. Tylko że nadal nie rozumiem, skąd to wziąłeś. To Petyr chce tego stołka.
(nawiasem mowiąc, to kto ma tam siedzieć, skoro Rickonowi nie będzie dane? Jonowi i Branowi są pisane wyższe epickie cele, a Arya się nadaje tylko do zabijania).
"ale jest odpowiedzialna za śmierć tylu Dzikich i wojsk Północy"
Najpierw piszesz, że Sansa sama sobie winna, więc niech nie narzeka na Ramsaya, co jej tam zrobił, a za chwilę żałujesz Dzikich i pozostałych tam. No to się zdecyduj, bo oni również z własnej woli wzięli udzial w tej bitwie i w odróżnieniu od Sansy wiedzieli, gdzie idą i że śmierć na polu bitwy jest bardzo prawdopodobna. Nikt ich do niczego nie zmuszał, zgodzili się na walkę z własnej woli.
Poza tym winny jest Jon, bo to przez jego egoizm, typowy dla Starków (mimo że Sansa próbowała go przygotować na to, że Rickon najprawdopodobniej zginie i że nie będzie to ładny widok był w szoku, niech i tak się cieszy, że młody nie płonął tam na krzyżu, obdarty wcześniej ze skóry, Ramsay i tak był dla niego łaskawy) posypał się cały plan bitwy i dał się złapać Ramsayowi jak dziecko (w czym potem pomógł też i Davos). Tylko dzieki Sansie przeżyli i odbili WInterfell, gdyby nie ona to by wszyscy skonczyli jak Stannis, a Ramsay umocniłby się na stanowisku lorda WInterfell i namiestnika Północy., Tylko dzięki jej wcześniejszemu ukorzeniu i pozbyciu swej dumy, uratowali tyłki.
Co do tego, że sama zgodziła się na ślub i tak dalej to jasne, ja nigdy Sansy nie żałowałam, nawet podczas nocy poślubnej, w której żadnego zresztą gwałtu nie widziałam. Natomiast Sansa na własne oczy widziała, co robił Ramsay i tego też sama (choć w dość lajtowej formie) sama doświadczyła. I z tego powodu, jak i też (co nawet ważniejsze), że była tam Starkiem najwyższym rangą, to ona miała największe prawo do wykonania wyroku na Ramsayu za zagarniecie starkowej siedziby, za skazanie na tułaczkę Brana i Rickona, za zabicie Rickona, jak i też pośrednio za zamordowanie brata oraz za znęcanie się nad Theonem.
To tak samo, jak Brienne miała największe prawo (poza Lorasem, no ale go tam nie było) do wykonania wyroku na Stannisie, choc tego też wiem, że nie przyjmujesz do wiadomości.
"Za to Jon z Davosem popisali się taktyką nie z tej ziemi. Proszę Cię..."
Heh, może nie czytałaś moich narzekań, ale wierz mi, że Davosa hejtuję za jego "myśl" strategiczną i dobrego słowa o nim nie powiem.
O Jonie też nie, tylko nad nim wzięły górę emocje, był tak bliski brata, którego bestialsko zabił Ramsay. Jednak powinien się opanować...
Podsumowując, Fune, każdy zachował się jak idiota. W pewnym momencie w tym temacie, oddałem Sansie to, że ostrzegła Jona przed Ramsayem (choć rychło w czas, noc przed bitwą)
"Głupotą w tym wątku to było to, że nikt nie powiadomił Ramsaya o wycieczce z Doliny."
Magia :D Kto mógł go ostrzec przed teleportem :D Ramsay z pewnością był pewny, że Dolina siedzi sobie odizolowana pod Fosą Cailin, kto o zdrowych zmysłach spodziewałby się teleportu? :D Oczywiście, żartuję, ale co mogę rzec o tej głupocie?
"Najpierw piszesz, że Sansa sama sobie winna, więc niech nie narzeka na Ramsaya, co jej tam zrobił, a za chwilę żałujesz Dzikich i pozostałych tam."
No okej, ale dzięki informacji Sansy o LF taktyka na bitwę byłaby ustalona inaczej. Przeczekanie czy cos, w koncu Ramsay nic nie wiedział o patatającej armii Doliny od kilku tygodnie po Północy ^^
Wiedza to władza, wiedza dla Jona o armii LF była wskazna, by moc ją wykorzystać. Pozostaje odpowiednie użycie Rickona przez Ramka by sprowokować, ale to zależy też od innej taktyki Jona i zwlekania przed wyjściem w pole. Bądź co bądź nie wiem, jak uratować Rickona tak, żeby Ramsay nie schował się w WF.
"Tylko dzieki Sansie przeżyli i odbili WInterfell"
I tak i nie. Gdyby Sansa powiedziała o wojskach LF skoordynowano by to tak, by ponieść minimalne straty.
"Ja wiem, że chodziło o tron Północy. Tylko że nadal nie rozumiem, skąd to wziąłeś. To Petyr chce tego stołka."
Wydaje mi się, że Petyr odpowiednio namieszał w głowie Sansie, że też chce tego stołka. Dzięki niej będzie miał popracie Północy. A ona sama prawdopodobnie daje się wykorzystywać .
"Więc co tam wszelkie ostrzeżenia Sansy. Nie mogła mieć potwierdzenia od Petyra, skoro była przerażona wizją bitwy"
Czy ja wiem? Magicznie pojawiła się u jego boku w trakcie odsieczy. Mam wrażenie, że ugadała się z nim, tylko Jon dał się powieść emocją i szlag to trafił (te zwlekanie z bitwą). Powinna powiadomić Jaśka, tego jestem pewien.
Co do zemsty i wymierzeniu sprawiedliwości, oddałbym to Jonowi, mimo wszystko. Theon sam się nadział, Sansa identycznie z tym ślubem.
Och, to dobrze, że równiez nie widziałaś gwałtu, wielu ludzi na to właśnie narzeka.
A teraz tak podsumowując, nie ma postaci która nie zachowałaby się w tym odcinku głupio. Davos, szarża odwodami. Litości.
Jon, dał się ponieść emocjom.
Sansa, zatajanie informacji.
Ramsay ... no on był akurat najmądrzejszy i nawet szkoda, że nie zwyciężył. Jedynym głupim ruchem było wystrzelanie swojej jazdy i przeciwnika, co pomogło bardziej Jonowi niż jemu.
Brak zwiadu i odkrycia armii doliny to już głupota scenariusza, nie jego.
W zasadzie, głupoty bohaterów są głupotami scenariusza, ale mniejsza już z tym. Nie wiadomo, co Dedeki robią z pełna premedytacją myślać że to niezłe, a co chcą pokazać jako idiotyzm bohaterów.
"Heh, może nie czytałaś moich narzekań, ale wierz mi, że Davosa hejtuję za jego "myśl" strategiczną i dobrego słowa o nim nie powiem.
O Jonie też nie, tylko nad nim wzięły górę emocje, był tak bliski brata, którego bestialsko zabił Ramsay. Jednak powinien się opanować...
Podsumowując, Fune, każdy zachował się jak idiota. W pewnym momencie w tym temacie, oddałem Sansie to, że ostrzegła Jona przed Ramsayem (choć rychło w czas, noc przed bitwą)""
Davos zachował się fatalnie (też emocje wzięły górę), stwierdzenie tego, to nie hejt. I chodziło mi o to właśnie, że skoro tacy doświadczeni dowódcy dali przysłowiowej dupy, to dlaczego największą odpowiedzialność za przebieg bitwy zrzuca się na Sansę, razem z litrami pomyj.
Jon był ostrzeżony, żeby się nie spodziewał za dużo, jeżeli chodzi o przeżycie Rickona, powinien być bardziej przygotowany na tę ewentualność, nie znajduje dla niego usprawiedliwienia za jego zachowanie, bo jedyna ich szansa na pokonanie Ramsaya poszła w piz#u, a co za tym idzie życie całej jego armi(jki). A to on był za nią odpowiedzialny jako dowóca, nie Sansa. I to on z niej zrezygnował w bezsensownej szarży na armię Ramsaya. Na Rulora, czego on się spodziewał?
"No okej, ale dzięki informacji Sansy o LF taktyka na bitwę byłaby ustalona inaczej. Przeczekanie czy cos"
Nie byłoby żadnego przeczekania, bo Jon ruszył na Winterfell ze względu na RIckona i chciał to zrobić jak najszybciej. Za nic miał uwagi Sansy na ten temat. A sam wysłany list do Petyra nie dawał mu nic. Za to miał całkiem niezły plan. Wystarczyło się go trzymać i wtedy dzieki Sansie uratowaliby więcej tyłków. Ona zrobiła swoje, w przeciwieństwie do Jona.
Ba, nawet pewność o pomocy ze strony Arrynów nie dała by nic, bo Petyr nie chciał walki koń w koń. On chciał wkroczyć jako wybawiciel epicko na sam koniec, w końcu przybył po stołek namiestnika (przecież nie dla Sansy). Rickon i tak by zginął, a Jon tym bardziej dałby się zrobić jak dziecko, bo wiedziałby że dostanie wsparcie, a Petyr spokojnie przeczekałby, aż się tam powybijają.
Co do Jona jeszcze, to sam wymagał od dziecka, żeby zignorowało to, że widziało jak na jego oczach Dzicy brutalnie i bezceremonialnie zarzynają mu rodziców, ale jak przyszła kryska na matyska to już sam nie potrafił - nieładnie, bardzo nieładnie.
"I tak i nie. Gdyby Sansa powiedziała o wojskach LF skoordynowano by to tak, by ponieść minimalne straty. "
Jak wyżej, straty byłyby takie same. Minimalne byłyby tylko wtedy, gdyby Jon zachował się, jak na dowódcę przystało.
"Wydaje mi się, że Petyr odpowiednio namieszał w głowie Sansie, że też chce tego stołka. Dzięki niej będzie miał popracie Północy. A ona sama prawdopodobnie daje się wykorzystywać ."
Podczas minionych wydarzen Sansa myślała tylko o tym, żeby w końcu na murach WInterfell zawisł sztandar Starkow i żeby Ramsay zapłacił. O stołku przyjdzie myśleć czas póżniej. I nie ma tu co mieszać, nie ma innego kandydata, skoro Jon ma azorować a Bran latać w czasie i przestrzeni. Wolałbyś psychopatkę Aryę?
Jak dla mnie to oni się wykorzystują nawzajem, tu już nie ma miejsca na sentymenty.
"Czy ja wiem? Magicznie pojawiła się u jego boku w trakcie odsieczy."
Dla mnie to raczej Petyr dołączył do miejsca, gdzie ona oglądała przebieg bitwy, nie odwrotnie.
"Co do zemsty i wymierzeniu sprawiedliwości, oddałbym to Jonowi. Theon sam się nadział, Sansa identycznie"
Ja będę się trzymać tezy, że to, że ktoś się sam nadzieje na własne życzenie, z głupoty czy arogancji, nie odbiera mu prawa do zemsty. A nawet do współczucia jemu, jak to mam w przypadku Theona (choc jednocześnie uważam, że zasłużył, i generalnie dobrze mu to zrobiło).
Przy okazji to za śmierć Rickona obwiniam, po kolei, Neda, Robba i Brana.
"Och, to dobrze, że równiez nie widziałaś gwałtu, wielu ludzi na to właśnie narzeka. "
Bo nie można mówić o gwałcie, gdy jest zgoda na seks taki, jaki będzie. A że był bezceremonialny to cóż, nie było nic mowy, że będą motylki w brzuchu i takie tam, większość westerowskich facetów się tym nie przejmowało, nawet jak się było królową nie miało to akurat w tym aspekcie znaczenia, jak chciała gry wstępnej to trzeba było się zdeflorować z Tyrionem.
Zresztą imo to Sansie nie tyle wtedy sam seks przeszkadzał (jestem przekonana, że septa Mordane uświadomiła ją doskonale, na czym polega ze strony kobiety obowiązek małżenski i że wcale nie musi być rózowo i kolorowo, a nogi rozłożyć i tak trzeba), co to, że była tam obecna osoba trzecia i to ją właśnie upodlało, zwłaszcza, że był to, wtedy przez nią znienawidzony i pogardzany, Theon.
Ramsay był zajebisty w tym odcinku, jako strateg jest może przy okazji bezlitosny dla swych ludzi (ale przecież i Robb taki był, gdy posłał swych ludzi na pewną śmierć, bo mu to pasowało do wizji), ale mega skuteczny i zwycięstwo w tej bitwie mu się należało :D
Ja tylko w jednej sprawie - nie broń "strategicznej myśli" Sansy w tym odcinku, bo nie ma czego bronić. Co z tego, że nie była pewna czy LF przyjedzie? Wszystko rozbija się o to co miał niby zrobić Jon nie wiedząc o potencjalnej odsieczy Doliny? Przecież po scenie narady tłumaczy tej idiotce jak krowie na rowie - Sansa, wiem że mamy mniej ludzi, ale TYLE MAMY i WIĘCEJ NIE BĘDZIEMY MIEĆ, więc co innego pozostaje? Czekać? Na co? Kto się zjawi, skoro biedowaliśmy po całej Północy i odpowiedziały dwa rody na krzyż?
To Ramsay miał czas, mógł siedzieć za murami Winterfell i śmiać się z nich. To, że zdecydował się przyjąć walną bitwę to i tak dużo, bo w polu można było spróbować go pokonać. To właśnie było teraz albo nigdy i Sansa powinna była po prostu powiedzieć, że wysłała kruki, że wojsko Doliny prawdopodobnie jest niedaleko i może jeszcze poczekać, może warto to sprawdzić itd. Przecież gdyby odwlekli tą bitwę o dzień czy dwa mieliby zupełnie inną pozycję. Jestem pewien, że Jon by zaczekał mając wizję tak silnego wsparcia, bo nie był głupcem, umiał liczyć. Może Rickon by przeżył, bo Ramsay chciałby go wykorzystać jako kartę przetargową w obliczu przeważających sił wroga? Ale po co dać bratu szansę, jak można mieć na niego wylane i stwierdzić, że i tak zginie...
Dlatego nie broń proszę tej mendy, bo nie zasługuje na to. To przez nią zginęło mnóstwo dobrych ludzi, którzy mogli żyć gdyby nie jej "masterplan", to właśnie pośrednio przez nią zginął Rickon, prawie zginął Jon, jej przyrodni brat, który robi tak naprawdę wszystko dla niej - prosi lordów o wsparcie, kombinuje, stara się, przekonuje dzikich by szli na wojnę za jakichś Starków, na których im przecież nie zależy, ale zależy im na Jonie, walczy w pierwszej linii i naraża życie. On to robi DLA NIEJ, bo przecież sam nie jest Starkiem i Winterfell nie będzie jego. A ta co? Potrafi tylko mieć pretensje że Jon nie wyczarował jej więcej wojsk i się szarogęsić.
A już tego fragmentu:
"Przecież Jon był tak napalony na tę bitwę, że i tak by nie posłuchał, bo on musiał najechać Winterfell jak najszybciej, bo Rickon."
w ogóle nie kumam. Przecież to był kurna też jej brat! Sama parę odcinków wcześniej motywuje Jona do działania właśnie tym argumentem "bo Rickon". I co? I koniec końców ma go w doopie, kiedy może kupić jemu i im trochę czasu i zobaczyć czy z wojskiem Doliny za plecami da się coś lepiej rozegrać. Ale że jest wyrachowaną zimną egoistką, to tylko obrzuca zwłoki brata spojrzeniem jakby był jakimś randomem po czym idzie rozprawić się z mężulkiem. Bo przecież najważniejsze, że dostała co chciała - zamek i zemstę na Ramsayu. Reszta się nie liczy.
A co do tego ze nie wiedziała do końca czy Dolina przybędzie, że jest przerażona wizją bitwy - to jakim cudem gdy armia LFa nadjeżdża, ona jest razem z nimi??? Czyli co? Wymknęła się z obozu i musiała wiedziała gdzie jechać i że tam znajdzie Petyra z wojskiem Doliny. To nie mogła tego qrwa zawczasu powiedzieć Jonowi???
Sorry, ale dla mnie Sansa sięgnęła dna tym odcinkiem.
Przede wszystkim już podczas negocjacji z Ramsayem powinni jasno postawić sytuację: żądamy uwolnienia Rickona (Króla Północy), mamy większe siły (gdyby Jon wiedział o armii z Doliny), poddaj się.
Coś jak Dany w tym odcinku: Nie omawiamy mojej kapitulacji tylko waszą. To Starkowie mieliby przewagę i prawo żądania czegokolwiek.
Sansa zrobiła to, żeby strollować Boltona, który wyśmiał Starków z ich małą armią i był pewny zwycięstwa. Ona była pewna, że Baelish przybędzie z odsieczą, inaczej nie powiedziałaby "jutro zginiesz", nie kompromitowałaby się, gdyby to nie było pewne.
Ale kogo obchodzi Rickon, powód dla którego Jon poszedł na wojnę. To Ramsay pierwszy o nim wspomniał, to Ramsay powiedział, że Jon będzie UŁASKAWIONY ZA DEZERCJĘ (no wreszcie ktoś to zauważył). Bolton jest mistrzem tego odcinka i pomimo wszystkich okrucieństw zasłużył na zwycięstwo i bycie namiestnikiem.
"nie wiedziała do końca czy Dolina przybędzie, że jest przerażona wizją bitwy"
No to bzdura, Sansa musiała dostać potwierdzenie offscreen. A to straszenie Jona samobójstwem, udawanie przerażonej to była kolejna "gra" Sansy (szkoda tylko, że gra swoim bratem, jedyną osobą, której może zaufać). Jak to milczenie, kiedy Jon zapytał skąd mogliby pozyskać więcej ludzi. To wszystko kłamstwa.
Jeszcze żąda od Jona, żeby jej nie ignorował, a jak pyta ją o radę to Sansa nie ma nic do powiedzenia, nie zna się. Lepiej, jakby od początku była z nim szczera.
"Przecież po scenie narady tłumaczy tej idiotce jak krowie na rowie - Sansa, wiem że mamy mniej ludzi, ale TYLE MAMY i WIĘCEJ NIE BĘDZIEMY MIEĆ"
To też powód, dla którego Jon nie traktował Sansy poważnie, bo skąd ona chciała wziąć tych ludzi, dla Jona to było nierealne. Gdyby wiedział o wielkiej armii z Doliny, o Baelishu, który chce jakoś odkupić swoje winy to na pewno narady by się przedłużyły, to zmieniłoby WSZYSTKO.
"tylko obrzuca zwłoki brata spojrzeniem jakby był jakimś randomem po czym idzie rozprawić się z mężulkiem."
To też prawda, zero emocji. Jon faktycznie nie popisał się biegnąc wprost na armię (cudem to przeżył, najwyraźniej ukradł Ramsayowi plot armor :P), ale jego rozpacz jest jakoś bardziej zrozumiała.
Ależ oczywiście, zupełnie inaczej gada się mając o połowę mniej ludzi, a zupełnie inaczej mając za sobą siły, przed którymi Ramsay powinien czuć respekt. Tym bardziej, że armia Ramsaya to nie byli sami fanatycznie mu oddani, lojalni ludzie Boltonów, tylko ludzie różnych lordów, którzy stali przy nim, bo był w tamtym momencie silniejszy. Nie wiadomo jak zachowaliby się widząc, że Starkowie mają za sobą Dolinę i mogą zwyciężyć. Z takim wsparciem Jon mógł im potajemnie złożyć odrębne propozycje pokoju w zamian za zdradzenie Ramsaya.
Dokładnie, też mam wrażenie, że jej chodziło po prostu o to, żeby zetrzeć Ramsayowi ten uśmieszek z gęby. Spoko, ale czemu do cholery nie mogła wtajemniczyć w to Jona??? Można było równie dobrze rozegrać to tak, że nie ujawnialiby swojej przewagi, trzymać tego asa w rękawie do końca, ale mieć gotowy plan. Tak czy inaczej, Jon powinien był wiedzieć.
Zgadzam się co do Boltona - trzeźwo ocenił sytuację swoją i Starków, był kalkulujący, konsekwentny. Gdyby nie interwencja Fabuły powinien był to wygrać z palcem w nosie. No i fakt - jako jedyny zająknął się o dezercji Jona :) Dziwne, że inni lordowie mu tego nie wytknęli.
Rozmowa Jona z Sansą w namiocie i jej "rady" to jest jakiś totalny fak ap. Jeśli nawet uznać z dużą dozą wyrozumiałości dla tego biednego dziewczęcia, że miło byłoby zapytać ją o zdanie, dać się jej wykazać etc., to po uwadze Jona, że nie mają więcej ludzi powinna była właśnie się wykazać i wyznać, że być może załatwiła im parę tysięcy doborowego wojska z Doliny. I nawet jak Jon robiłby jej wyrzuty że skumała się z Baelishem, który już raz ją wystawił do wiatru to miałby przynajmniej sensowne argumenty strategiczne: "wiem, że to szuja, ale jaki mamy wybór? Sam powiedziałeś, że nie mamy więcej ludzi, z armią Doliny mamy przewagę, mamy większe szanse, rozegrajmy to inaczej, przygotujmy się lepiej" etc. Jon nawet jakby kręcił nosem, poszedłby na to, bo wiedział, że nie ma sensu unosić się honorem i ginąć, a przede wszystkim narażać setki swoich ludzi na śmierć jeśli jest możliwość wygrać to przy minimalnych stratach własnych.
To prawda, Jon się nie popisał tą szarżą, ale przecież można go zrozumieć, że emocje wzięły górę. Zachował się może głupio i nieodpowiedzialnie jak na dowódcę, ale zachował się po ludzku - na jego oczach zabito mu brata, dla którego poszedł na tą całą wojnę z Boltonem. Przecież nie zależało mu na samym Winterfell, dopiero wiadomość o Rickonie przekonała go, żeby wyruszyć przeciw Ramsayowi. Dla niego to była przede wszystkim sprawa rodziny i uratowania bliskiej mu osoby. A dla tej wywłoki Rickon był tylko kolejnym argumentem służącym do przekonania Jona. Gdy już bitwa była nieunikniona, przestał się najwyraźniej liczyć i można było spisać go na straty. Jej reakcja na widok ciała brata jest wymowna. No co za sucz! Naprawdę nie wiem jak można jej bronić :/
„Przede wszystkim już podczas negocjacji z Ramsayem powinni jasno postawić sytuację: żądamy uwolnienia Rickona (Króla Północy), mamy większe siły (gdyby Jon wiedział o armii z Doliny), poddaj się”
A co to by dało. Ramsay na taką wiadomość schowałby się za murami Winterfell i tyle by z tego było. Żeby coś ugrać trzeba by było mieć nie zwyczajnie większą przewagę, tylko ogromną przewagę. I czas, którego ekipa Jona zwyczajnie nie ma, bo zbliza się zima, i to taka prawdziwa z Nocnym Królem i całą ferajną. To, ze Ricon był martwy od momentu zdrady Umbera było jasne jak słońce, a Sansa tylko wypowiedziała na głos coś, czego najwyraźniej Jon nie mogl przyjąć do wiadomości.
Ja uważam, że do konca Sansa nie była pewna Bealisha, nie wiem skąd pomysł że było inaczej, ze cos się wydarzyło offscreen. Sansa udawała? Serio? Przeciez to totalna nadinterpretacja. Nie ma ku temu absolutnie żadnych przesłanek. (przypominam - oglądamy prosty serial pt „Gra o Tron”a nie jakiegoś Kubricka, żeby to sobie cokolwiek dopowiadać, no chyba że w przyszłym odcinku okaże się inaczej, wtedy się pokajam). Tak samo jak brak emocji przy zwłokach brata, gdzie zaraz potem zadaje pytanie „gdzie jest Ramsey” i idzie się nad nim poznęcać. To chyba sugeruje coś innego. Sansa nie zachowała się jak jej młodsza wersja, jej mina była inna ale daleka bym była od stwierdzenia, że jej to w ogóle nie ruszyło. Może i nie ruszyło, to jest akurat zalezne tylko i wyłącznie od subiektywnego wrażenia troche to nie powazne wyciągać na takiej podstawie wnioski. Fakt jest za to taki, że gdyby Sansa była taka perfidnie złą, doprowadziła by do tego, żeby wojska Doliny zaczekaly az Jon skona, a najlepiej wszyscy.
Zgadzam się co do tego, że powinna powiedzieć Jonowi o schadzkach z Bealishem i usprawiedliwianie poczynań tej tępej „dzifki szmaty Sansy”nie jest przedmiotem moich zainteresowań, właściwie to cieszyłabym się z jej smierci, ale bez przesady. Jak czytam, że chojrakujące stwierdzenie „You are going to die tomorrow, lord Bolton”jest dowodem na to, że Sansa wiedziała o LF i pewnie umówiła się z nim na konkretnym pagórku, to serio nie wiem czy to tak na poważnie:D.
Sansa chciała zemsty, podobnie jak Jon, a pewnie bardziej. Miała do tego prawo. Nie jest najmądrzejsza (mówiąc najdelikatniej) ale ani przez moment w tym co robi nie widać wyrachowania. Żeby dorabiać sobie historie i offscreenowe SCENY, o których nie było mowy na podstawie miny?
"Ramsay na taką wiadomość schowałby się za murami Winterfell i tyle by z tego było."
Wtedy szturmowaliby zamek, odbiliby go szybciej, niż Blackfish Riverrun.
"I czas, którego ekipa Jona zwyczajnie nie ma"
Kilka dni nie zrobiłoby różnicy. Gdyby Sansa była wcześniej szczera z Jonem mogliby napisać do Baelisha jeszcze gdy podróżowali po Północy czy właśnie w starym obozie Stannisa. Z Deepwood motte na Wyspy niedźwiedzie też nie idzie się jeden dzień. Wiadomo, na początku Sansa liczyła na wielki poparcie Północy, ale po zderzeniu z rzeczywistością mogła powiedzieć Jonowi o Dolinie.
"To, ze Ricon był martwy od momentu zdrady Umbera było jasne jak słońce"
Jasne, połowa fanów wierzyła, że Umber ma plan. Ciekawe co wtedy Sansa by zrobiła.
Gdyby podeszli pod Winterfell z siłami Doliny Ramsay miałby tylko życie Rickona. Nie był idiotą i nie zabiłby go od razu. Co innego jak pod Winterfell podeszła garstka, którą Ramsay spokojnie mógł zmiażdżyć. Wtedy najpierw postanowił się pobawić i sprowokować, a sam Rickon był już zbędny.
"Ja uważam, że do konca Sansa nie była pewna Bealisha, nie wiem skąd pomysł że było inaczej, ze cos się wydarzyło offscreen."
Stąd, że to miała być "intryga". A wiadomo, że nie mogła dostać potwierdzenia na ekranie, bo to zniszczyłoby cały plot twist z armią Doliny. To tak samo jak korespondencja między Walderem i Tywinem.
Ale oczywiście ja zakładam też taką opcję, że mogła nie dostać potwierdzenia. Tylko wtedy nadal była pewna. Wiedziała, że Baelish to nie jest jakiś dzieciak, który obrazi się, bo go wcześniej odrzuciła. Zależało mu na tym, żeby 1. ODKUPIĆ SWOJE WINY (w oczach Sansy), 2. ZOSTAĆ NAGRODZONYM, co Sansa mu w liście obiecała.
Nadal uważam, że miała pewność, że Baelish przybędzie i owszem na czas, bo Baelish nie jest idiotą.
Różnica jest tylko taka, że przez zatajenie zginęło wielu ludzi, a Baelish zrobił z siebie wybawcę. Inaczej mogło w ogóle nie być mowy o ODSIECZY (w sensie nie o odsieczy, a o sojuszu).
"zaraz potem zadaje pytanie „gdzie jest Ramsey” i idzie się nad nim poznęcać. To chyba sugeruje coś innego."
Nie, nie sugeruje. To była zemsta za to, co JEJ wyrządził. Inaczej dałaby Jonowi dobić go na śmierć, a nie zmusiła go do przestania wzrokiem "nie odbieraj mi tego, Jon".
Co do Rickona, za szybko postawiła na nim krzyżyk. Szanse były niewielkie, ale patrz, to tak samo jak Robb miał Jaimego, a Ned został ścięty. Szanse były 1/1000 000 że Jaime wróci żywy do stolicy, ale ani Tywin ani Cersei czy Tyrion nie stwierdziliby, że "Jaime już jest martwy" i nie pozwoliliby na żadne Krwawe gody, gdyby jego życie było zagrożone. A mówimy o Lannisterach, goddammit.
„Wtedy szturmowaliby zamek, odbiliby go szybciej, niż Blackfish Riverrun”
I znowu nie wiem skąd taka pewność. Ani nie wiemy ile czasu mu to zajęło (niech będzie, ze mało) ani nie wiemy jak to zrobił. Może i znał zamek i mu to pomogło, a może po prostu (jak podejrzewam) był obstawiony trzema Frayami na krzyż. Widziałam za to, jak Jamiemu zrzedła mina podczas nieudanych negocjacji z Blackfishem, bo wiedział, że szturm zajmie mu duzo za duzo czasu, czasu którego nie ma. Z tego co wiem Winterfell ma potężne fortyfikacje, ich jedynaą machiną oblężniczą był nieuzbrojony Wun Wun, a podobno idzie zima (chociaż o dziwo śniegu wciąż nie widać).
„"I czas, którego ekipa Jona zwyczajnie nie ma"”
Chodziło mi o to, że Jon nie miałby czasu na ewentualne oblężenie zamku. Przecież to nie jest kwestia kilku dni. To, że młody Bolton w ogóle zdecydował się na walkę w takiej formie to cud i szansa którą Jon powinien poszanować. Co do reszty się zgadzam.
„Jasne, połowa fanów wierzyła, że Umber ma plan”
Fani wierzyli, ale przecież nie serialowe postaci:P.
„Gdyby podeszli pod Winterfell z siłami Doliny Ramsay miałby tylko życie Rickona”
Pomijając to co wcześniej napisałam, nie mogę sobie wyobrazić Ramsa który się poddaje. Siedzi za potężnymi murami i mialby oddac Ricona w zamian za co? Za łaske? Za zostanie z powrotem bękartem? Wieźniem?. Moim zdaniem bronił by zamku do końca, ale oczywiście to jest zwykła gdybanina.
„Stąd, że to miała być "intryga". A wiadomo, że nie mogła dostać potwierdzenia na ekranie, bo to zniszczyłoby cały plot twist”
W przypadku Walder-Tywin to miało sens i kontekst, tutaj wygląda to tak jakby w głowach DeDekow najpierw narodziła się myśl o „zaskoczeniu”a potem jak zwykle bohaterowie musieli na tym ucierpieć robiąc zwyczajnie głupie rzeczy. Nie od dzisiaj wiadomo, ze bohaterowie służa tym pismakom do poprowadzenia fabuły w pewne miejsce, wbrew logice i spójności postaci. Sansa zachowała się głupio, dziecinnie i nieodpowiedzialnie. Nie wiadomo czemu nie powiedziała Jonowi o ewentualnej pomocy wojsk Doliny i pewnie nawet w przyszłym odcinku nie będzie musiala się z tego tłumaczyć. Ja zwyczajnie nie dorabiałabym do tego drugiego dna bo w tym przypadku to zwykłe łatanie dziur. Jestem przekonana że Sansa nie powiedziala o Dolinie raczej z powodu głupoty (albo zwyczajnie bez powodu, bo musiała być „niespodzianka”) a nie jakiejś podstępnej intrygi. I na prawdę mówie to z perspektywy kogos nielubiącego Sansy.
„Różnica jest tylko taka, że przez zatajenie zginęło wielu ludzi, a Baelish zrobił z siebie wybawcę.”
Bealish nie jest głupi. Wiadomo, że w tej sytuacji miał niezłe wejście i efekt od razu jest inny, ale czy w innym przypadku Petyr nie byłby wybawcą? Tak czy siak by im pomógł (Sansie), no chyba nie wierzysz, że za nic. Wtedy to dopiero mógłby negocjować a biedny Jon musiałby się zgodzić na wszystko. No chyba, że pomógł by im tylko przez wzgląd na Sanse i z dobrych i szczerych pobudek, a szczerze mówiąc wolałabym tego nie widzieć.
„Nie, nie sugeruje. To była zemsta za to, co JEJ wyrządził”
A dla mnie sugeruje. Taka była moja pierwsza myśl. Spojrzała na zwłoki brata i pomyślała o zemście.
JEJ wyrządził największą krzywdę, w tym przypadku drugorzędne jest to, że z jej własnej winy. Jon się wyżył i Sansa też dostała co chciała. Nie powiem żeby mi się to podobało ale też nie widze w tym problemu. Jak dla mnie wszstko czego chciała to zemsty, nie wydaje mi się żeby bycie jakas lady WF było celem samym w sobie.
„Co do Rickona, za szybko postawiła na nim krzyżyk. Szanse były niewielkie, ale patrz, to tak samo jak Robb miał Jaimego, a Ned został ścięty. Szanse były 1/1000 000 że Jaime wróci żywy do stolicy, ale ani Tywin ani Cersei czy Tyrion nie stwierdziliby, że "Jaime już jest martwy"”
Ale mówimy o Ramsayu. Wciąż będę się upierała przy tym że jest (był) nieprzewidywalnym psycholem. Jego inteligencja kończy się tam gdzie zaczyna się jakieś emocjonalne obycie, którego psychopaci nie posiadają. To jest potwór, który czerpie radość z pastwienia się w najbardziej możliwie okrutny sposób nad kimkolwiek. To jest sadysta i sajką, który ze swojego poprzedniego zakładnika zrobił wióry (a taki Theon w przeciwnienstwie do Ricona mu nie zagrażał, chyba to nie było mądre), który pewnie to samo zrobiłby w swoim czasie z Sansa. I ona o tym WIE. Jamie był zakładnikiem czcigodnych Starków, najbardziej przykra rzecz jaka go spotkała po śmierci Neda (!)to walnięcie kamieniem w łeb i na prawde nie mogę sobie wyobrazic czegos gorszego z ich strony. Taka jest róznica meidzy Starkami a Ramsayem. Poza tym Lanisterowie mieli Sanse. Te sytuacje są dla mnie nieporównywalne. Dodatkowo, gdzie Tywin a Sansa.
Pisze to dlatego, bo dziwi mnie aż takie skupianie się i obwinianie Sansy za cale zło tego świata i to na podstawie własnych odczuć i własnej interpretacji. To dopiero jest stronnicze.
Bitwy też często trwają w nieskończoność. To było dla Starków teraz albo nigdy i musieli iść z tym co mają i zrobić to jak należy. To z tym brakiem czasu to naciągane jak tłumaczenia twórców serialu. Przecież zastanawialiśmy się ile musiało Starkom zająć latanie po Północy z jednego zamku do drugiego, a przecież trzeba spać, trzeba jeść, a co Ramsay w tym czasie robił. Tutaj czas jest pojęciem względnym, bardzo szerokim do interpretacji. Jeżeli twórcy zadecydowaliby, że ma być szturm to by zrobili szturm, to tylko serial. Zresztą myślę sobie, wystarczyłoby zrobić wielką zbroję dla Wun wuna, podbiegłby pod Winterfell, drzwi wyważył, połowę zmiażdżył na miejscu, i koniec imprezy :P
"Pomijając to co wcześniej napisałam, nie mogę sobie wyobrazić Ramsa który się poddaje. Siedzi za potężnymi murami i mialby oddac Ricona w zamian za co? Za łaske?"
Jeżeli TAKA armia podeszłaby pod Winterfell to Ramsay nie miałby wielu możliwości. Musiałby grać tym co ma i pewnie czekać na oblężenie wierząc w honor Jona i miłość do brata. A Jon nie rzucałby się, gdyby życie Rickona było zagrożone.
Można gdybać, ale jedyne co jest pewne to, że Ramsay zostawiłby Rickona na koniec, nie na początek.
A Blackfish by się poddał, gdyby nie Edmure? Też nie, ale Jaime nie miałby wyjścia, musiałby szturmować zamek.
"tutaj wygląda to tak jakby w głowach DeDekow najpierw narodziła się myśl o „zaskoczeniu”a potem jak zwykle bohaterowie musieli na tym ucierpieć"
No przecież właśnie tak jest, dlatego w następnym odcinku Sansa tak po prostu przeprasza Jona i bardzo żałuje, że mu nie powiedziała. I koniec, nie było tematu. To miała być tylko zagrywka dla plot twistu, nie ma co doszukiwać się jakiejś głębi.
"Sansa zachowała się głupio, dziecinnie i nieodpowiedzialnie."
Ale dobrze, że to dostrzegasz, że Sansa nawaliła. Rozumiem jakby powiedziała, a Jon miałby to gdzieś, wtedy nikt nie czepiałby się Sansy, a Jon wyszedłby na idiotę. A tak, trudno mi winić Jona za to jak się tam zachowywał, chociaż też się nie popisał. Cudem Jon w ogóle przeżył (wiadomo, cud nazywa się plot armor). A Sansy nic nie usprawiedliwia. Zresztą nikt na forum nie podał jeszcze ŻADNEGO dobrego argumentu, na usprawiedliwienie, dlaczego Sansa zataiła informację przed bratem. "Bo mogła, bo nie musiała mu mówić" mnie nie przekonuje. I nie jest na korzyść Sansy.
A ciekawe jakby Baelish dotarł wtedy, jak Ramsay już by skończył z Jonem i wrócił do Winterfell? Czy może jego człowiek obserwował bitwę, żeby zrobić wejście smoka?
"Bealish nie jest głupi. Wiadomo, że w tej sytuacji miał niezłe wejście i efekt od razu jest inny, ale czy w innym przypadku Petyr nie byłby wybawcą?"
Gdyby wysłali mu kruka z ofertą sojuszu, w zamian przykładowo za rękę Sansy Stark to Baelish stawiłby się natychmiastowo i razem by zaatakowali. Oczywiście to jedna z wielu opcji. W każdym razie jedno jest pewne: Baelishowi BARDZO zależało, żeby zostać nagrodzonym i żeby Sansa znowu go potrzebowała/żeby mu wybaczyła/żeby odkupił winy w jej oczach i to ona była w pozycji, żeby stawiać warunki!
"Ale mówimy o Ramsayu. Wciąż będę się upierała przy tym że jest (był) nieprzewidywalnym psycholem."
Ja będę się upierać przy tym, że nie był idiotą. Sezon wcześniej większość liczyła na zwycięstwo Stannisa, ale wystarczyło 20 dobrych ludzi, żeby Stannis został z garstką, łatwą do zmiażdżenia. Wtedy Ramsay też nie czekał, aż mu padną pod zamkiem tylko wyszedł z zamku i zakończył wojnę.
On zwyczajnie nie trafił na godnego przeciwnika. Walczył z żelaznymi, z garstką Stannisa, Moat Cailin wziął sposobem, Winterfell po prostu wzięli z ojcem, Jon i jego smutne dzikusy to wydawała się kolejna powtórka z rozrywki czyli wyjść, zmiażdżyć, triumfować. Dlatego znamy Ramsaya takiego jakiego znamy. Nawet nie mieliśmy okazji przekonać się jak poradziłby sobie z naprawdę silnym przeciwnikiem.
Chociaż Stannis był taki na początku, ale widzisz, że twórcy zawsze piszą sceny tak, żeby poszło według ich wizji - w sensie do wizji dopisują historię niekoniecznie patrząc na logikę czy konsekwencję, niszcząc charakter postaci, robiąc z nich idiotów. Prawda jest taka, że Rickon musiał umrzeć, a Bolton musiał przegrać. Najlepiej ten odcinek podsumowuje Jon w deszczu strzał - jak masz przeżyć to przeżyjesz nawet to.
Czegokolwiek nie zrobiłaby Sansa, Jon przebił ją wielokrotnie. Ona mu nie powiedziała o liście, który został olany, Tu nie ma żadnych strategicznych myśli. W przeciwieństwie do Jona, którego plan strategiczny obowiązywał i który to przez swoją niekompetencję wysłał ludzi, którzy walczyli tam tylko dla niego, na pewną śmierć. Śmierć ta została oszczędzona co niektórym, z Jonem na czele, tylko dzięki wcześniejszym działaniom Sansy (a konkretniej dzięki planom wejścia na namiestnikowy stołek przez Petyra).
Jon ją wysłuchał jednym uchem, a drugim wypuścił, bo i tak nie miało dla niego znaczenia, co o człowieku, którego jedynie ona tam znała, ma do powiedzenia. Mimo, że wszystko, co powiedziała, się spełniło, on wielce zdziwiony.
Nie rozśmieszaj mnie, ze Rickon by przeżył. Ramsay trzymał go tam tylko jako zabawkę, by użyć w odpowiednim momencie i zagrać na Jonie jak na mandolinie. Na tym samym Jonie, nawiasem mówiąc, który od dzieciaka wymagał, by olał brutalny mord na swych rodzicach co widział na własne oczy i się z wrogami bratal. A sam jak przyszła kryska na matyska to jedyne, co potrafił, to olać swych ludzi i ruszyć na armię przeciwnika nie wiem na co licząc. Chyba tylko na śmierć, tym razem bez powrotu.
"Przecież gdyby odwlekli tą bitwę o dzień czy dwa mieliby zupełnie inną pozycję. Jestem pewien, że Jon by zaczekał mając wizję tak silnego wsparcia, bo nie był głupcem, umiał liczyć.'
Sansa chciała czekać, Jon absolutnie nie, i tak stracił czas na czekanie na odpowiedź od rodzonego wuja. A Ramsay robił tik tak. Na pewno by zaczekał na jakąś hipotetyczną pomoc od urażonego, pogonionego wcześniej faceta, co jego siostrę przekazał Boltonom i na wojska, co odmówiły swego wsparcia, gdy sama Cat, osobiście, o nie prosiła. A Petyr na pewno by się z nim umówił na walkę bok w bok, rezygnując z roli wybawiciela Północy :D Zresztą co to ma do rzeczy. Plan Jona był dobry, wystarczyło się tylko go trzymać, żadna informacja o jakimś liście Jonowi do niczego potrzebna, wystarczyłoby spokojnie, że Sansa wykazała się inicjatywą, przełkneła gorycz i dumę, i ukorzyła się przed Petyrem. Gdyby i Jon zrobił swoje wszystko zakończyłoby sie inaczej. Spokojnie przetrzymałby Ramsaya do momentu wkroczenia wojsk Doliny. To nie wina Sansy, że zachował się jak palant i doprowadził do masakry.
"to przez nią zginęło mnóstwo dobrych ludzi, którzy mogli żyć gdyby nie jej "masterplan", to właśnie pośrednio przez nią zginął Rickon, prawie zginął Jon'
I naprawdę mnie nie rozbrajaj :D Rickon zginął pośrednio przez Neda, Robba i Brana, którzy byli za niego odpowiedzialni, ale mieli inne rzeczy ważniejsze dla nich na głowie. Wina Sansy, że Rickon został złapany i dostarczony Ramsayowi? Wow, naprawdę nienawiść do postaci fikcyjnej zaślepia :D
Jon prawie zginął, bo zachował się haniebnie jako dowódca, skoro Olly'ego ściął za niesubordynację z powodów emocjonalnych, to sam siebie powinien przynajmniej oddać pod sąd wojskowy (jak słusznie zauważyła inna forumowiczka). I nie jest winą Sansy, ze zrobił tak, jak go przedtem wyraźnie ostrzegała.
Sansy nie mam bronić, bo to menda, ale Jon za to taki biedaczek nieboraczek? :D
"przekonuje dzikich by szli na wojnę za jakichś Starków, na których im przecież nie zależy, ale zależy im na Jonie, walczy w pierwszej linii i naraża życie"
To Jon ich przekonał. I oni walczyli dla niego, nie dla jakiś Starków (a nie dla jakiejś Sansy; zresztą i Jon nie dla Sansy walczył, a dla Rickona). A on miał ich gdzieś, bo przecież ważniejsze jest hózia na józia na armię, co tam, że mieliśmy ustalony konkretny plan. Za który to zresztą Jon był odpowiedzialny, żeby go przeprowadzić. Ramsay miał niezły ubaw, ale właśniez Jona. I powinien wygrać tę bitwę, w pełni na to zasłużył.
"To, że zdecydował się przyjąć walną bitwę to i tak dużo, bo w polu można było spróbować go pokonać. To właśnie było teraz albo nigdy" (...) "Przecież gdyby odwlekli tą bitwę o dzień czy dwa mieliby zupełnie inną pozycję. "
Dlatego Sansa naciskała, że właśnie, że skoro teraz albo nigdy to nie ma co marnować tego, co udało im się osiągnąć. Żeby poczekali. Ale nie, Jonowi było śpieszno, żeby ratować Rickona i kompletnie nie rozumiał, że stawka jest o wiele większa, a Rickon i tak jest przegrany. To zwykły realizm, jest przekonana, że z tymi siłami przegrają i miała racja, bo z Jona taki dowódca jak z koziej dupy trąba. Od innych wymagać, od siebie nic, wypisz wymaluj krew Robba.
" Ale że jest wyrachowaną zimną egoistką, to tylko obrzuca zwłoki brata spojrzeniem jakby był jakimś randomem po czym idzie rozprawić się z mężulkiem. "
No raczej po zobaczeniu Rickona poszła rozprawić się z mężulkiem. Oczywiście wg CIebie nie m.in. za Rickona, bo tylko Jon ma prawo do ruszenia na Ramsaya po spojrzeniu na brata. Jesteś też specjalistą od żałoby, dobrze wiedzieć.
"Bo przecież najważniejsze, że dostała co chciała - zamek i zemstę na Ramsayu."
Praktycznie wszyscy, łącznie z Jonem i widzami (z małymi wyjątkami) chcieli, by Starkowie dostali zamek i zemstę na Ramsayu, więc wybacz, ale to stwierdzenie również mnie rozbraja.
"to jakim cudem gdy armia LFa nadjeżdża, ona jest razem z nimi??? Czyli co? Wymknęła się z obozu i musiała wiedziała gdzie jechać i że tam znajdzie Petyra z wojskiem Doliny. "
No jasne, przecież nie stała w bezpiecznym - na czas bitwy - miejscu, żeby wszystko obserwować (bo jak inaczej miała wiedzieć, czy ma pozostać żywa czy też nie) i Petyr nie mógł po prostu do niej dojechać. Wszyscy znajdują siebie czy przedmioty w tym serialu i zawsze wiedzą, gdzie szukać, ale Sansa z pewnością była z Petyrem umówiona na tydzień przed bitwą.
"Sorry, ale dla mnie Sansa sięgnęła dna tym odcinkiem."
Taa, za to Jon sięgnął góry. Z mistrzem taktyki Davosem :D
"Tu nie ma żadnych strategicznych myśli."
Z tym się akurat zgadzam...
"Śmierć ta została oszczędzona co niektórym, z Jonem na czele, tylko dzięki wcześniejszym działaniom Sansy (a konkretniej dzięki planom wejścia na namiestnikowy stołek przez Petyra)."
Mylisz skutek z przyczyną. To działania Sansy w pierwszej kolejności sprawiły, że Jon i jego ludzie znaleźli się w takiej gównianej sytuacji. Gdyby planując bitwę wiedzieli o odsieczy Doliny wszystko miałoby inny przebieg i Sansa z Petyrkiem nie musieliby robić patataj na białych konikach w ostatniej chwili ratując Jona przed śmiercią.
"Jon ją wysłuchał jednym uchem, a drugim wypuścił, bo i tak nie miało dla niego znaczenia, co o człowieku, którego jedynie ona tam znała, ma do powiedzenia. Mimo, że wszystko, co powiedziała, się spełniło, on wielce zdziwiony."
I cóż takiego odkrywczego powiedziała Sansa? Że Ramsay jest zuuyy i nie można mu ufać? Thank Yoy, Captain Obvious, doprawdy przełomowe spostrzeżenie... Szkoda, że nie wybąkała nic mądrego jak ją Jon spytał co mają w takim razie robić.
Jon na pewno był świadom, że Ramsay to podła gnida, ale dał się ponieść emocjom. Przynajmniej on pokazała, że mu zależało na Rickonie. Siostrzyczka wolała mieć w tym czasie malowniczą scenę na pagórku z rycerzami Doliny wyłaniającymi się zza jej pleców.
"Nie rozśmieszaj mnie, ze Rickon by przeżył. Ramsay trzymał go tam tylko jako zabawkę, by użyć w odpowiednim momencie i zagrać na Jonie jak na mandolinie."
Bo miał silniejszą pozycję negocjacyjną i mógł im pokazać środkowy palec. Ciekawe jak wyglądałyby negocjacje gdyby wiedział o siłach Doliny. Zabiłby Rickona paląc za sobą wszystkie mosty, czy próbował go użyć jako karty przetargowej? Niestety tego się nie dowiemy, bo Sansa wolała zrobić wszystkim niespodziankę.
"Na tym samym Jonie, nawiasem mówiąc, który od dzieciaka wymagał, by olał brutalny mord na swych rodzicach co widział na własne oczy i się z wrogami bratal."
Mówisz o tym gnomie Ollym? Chcesz mi powiedzieć, że usprawiedliwiasz w tym momencie jego mord na Jonie? Tym samym, który okazywał mu wsparcie i zaufanie? I to chyba nie Jon zabił jego rodziców... Przecież Olly miał swoją zemstę zabijając Ygritte. Poza tym nie porównuj tych sytuacji, bo Jon działał w afekcie, na gorąco. Olly był już od jakiegoś czasu członkiem NS, w tym czasie zdążył pomścić rodzinę. Imho kompletnie nietrafione porównanie.
"Sansa chciała czekać, Jon absolutnie nie, i tak stracił czas na czekanie na odpowiedź od rodzonego wuja"
Sansa chciała czekać, bo WIEDZIAŁA o odsieczy!!! Jon NIE WIEDZIAŁ więc na co miał czekać??? Bez informacji o siłach Doliny czekanie było bez sensu. Więc skoro Sansa chciała czekać i miała jeszcze pretensje do Jona, że on nie chce, to mogła się łaskawie podzielić tą informacją. Dżizas! Tego już jaśniej nie można wyłożyć... Nic nie usprawiedliwia zatajenia tej informacji przed Jonem. Kompletnie nic.
"Na pewno by zaczekał na jakąś hipotetyczną pomoc od urażonego, pogonionego wcześniej faceta, co jego siostrę przekazał Boltonom i na wojska, co odmówiły swego wsparcia, gdy sama Cat, osobiście, o nie prosiła. A Petyr na pewno by się z nim umówił na walkę bok w bok, rezygnując z roli wybawiciela Północy :D"
To są tylko Twoje przypuszczenia. Nie wiemy czy by zaczekał i się tego nie dowiemy. Ja sądzę, że tak, bo nie był głupi i nie unosiłby się honorem. Baelishem mógł nawet gardzić, ale jego wojskiem już nie. To nie te wojska Doliny odmówiły wsparcia Cat, ale Lysa, a Lysa już nie żyje.
A co do tego, że Petyr chciał zrobić wjazd na białym koniu w roli wybawiciela i tylko o to tak naprawdę chodziło, to gratuluję, ale sama w tym momencie zaorałaś głupotę Sansy, że daje się manipulować komuś takiemu i zwąchuje się z nim za plecami brata, który za nią walczy i naraża życie. Doprawdy, ładną sobie idolkę znalazłaś ;)
Wiesz co powinna była zrobić Sansa, gdyby chciała być fair? Powiedzieć Jonowi prawdę - że wysłała prośbę o wsparcie, że armia Doliny jest niedaleko i że ona mimo wszystko uważa, że powinni poczekać i skoordynować swoje działania z Baelishem. I że powinni podejmować wszystkie decyzje wspólnie. I gdyby wówczas Jon odmówił, nie chciał jej słuchać, to ona przynajmniej miałaby czyste sumienie - próbowałam, ale Jon okazał się betonem, trudno, muszę wziąć sprawy w swoje ręce. I mogłaby wtedy spiknąć się z Baelishem potajemnie. Ale ona nawet nie dała Jonowi szansy poznać całej sytuacji, zrobiła wszystko za jego plecami pokazując tym samym, że ma go gdzieś! Był potrzebny tylko żeby odwalał za nią czarną robotę, a rolę wybawiciela przewidziała dla wujka Petyrka. To jest czyste ku*estwo z jej strony.
"Plan Jona był dobry, wystarczyło się tylko go trzymać, żadna informacja o jakimś liście Jonowi do niczego potrzebna (...) Spokojnie przetrzymałby Ramsaya do momentu wkroczenia wojsk Doliny."
Ale masz świadomość, że sama się w tym momencie plączesz? Z jednej strony piszesz, że informacja o liście nie była Jonowi potrzebna, a z drugiej, że gdyby go nie poniosło to spokojnie przetrzymałby Ramsaya do nadejścia wojsk Doliny. A przecież on nie wiedział o nadejściu Doliny! Heloł! Po co miał zatem "przetrzymywać" Ramsaya?
"To nie wina Sansy, że zachował się jak palant i doprowadził do masakry."
Owszem, za swoją głupią szarżę Jon sam ponosi odpowiedzialność. Ale z informacjami o odsieczy Doliny plan bitwy mógł być zupełnie inny, negocjacje z Ramsayem wyglądałyby inaczej i być może Rickon nie znalazłaby się wcale na celowniku Ramsaya.
"I naprawdę mnie nie rozbrajaj :D Rickon zginął pośrednio przez Neda, Robba i Brana, którzy byli za niego odpowiedzialni, ale mieli inne rzeczy ważniejsze dla nich na głowie."
Tak, zwłaszcza wina Neda, że go spłodził, bo przecież gdyby Rickon się nie urodził, to by nie umarł - proste, nie? I Ty mi piszesz żebym Cię nie rozbrajał? :/ Nie wiem też za co winić Brana. Oczekujesz od kalekiego dziecka, by zapewniło ochronę bratu? To nie jego wina, że Umberowie okazali się zdrajcami, tak jak nie wina Robba, że Theon okazał się zdrajcą. Przed zdradą najbliższych ludzi nie jesteś w stanie się ochronić. Ned i Robb pozostawili chłopaków w bezpiecznym z ich punktu widzenia miejscu, nie narazili ich w żaden sposób tak jak Sansa. Pewnie, że nie ona odpowiada za wydanie Rickona Ramsayowi. Ją winię za to, że mając wiedzę o silnej armii, która szła im z pomocą nie powiedziała tego Jonowi, nie pozwoliła mu na przygotowanie lepszego planu, nie dała lepszej pozycji w negocjacjach z Ramsayem. Pewnie, że nie było pewności czy coś by to dało, ale szansa, że kupią mu trochę czasu, że Ramsay będzie wolał go trzymać na wypadek porażki, była - nawet jeśli nikła. I Sansa powinna zrobić wszystko, by dać bratu nawet tą niewielką szansę. Wolała machnąć ręką, stwierdzić, że już jest martwy i pojechać wujkowi na spotkanie w tajemnicy, zostawiając drugiego brata w beznadziejnym położeniu.
"Wow, naprawdę nienawiść do postaci fikcyjnej zaślepia :D"
Ja jestem zaślepiony? Nie wiem czy zauważyłaś, ale podaję Ci argumenty, których nie zbijasz, tylko wymyślasz jakieś teorie, które Ci się WYDAJĄ - a że pewnie Jon i tak by nie posłuchał, a że Rickon pewnie i tak by zginął, a że Ned mógł wszystko to przewidzieć, jadąc x lat temu do stolicy...
"Jon prawie zginął, bo zachował się haniebnie jako dowódca, skoro Olly'ego ściął za niesubordynację z powodów emocjonalnych"
Uściślijmy - ściął go za morderstwo, a nie za niesubordynację. I to nie mord popełniony w emocjach i afekcie, tylko zaplanowany zamach. Taka tam subtelna różnica... jasne, że sam postąpił głupio, ale to właśnie było działanie w emocjach, bo zabito mu brata na jego oczach, okazał słabość, ale nikogo nie zamordował i nie posłał świadomie ludzi na śmierć krzycząc "za mną!". Równie dobrze Tormund i Davos mogli zostać z tyłu i trzymać się ustalonego planu bitwy.
"To Jon ich przekonał. I oni walczyli dla niego, nie dla jakiś Starków (a nie dla jakiejś Sansy; zresztą i Jon nie dla Sansy walczył, a dla Rickona)."
No a o kim ja pisałem? No jasne, z Jon ich przekonał. Gdyby nie on, to Sansa miałaby wielkie g...o, a nie armię. A Jon walczył i dla Rickona i dla Sansy, bo przecież po zwycięstwie to komu przypadłoby WF? Raczej nie jemu...
"Dlatego Sansa naciskała, że właśnie, że skoro teraz albo nigdy to nie ma co marnować tego, co udało im się osiągnąć. Żeby poczekali. Ale nie, Jonowi było śpieszno, żeby ratować Rickona i kompletnie nie rozumiał, że stawka jest o wiele większa, a Rickon i tak jest przegrany."
Po raz kolejny pytam i proszę o konkretną odpowiedź - bez wiedzy o odsieczy NA CO MIELI CZEKAĆ??? Na losowy wypadek, typu Rasmay zadławi się przy kolacji i zdechnie? Na interwencję Rulora? Na to, że Ramsay uświadomi sobie, że robił źle i przyjdzie do nich się pokajać i prosić o wybaczenie? Na co mieli czekać? Bo jeśli nie wiesz, to pozwól, że Cię nieco oświecę w kwestii taktyki i tego jak to wyglądało z perspektywy Jona jako dowódcy armii - oblężenie z takimi siłami odpada. Udało się Ramsaya wyciągnąć z zamku, co już było prezentem, bo w polu ma się więcej możliwości działania nawet z mniejszą armią. Nie ma na co czekać. Zwłoka nic nie da, bo od czekania ludzi magicznie nie przybędzie ani nie ubędzie ich Boltonowi. Ponadto podczas czekania ludzie tylko siedzą na dupskach i żrą prowiant, a wokół zima więc pośpiech jest wskazany. Ramsay może się w każdej chwili rozmyślić i wycofać za mury i patrzeć jak odchodzą z podkulonym ogonem. Wszystkie te czynniki wyglądają oczywiście zupełnie inaczej, kiedy masz silną, liczniejszą armię. Ale o tej, dzięki uprzejmości Sansy Jon nie wiedział...
Dziwisz się Jonowi, że chciał ratować brata? I jaka niby była ta większa stawka? Stołek Namiestnika? Ważniejszy od życia brata? Nie wspomnę już o tym, że to Rickon był ostatnim prawowitym męskim potomkiem Starków, więc jeśli już patrzeć w kategoriach większej stawki, to na uratowaniu jego powinno im właśnie najbardziej zależeć.
"To zwykły realizm, jest przekonana, że z tymi siłami przegrają i miała racja, bo z Jona taki dowódca jak z koziej dupy trąba."
Tylko jej przekonanie nic nie zmieniało, bo jakie mieli inne wyjście? Oczywiście powiesz, że czekać i tak kółko... Więc po raz kolejny wszystko rozbija się o to, że Sansa zataiła przed Jonem kluczową informację. I zrobiła to bez żadnego powodu. Chyba, że za taki uznać chęć zaskoczenie w końcówce i malownicze patataj zza pagórka w ostatniej chwili... Poza tym wcześniej pisałaś, że plan był dobry więc jak to w końcu jest? Byli skazani na porażkę, czy jednak mieli szanse? Po raz kolejny się plączesz.
"No raczej po zobaczeniu Rickona poszła rozprawić się z mężulkiem. Oczywiście wg CIebie nie m.in. za Rickona, bo tylko Jon ma prawo do ruszenia na Ramsaya po spojrzeniu na brata. Jesteś też specjalistą od żałoby, dobrze wiedzieć."
No tak, bo przecież okazała to przejęcie się śmiercią brata tak wymownie, że nie mam pytań, aż się wzruszyłem patrząc na jej ból...
"Praktycznie wszyscy, łącznie z Jonem i widzami (z małymi wyjątkami) chcieli, by Starkowie dostali zamek i zemstę na Ramsayu, więc wybacz, ale to stwierdzenie również mnie rozbraja."
Tak, tylko Jon jakoś potrafił pokazać, jaki był osobiście dla niego koszt tego zwycięstwa. Potrafił pokazać smutek patrząc na umierającego Wun-Wuna, emocje z powodu straty Rickona, chociażby jego głupia szarża czy ta furia przy napieprzaniu Ramsaya była upustem tych emocji. Sansa sobie po prostu przyszła na gotowe, nie okazując najmniejszego przejęcia niczym, po czym uśmiechnęła się pod nosem jak pieski zeżarły Ramsaya, bo dostała co chciała. Bez patrzenia na koszty - to jest różnica między nią a Jonem.
"No jasne, przecież nie stała w bezpiecznym - na czas bitwy - miejscu, żeby wszystko obserwować (bo jak inaczej miała wiedzieć, czy ma pozostać żywa czy też nie) i Petyr nie mógł po prostu do niej dojechać."
Proszę Cię... Rozmawiajmy poważnie.
"Wszyscy znajdują siebie czy przedmioty w tym serialu i zawsze wiedzą, gdzie szukać, ale Sansa z pewnością była z Petyrem umówiona na tydzień przed bitwą."
No tak, bo przecież po to wysyłała te kruki - żeby stać sobie "bezpiecznie" w samotności między WF a armią Ramsaya, gdzie w akżdej chwili ktoś z ludzi Boltonów mógł ja obczaić. Choć biorąc pod uwagę jej głupotę, może rzeczywiście tak było...
"Taa, za to Jon sięgnął góry. Z mistrzem taktyki Davosem :D"
Jon dał się ponieść emocjom i to jest jego jedyna wina. Jego przynajmniej można zrozumieć, bo był wzburzony tym co zobaczył, zaślepiony. Sansa okazała się wyrachowaną suczą, która najpierw wciąga Jona w jej wielki plan zemsty, namawia, by przekonał dzikich i północnych lordów do walki za nią, cały czas go przy tym opieprzając, choć chłop robi co może, zatajając przed nim swoją korespondencję z Baelishem, nie wyjawiając tej kluczowej informacji nawet w przeddzień bitwy, czym świadomie naraża brata (a właściwie obu) na śmierć. No po prostu nic tylko jej kibicować...
"Z tym się akurat zgadzam..."
To ciekawe, skoro przecież Sansa tylko knuła i obmyślała, jakby tu zająć tron WInterfell i pozbyć się braci i ustawiła wszystko z Petyrem.
"To działania Sansy w pierwszej kolejności sprawiły, że Jon i jego ludzie znaleźli się w takiej gównianej sytuacji."
W pierwszej kolejności to działania Neda i Robba sprawiły, że znaleźli się w tak gównianej sytuacji. To raz. Dwa, to jeżeli Jon to taki dowódca, że w gównianej sytuacji radzi sobie gównianie, to jest po prostu kiepski. Po trzecie, dał się złapać jak małe dziecko, mimo że był przed tym, przez Sansę w dodatku, ostrzegany. Po czwarte, żyje tylko dzięki Sansie, bo nie dzięki sobie. Jak i Sansa żyje tylko dzięki sobie, bo gdyby miała polegać na Jonie i jego 'nie dam cię skrzywdzić' to za długo by nie pociągnęła.
"Gdyby planując bitwę wiedzieli o odsieczy Doliny wszystko miałoby inny przebieg"
Jakiej odsieczy? Nie było mowy o żadnej odsieczy, a jedynie o wysłanym liście, jednym z dwóch, o którym nam wiadomo. Oczywiście jesteś przekonany, że Jon by czekał i czekał na odpowiedź i że ona by nadeszła, ale że - zacytuję - to są tylko Twoje przypuszczenia.
" Sansa z Petyrkiem nie musieliby robić patataj na białych konikach w ostatniej chwili ratując Jona przed śmiercią"
Musieli ratować go przed śmiercią, bo się zachował tak jak się zachował.
Nie musieliby go ratować z tak dramatycznej sytuacji, gdy wiedział, jakie sa obowiązki dowodzącego bitwą.
"I cóż takiego odkrywczego powiedziała Sansa? Że Ramsay jest zuuyy i nie można mu ufać? Thank Yoy, Captain Obvious, doprawdy przełomowe spostrzeżenie... "
Skoro to Captain Obvious to dlaczego Jon był później tak zdziwiony? Dlaczego dał się zrobić jak dziecko? Powiedziała - nie uratujesz Rickona, Ramsay się nim twoim kosztem zabawi, bo taki jest. A Jon - przeżywa tak wielki wstrząs, że zapomina, że odpowiada za tę bitwę, za ludzi, którzy tam za niego walczą, za siostrę, za sprawę WInterfell. Powiedziała, Ramsay nie jest taki głupi, nie wpadnie w pułapkę, on sam was w tę pułapkę wpędzi. Jon zamiast tym bardziej być wyczulony, co robi? Oczywiście wpada w pułapkę.
"szkoda, że nie wybąkała nic mądrego jak ją Jon spytał co mają w takim razie robić. '
Nie ona była od taktyki tam, nie ona też - w przeciwieństwie do Jona, Davosa czy Tormunda - żadnego doświadczenia z pola bitwy. Ani nawet przeszkolenia. To co miała powiedzieć? Plan bitwy im układać? Przekazała informacje o Ramsayu i Rickonie. I wedle swojego stanu wiedzy mogła powiedziec tylko jedno. Żeby zaczekali.
"Jon na pewno był świadom, że Ramsay to podła gnida, ale dał się ponieść emocjom. Przynajmniej on pokazała, że mu zależało na Rickonie. Siostrzyczka wolała mieć w tym czasie malowniczą scenę na pagórku z rycerzami Doliny wyłaniającymi się zza jej pleców."
Był świadomy i podszedł do bitwy kompletnie nieprzygotowany na to? Skoro daje się ponosić emocjom to niech nie dowodzi. A niby kiedy Sansa pokazała, że jej nie zależy na Rickonie? To, że była realistką nie oznacza, że jej nie zależało. Jak to wolała? Miała być w tym czasie na polu bitwy? Czy może przefrunąć po niego, jak uciekał? Skad wiesz, co czuła, gdy obserwowała tę scenę? Jeżeli ktoś jeszcze nie odróżnia hejtu to to jest właśnie jeden z przykładów.
"Bo miał silniejszą pozycję negocjacyjną i mógł im pokazać środkowy palec. Ciekawe jak wyglądałyby negocjacje gdyby wiedział o siłach Doliny. Zabiłby Rickona paląc za sobą wszystkie mosty, czy próbował go użyć jako karty przetargowej? Niestety tego się nie dowiemy, bo Sansa wolała zrobić wszystkim niespodziankę."
Jak już to się czepiaj, że Ramsay nie wiedział o siłach Doliny.
I twierdzisz, że w innej sytuacji nie zabawiłby się Rickonem. Ramsay miałby pozbawić się rozrywki, na pewno. Jaką zresztą kartą przetargową, jakie mosty, jak nic by nie utargował, sugerujesz, że nie odebrano by mu Winterfell? Że pogadaliby sobie z Petyrem, oddałby mu Rickona, a ten by sobie odjechał zostawiając mu zamek? Tytuły? Że Ramsay nie walczyłby o to? Że zrezygnowałby z żony?
Nie Sansa zrobiła niespodziankę, tylko Petyr. Za to list Sansy ocalił sytuację, dzięki ambicjom Petyra.
Poza tym to wszystko jest bez znaczenia. To nie było potrzebne czekanie na informacje o siłach Doliny (zakładajac, że w ogole by doszły). Wystarczyłoby, gdyby Jon nie spieprzył wszystkiego, tylko trzymał się planu.
"Mówisz o tym gnomie Ollym? Chcesz mi powiedzieć, że usprawiedliwiasz w tym momencie jego mord na Jonie? Tym samym, który okazywał mu wsparcie i zaufanie? I to chyba nie Jon zabił jego rodziców"
Słowo gnom jest bardzo brzydkie i słabe w stosunku do dziecka, co straciło swoją rodzinę i dom. Okropne wręcz. I nie, nie poruszam tu mordu Olly'ego na Jonie (który jest jak najbardziej zrozumiały i dziwne to wsparcie, jak każde ci sie bratać z mordercami twoich rodziców. Już widzę, jak Jon sie brata z Ramsayem. I czuje szacunek i wdzięczność dla tego, kto go do tego zmusza).
Poruszam tu to, co wymagał Jon od dziecka. Które przeżyło coś o jeszcze większym kalibrze niż on. Był dzieckiem, brutalnie zamordowani na oczach zostali jego rodzice. Oraz wszyscy mieszkańcy jego wioski. I miał to zignorować. Opanować emocje. DZIECKO.
"Przecież Olly miał swoją zemstę zabijając Ygritte. Poza tym nie porównuj tych sytuacji, bo Jon działał w afekcie, na gorąco. Olly był już od jakiegoś czasu członkiem NS, w tym czasie zdążył pomścić rodzinę. Imho kompletnie nietrafione porównanie."
Aha. Zabił Yigritte (w walce zresztą) i miał zignorować, że reszta tych potworów jest goszczona i się panoszy po zamku tych, co mieli właśnie przed nimi chronić. Co z tego, że po czasie, skoro oni cały czas tam byli i miał się z nimi bratać? W tej sytuacji jego emocje miały się wyciszyć? Sugerujesz, że gdyby Jon spotkał Ramsaya za jakis czas, to by się z nim łamał chlebem i solą?
Tu nie chodzi zresztą o porównanie. A o hipokryzję Jona. Który jako dowódca, odpowiedzialny za przebieg bitwy i swoich ludzi, wcześniej przygotowywany też na ewentualnośc, rzuca wszystko, bo emocje. A dziecko ma emocje zignorować i się bratać z wrogami.
"Sansa chciała czekać, bo WIEDZIAŁA o odsieczy!!! Jon NIE WIEDZIAŁ więc na co miał czekać???"
Wow, naprawdę targają Tobą wielkie emocje. W realu widzę byś mnie zakrzyczał. O ile nie gorzej. Zluzuj trochę, tym bardziej, że nie poważasz za bardzo tego dzieła, to co się tak unosisz.
To, że wiedziała od odsieczy to tylko Twoje prywatne przypuszczenia, niczym w serialu nie potwierdzone. Dlatego pisanie tego z takim przekonaniem i wykrzyknikami to zwykły hejt.
Wiedziała o odsieczy, dlatego zależało jej na czekaniu, ale na ukryciu informacji o odsieczy przed Jonem? A jaki w tym sens? Czyli Jon by czekał, odsiecz by nadeszła, a on by miał o tym nie wiedzieć? Sugerujesz, że Sansa postanowiła zaatakować sama, bez Jona? Chyba bardziej prawdopodobne było to, że chciała czekać na informację od Petyra, co by przekazać bratu potwierdzoną informację, z czymś konkretnym.
A Jon nie miał czekać. Miał wypełnić jedynie swe taktyczne załozenia i dzięki wcześniejszej inicjatywie Sansy to by wystarczyło. Ponieważ jak się okazało, bardzo dobrze zgrali się w czasie i odbiliby WInterfell.
"Nic nie usprawiedliwia zatajenia tej informacji przed Jonem. Kompletnie nic."
Nie miała żadnego obowiązku mówić o swojej prywatnej, niepotwierdzonej i jak miała prawo sądzić, niespełnionej inicjatywie. Jon natomiast miał obowiązek do trzymania się wcześniej ustalonych z Davosem i Tormundem (zwłaszcza z nim) założen. I jego nie może usprawiedliwić nic. Powinien co najmniej zostać zdymisjonowany, jak nie ukarany. Sansa jest cywilem, może mieć prywatne inicjatywy, ale nie musi sie z nich tłumaczyć, zwłaszcza gdy mogą dać fałszywe nadzieje. Jon natomiast jest żolnierzem, mało tego, jest dowódcą, w związku z tym obowiazuja go zupełnie inne standardy. Ludzie, którzy przystępują z nim do bitwy w danych warunkach, mu ufają. I w tym momencie cały zewnętrzy świat się nie liczy. Liczy się tu i teraz i walczące strony. I nie ma zmiłuj się, po to są lata treningu i doświadczeń, że nigdy, ale to nigdy nie wolno przedłożyć własnych osobistych emocji ponad misją. Naprawdę dziwię się, że muszę facetowi tłumaczyć tak elementarne rzeczy.
"To są tylko Twoje przypuszczenia"
Tak, tak moim zdaniem wyglądała sytuacja z punktu widzenia Jona, któremu zależało na jak najszybszym ataku i który już na jeden list (do rodziny, czyli osoby, która miała motywy, by jej zależało) czas zmarnował. Ty zakładasz, że by czekał i czekał i czekał, a czas by leciał, mimo że Ramsay nad głową Rickona robił tik tak.
"Nie wiemy czy by zaczekał i się tego nie dowiemy."
Po pierwsze, nie musieliśmy się tego dowiadywać, Jon spokojnie poradziłby sobie bez tego zastanawiania, gdyż jak się okazało, jego termin ataku był dobry.
Poza tym, dziwi mnie, że tego akurat nie wiem, gdy masz wiedzę o tym, że Sansa zdradziła Jona i się sprzymierzyła z Petyrem, by tego Jona zniszczyć, no to chyba wiesz też, jaka byłaby tego knującego z Sansą Petyra reakcja i z czym Jon by miał do czynienia. Z pewnoscią potrafisz z równym przekonaniem stwierdzić, kiedy by Petyr raczył odpowiedzieć Jonowi i czy by chciał walczyć obok niego, ba, czy w ogóle by sie z nim umówił na wspólną walkę. Bo przecież skoro tak mu zależało, żeby Jon się nie dowiedział o jego wojskach i zeby najpierw był bliski śmierci to raczej nie bardzo chciałby z Jonem jawnie współpracować, prawda?
"A co do tego, że Petyr chciał zrobić wjazd na białym koniu w roli wybawiciela i tylko o to tak naprawdę chodziło, to gratuluję, ale sama w tym momencie zaorałaś głupotę Sansy, że daje się manipulować komuś takiemu i zwąchuje się z nim za plecami brata, który za nią walczy i naraża życie."
Sansa nie miała wyjścia, żeby prosić Petyra o wsparcie, jako że poparcie Starków na Północy (dzięki Robbowi) okazało się kichowate. Co z tego, że Petyr ma przy tym własne ambicje? Głupotą jest wykorzystać jego ambicje, żeby odzyskać WInterfell? Pomijam fakt, że nigdzie nie ma powiedziane, że Sansa miałaby wiedzieć, że "Petyr chciał zrobić wjazd na białym koniu w roli wybawiciela". Raczej sugerował, że chce jej wynagrodzić to co przeszła z jego incjatywy i niewiedzy, że chociaż tyle, co może, to pomóc jej teraz pokonać Boltonow.
"zaorałaś głupotę Sansy, że daje się manipulować komuś takiemu i zwąchuje się z nim za plecami brata, który za nią walczy i naraża życie"
Nie za nią, a za Rickona, to po pierwsze. Dopóki nie dostał listu od Ramsaya nie był zainteresowany. Nie zwąchuje, tylko wysyła list z prosbą po pomoc, po drugie. Zmanipulować Petyrowi dało się wiele osób, wiec nie wiem, co to za aż tak wielki zarzut, poza tym dać się zmanipulować, gdy dzięki temu odzyskuje Winterfell, wywala Boltonów, mści rodzinę, ratuje życie brata, wiesza wilkora za murami swego zamku, moze dla Ciebie nie było warto, ale dla Starków zdecydowanie tak, to po trzecie. Dalej, ten brat, z chwilą, gdy wprowadził swą armię w pułapkę, skazał siostrę na śmierć. Dobrze, że "dała się zmanipulować", bo dzięki temu ocaliła życie. Jon stracił jednego brata i miał już wylane na siostrę. I na swoje życie, przeciez już umarł, co się będzie przejmował, przynajmniej, jak już nakazał Mel, odpocznie.
"Doprawdy, ładną sobie idolkę znalazłaś ;)"
To jakaś personalna uwaga? Serio, traktujesz fikcyjne postaci w kategorii idoli?
"Był potrzebny tylko żeby odwalał za nią czarną robotę, a rolę wybawiciela przewidziała dla wujka Petyrka"
Dlatego go ostrzegała przed tym, co zrobi Ramsay? Jon spokojnie mógł zostać co najmniej współzdobywcą Winterfell, ale okazał się za cienkim bolkiem. Nie Sansy wina, że Jon nie umie trzymać się własnych planów.
"Wiesz co powinna była zrobić Sansa, gdyby chciała być fair?"
Fair to by było, gdyby w ogóle nie pisała do Petyra. Bo Ramsay zasłużył na zwycięstwo w tej bitwie, a nie na to, żeby Jon został cudownie uratowany.
" To jest czyste ku*estwo z jej strony."
Niech się cieszy, że w ogóle napisala do Petyra. I żadne k#restwo, skoro spokojnie by sobie poradził do przybycia Petyra bez informacji o liście. K#restwem to było porzucenie ustalonych założeń taktycznych przy takiej stawce i to wobec ludzi, którzy tylko dla Jona tam walczyli i mu zaufali.
"A przecież on nie wiedział o nadejściu Doliny! Heloł! Po co miał zatem "przetrzymywać" Ramsaya?"
Może zapomniałeś, ale miał ustaloną strategię. Która w praniu okazałaby się przetrzymaniem Ramsaya, o czym by sie przekonał, gdyby tylko nie zapomniał o tym, że dowodzi.
"Ale z informacjami o odsieczy Doliny plan bitwy mógł być zupełnie inny, negocjacje z Ramsayem wyglądałyby inaczej i być może Rickon nie znalazłaby się wcale na celowniku Ramsaya."
Pisanie, że Rickon nie znalazłby sie na celowniu Ramsaya jest zwykła naiwnością. Jon mógł w to wierzyć, ale Ty? Poza tym wciąż piszesz "informacje o odsieczy", więc do czego tu się odnosić, skoro żadnych informacji o odsieczy nie widziałam. Negocjacje z Ramsayem przebiegły by tak samo - jedna strona chciałaby zwrotu WInterfell i jego dziedzica, a druga chciałaby zwrotu żony, utrzymać tytuły i zabawić się dziedzicem WInterfell. A Ramsay błaznował by przy tym jak zawsze.
Jednakże nie ma co się bawić tu w jakieś gdybania, bo nie trzeba było wcale zmieniać planu, dzięki inicjatywie Sansy plan był spoko. Nic nie musiało być inne, z wyjatkiem zachowania Jona na polu bitwy, a dlaczego musiało? Otóż dlatego, że niezależnie od tego, co robili inni, dowódca musi trzymać się ustalonej taktyki (chyba, że sytuacja na polu bitwy zmusza go do elastycznosci), i tyle.
Aha, Rickon znalazł się na celowniku Ramsaya, bo został mu dany w prezencie. Od tego momentu, ani wcześniej, ani poźniej.
"Tak, zwłaszcza wina Neda, że go spłodził, bo przecież gdyby Rickon się nie urodził, to by nie umarł - proste, nie? I Ty mi piszesz żebym Cię nie rozbrajał? :/ "
No wybacz, ale to przede wszystkim zachowanie (działania) Neda postawiły Winterfell i jego dzieci w takiej sytuacji. Z jego winy Robb musiał wyruszyć na wojnę, zostawiając WInterfell na głowie Brana. Wojnę jak wiemy przegrał, w międzyczasie stracił poparcie/lojalność Boltonów wobec Starków, co skończyło sie zajęciem Winterfell, z którego cudem Rickon uszedł żywy. Następnie został porzucony przez swego brata, który wolał ścigać swoje zwidy.
Rickon, obok Shireen i Myrcelli, zginął z powodu kierowania swym życiem przez osoby trzecie, żadne z nich nie wybierało, gdzie aktualnie przebywa czy z jakimi ludźmi ma do czynienia, musiało podążać tam, gdzie musiało, i w konsekwencji zginęło. Tak jak reszta ginie w konsekwencji swoich działań, tak ta trójka zginęła, bo zaufała swoim bliskich, że będą bezpieczni. Więc nie obwiniaj w żadnej mierze Sansy za Rickona, bo ona w żadnym momencie nie miała nad nim pieczy. Obwiniaj tych, co byli za niego odpowiedzialni i okazali się krótkowzroczni.
"Dziwisz się Jonowi, że chciał ratować brata? I jaka niby była ta większa stawka? Stołek Namiestnika? Ważniejszy od życia brata? Nie wspomnę już o tym, że to Rickon był ostatnim prawowitym męskim potomkiem Starków, więc jeśli już patrzeć w kategoriach większej stawki, to na uratowaniu jego powinno im właśnie najbardziej zależeć."
Naprawdę nie zrozumiałeś? No to może bardziej wyłożę. Nie, nie dziwię się, że chciał ratować brata. Ale szansa na atak była tylko jedna. Albo wygrają albo zginą, nie będzie drugiej próby. A stawką było całe dziedzictwo Starkow (jeżeli to dla CIebie stołek namiestnika, nie widzisz w odzyskaniu WInterfell nic więcej, to co ja mogę). Uratowanie Rickona nigdy nie wchodziło w grę, Jon sądził, że z każdym dniem marniały szanse Rickona na przeżycie, ale Ramsay by sobie nie darował nie wykorzystać go jako zabawy. Jon nie zdawał sobie sprawy, że szanse Rickona są takie same każdego dnia.
Pozostaje pytanie, czy Ramsay oddałby lorda Starka, gdyby Sansa zgodziła się wrócić. Bo jak już to tu mozesz mieć do niej pretensje i aż się dziwie, że nie masz. Mogła się poświęcić dla brata, tym bardziej, ze był nim właśnie sam lord Stark.
"Wolała machnąć ręką, stwierdzić, że już jest martwy i pojechać wujkowi na spotkanie w tajemnicy, zostawiając drugiego brata w beznadziejnym położeniu"
Ja też w tym odcinku stwierdziłam, że Rickon jest martwy i też mnie będziesz obrzucał inwektywami? Znała Ramsaya i nie miała złudzeń. Wolała pojechać wujkowi na spotkanie podczas bitwy? Zwykły hejt, bo nic takiego nie było w tym odcinku. Brat był w dobrym położeniu, bo dostał wsparcie dzięki niej, z własnej winy w takim, a nie innym stanie armii.
"Nie wiem czy zauważyłaś, ale podaję Ci argumenty, których nie zbijasz, tylko wymyślasz jakieś teorie, które Ci się WYDAJĄ"
Teorie spiskowe na temat Sansy, które mi tu zapodajesz, czyli co się Tobie wydaje, to żadne argumenty. Więc tak, nie zauważyłam tego podawania. Odnoszę się do tego, co mi dajesz. I faktycznie, mogłam skupić się na meritum, co zbija wszystko, a którego wagę dla własnej wygody tak ignorujesz. Jon był dowódcą, podczas bitwy odpowiedzialnym za tysiące żyć (i Sansę, bo przypominam, że dał jej słowo) i jego obowiązkiem było zachować się właściwie co do stanowiska, a nie jak niedoświadczony szczyl, co kosztowało życie wielu i tylko dzięki Sansie udało mu się przeżyć i zdobyć Winterfell, a także uśmiercić Ramsaya. To ona uratowała mu życie, a w przeciwieństwie do Jona, który przyniósł sobie hańbę. I tyle. Jon nie potrzebował informacji o niepotwierdzonym liście, żeby nie stało się to, co się stało.
I oczywiscie, że nienawiść Cię zaślepia, stąd te wszystkie, co Sansa wolała.
"tylko wymyślasz jakieś teorie, które Ci się WYDAJĄ - (...), a że Rickon pewnie i tak by zginął"
Chcesz mi wmówić, że byłam jedyną osobą wśród widzów przekonaną, ze Rickon nie przeżyje, a Ramsay go wykorzysta, żeby się zabawić? Że to jakaś wymyślona przeze mnie naciągana teoria? :D
"tylko wymyślasz jakieś teorie, które Ci się WYDAJĄ - (...), a że Ned mógł wszystko to przewidzieć, jadąc x lat temu do stolicy"
Wow, to już hejt skierowany na mnie :D To, że napisałam, że Ned jest odpowiedzialny za wojnę, a co za tym idzie, utratę WInterfell z wszelkimi tego konsekwencjami upraszczasz do tego, że wymyśliłam teorię, że mi się wydaje, że Ned mógł przewidzieć, jadąc do stolicy (nie nawet potem, ale już podczas drogi) że Rickon będzie uciekał przed strzałami Ramsaya? Jak tam chcesz.
"I to nie mord popełniony w emocjach i afekcie, tylko zaplanowany zamach. Taka tam subtelna różnica...jasne, że sam postąpił głupio, ale to właśnie było działanie w emocjach, bo zabito mu brata na jego oczach, okazał słabość, ale nikogo nie zamordował i nie posłał świadomie ludzi na śmierć krzycząc "za mną!". Równie dobrze Tormund i Davos mogli zostać z tyłu i trzymać się ustalonego planu bitwy."
Nie, to ser Alliser i reszta dorosłych popełniła mord jako planowany zamach, na zimno. Ollym targały ogromne emocje. To, jak mu kazano żyć, było ciągła, narastającą emocjonalną torturą. Przypominam, że był dzieckiem. Któremu stosunkowo niedawno zabito rodziców. I o emocje chodzi. Jon w takiej sytuacji dał się ponieść emocjom, bo uznał, że mu wolno. A sam wymagał od dziecka czegoś innego. Do tego sam nigdy by się nie bratał z kimś, kto brutalnie zamordował jego rodzinę. A od dziecka tego wymagał. Żądanie, żeby mały jeszcze był świadkiem jego bratania sie z wrogami, jego planów, było czymś niewiarygodnym. Zwłaszcza, gdy samemu uważa się, że emocje są wystarczające, żeby wystawić całą swoją armie. Taki to z niego bohater.
Zachowanie Tormunda i Davosa spada na Tormunda i Davosa. To, że dali ciała, nie zmiejsza odpowiedzialności Jona za tę sytuację.
"No a o kim ja pisałem? No jasne, z Jon ich przekonał. Gdyby nie on, to Sansa miałaby wielkie g...o, a nie armię. A Jon walczył i dla Rickona i dla Sansy, bo przecież po zwycięstwie to komu przypadłoby WF? Raczej nie jemu..."
O kim pisałeś? Niech spojrzę - "przekonuje dzikich by szli na wojnę za jakichś Starków,"
Oni walczyli, że zacytuję Wun Wuna, dla Snowa. Sansa, jakby chciała, to by miała armie Doliny od początku, raczej na pewno nie g#wno, a Jon zebrał siły nie dlatego, że go Sansa prosiła, ale że Ramsay napisał list. Jak Sansa go prosiła to miał to gdzieś. Sugerujesz, że Jon myśli, kto będzie a nie będzie na głównym krześle w WInterfell? Że sobie kalkulował? Hmm, jak zdobędę zamek to usiadzie... na pewno nie ja....wiec pomagać czy nie pomagac? Jakie to ma znaczenie, chyba ważne, że nie Ramsay?
"Tylko jej przekonanie nic nie zmieniało, bo jakie mieli inne wyjście? Oczywiście powiesz, że czekać i tak kółko... Więc po raz kolejny wszystko rozbija się o to, że Sansa zataiła przed Jonem kluczową informację. I zrobiła to bez żadnego powodu. "
Nie, nie powiem, przecież cały czas mówię, że plan Jona był dobry, jak i moment ataku słuszny. Zatajenie przez Sansy wcale nie kluczowej, bo wysłanie jednego listu więcej czy mniej, to tylko wysłanie listu, informacji nie powodowało porażki Jona. Jak to bez żadnego powodu? Przecież twierdzisz, że chciała sobie popatrzeć z Petyrem na klęskę Jona, no to się zdecyduj.
"Po raz kolejny pytam i proszę o konkretną odpowiedź - bez wiedzy o odsieczy NA CO MIELI CZEKAĆ??? Po raz kolejny pytam i proszę o konkretną odpowiedź - bez wiedzy o odsieczy NA CO MIELI CZEKAĆ??? Na losowy wypadek, typu Rasmay zadławi się przy kolacji i zdechnie? Na interwencję Rulora? Na to, że Ramsay uświadomi sobie, że robił źle i przyjdzie do nich się pokajać i prosić o wybaczenie? Na co mieli czekać? Bo jeśli nie wiesz, to pozwól, że Cię nieco oświecę w kwestii taktyki i tego jak to wyglądało z perspektywy Jona jako dowódcy armii - oblężenie z takimi siłami odpada."
Wszystko pięknie, tyle że ja pisałam o perspektywie Sansy, która mogła czekać na odpowiedź Petyra. Ty mi piszesz o perspektywie Jona. Który owszem, nie miał czekać, ale tylko dzięki temu, że plan Sansy się powiódł. Inaczej byliby w ciemnej dupie. Natomiast Ty mi w tym akapicie, którego fragment zacytowałam, wykładasz to, co wcześniej pisałam - Jon właśnie z tych wymienionych przez Ciebie powodów nie czekałby na wyimaginowaną odpowiedź z Doliny.
"Ale o tej, dzięki uprzejmości Sansy Jon nie wiedział..."
Nie musiał. Ważne, że by zadziałało, gdyby tylko zachował się odpowiedzialnie i honorowo na polu bitwy.
"Poza tym wcześniej pisałaś, że plan był dobry więc jak to w końcu jest? Byli skazani na porażkę, czy jednak mieli szanse? Po raz kolejny się plączesz."
"Poza tym wcześniej pisałaś, że plan był dobry więc jak to w końcu jest? Byli skazani na porażkę, czy jednak mieli szanse? Po raz kolejny się plączesz."
Jesteś naprawdę miły. Napisałam "jest przekonana, że z tymi siłami przegrają i miała racja, bo z Jona taki dowódca jak z koziej dupy trąba.", czyli plan był dobry, ale co z tego, skoro Jon nie umiał go zrealizować, czego się Sansa obawiała, mówiąc - nie Ramsay wpadnie w waszą pułapkę, ale wy w jego".
"No tak, bo przecież okazała to przejęcie się śmiercią brata tak wymownie, że nie mam pytań, aż się wzruszyłem patrząc na jej ból... "
Bo doskonale wiesz, jak powinna wyglądać żałoba. Jon leci zaraz w te pędy do Ramsaya, rzucając wszystko - oh, to z powodu emocji, co nim targają. Sansa pierwsze co, chce się zająć Ramsayem - oh, jak tak moze nie miec emocji, co nią targają. Rickon nie ma z tym w ogóle nic wspólnego, że pragnie śmierci Ramsaya w bólach.
Gratuluję cynizmu.
"Tak, tylko Jon jakoś potrafił pokazać, jaki był osobiście dla niego koszt tego zwycięstwa."
Raczej skutki brawury.
"Sansa sobie po prostu przyszła na gotowe"
Masz do niej pretensje, że nie dobiegła wcześniej i nie naparzała się z Ramsayem? Nie mówiąc o tym, że to gotowe to umożliwiła Jonowi właśnie ona. Że mógł się w ogóle wyżyć na Ramsayu.
"nie okazując najmniejszego przejęcia niczym"
Nie w ogóle. Bo Ty wiesz, że w ogóle nie przęjęla się śmiercią Rickona, którą musiała już przeżywać w sercu od kiedy tylko przeczytała list Ramsaya. Wtedy jeszcze mogła się łudzić, że Ramsay blefuje (stąd ona zapytała o to), ale gdy zobaczyła łeb Kudłacza to już zacżęła sie jej żałoba. Naprawdę nie wiem po czym wnosisz przy tej postaci, że miała wylane na śmierć brata. Sansa nie musiała okazywać swej rozpaczy na zewnątrz, tak jak to robiła przez cały ostatni czas, zarówno w stolicy, jak i podczas pobytu w Winterfell. Płakała za to samotnie, w swojej komnacie. Jest przyzwyczajona do nieokazywania uczuc, ale to nie znaczy, ze nic nie czuje.
"po czym uśmiechnęła się pod nosem jak pieski zeżarły Ramsaya, bo dostała co chciała"
Dostała to, co wszyscy chcieli. I nie tyle uśmiechnęła się, co poczuła, w imieniu wszystkich ofiar Ramsaya, że sprawiedliwości stało się zadość i że dupek dostał w końcu za swoje, było to bardzo subtelne.
"Bez patrzenia na koszty - to jest różnica między nią a Jonem."
Bez patrzenia na jakie koszty? Rickon był w niewoli, stało się, nic nie mogli na to poradzić. Ty będziesz chamsko twierdzić, że Sansy to nie ruszyło, choc nic takiego jeszcze nie było pokazane. Jon zachował się bardzo nieprofesjonalnie i jego reakcja nie świadczy o nim pozytywnie. Śmierć ludzi Jona obciążą Jona. To, że ktoś ocalał, to zasługa Sansy. Skończenie z Ramsayem było pierwszym, za to tam się powinna zabrać i się zabrała. Dopiero jak kurz bitewny i adrenalina opadnie, będzie czas na podsumowanie i na przeżywanie kosztów, a nie podczas bitwy.
Różnica między Sansą a Jonem jest w Twojej głowie, wszystko zinterpretujesz, cokolwiek by to nie było (a przeważnie nadinterpretujesz, co by tam ona wolala czy co tam nie czuje) na jej niekorzyść, do tego w chamski, pogardliwy sposób.
"Proszę Cię... Rozmawiajmy poważnie."
Jasne, w momencie, gdy rozmawiała z Jonem, znała pagórek, gdzie się spotkają z Petyrem.
Zadowolony z powagi?
"No tak, bo przecież po to wysyłała te kruki - żeby stać sobie "bezpiecznie" w samotności między WF a armią Ramsaya, gdzie w akżdej chwili ktoś z ludzi Boltonów mógł ja obczaić."
Czyli nie było żadnego bezpiecznego miejsca, co by widziała, sama nie będąc za bardzo widzianą, i za armią Jona krążyły patrole Boltonów. Niech będzie. Sansa siedziała w obozie z robótkami w ręku i czekała, któż otworzy drzwi, wróg czy przyjaciel. Jak wróg to szybciutko tą robótką się dźgnę w szyję, może sie uda.. I przed samą bitwą otrzymała wiadomość od Petyra, albo nawet i w trakcie. Lepiej?
"Jon dał się ponieść emocjom i to jest jego jedyna wina"
Tak to mozesz napisać sobie po jego seksie z Yigritte, gdy złamał przysięgę Nocnej Straży. Ale nie w przypadku, gdy doświadczony dowódca, odpowiedzialny za przebieg bitwy, by przy jak najmniejszych stratach własnych, pokonać wroga, od pokonania którego zależy życie wszystkich zebranych i rodowe dziedzictwo, życie na Północy, że o słowie danym siostrze nie wspomnę, daje ciała w taki sposób, no to danie się ponieść emocjom to oznacza w tym wypadku coś więcej. Pole walki to nie miejsce na to, po to miał doświadczenie, po to treningi, i po to się podjął odpowiedzialnosci, żeby wiedzieć, co na polu bitwy nie liczy. Nie są to jego uczucia. Gdyby Dzicy byli tego świadomi, nigdy by za nim nie poszli.
"Jego przynajmniej można zrozumieć, bo był wzburzony tym co zobaczył, zaślepiony."
Nie można. Nie miał prawa dać się ponieść emocjom i zrujnować cały plan. Normalnie za takie coś wysłano by go pod sąd wojskowy i żadne tłumaczenia o tym, jaki był wzburzony, nic by nie dały. Nie podołal odpowiedzialności, nie podołał roli przywódczej.
"Sansa okazała się wyrachowaną suczą"
Wedle Twoich nadinterpretacji. Jon dał ciała, a miał zobowiązania wobec swych ludzi i siostry. Sansa natomiast nie musiała mu mówić o lisćie, który wedle jej wiedzy nic nie znaczył. To była jej prywatna inicjatywa. Mogła powiedzieć, ale nie musiała. Nie masz pojęcia, czy zrobiła tak specjalnie, więc zachowaj sobie te chamskie słowa do kolejnego odcinka.
I tak nie zmienisz fakt, że ta "wyrachowana sucz" uratowała Jonowi i reszcie jego ludzi, życie, które Jon, i nikt inny, bo to on był odpowiedzialny jako lider, był wywalił w błoto.
"która najpierw wciąga Jona w jej wielki plan zemsty"
Nie wiem, co się tak na to uparłeś. No to kolejny raz - niezależnie od Sansy (której Jon nie chciał pomagać) ruszyłby na Wnterfell, bo Ramsay napisał list do niego. Nie mając w ogóle pewności, że Sansa tam jest. Ale Jon i tak by namówił Dzikich dla swojej sprawy i skończyłoby się tak samo. A właściwie gorzej, gdyby nie miał Sansy w zanadrzu.
"namawia, by przekonał dzikich i północnych lordów do walki za nią"
I jeszcze raz - namawiała za nią, Jon olał. Jon z własnej inicjatywy namawia Dzikich do walki za Rickona.
"cały czas go przy tym opieprzając, choć chłop robi co może"
Ależ kiedy go opieprzała cały czas? Poza słusznym wytknięciem panom szowinistom, ze nie raczyli zapytać o swego przeciwnika jedynej osoby, co go tam znała. Więc nie za bardzo , co może, bo mógł ją zaangażować. Czy pomóc jej wcześniej.
Poza tym, ona też robi co może. Stara się, zabiega o wsparcie. W tym to, co uratowało zawaloną sytuację przez Jona-nie-pozwolę-cię-skrzywdzić...dobre sobie.
"nie wyjawiając tej kluczowej informacji nawet w przeddzień bitwy"
- Bitwa ustalona, a ona mówi, wiesz, wysłałam jakiś czas temu list do Doliny.
- I co odpowiedzili?
- No w sumie nic, ale wiesz, ja wysłalam ten list i wiesz, zdaniem co nie któcych to jest strasznie kluczowa informacja, bo wiesz, Ramsay będzie starał CIe złapać w pułapkę i to, ze wiesz, że wysłałam ten list sprawi, że nie wpadniesz.
- Ok, dzieki, to nara, bo ja tu bitwę planuję na jutro, jak tu Ramsaya w pułapkę złapać.
"czym świadomie naraża brata (a właściwie obu) na śmierć"
Sansa nie naraziła Rickona na śmierć w żaden sposób. Pisanie takich rzeczy jest kolejnym przejawem zwykłego, chamskiego, hejtu.
Jonowi nikt mu nie kazał lecieć na armię Ramsaya ku jego uciesze. Za to Jon świadomie skazał na śmierć siebie, kilka tysięcy swoich ludzi i siostrę, której dał słowo, że ją obroni. Plus jednoczesnie umacnia Ramsaya na stanowisku lorda WInterfell i namiestnika Północy.
Dzięki Sansie za Petyra. Który będzie tam z pewnością mieszać, ale wilkora raczej z murow nie zdejmie. Dokonało się.
"No po prostu nic tylko jej kibicować..."
Nic tylko klaskać Jonowi i powierzać mu armie.