SPOJLER: co niektórzy pewnie już widzieli odcinek, jak wrażenia?
wojna pokazana perfekcyjnie wg mnie :D
Ku...sko wsciekla Danka to Danuta jaka uwielbiam :) Bitwa i Drogon spopielajacy co popadnie wymiata :)
Jaimie pewnie znowu w niewole popadnie :D
Ci co marudza ze Danka niepotrzebnie wozy spalila to napisze tak,za to Cersei tez niedostala potrzebnych jej zapasow a Reach nalezy teraz do Danki a Nieskalani powinni byc teraz bezpieczni.
Zaczelem od konca :P Na Smoczej Skale tez bylo fajnie,zaskoczyly mnie te rysunki Dzieci lasu a i Davos oczarowany Missandei :P
Winterfell no Arya wymiata,Sansa trzyma sie dzielnie a Bran to juz nie Bran i nawet dobrze bo taki posepny mi bardziej pasuje.
Cersei dostanie zloto,splaci dlugi ZB i na tym koniec bo brak zapasow i na co jej ta Zlota kompania jak nie bedzie jak sie wyzywic i za co? Zarabisty odcinek :D
Tez się nad tym zastanawiam czy strata zapasów spowoduje jakąś panikę u Cersei czy jednak wystarczy jej że ma złoto
Przecież to nie jest jej złoto... odda żelaznemu bankowi i będzie musiała wziąć kolejną pożyczkę na wojsko bo je straciła za sprawą Dany. Czyli dalej jest pod kreską...
Odda czy nie i tak ma teraz problem a do tego jak pisalem Jaimie pewnie znowu w niewole :D
A tak poza tematem (normalnie to ja zbytnio nie lubie sie czepiac DD) chodzi mi o te przeklete okrety,dlaczego Danka nie wpadla na ten genialny pomysl co Euron-wybudujcie mi tysiac okretow z guana w jego pzypadku a Danka musiala je zdobyc,przejac lub sojusznicze,tu kuzwa wymiekam bo nawet teleporty pomijam bo nie podaja czy minela godzina,tydzien czy rok,mam wyobraznie to se wiekszosc tlumacze ale te sprawe z flota i znikajacymi armiami gdy ginie jakis wazny lord to juz nie bardzo-gdzie armia Ranlego,Freyow,Martelow i innych,niby lord ginie to armi juz nie ma tak?
Równie dobrze mogłaby kazać wybudować samoloty. Euron miał wielu poddanych od pokoleń wprawionych w żeglowaniu, okręty były tylko środkiem walki. Kim Daenerys miała obsadzić okręty? Dothrakami bojącymi się wody, czy może nieskalanymi?
Genialne tlumaczenie-Euron buduje 1000 okretow z guana bo tak chce a Dany juz tego nie robi bo nie ma tam do tego zdolnych ludzi,epicka durnota:D
Az dziwne ze wczeniej nikt na wyspie na to nie wpadl od tak:P
Nie z guana - pod wpływem Eurona ogołocili swe wyspy ze wszystkiego co nadawało się do budowy statków. To największa ale też ostatnia flota zbudowana horrendalnym kosztem i jeżeli nie odniesie sukcesu Żelazne Wyspy pójdą w diabły.
Poza tym pod nosem mają cały kontynent, z którego obroną u sąsiadów angażujących siły na wszystkich frontach jest ciężko. Mogli sobie brać ten surowiec.
Danka to dopiero miała ciężko o czym w książce było mówione - w Essos ciężko o drewno, poza tym jak zorganizowała w końcu pierwszą flotę ta poszła z dymem. Do tego jej królestwo cierpiało na inne, ważniejsze problemy.
Moim zdaniem, jeśli chodzi o sezon siódmy, odcinek ten wywarł na mnie największe wrażenie (może trochę w tym tego podekscytowania, że mogłam obejrzeć go o 3 dni wcześniej niż zazwyczaj)
Na pierwszym miejscu: jak dla mnie ta bitwa była wyrąbista w kosmos, trzymała mnie trochę w napięciu, bałam się tak naprawdę o każdego, Jamiego, Bronna, Tarlych, Daenerys i oczywiście smoczka.
Na drugim: Arya vs. Brienne, i ta mina Sansy - bezcenna.
Na trzecim: powrót Aryi - chyba najgorszy ze wszystkich powrotów, no ale poczekajmy jak Jon wróci
Na czwartym: Bran - "I'm not really"
Zaczne od Twojego konca,byloby zle gdyby nie to ze pozniej Arya mocno sie wtulila w Sanse.
Co do Jaimiego i Brona obaw nie bylo,przezyja i prawdopodobnie jako wiezniowie.
Aryja pozamiatala i Sansa juz widzi swoja goraca sojuszniczke.
Biedna Sansa, paradoksalnie powinna dziękować losowi, że więcej Starków już nie wróci, co jeden to dziwniejszy. Na tę chwilę najlepiej dogaduje się z Jonem, a w obecności Brana i Aryi czuje się niepewnie. Scena z przekazaniem sztyletu Aryi - mała scenka rodem z mafii sylicyjskiej.
Bitwa mi się spodobała. Fakt, nie rozumiem jakim cudem tak szybko przetransportowano Dothraków.... Początkowa sekwencja, gdy widać lęk Jamiego i Bronna. Szarza jeźdźców, mam słabość do tej formacji, więc nie jestem obiektywna... Smok wyłaniający się nad nimi. Na plus zadziałało pokazanie potęgi Daenerys, przerażenie żołnierzy Lannisterów, krótki czas potyczki. Balista zraniła smoka, lecz jego zemsta była natychmiastowa. Tak wiele mówiło się o dysproporcji sił pomiędzy Cersei i Daenerys, i po raz pierwszy to zostało pokazane.
Akcja Jamiego, na pierwszy rzut oka idiotyczna i szalona. To był akt desperacji, zauważył cień szansy by ugodzic w miękkie podbrzusza i spróbował. Gdyby mu się jakimś cudem udało rozstrzygnąłby losy wojny od razu. W sumie w podobny sposób zdecydowały się losy bitwy pod Hastings. Szkoda, że Jamie przeżyje....
Daenerys -Jon. Nie potrafię zaakceptować sekwencji, gdy Matka Smoków de facto szantażuje Jona w jaskinii, a zaraz potem zezwala mu na udział w rozmowie z doradcami, podczas której ujawnia swe słabości. Niespodziewanie zdanie Jona jest ważniejsze od opinii Varysa, Tyriona itd.
"To był akt desperacji, zauważył cień szansy by ugodzic w miękkie podbrzusza i spróbował" Jaimie chciał zabić Dankę, nie smoka. Aż tak głupi nie jest, żeby z jakąś wykałaczką porywać się na Drogona.
To Sansa jest najdziwniejszym ze Starków -- gdy inni szkolili swoje umiejętności, ona dała się wydymać Boltonom.
Gdyby się stawiała to więcej osób mogłoby ją "wydymać", albo Ramsey gorsze rzeczy by zrobił. Nie wiem, gdzie Arya nauczyła się walczyć, stawiam na Jaquena, bo wtedy coś tam walczyła kijem, ale Sansa nie miała okazji, żeby cokolwiek ostrego wziąć do ręki. Wiecznie była pilnowana, najpierw przez Lannisterów, potem przez Petyra, a na koniec przez Boltonów. W zasadzie w tym wszystkim nie ma jej winy, dziewczyna miała po prostu pecha. I jeśli ktoś posiada jeszcze jakieś resztki dawnego siebie to właśnie ona. Cała reszta: Bran - Trójoka Wrona, Arya - morderczyni, Jon - zmartwychwstały trup. Oni wszyscy najbardziej od niej odbiegają. Sansa zawsze była damą i tak jest teraz. Obecnie nie ma nikogo nad sobą (oprócz Jona, którego wpływ jest niewielki). Paluszek już nie może mieć takiej kontroli nad nią jak wcześniej, a jej "gospodarcze ogarnięcie" da się bardziej logicznie wyjaśnić, niż cudowne umiejętności walki Aryi.
"Ona dała się wydymać Boltonom" - a co mogła zrobić? Jedynie pogorszyć sytuację. Była zależna od Paluszka, sama nic by nie zrobiła, nie miała okazji aby nauczyć sie bronić jak Arya, a kogo miała poza Petyrem? Nikogo, więc go posłuchała. A że Littlefinger głupi nie wiedział o Ramseyu to już inna sprawa.
No i jakby nie patrzeć to jeszcze dziecko, dopiero od 2 sezonów widać, że dorosła, jeszcze pamiętam jak za Lorasem wzdychała. Taka Arya czy Bran ... no nic by nie ogarniali, Arya by wszystkich wybiła, a Brana nic już nie obchodzi. Najdziwniejszym ze Starków jest chyba Bran, chociaż zemsta Aryi na Freyach także udowadnia, że z nią nie wszystko w porządku,
Bullshit, LF do niczego jej nie zmuszał, dał jej wybór, przecież jest pokazane dokładnie, Baelish mówi: Jedno słowo i zawracamy, ale (i tutaj daje przemowę o tym, żeby przestała uciekać i pomściła rodzinę). Po czym ją na chwilę opuścił, żeby przemyślała, i ostatecznie się zgodziła. Nawet nie wypytała o szczegóły planu.
Jej "gospodarczego ogarnięcia" nie da się wyjaśnić, ponieważ ona nigdy nie pobierała żadnych nauk, to jest wyłącznie po to, żeby pokazać jaki z niej genialny polityk, jak zmądrzała po tych przejściach. Przez to z dorosłych chłopów zrobili kretynów, którym jakaś Sansa musi mówić, jak mają zrobić coś, czym zajmują się całe życie. "Bardzo mądrze, pani" - lol bez ciebie byśmy sobie nie poradzili.
Bran jest najbardziej Starkowym ze Starków - tym prawdziwym, Północnym Starkiem, a nie takimi ofiarami jak Ned i Robb, którzy dali się wydymać wrogom.
Arya jest prawdziwym Starkiem a jej umiejętności walki da się wyjaśnić tak ,że od 1 sezonu gry o tron uczyła się walczyć prawie przez cały okres swojego życia kilka razy w tygodniu :P
W świątyni nie było widać tych jej umiejętności, jakie mogła zdobyć ćwicząc z Syrio, czy podróżując z Ogarem. Jest nawet scena, w której walczy kijem z przeciwnikiem bez jakiejkolwiek broni: https://youtu.be/f1KGyHQrfls?t=57
Bran sie nie dał wydymać bo w sumie nie miał za specjalnie okazji. Z drugiej strony wyruszył za Mur bo sniła mu sie wrona która obiecała mu że będzie latać. Mały myślał że bedzie fajnie a sfiksował i chyba nikt mu nie zazdrości.
Bo twórcom serialu na razie nie udało się przekazać, jaki Bran otrzymał niesamowity dar. Zrobili z niego jakieś autystyczne dziecko. On prawdopodobnie odegra kluczową rolę w wojnie z Nocnym królem, powinni jeszcze rozwinąć temat jego greenseeing (nie wiem, chyba nie ma polskiego tłumaczenia?). Ta wrona to był ostatni greenseer, i możliwe, że dotrzyma słowa, powinno być fajnie, chyba że twórcy to zepsują.
Na razie to przekazali tyle, że w Branie jest już niewiele Brana i to smutne dla samego Brana, chyba. Wiem, że fajnie jak Twoje życie i wybory mają znaczenie i mozesz uratować świat no ale nie wiem czy młody wiedział w co sie pakuje:P
Mam szczerą nadzieje ze ogarna troche ten wątek bo na razie to Branowi bliżej do Hodora niż do trójokiego staruszka w drzewie. Nauczyciel był z niego taki sobie ale przynajmniej wiedział co gada.
Wydaje mi sie ze w polskiej wersji greenseeing było przetłumaczone jako zielone sny.
Bran zawsze chciał być gwardzistą, ale jako kaleka miał trudności nawet z jazdą konną i łucznictwem, więc postąpiłby tak samo. To było jego przeznaczenie. Poza tym u Aryi i Sansy też nie było jakichś większych emocji, słaby ten reunion Starków. Brakuje chemii jaka była np. w scenach Tyriona i Jaimego, dialogi też nieciekawe.
Aktor, który gra Brana zapowiadał "a lot of cool stuff for Bran" - oby nie kłamał, bo to jedna z najciekawszych rzeczy w sadze.
Nie wiem czemu tak wszyscy oczekiwali fajerwerków podczas zjazdu Starków. Z tego co pamiętam w serialu (książka mnie nie interesuje) oni wcale nie byli ze sobą mocno związani co się przełożyło na życie "dorosłe" i spotkanie po latach.
Racja, jedynie pomiędzy Jonem i Aryą była więź, za Sansą nikt nawet nie przepadał. Ale po tym co ich spotkało powinni okazywać więcej emocji.
Ja osobiście ich nie lubię, więc mi wystarczyłyby dobre dialogi. W zasadzie tylko wątek Brana jest ciekawy, bo jako jedyny nie skupiał się na zemście za krzywdy Starków.
"Aktor, który gra Brana zapowiadał "a lot of cool stuff for Bran" - oby nie kłamał, bo to jedna z najciekawszych rzeczy w sadze."
W sumie może przez słowo 'cool' chodziło mu.. no właśnie, o te całe jego wszystkojestestwo? To młody człowiek i dla niego postać, która wszystko wie może być od razu 'cool' i wszystko co z nią związane (tutaj akurat bym się nie zdziwił, że gadał szczerze, tak od siebie i 'cool stuff' z Branem to Bran, który każdemu wytyka jak wszystko wie: jak nie Sansie to teraz LFowi itp.itd.). W sumie 'cool stuff' to dosyć szerokie pole do interpretacji, nie/stety. A piszę to dlatego, bo największa kłamczucha wśród ekipy GoT to Sophie z jej Sansą: gdy ona mówi, że "Sansa jest graczem" albo "to sezon Sansy" odnosząc się np. do sezonu 5, to wiadomo, że kłamie bo przekaz jest prosty (w przypadku s7 mówiła o poróżnieniu między Jonem a Sansą a widać, że jest raczej odwrotnie). W przypadku Isaaca nie mam takiego wrażenia ponieważ mówi jak nastolatek (którym jest, nie udaje kogoś starszego) i mam wrażenie, że dla nastolatka taka postać jak Brana Wszystko Wiem Stark to całkiem 'cool' persona robiąca 'cool stuff' z informacji, które posiada.
"Jej "gospodarczego ogarnięcia" nie da się wyjaśnić, ponieważ ona nigdy nie pobierała żadnych nauk, to jest wyłącznie po to, żeby pokazać jaki z niej genialny polityk, jak zmądrzała po tych przejściach"
Nie zgodzę się. Całe życie była szkolona przez Septę Mordane na przyszłą panią jakiegoś wielkiego lorda, a jak wiadomo, pani żona musi zajmować się zaopatrzeniem i gospodarką zamku, jak to robiła Cathelyn w Winterfell ( mając doradców oczywiście) Nie pokazali nam tego w serialu, tylko jakieś scenki z haftowania, ale to logiczne.
Bardzo się cieszę, że Sansa pozostała normalna. Ktoś musi trzymać tę rodzinkę w kupie.
Sansa siedziała bezpiecznie w zamku ciotki, niezrównoważona ciotka nie żyje, Robinek dawał się łatwo manipulować, "starszyzna" ją szanowała, kraina była nietknięta, chroniona przez całą armię, Sansa mogła tam do tej pory spokojnie żyć, nietknięta, nieskrzywdzona, cała i zdrowa.
LF ją owszem zmanipulował (najbardziej prymitywną i durną gadką, jaką można wymyślić, fakt że Sansa dała się podpuścić świadczy tylko o jej głupocie), ale Sansa do łóżka Boltonów weszła z otwartymi oczami, nikt jej do tego nie zmuszał.
Jej plan to było małżeństwo z Ramsayem i przez to jakaś bliżej nieokreślona zemsta na Boltonach. Do tej pory nikt nie wie, na czym miałaby ona polegać.
Małżeństwo oznacza seks.
Sansa chciała wywalić Boltonów z WF, nooooo, przy okazji dając się ruchać.
Dedeki powinni wystosować oficjalne oświadczenie gdzie tłumaczą widzom, że seks w małżeństwie politycznym to nie gwałt. No chyba że Sansa Siusiumajtka myślała inaczej. I tak miała farta nie z tej ziemi, że teraz nie musi wychowywać jakiegoś Boltońskiego bachorka. Bo - SZOKER- po to te seksy były.
Seks w małżeństwie to nie gwałt? Czyli jak nie mam ochoty na seks z mężem to on i tak może mnie wydymać,bo ma na to ochotę i to nie będzie gwałt? Biedna ja XD Jeszcze niech zawoła kolegę, żeby popatrzył.
W naszych czasach - masz rację; ). Wymuszony seks to gwałt.
Ale w sadze to czasy wzorowane na średniowieczu i chodzi o małżeństwa polityczne. Księżniczki nie miały wyboru najczęściej i w noc poślubną seks musiał być - chciany czy nie chciany. Aż do poczęcia zdrowego chłopca. Później kobieta miała już trochę swobody.
Z drugiej strony Tyrion nie spał z Sansa - ale tym samym to małżeństwo nie było ważne.
W realiach Westeros małżeństwo służy interesom rodu (które Tyrion miał gdzieś swoją drogą). Ty nie byłaś wychowywana na lady, septa nie musiała ci tłumaczyć twoich obowiązków jako żony, twój ojciec nie wydał cię wbrew twojej woli za kogoś, z kim opłaca się wejść w sojusz, komu będziesz musiała dać dziedzica, więc po co te osobiste porównania lol Noc poślubna nie miała być przyjemnością tylko obowiązkiem małżonków, najlepiej, żeby zakończyła się zapłodnieniem.
napisałam: "w małżeństwie POLITYCZNYM". Czyli takim którego jednym z głównych celów było przedłużenie rodu i inne "super" korzyści. To sie nijak ma do dzisiejszych czasów.
Widze, że jednak oficjalne oświadczenie by się przydało:)
Tak jest z Sansa w książce właśnie ;) Siedzi sobie z Littlefingerem w zamku, pod pseudonimem - bo Martin wie przecież że Sansa jest oskarżona o zabójstwo Joffreya, urobila małego Roberta Arryna i uczy się od Palucha :) - który jest już lordem Tridentu i projektorem Doliny Arrynow i jako jedyny ma zapasy żywności i nikt nie traktuje go jak wroga. Paluch w książce to gracz o tron - a nie głupek z serialu!
Na chłopski rozum to rozwiązanie jest najbardziej logiczne i pasuje nawet do tych planów LF, o których on non stop nawija :)
No właśnie, nawet mimo durnego wątku oddania Sansy Boltonom (której raczej w ksiązkach nie będzie), ktory psuje wątek i Sansy i Petyra, to i tak można jakoś bronić serialowej Sansy - gdyby nie jej nudne skille w zakresie zarządzania zamkiem, gromadzenia zapasów, uzbrojenia itd. to Bran i Arya oraz reszta Winterfell mogliby paśc z głodu i zamarznąć ;)
Oglądamy ten sam serial, tylko ty przenosisz dzisiejsze standardy na realia Westeros. Sansa zgodziła się na małżeństwo -- obowiązkiem każdego małżeństwa jest skonsumowanie go w noc poślubną.
Nikt jej nie zmusił do przysięgi z mieczem przystawionym do gardła, a Boltonom była potrzebna wyłącznie do przedłużenia rodu Boltonów.
Ja zawsze uważałam to za gwałt.
Mąż i żona mieli obowiązek spłodzić dziedzica i to jest jasne. Nie musieli się nawet lubić, mieli powinności i tyle.
Ale mąż miał też obowiązek troszczyć się o małżonkę, tak jak ona miała obowiązek troszczyć się o męża i jego majątek.
Nie wiem gdzie jest zapisane, że małżeństwo oznacza sadystyczny seks w obecności przyszywanych braci małżonki.
Pomijając wątek słynnej zemsty, Sansa z pewnością wiedziała, że czeka ją noc poślubna z niechcianym mężczyzną, jak wiele kobiet przed nią i po niej. Ale raczej wątpię, żeby spodziewała się przemocy.
(LF i jego "nie wiedziałem" się kłania)
Roose też ożenił się tylko i wyłącznie dla spłodzenia potomka i czy Walda wyglądała, jakby jej było źle? Nie rozumiem dlaczego z Ramsaya zrobiono zwyrodnialca do potęgi entej, skoro mógł koncertowo rozegrać Sansę grając normalnego mężulka.
No ale wtedy nie mógłby skończyć zjedzony przez pieski i nie było jaskrawego kontrastu między zszarganym dziewictwem Sansy a zwyrodnialcem Boltonem.
Kiedyś czytałam artykuł, w którym pisano, że my żyjemy wypaczonymi stereotypami o tzw. Średniowieczu. Że wtedy kobiety wykształcone do prowadzenia zamku, domu, biznesu i to zarówno szlachcianki, jak i mieszczki, czy żony pracowników cechów były szanowane, bo taka kobieta pomnażała majątek męża, który często był na wojnie, lub w podróży, lub zajmował się pracą całymi dniami. Jeżeli taki mężczyzna pojmował za żonę obeznaną w swoim "kobiecym" fachu kobietę, to gwałcenie jej z pobiciem, które mogło doprowadzić do jej śmierci - na dodatek przed powiciem dziedzica - było po prostu głupie i stratne. I mało kto wydałby za kogoś takiego swoją córkę, w której "kobiece" wykształcenie tyle zainwestowano.
Kiedyś czytałam romans "średniowieczny" napisany przez historyczkę z wykształcenia, oczywiście niechciane małżeństwo :) Sam opis ziół, których zbiorów i inwentaryzacji doglądała nowa pani domu zajmował stronę, reszta to było zaopatrzenie zamku, ogarnianie żniw, mięsa, materiałów, cała masa małych i dużych spraw. Świetna książka, a główna bohaterka nie jest pokazana, jak siedzi, wzdycha i pachnie, tylko haruje od rana do wieczora. Jako pani na zamku.
Tak że dla mnie to gwałt. Ramsay musi wiedzieć, że sprawia Sansie ból i ją krzywdzi. Tego w umowie małżeńskiej nie było, prawda?
No niestety to było dawno temu, jeszcze z czasów, kiedy wszedł na nasz rynek Świat Książki i sprzedałam ją później :(
Ale to była jedyna książka jaką znam typu "romans z epoki", w której było tyle opisów życia codziennego, przez sporą część akcji faceta nie było nawet w domu, a kobita była traktowana przez rodzinę męża, przez domowników z szacunkiem, pomagano jej, doradzano jej, w tym jak urobić męża, bo faktycznie się nie znosili :) Nawet samego romansu nie pamiętam tak jak tego, jak ona chodziła do kuchni, jak robili zapasy, jak spotykała się z podwładnymi itd. Szczególnie te zioła pamiętam, bo zadziwiająco dużo miejsca temu poświęcono, choć to jest zrozumiałe, w końcu mięso szybko się psuło i trzeba było je obficie ziołowiać dla zabicia zapaszku :)
Szkoda, zapowiada się fajnie :) swoją drogą też gdzieś słyszałam że średniowiecze nie było takie straszne jak się w powszechnej opinii utarło, a nawet pod wieloma względami ludziom żyło się lepiej niż w późniejszych epokach.. no i wykarmienie, zaopatrzenie i ogarnięcie finansowe całego zamku to zadanie nie w kij dmuchał :)
Jesteśmy urobieni przez filmy i tyle :)
Np. niedawno wyczytałam, jak bardzo Wikingowie dbali o czystość ciała i jak ówcześni Brytole narzekali na osadników wikińskich na Wyspach, bo ówczesne Brytyjki wolały się ruchać z Wikingami, bo byli świeży i pachnący, niż z miejscowymi :) A teraz obejrzyj serial Vikings, byś nie pomyślała, że tacy dbający o higienę byli :)
Często zdarzało się, że w zaaranżowanym małżeństwie lord i lady byli dopasowani, jak przykładowo Ned i Catelyn, czy Dany i Drogo, która zresztą dopiero z czasem go pokochała, na początku też można było powiedzieć, że Drogo zadawał jej ból, co znosiła, w końcu w sojuszu chodziło między innymi o urodzenie mu syna rumaka. Inna lady musiała dzielić łoże z jakimś obleśnym Walderem Freyem i nie miała wyboru, musiała rodzić mu dzieci.
Ramsay w pierwszej scenie nie był nawet nieprzyjemny, pocałował ją, poprosił, żeby się rozebrała itd. Theon został raczej jako świadek, co może być uzasadnione, przykładowo na Południu według tradycji już podczas uczty rozbiera się małżonków, i zanosi ich do sypialni, gdzie goście stoją pod drzwiami i rzucają sprośne żarty, porady itd. Sansie tego oszczędzono, to bardzo upokarzające, Catelyn w książce wspominała, że jakiś podpity lord ją obmacywał i chciała mieć to za sobą, a przecież wyszła za dobrego Neda.
Noce poślubne w Westeros nie są przyjemnością.
Jedynie Tyrion złamał zasady stawiając się publicznie królowi i nie wypełniając swojego obowiązku, co w serialowych realiach oznacza, że małżeństwo jest nieważne.
Niezależnie od atrakcyjności i wieku męża/żony, obowiązkiem jest płodzenie dziedziców dla dobra rodu, najlepiej jak najwięcej. Margaery wiedziała o tym odwiedzając Renlyego, który przecież nie miał ochoty, wiedział o tym również Stannis, który nie czuł pociągu do Selyse, w książce było wspomniane, że przychodził do jej łoża jak żołnierz na wojnę - nastawiony na spełnienie swojego obowiązku, załatwić co trzeba i po sprawie. Najgorszy był Robert, który śmierdział alkoholem i nie był delikatny. Dla przjemności to lordowie chodzili do przybytków Littlefingera, a panie miały swoich kochanków na boku.
W przypadku Sansy i Ramsaya sytuacja jest o tyle trudna, że są to wrogowie, Ramsay nie ma ochoty traktować Sansy jak księżniczki, bo dlaczego? Tym bardziej, że publicznie próbowała ich tam obrażać itd. Przecież to znienawidzony Stark. Ich małżeństwo nie służyło nawet połączeniu zwaśnionych rodów, Sansa przyszła tam jako ofiara, nie wiadomo w jakim celu, pokłoniła się wrogom.
Sama też przecież nie robiła nic, żeby Ramsay czuł się dobrze w jej towarzystwie, co ponoć miało być jej zadaniem.