Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78472
7,0 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Uwaga....To już 3 ZAKOŃCZENIE....Yeah...do ilu dojdziemy? Czas pokaże:) Narazie świętujmy:-)

ocenił(a) serial na 7
marlen_3

Tak? Więc ja się dołączam do tych wszystkich komentarzy, bo to opowiadanie jest świetne!!

Tak samo lg80- wspaniałe! beata-alex - gratuluje debiutu :) kgadzinka- jak zwykle w świetnej formie, piegża- zabawna wstążeczka :P i Azura- tym razem trochę mniej na wesoło, ale także całkiem nieżle :)

eSKa

Kolejny kawałek wraz z dedykacją dla czytelniczek i pań komentujących. Latarkę dedykuję Piegży, a Marca Andzi - następnym razem pojawi się i rostoczy swój czar.
Proszę o uwagi. Eldżi


The Man In The River
IV.

Brennan skamieniała i powoli analizowała sytuację. Była wewnątrz pogrążonego w półmroku pomieszczenia. Oceniła, że leży tu conajmniej parę kwadransów. Podejrzewała, że jest w jednym z magazynów Kelly’ego. W nozdrzach wciąż czuła słodkawą woń chloroformu. Wytężyła słuch i stwierdziła, że nie słyszy żadnych podejrzanych odgłosów – obecności innych ludzi, ani urządzeń mechanicznych. Dzięki Bogu, nie ma w pobliżu bomby, ani napastników, ale niestety w tej dość odludnej okolicy nie słychać też było też ruchu ulicznego. Zatem wołanie o pomoc nie ma sensu. Nie wyczuła też niebezpiecznego zapachu dymu, ani środków chemicznych. Leżała twarzą do ziemi, związana. Próbowała poruszyć zdrętwiałymi nogami, ale były one skrępowane na wysokości kostek. Jej ręce ułożono wzdłuż tułowia i od linii obojczyka aż po uda mocno związano półcalową syntetyczną liną żeglarską. Usiłowała ruszyć palcami, by przywrócić w dłoniach krążenie. Uniosła ostrożnie głowę, wytężyła wzrok i wtedy zrozumiała skąd pochodził usłyszany przed chwilą zduszony jęk. Nie do wiary!!! Napastnicy przywiązali ją do Bootha!

Agenta zaś ułożono na plecach na materacu. Temperance uśmiechnęła się do siebie. „Co za ironia losu” pomyślała i zaśmiała się w duchu. Drugi raz w ciągu dwóch dni dała się obezwładnić. Mało tego, Booth też stracił czujność. Nie będzie jednak płakać nad rozlanym mlekiem. Powinna działać. Jej partnerowi musiało być jeszcze bardziej niewygodnie, ale chwilowo był tego nieświadomy, bo podostawał nieprzytomny. Był tak jak ona skrępowany, lecz dodatkowo miał jeszcze wykręcone do tyłu i związane w nadgarstkach ręce oraz usta zaklejone taśmą. Co do nóg nie miała pewności. Widocznie dopiekł napastnikom bardziej niż ona i zemścili się za to pozbawiając go świadomości i kneblując. Jej, poza związaniem i uśpieniem, nie zrobili krzywdy. Temperace miała nadzieję, że mężczyzna też nie jest ranny. Musi go ocucić i spróbować zdjąć knebel. Zaczęła milimetr po milimetrze przesuwać się w górę. Liny i poprzedzający jej wysiłek bezruch utrudniały zabiegi kobiety. Zasapała się, ale stwierdziła, że czołem dotyka już jego warg. Zatem praca przynosiła rezultaty. Booth nadal leżał na plecach nie dając znaku życia, wciąż oddychał miarowo i jakby szybciej. Może odzyskuje przytomność? Po krótkim odpoczynku, Tempe sunęła dalej i po chwili dosięgła ustami, będącej kneblem, srebrnoszarej taśmy klejącej. Znowu chwilę odpoczęła przytulając się do Bootha policzkiem i zaczęła ponownie walkę z upartą taśmą. W końcu taśma ustąpiła. Temperance odkleiła ją i odrzuciła na bok. W tej samej chwili agent otworzył oczy i ze zniecierpliwieniem wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Nareszcie... kobieto! Myślałem, że nigdy nie skończysz!
- A ja, myślałam, że jesteś nieprzytomny – odcięła się Temperance z wyrzutem. Nie mało, że nie był wdzięczny za jej wysiłek, to jeszcze grymasił. Gbur.
- Umarłego byś zbudziła tym wierceniem się! – uskarżał się oswobodzony.
- Z twojego zachowania wnioskuję, że nie jesteś ranny. – W jej głosie brzmiała troska, ale i cień pretensji. - A mnie nie spytasz o stan zdrowia? – zapytała z przekąsem kobieta.
- Kręciłaś się jak osoba zupełnie zdrowa Bones. – zakpił mężczyzna – A skoro pytasz, boli mnie głowa. Jeden z napastników zaszedł mnie od tyłu i... sama wiesz.
- Mnie od razu uśpili... - wtrąciła Brannan.
- Dlaczego, skoro oboje pokpiliśmy sprawę czujności, mnie też z miejsca nie ululali, tylko musieli jeszcze bić w głowę? – zastanawiał się Booth, na co jego partnerka miała gotową replikę:
- Widocznie nie doceniali moich umiejętności i uznali, że to ty stanowisz większe zagrożenie.
- Zostawmy to już, musimy się stąd wydostać przed zapadnięciem zmroku.
- W każdym wozie należącym do FBI zainstalowano GPS i... będą przecież nas szukać, bo masz jutro być w Londynie. – głośno myślała kobieta - Czyż nie? Booth!? – jej nadzieje jednak szybko okazały się płonne.
- Nie będą szukać, a przynajmniej nie tak szybko. – odparł agent - Odwołałem wyjazd. Chcę rozwiązać tę sprawę a Cullen się zgodził. Po śmierci córki zrobił się bardziej ugodowy. Do wieczora jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. – chwilę zamyślił się i dodał – wolałbym by nikt nas nie musiał ratować. Pokpiłem sprawę.
Nastąpiła niezręczna cisza. Brannan zastanawiała się, dlaczego jej partnerowi bardziej zależało na możliwości kontynuowania śledztwa niż na prestiżowym wyjeździe za ocean. Jej rozmyślania wkrótce przerwał Booth.
- Dobra Bones. Nie masz związanych do tyłu rąk, to może zdołasz je przesunąć tak, by wyciągnąć z mojej tylnej kieszeni spodni scyzoryk McGyvera. – zakomenderował mężczyzna.
- Postaram się, ale to trochę potrwa Booth. – na te słowa agent zareagował westchnieniem.
- Dobrze, byle szybciej niż uwalnianie mnie od knebla.
- Działałabym prędzej, gdybym wiedziała, że jesteś przytomny, a... ten McGyver, ...to jakiś twój krewny? – zagadnęła antropolożka, by zmienić temat.
- To facet z serialu, zresztą nie ważne Bones. Do roboty! – zarządził zniecierpliwiony Booth.
Dotarcie do zawartości kieszeni agenta trwało wieki. Choć Temperance robiła, co mogła, jej partner był coraz bardziej zirytowany. Najpierw zsunęła się na powrót niżej, potem próbowała przesunąć ręce by sięgnąć do kieszeni. Diabelnie krępująca sytuacja. Nawet hiperracjonalna Brennan miała kłopoty z racjonalizacją swoich poczynań. Mężczyzna zaś wciąż ponaglał ją. W końcu bliska płaczu stwierdziła, że nie dosięgnie do noża, chyba że ten złośliwy przedmiot przesunie się choć o centymetr.
- Spróbujmy, zatem okręcić się razem na moment i zaraz wrócić do obecnego ułożenia. – zaproponował zrezygnowany Booth, wiedząc, iż to jest ich ostatnia szansa na wolność.
Tak też zrobili i zasapanej Brannan udało się pochwycić scyzoryk. Gdy przetoczyli się w końcu do pozycji, w której Bones znów spoczywała na swym partnerze, Booth z troską zapytał głębokim szeptem tuż przy jej uchu:
- Kości, jak tam twoje kości?
Temperance walczyła przez jakiś czas o oddech i w końcu udało jej się wysapać do jego szyi:
- Boże, Seeley jakiś ty ciężki.
- Żadna się dotąd nie skarżyła – odparł mężczyzna.
- Twoje gabaryty są... więcej niż odpowiednie Booth. – powiedziała po chwili Brennan wciąż uspokajając oddech – i to w każdej z możliwych sytuacji, poza tą, w której grożą one integralności struktury moich żeber.
- Ciiiii.... Oszczędzaj siły Bones, przed przecinaniem liny. Ja nie mogę ci pomóc – wyciszał ją partner.
- Booth? – pisnęła cichutko kobieta.
- Co znowu! – wysapał rozdrażniony mężczyzna
- Masz w kieszeni coś hm... sporego, czy lubisz jak na tobie leżę? – szepnęła najwyraźniej nie speszona sytuacją Tempe.
- Co? – warknął nagabywany mężczyzna, a zaraz dodał ciszej, robiąc przy tym komiczną minę - To latarka.
- Po co nosisz ją w kieszeni w środku dnia? – dopytywała z niedowierzaniem się Temperance.
- Jak ją ze sobą zabierałem, nie pomyślałem, że... będzie ci hm... przeszkadzać. Koniec tematu, Bones! – uciął agent.
- To na pewno latarka? – parsknęła, rozbawiona nieśmiałością Bootha, Brannan.
- Dosyć Bones! Skup się!
- Dobrze, już dobrze... Dlaczego nie związali nas inaczej...? To jest... dlaczego w ogóle nas związali??? – Złorzeczyła Tempe walcząc z oporną liną.

Jakieś dwa kwadranse później mogli wreszcie rozprostować nogi i rozejrzeć się po feralnym magazynie. Była to raczej świecąca pustkami hala.
- Złodzieje, których nakryliśmy na gorącym uczynku wywieźli stąd wszystkie meble, ale zostawili materace, na których nas ułożyli. – podsumowała oględziny antropolożka pakując do woreczka na dowody kawałki liny.
- Dlaczego tu jesteśmy Booth? – dopytywała się kobieta - Łapanie złodziei nie należy do naszych zadań i dlaczego tak ci zależy na tej sprawie?
- Dobrze, po kolei. Odnoście włamywaczy, mieliśmy kilka anonimowych doniesień, że magazyny Kelly’ego są sukcesywnie czyszczone z zawartości. – Wyjaśniał śledczy. – Pomyślałem, że może mieć to związek ze śmiercią właściciela tego cyrku.
- Rozumiem. – Ucięła Temperance – A co z priorytetem tego śledztwa?
Booth zrobił się nagle poważny i zaczął przechadzać się nerwowo, jakby rozważał skomplikowaną kwestię. W końcu zatrzymał się i powiedział z rezygnacją.
- Już dobrze. Masz prawo wiedzieć Bones, dlaczego ciągnę cię ze sobą na prywatną krucjatę. Chciałem cię poprosić o pomoc, bo – tu zawahał się – z tą sprawą wiąże się osoba mojego przyjaciela z dzieciństwa.
Zaintrygowana Temperance ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że nie może Boothowi odmówić tej przysługi. Dowiedzenie się czegoś o jego przeszłości było dla niej ważniejsze niż wykłady na Oxfordzie. Agent zaś kontynuował swe wyznanie:
- Ja, mój brat Jarod i Marc dorastaliśmy razem w Pittsburghu. Marc wychowywał się bez ojca i był dla mnie jak brat. Chodziliśmy razem do liceum, graliśmy w tej samej drużynie koszykówki. Potem nasze drogi się rozeszły. Ja wstąpiłem do wojska, Marc skończył prawo. On jest jakby dodatkowym członkiem mojej rodziny, a teraz należy do niej nawet bardziej niż ja. – Tu przerwał swój wywód, gdyż temat swej separacji z rodziną był dlań wyjątkowo czuły. Brannan przezornie nie wypytywała o tę sprawę, lecz skupiła swą uwagę na osobie tajemniczego Marca.
- Zaczynam rozumieć, jednak wciąż nie wiem, jaki jest związek Marca ze śledztwem?
- Marc od kilku lat pracował dla Kellych, jest ich adwokatem rodzinnym. Szczegóły poznasz jutro... jeśli zechcesz. Nie będę cię naciskał, byś odkładała wyjazd. Nie wiem nawet, czy możesz go odwołać. – Booth mówił coraz szybciej, jakby chciał to mieć jak najszybciej za sobą – Nie będę ci miał za złe, że mi odmówisz, zwłaszcza... po wczorajszym.
A więc to go tak męczyło! – Pomyślała Brennan – Gdy skończył wyraźnie się wyciszył i przyjął postawę wyczekującą. Wyszli z magazynu i zmierzali do samochodu. Gdy już ruszyli w stronę centrum Temperance powiedziała partnerowi o swej decyzji.
- Nie zostawię cię samego ze sprawą Kelly’ego Booth. Wyjazd mogę bez żadnych konsekwencji opóźnić o trzy, cztery dni. Pojadę tylko na wykłady, a zwiedzanie i bankiety nie są dla mnie ważne. Jeśli i to nie wystarczy, zastanowimy się nad tym później. – Zakomunikowała.
Booth poweselał i rozluźnił się. Temperance zaś nie byłaby sobą gdyby nie dodała:
- Więc zawieramy rozejm, ale jeśli jeszcze raz zachowasz się tak jak wczoraj, to... skopię ci tyłek nie patrząc na naszą przyjaźń. – Booth zaśmiał się i popatrzył na nią ciepło.
- Umowa stoi partnerze.
Gdy dojeżdżali do Instytutu Jeffersona Booth był w znakomitym humorze.
- Wiesz Bones, jak po moim fałszywym pogrzebie miałem do ciebie pretensje, że nie okazywałaś mi „przywiązania”, to po dzisiejszym incydencie cofam te słowa. – Mówił śmiejąc się mężczyzna. Brennan udzielił się jego nastrój. Inną przyczyną jej zadowolenia był rozejm, jaki przed momentem zawarli.
- Cieszę się, że odnalazłeś w tym zdarzeniu humorystyczny akcent Booth.
- Byłbym ci wdzięczny, abyś nie wspominała nikomu o tej zasupłanej przygodzie Bones. – zaproponował mężczyzna - Muszę... dbać o... nasz wizerunek.
- Dobrze, skoro ci na tym zależy Booth. – Odparła zgodnie Brennan i pomyślała, że warto było przeżyć ostatnie stresujące wydarzenia, by osiągnąć nowe, obiecujące porozumienie.

_LG_

"Twoje gabaryty są... więcej niż odpowiednie Booth. "- dostałam przy tym napadu drgawek śmiechowych, kobieto:D:D:D Nic dodać nic ująć, ja po prostu uwielbiam jak oni potrafią się dogadać ze sobą:D:D:D

ocenił(a) serial na 10
kgadzinka

Jejku po co on nosi ten scyzoryk? Może by Brennan musiała węzły rozgryzać xD Czekam na Marca :)

_LG_

Holender, oczywiście roztoczy, a nie rostoczy... palec mi się przesmyknął po klawiaturce;)))

_LG_

uwaga, będę szczera!
Eldżi, poszłaś po krawędzi, chłopie, aż mnie ciarki przeszli po krzyżu, kiedy to czytałam. "Latarka" Bootha czy latarka Bootha - oto jest pytanie. ;D
poza tym okej
;DDD

piegza

Pewnie nigdy się nie dowiemy czy to latarka czy "latarka". Reszta jest domysłem;)))

piegza

ach, więc się wykręcasz, niemniej dziękuję za dedykację, nie wiem, czemu właśnie mnie się trafiła ta dedykacja, czymże zasłużyłam sobie na takąż gorącą nagrodę? ;)))

piegza

Nie wykręcam się - sprawa będzie wyjaśniona w finale;))) Jestem podekscytowana - to moje pierwsze tworzenie fabuły...

ocenił(a) serial na 7
_LG_

Chciałabym zobaczyć, jak kłócą się ze sobą, w takiej sytuacji i pozycji.... no i latarka :D Fantastyczne

_LG_

Czytałam wasze wszystkie opowiadania są po prostu świetne brak mi słów:)
Już nie umiem się doczekać następnego.
Mam prośbę ma ktoś napisy do odcinka 3x09??
To jest odcinek,w którym Brennan i Booth się całują.
Jeśli tak to proszę wysłać na e mail kleo_4@interia.pl
Będę wdzięczna.
Przepraszam za błędy ale się spieszę bo muszę sprzątać.
Pozdrawaiam

BoneS_91

Napiski są w drodze. Pozdrawiam. Potwierdź, że doszły.

_LG_

Tak doszły bardzo dziękuję za te napisy:):)

eSKa

Wszystkim dziękuje za miłe komentarze, poprawiliście mi humor. Cedek już za niedługo.

Azura2007

tu apel do piegży- pewna beatka mi się odwodni na śmierć:D ona bardzo liczy na twój komentarz:D

kgadzinka

Dziś część weekendowa. Miłego czytania dziewczyny. Tradycyjnie proszę o ocenę i uwagi.

The Man In The River

V.

Temperace całą noc śniła, że jest nadal związana liną. Nad ranem czuła się przez to bardziej zmęczona niż poprzedniego wieczora. Rankiem, dr Brennan miała się spotkać z Boothem w jego biurze. Zabrała więc ze sobą wyniki, dotychczas zakończonych w Instytucie, analiz i udała się wprost do J.E. Hoovers Building na Pennsylvania Avenue. Pogrążona w myślach wsiadła do windy. Była sama, ale tuż przed zamknięciem drzwi wpadł do kabiny elewatora dopijający poranną kawę Booth. Winda ruszyła.
- Hej Bones! – przywitał się jowialnie, po czym jak to zwykle w takiej sytuacji zaczął nucić jakiś rockowy kawałek.
Nagle dźwig zatrzymał się pomiędzy piętrami. Temperance zrobiło się gorąco.
- Co teraz zrobimy? – zapytał figlarnie agent i chwycił Brennan w objęcia – Jesteśmy tu sami i w zamknięciu... – zawiesił głos i pocałował ją. Zaskoczona kobieta oddała niespodziewany pocałunek i pchnęła mężczyznę, tak że oparli się razem o ścianę.
- Dotąd nie doceniałem tej windy – zamruczał Booth całując jej szyję.
„To szaleństwo” - pomyślała antropolożka na wpół senna i zaczęła odpychać mężczyznę. Walczyła ze sobą i próbowała coś powiedzieć, w końcu cała zlana potem... obudziła się. Ufff... to był tylko sen. Nie! To, na szczęście był tylko sen - myślała biorąc prysznic i ubierając się.

W gmachu na Pennsylvania Avenue wsiadła do windy i ze zgrozą stwierdziła, że tuż przed zasunięciem drzwi wszedł do niej, nie kto inny jak Booth.
- Hej Bones! Przywitał się agent i pijąc kawę nucił. W Brannan zakiełkowało złowieszcze przeczucie, że zaraz...
I w tym samym momencie elewator zatrzymał się między piętrami. Zadziwiające zjawisko – pomyślała kobieta tłumiąc w sobie atak paniki.
- Co teraz zrobimy? – zapytał Booth psotnie, lecz nim zdążył cokolwiek zaproponować Temperance krzyknęła:
- NAWET O TYM NIE MYŚL!
- Co jest Bones? – zagadnął zaskoczony jej ostrą reakcją – Nie wyspałaś się, czy co?
Na szczęście pechowa winda ruszyła w górę.
- Przepraszam Booth, ale miałam dziwne uczucie deja vu. – Zmieszała się antropolożka.
- Ok. Poczekaj na mnie w gabinecie, idę pogadać z sędzią. – Po chwili dodał z roztargnieniem – Uważaj na Sweetsa. Wczoraj polował na nas w Instytucie, dziś będzie nas pewnie nękał tutaj. Nic mu nie mów. – Przypomniał konspiracyjnym tonem i wyszedł zostawiając Brennan samą.

Ufff... mało brakowało – pomyślała kobieta i ruszyła do gabinetu Bootha pozdrawiając po drodze agenta Charlie’go. Szybko weszła do biura i stanęła twarzą w twarz z niezwykle przystojnym nieznajomym. Niebieskooki brunet na pierwszy rzut oka przypominał Bootha. Obaj byli bowiem jednakowo wysocy, dobrze zbudowani, co zawsze jest pozytywem z ewolucyjnego punktu widzenia. Mężczyzna, podobnie jak jej partner, miał na sobie garnitur, ale w przeciwieństwie do Bootha nie posiadał „dzikiego” krawatu i czerwonej sprzączki od paska. Po drugie, o ile przyjaciel Temperance chętnie zamieniał strój urzędowy na ubranie sportowe i traktował krawat jak szubieniczną pętlę, to jego tajemniczy gość nosił się z niedbałą, niewymuszoną elegancją i swobodą. Brannan na chwilę zaniemówiła, bo nieznajomy wpatrywał się w nią intensywnie milcząc. W końcu kobieta przerwała ciszę podając mu dłoń.
- Witam, jestem Temperance Brannan. Współpracuję z agentem Boothem. – Ku jej zdziwieniu nieznajomy nie uścisnął zwyczajowo jej dłoni, ale uniósł ją szarmancko do ust, co ponownie wprawiło Brennan w osłupienie.
- Jestem przyjacielem pani współpracownika, nazywam się Marc Hamilton, a dla pani Marc. – Mówił powoli, starannie modulując głos. Mimo że zakończyli powitanie, wciąż stał przy niej i nadal nie wypuszczał z rąk jej dłoni. Ona zaś oszołomiona jego zachowaniem nawet tego nie zauważyła.
- Od dawna znasz Bootha? – Zagaił pozornie bez zainteresowania.
- Pracujemy ze sobą od ponad trzech lat – odparła Brannan.
- Hm... widzisz Temperance, ja lubię jasne sytuacje – zaczął Marc – Booth zawsze romansuje z pięknymi kobietami ze swojego otoczenia i zwykle można je podzielić na jego „byłe”, „przyszłe” i „obecne”, więc spytam wprost: do jakiej grupy ty się zaliczasz? – Obcesowe pytanie Hamiltona jakby wyrwało kobietę z półsnu i szybko odzyskała rezon.
- Nie wiem czy powinnam..., ale skoro jesteście przyjaciółmi, odpowiem. – Rzekła antropolog sądowa - Ja również cenię szczerość. Jesteśmy z Boothem przyjaciółmi, partnerami w pracy i nie jestem jego „byłą”, ani „obecną”, jak to uroczo określiłeś. – Dokończyła z uśmiechem.
Mężczyzna najwyraźniej nie dowierzał tym wyjaśnieniom i drążył nadal temat.
- Zaskakująca sytuacja. – Zobrazował swe wątpliwości - Pewnie wcześniej Boothowi się to nie przytrafiło – mówiąc to uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- Nigdy wcześniej nie miał partnera – kobiety. – Objaśniła indagowana.
- Ciekawa odniana... – mówił jakby do siebie Marc – mój przyszywany „braciszek” przyjaźni się z kobietą... i to jaką. – Tu przerwał i zwrócił się do niej wprost - Znam twoje powieści Temperance i podziwiam twój styl. Sam również piszę, ale mojemu warsztatowi wciąż brak oszlifowania. Z przyjemnością poznałbym tajniki sukcesu twojej twórczości...
Brennan nie zdążyła zareagować, gdy w drzwiach gabinetu pojawił się dr Sweets.
- O doktor Brennan, nie spodziewałem się tu pani zastać. – Skłamał Lance i niezrażony towarzystwem Hamiltona ciągnął dalej. – Chciałem spytać, dlaczego pani i agent Booth wczoraj znowu opuściliście naszą sesję, choć jak zdążyłem się przekonać macie... pewne problemy z wyrażaniem emocji... zwłaszcza gniewu.
W ten oto elegancki sposób psycholog poinformował Tempe, że już słyszał plotki o przedwczorajszym zachowaniu Bootha i chętnie poznałby od nich wersję „z pierwszej ręki”.
- Doktorze, jesteśmy z partnerem ostatnio bardzo zajęci, a co do wczoraj... to mieliśmy dodatkowo pewny problem... – Zaczęła się usprawiedliwiać antropolog sądowa. Jednak ciekawski Sweets przerwał jej wpół zdania.
- ... z czym związany?
W tym momencie do biura wpadł podenerwowany Booth i uprzedzając odpowiedź Temperance już w drzwiach powiedział:
- Sweets posłuchaj, bo nie będę tego powtarzał. Nikt z nikim nie był absolutnie niczym „związany”! Jasne?
- Poza tym – kontynuował nie zważając na zaskoczenie psychologa i partnerki oraz nawet na obecność zaciekawionego Marca – Wczorajszego spotkania miało nie być przez wyjazd Bones. Teraz zaś wybacz, ale „krępują” nas obowiązki - i mówiąc to ciągnął psychologa za ramię w stronę drzwi, a następnie wypychał go za nie.
Holowany Sweets nie rozumiał tych dziwnych aluzji i nie dawał za wygraną.
- Zawsze macie w pracy urwanie głowy! – Oponował słabo w drzwiach.
- Tym razem mamy więcej niż urwanie głowy, mamy istne „zasupłanie”. – Mówił agent zamykając za natrętem drzwi. – No Bones, pozbyliśmy się go.
Brannan obserwowała tę scenę ze spokojem, jednak w końcu stwierdziła.
- Znowu go wyrzuciłeś i wierz mi, on w końcu się zemści za to, jak go traktujesz... a po drugie Booth – dodała z mniejszym już spokojem - jeśli, tak zamierzasz NIE MÓWIĆ, o wczorajszej kompromitacji, to może od razu lepiej napisz ogłoszenie do Washington Times. Zaoszczędzisz czas, jaki zmarnujesz na wymyślanie wymówek i jaki spędzisz w konfesjonale. W zeszłym roku mówiłeś, że jesteś „dyskretnym” dżentelmenem, ale chyba miałeś wtedy na myśli tylko swoje romanse.
Słuchając Brennan agent dopiero zauważył obecność Marca. Zlustrował sytuację i stwierdził kilka niepokojących rzeczy. Po pierwsze Hamilton stał zdecydowanie zbyt blisko Bones, po drugie, nowoprzybyły trzymał jej dłoń, a więc gość nie tracił czasu. Po trzecie zaś, patrzył na nią, jak na upragniony gwiazdkowy prezent, którego jedynym felerem jest to, że wciąż ma on na sobie opakowanie.
- Cześć stary, nie spodziewałem się ciebie tak szybko – zagadnął właściciel biura, po czym bezceremonialnie odsunął od prawnika kobietę i ustawił ją za sobą.
Przez to ostatnie Marc posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie, ale już w następnej chwili mężczyźni uścisnęli sobie prawice i z uśmiechem poklepywali się po plecach.
- Nie czekałem aż wezwiesz mnie na przesłuchanie, przyszedłem by zapewnić cię, iż zależy mi na wyjaśnieniu okoliczności śmierci Dylana. Wiele mu zawdzięczam i chcę ci pomóc – wyjaśnił Hamilton.
- Cieszę się, że przy okazji mogłem poznać twoją piękną koleżankę. – Powiedział i posłał kobiecie przeciągłe spojrzenie. – Jestem zafascynowany jej... twórczością i...
- Niestety – przerwał mu Booth – całe przedpołudnie spędzimy w Baltimore Marc. Przyjrzymy się rodzinie Kelly’ego i jego rezydencji.
Mówiąc to Booth objął Temperance ramieniem i powoli odprowadzał ją w kierunku drzwi. Marc przyglądał się im z rosnącą ciekawością.
- Przykro mi Bones, sędzia nie zgodził się na przeszukanie domu ofiary przy użyciu ekipy. – Powiedział ze smutkiem. - Kazał nam najpierw dyskretnie się rozejrzeć. Możemy jednak zabrać Hodginsa.
- Dlaczego sędziemu zależy na tym byśmy nie drażnili rodziny Kelly’ego? – zapytała retorycznie Brennan.
- Może zbadał zalety jego wyrobów...? – Zaproponował Booth z uśmiechem.
Wiedział doskonale, że rzeczony sędzia przez swój wiek i tuszę mógł najwyżej docenić leczniczy wpływ łóżka na swój schorowany kręgosłup.
- On nie ma łóżka Kelly’ego w swojej sypialni, a przynajmniej nie miał trzy lata temu – stwierdziła racjonalnie Temperance.
- Chyba nie wiesz tego z autopsji Bones!?! – Jeszcze przed chwilą Booth był pewny, że partnerka nie jest go w stanie niczym zadziwić.
- Wiem Booth. Sam kilka razy kazałeś mi go budzić w środku nocy, gdy obiecałeś długonogiej Amy Morton, że odroczymy egzekucję Eppsa...
- Dobra Bones, porozmawiamy w drodze do Instytutu. – Obiecał agent.
- Zaczekaj na mnie w samochodzie. – Mówiąc to wypychał Brannan z gabinetu, tak jak to wcześniej zrobił z psychologiem.
- Booth, nie jestem doktorem Sweetsem i nie dam się wyrzucić. Mam ci przypomnieć, co zrobię, gdy mnie będziesz wynosił? – Zagroziła zirytowana kobieta. – Chcę się jeszcze pożegnać z panem Hamiltonem. – Po czym Brennan wyminęła agenta, podeszła do prawnika i podała mu rękę na pożegnanie.
- Do widzenia Marcu, miło mi było cię poznać. – Powiedziała uroczyście.
Gość agenta tym razem również pocałował jej dłoń i uśmiechnął się do niej szarmancko. Booth ze zniecierpliwieniem spojrzał w sufit i westchnął komicznie.
- Cała przyjemność po mojej stronie Temperance*. Mam nadzieję, że imię nie odzwierciedla twojego charakteru – powiedział zalotnie.
- Tak naprawdę mam na imię Joy** - odpowiedziała z uśmiechem kobieta i znikła za drzwiami nim Booth zdążył zareagować.
- Nic się nie zmieniłeś Marc, tak jak kiedyś, podrywasz wszystkie hurtowo. – Zauważył z rezerwą agent.
- A ty się zmieniłeś „bracie”, pierwszy raz widzę jak odgrywasz rolę psa ogrodnika, a do tego rozmawiasz o swych emocjach z nastoletnim psychologiem. – Zaśmiał się Marc i ruszył do wyjścia. – Zobaczymy się szybciej niż myślisz. – Mówiąc to wyszedł zadowolony niewyraźną miną agenta.
Booth w tej chwili żałował, że prosił Bones, by odroczyła swój wyjazd i mu pomogła. Piekło i szatani – pomyślał – może nie jest zbyt późno by ją jeszcze zawieźć na lotnisko Dullesa?

* Temperance [ang. wstrzemięźliwość, umiar, abstynencja].
** Joy [ang. radość, przyjemność].

_LG_

świetne opowiadanie szkoda,że ja nie mam takiego talentu:(
już nie umiem się dczekać następnych:)

ocenił(a) serial na 10
BoneS_91

Wowwww ;] Już nie wiem co powiedzieć :) Strasznie mi się podobał ten tekst o nierozpakowanym prezencie, w ogóle wszystko takie przemyślane... Cudownie :D Ach, i jak zwykle tak Bones'owo typowe zachowanie dla Bootha i reszty.

andzia_45

ten tekst z imionami- zaczepisty:D czyżby booth miał rywala???

kgadzinka

Zauważcie, że Brannan nie zaprzeczyła, że może być "przyszłą";D. Andziu, Twój Marc trochę się wymyka spod kontroli...

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Przez co nie wątpię, że Booth, jako rycerz, będzie chronił swoją damę :D Więc nie mogę się doczekać co będzie dalej :)

ocenił(a) serial na 7
_LG_

Tekst z imionami naprawdę powalający i ten Marc też całkiem uroczy... ja na jej miejscu może bym się skusiła... :)
Chcę zobaczyć jak Booth sobie z tym poradzi. Oj, chcę zobaczyć....:D

eSKa

Mam nadzieje że takie coś może być chociaż na razie zanim Wy coś nie dodacie. Jak ktoś nie chce niech nie czyta. Bardzo słaby poziom moich wypocin :)


Była burza. Nie było prądu w całym mieście, więc godziny pracy w Jeffersonion zostały skrócone. Dzień był szary i ponury. Nastrój tegoż dnia udzielił się również Brennan. Zachowywała się jakby cały świat był przeciwko niej. Powodem takiego zachowania był paniczny strach przed burzą. Brennan siedziała w swoim gabinecie i nerwowo grzebała w papierach na biurku. Nagle do gabinetu wparował Booth.
Booth: Hej! Bones!
Bones: Jestem zajęta, nie widzisz?
Booth: Ależ oczywiście że widzę (Booth powiedział to z przekąsem)
Bones: Więc mi nie przeszkadzaj (nagle dało się słyszeć głośny grzmot, Brennan aż podskoczyła)
Bones:(nie co zaniepokojona, że Booth mógł to zauważyć) Dzisiaj mamy skrócony czas pracy więc idę zaraz do domu. Idź już sobie.
Booth: Spokojnie Bones! Nie denerwuj się. J tylko po prostu chciałem zobaczyć czy wszystko ok. Bo wiesz jest burza, Ty sama, taka „delikatna kobieta”, jak chcesz mogę posiedzieć z tobą.
Brennan:(poddenerowoana) Booth po pierwsze to nie jestem „delikatną kobietą”. Znam sztuki walki i potrafię się bronić. A po drugie to nie boję się burzy!(mówiąc to ostatnie sama w to nie wierzyła)
Booth: OK. Jak chcesz, ja idę już sobie. PA. Zobaczymy się jutro.
Bones: (ze łzami w oczach) Tak zobaczymy się jutro. I pamiętaj że ja nie boję się burzy!
(Kiedy znów to wykrzyczała Booth zorientował się co jest grane.)
Wszyscy wrócili do swoich domów. Nadal nie było prądu. Brennan siedziała skulona na podłodze przy sofie , owinięta w koc. Było już ciemno. Jej paniczny strach był tak silny, że trzęsła się i płakała.
Godzina 23.00 . Booth stalemyśląc o lęku Bones , nie mógł już dłużej wytrzymać. Postanowił pojechać do niej. Wiedział że się boi i jest sama.
Mieszkanie Brennan
Puk, puk (Bones ztruchlała)
Puk, puk –To ja Booth
Bones Ucieczyła się, ale nie chciała dać po sobie poznać że się boi.
Wpuściła Bootha
Booth: Rany! Bones! A gdzie są jakieś świeczki??
Bones: Widzisz Booth, jakoś zapomniałam kupić.
(Cieszyła się że jest tu z nią i że jest ciemno bo nie widzi jej zapłakanej twarzy)
Booth: To ja skoczę do siebie po świeczki i posiedzimy tu razem.
Bones: (w tym momencie już nie wytrzymała i znów zaczęła płakać.
Bones: Booth! Proszę cię nie zostawiaj mnie samej! Boję się!(przypominały jej się chwile, kiedy podczas wykopalisk w Afganistanie była więziona i bita)
Booth: Bones(mówił z wyraźnym przejęciem w głosie) nie zostawię cię!
Przytulił ją> Ona mocnosię w niego wtuliła. Wtedy poczuł się naprawdę jej potrzebny. Usiedli lecz Brenan nadal mocno wtulona w umięśnioną klatę Bootha płakała.
Booth: Już dobrze. Nie zostawię cię. Nigdy bym cię nie zostawił (Chciał jej powiedzieć więcej, co do niej czuje, ale stchórzył, nie dał rady). Głaskał ją pogłowie i czekał aż zaśnie.
Po pewnym czasie sprawiała wrażenie iż usnęła. Booth zebrał się na odwagę.
Booth : Bones teraz kiedy już śpisz i mnie nie słyszysz mogę ci powiedzieć że jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką to trawa już od dawna. Nie mogę przestać o tobie myśleć. A teraz kiedy jesteś tak blisko i wtulona we mnie chciał bym cię pocałować , lecz wiem że nie mogę Ci tego zrobić. (Delikatnie jak muśnięcie skrzydłem motyla przesunął palcem po jej wargach)
Bones udając że śpi chciała się odezwać, niestety zrezygnowała.
Booth:Bones ja cię kocham, nie potrafię już dłużej tego ukryawć.
Po pewnym czasie usnął. A Bones już wiedziała że oboje czują do siebie to samo i zasnęła z uśmiechem na twarzy.
Rano gdy się obudził bolało go wszystko, nie chciał się kręcić aby jej nie zbudzić. Obudziła się. Patrzyła mu prosto w oczy, jakby chciała zajrzeć w głąb jego umysłu.
Bones: (szeptem) Ja ciebie też.
Booth: (zdziwiony) Ale co też?
Bones:(podniosła głowę z jego torsu): Booth bo ja wszystko słyszałam w nocy, ja nie spałam. Ja też cię kocham (i złożyła delikatny pocałunek na jego wargach po czym się odsunęła nie co. Booth przez chwilę patrzył ze zdumieniem na jej zaczerwienioną twarz lecz odwzajemnił pocałunek. A dalej wiecie już co się stało. J

gocha_kor

fanjne

szczegolnie jak udwala ze spi

gocha_kor

Hm... myślałam, że to Booth był torturowany i więziony na Środkowym Wschodzie, trudno mi też uwierzyć, że Brannan boi się czegokolwiek, ale ogólnie pomysł może się podobać.

_LG_

a ja już myślałam że od poprzedniej, niedzielnej burzy (dzięki której nie obejrzałam Bonesa) nie polubię już żadnej dotyczącej kości, ale ty mnie totalnie zaskoczyłaś i uradowałaś:D kocham znowu burze! Fani burzy i Bonesa łączmy się:D czy to będzie przesada jeśli napiszę że "ta burza" wywołała w ich życiu "burzę"??? Np uczuć:D:D:D

ocenił(a) serial na 7
gocha_kor

Wyznania miłosne- klimaty które... lubię :)

eSKa

lg, Marlen kiedy dodacie dalsze części swoich opowiadań? nie mogę się już ich doczekać...:D
gocha_kor naprawdę fajne opowiadanko;]

_Lena_

Ja obiecuję dodać VI jutro. Dzisiaj walczę z malinami:(((

_LG_

lg80 - nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem:) A tak w ogóle to hej wszystkim:) Nie było mnie trochę i zaległości mam straszne. Postaram się nadrobić:)

Mino

Hej szefowa;))). Byłabym wdzięczna za słówko na temat "mojego topielca";)))

Poza tym - malinom i malinożercom mówimy nie!!!! Przez nie same kłopoty... Przez nie Balladyna zabiła siostrę...
Dobra, idę do malin. A jutro będzie 6;)

Mino

Mam pomysł, zrzućmy się Babki i wykupmy FOXa, będziemy sobie mogły oglądać to, co chcemy.
Lg i Marlen + Rokitka będą pisały scenariusze, ja będę za Nimi długopisy nosić (ewentualnie laptopy), a jakiś Tarantino może to reżyserować ;))) co Wy na to?

Lg, ja nie wiem, co powiedzieć na temat Twojej twórczości, dla mnie to już profesjonalizm, K2, poczwórny axel, wybuch Supernowej!!! teksty godne mistrza Wierzbięty ;))) niezmiennie niecierpliwie czekam na każde Twoje słowo, zdanie i akapit.

Marlen, rozpaliłaś moję wyobraźnię zboczonym pomysłem Sweetsa, a teraz milczysz??? wiedz, że cierpię...

Gocha, niezłe, tak trzymać! :)

Beatko, brawa za odwagę, ale weź Ty się trochę rozwiń, trochę więcej odwagi, Kobieto!!! Nie zdążyłam się rozpędzić z czytaniem, a tu koniec Twojego dzieła ;)))) Czekam na kolejne teksty: długie, bo opisujące bohaterów, ich przeżycia wewnętrzne i szalone przygody. Masz potencjał, Babo, tylko trochę więcej fantazji i wiary w siebie!!!!!

buziaki morelowe przesyła wszystkim
piegża

piegza

Dzięki Piegżowata za polepszenie mi humoru;))) Nie wiem dlaczego Ty nic nie piszesz, a przecież masz świetne pomysły i lekki styl. Pamiętam taki Twój tekst o sąsiedzie Bones... chętnie poznałabym go bliżej (w przenośni oczywiście).

Co do zakładania spółek, to jestem za. Z kapitałem zakładowym może być kiepsko, ale pomysł jest wart rozważenia. Piegżo, skromna osobo, marnowałabyś się jako "mięśniaczka";))), a i zapewne gabaryty By Ci na to nie pozwoliły;D


Czekam na Wasze prace, najbardziej zaś ciekawi mnie dalsza część kamerowanka Marlenki i tekstu pewnej osoby od kokardek...

_LG_

Dorzucę się, i stanę w kolejce po kamerę;d bo ja lubię Tarantina:D:D:D piegża a kiedy napiszesz jakieś opowiadanko??

kgadzinka

o przepraszam, ja się już wykazałam niedawno, niestety od długiego czasu nie pokazują się: Aguś, Shann, Maria. Rokitka narobiła hałasu i zwiała.
Wróćcie, czekamy!

Lg, noszenie zostawaim sobie, bom mięśniak, mówiąc eufemistycznie ;))))

ocenił(a) serial na 7
piegza

Właśnie... czekam na Shann, Marię, Andzię, Mino... gdzie się wszystkie zgubiły??

Co do zrzutki... czemu nie? Hanson nie będzie wymyślał już takich rzeczy jak Zac jako uczeń Gormogona :)

eSKa

no właśnie, eSKo, wróci Goodman :)))

nie ma też Rogatej? czy mi się wydaje?

ocenił(a) serial na 7
piegza

Nie ma. Może siedzi w ukryciu.... :)

ocenił(a) serial na 10
eSKa

Właśnie Goodman... coś długie ma te wakacje... Jestem za tym żeby wywalić Cam, bo nadal jej nie lubię i wprowadzić z powrotem Daniela :) Co do mnie i scenariuszy to raczej bardzo wątpliwe, żebym coś napisała, ale przyłączam się do nawoływania Mino, Shann, Marii i reszty! :D

andzia_45

Andziu, ja niby mam coś w zanadrzu, ale malinowy biznes...Rozumiecie mam nadzieję:) A poza tym od soboty znów mnie nie ma bo jadę na FSM:))

_LG_

LG no co ja mogę powiedzieć o Twoim dziele...cokolwiek napiszę i tak nie wyrazi to mojego zachwytu:)))

Idę zrywać maliny, bo mnie babcia zastrzeli. I będzie znajomy pogrzeb;-)

Mino

Dziś śledztwo zaczyna się rozkręcać... W końcu to opowiadanie sensacyjne... Miłego czytania dziewczyny. Mam nadzieję, że nie zaśniecie;)

Tha Man In The River

VI.
W drodze do Jeffersonian Brannan poinformowała Bootha o ustaleniach Hodginsa na temat trucizny, która zabiła ofiarę oraz przypuszczalnego okresu jej odkładania się w tkankach organizmu, co określiła Cam na bazie analiz histologicznych. Zgodnie z opinią patologa, Kelly’ego podtruwano sukcesywnie od co najmniej czterech miesięcy. Pewne też było, iż ofiara znalazła się w wodzie tuż po śmierci. Niestety nie wszystkie testy zakończono i Brennan szybko wyczerpała temat. Booth milczał jak zaklęty i założył przyciemniane okulary, przez co kobieta nie mogła niczego wyczytać z jego oczu. Temperance zadzwoniła do Hodginsa. Poinformowała go o wyjeździe w teren i poleciła, by przygotował i spakował niezbędny sprzęt.
- Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu na rozmowę z Marcem – zagadnęła w końcu kobieta.
- Niby dlaczego? – rzucił niemal opryskliwie kierowca.
- Jak to Booth? – podchwyciła Temperance. – Moglibyśmy się dzięki niemu lepiej przygotować do rozmowy z domownikami ofiary, a poza tym – ciągnęła z przekonaniem - przecież to prawie twój „brat”. Powinieneś przyjąć go hm... cieplej. Sam zawsze mówisz, że w kontaktach rodzinnych kluczowa jest serdeczność. – Przekonywała Brennan.
- Cieszę się, że go znów widzę – odparł nadąsany mężczyzna, a ton jego głosu przeczył treści przekazu. – Ale wierz mi Bones, dorastanie z nim nie było łatwe – dodał agent, a w jego głosie pobrzmiała nutka goryczy.
- Booth, nikt nie twierdzi, że dzieciństwo musi być... bezstresowe. – Zagadnęła kobieta w nadziei, że dowie się czegoś więcej na temat relacji na linii Booth – Marc, ale mężczyzna milczał, a w końcu uciął jej domysły lakonicznym stwierdzeniem:
- Łączy nas „szorstka męska przyjaźń” Bones i to jest wszystko, co usłyszysz na ten temat.

W Instytucie Jeffersona Brannan poprosiła Bootha by pomógł Hodginsowi w przeniesieniu sprzętu do auta, a sama udała się do gabinetu Angeli. Jej przyjaciółka wyszukiwała i drukowała informacje na temat rodziny Kellych z internetowych archiwów periodyków lokalnych i ogólnokrajowych.
- Cześć Ange, wpadłam dosłownie na momencik... – zaczęła Temperance konspiracyjnym tonem.
- Witaj sweety, widzę że coś cię gryzie. – powiedziała właścicielka biura zadowolona, że może się na chwilę oderwać od monitora.
- Wiesz może coś o tak zwanej „szorstkiej męskiej przyjaźni”? – Zapytał gość z nadzieją – Booth dziwnie się zachowuje przy swoim przyjacielu z dzieciństwa, a gdy go o to pytam, zasłania się takim oto sloganem – wyjaśniła antropolożka.
- Rozumiem – rzekła Angela i uśmiechnęła się lekko. – Powiedz mi jeszcze, jak wygląda ten jego przybrany „brat”.
- Hm... – zamyśliła się Temperance – Elegancki prawnik, ...sylwetka Bootha, a do tego ma rzadki u brunetów gen niebieskich oczu – powiedziała po chwili zastanowienia. Jej rozmówczyni zaś w miarę przyswajania nowych informacji uśmiechała się coraz bardziej promiennie.
- No, to teraz wszystko jasne. – Zawyrokowała słuchaczka – Ta ich „męska przyjaźń” oznacza: „gramy w tej samej lidze”, „trzymamy sztamę przeciw wspólnym wrogom”...
- To tak jak w wojsku? – Dopytywała się Brennan.
- ...powiedzmy moja droga, ale dodatkowo w takiej zażyłości obowiązuje też całkiem cywilna zasada: „polujemy na tych samych terenach łowieckich”.
- Booth nie poluje, nie ma licencji... – zaprzeczył gość.
- Poluje, wierz mi, jak każdy facet – to powiedziawszy Angela uśmiechnęła się znacząco, co ostatecznie rozwiało wątpliwości Temperance.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – powiedziała uspokojona Brennan – Sama nigdy bym nie wpadła na to, że chodziło o eufemizm określający rywalizację o partnerki...
- Uważaj słodziutka – ostrzegła właścicielka gabinetu - bo jak mawia wieszcz William „biada podrzędnym istotom, gdy wchodzą pomiędzy ostrza potężnych szermierzy”*.
- Nie martw się Ange, w przypadku naszej trójki nie wiadomo, kto jest szermierzem, a kto się okaże „istotą podrzędną” – powiedziała Tempe zadowolona, że ostatnio coraz szybciej udaje jej się wychwycić sens frazeologizmów.
Ich dalsze rozważania przerwało pojawienie się w drzwiach rozentuzjazmowanego Jacka. Hodgins rzadko jeździł z nimi w teren, stąd każdą godzinę pracy poza laboratorium traktował jak niespodziewany grant od losu. Tym razem, niestety nie zanosiło się na to, by podczas tego wyjazdu miał nurkować czy rozgrzebywać sterty śmieci, kompostu lub innego rodzaju „brudu”, ale i tak wyglądał jak uosobienie szczęścia. Jack ucałował Angelę, a Brennan zabrała wydrukowane przez pannę Montenegro dossier i wyruszyli razem do Baltimore.

Czekała ich dość spora przejażdżka, ponieważ położone nad Zatoką Chesapeake Baltimore oddzielają od Dystryktu Kolumbia trzy hrabstwa. Skierowali się na południowy wschód, zmierzali od granicy Wirginii wgłęb przemysłowego stanu Maryland. W czasie drogi Hodgins opowiadał o zwariowanej prawniczce, którą zaangażował do poszukiwań Graysona, „niemal byłego”, jak go nazywał, męża Angeli. Booth, którego zwykle irytowała każda chwila ciszy, milczał, a cały trud prowadzenia konwersacji spoczął na Temperance. Najpierw opowiedziała o swoim wcześniejszym pobycie w Baltimore w 2003 roku, kiedy to pomagała w ustaleniu tożsamości niezidentyfikowanych ofiar huraganu Isabel, ale Hodginsa zainteresowały tylko muły naniesione do miasta przez ówczesną falę powodziową, o czym z kolei Brennan nie miała bladego pojęcia, a Booth nadal milczał. Następnie, ponownie podjęła temat Hamiltona, na co Booth wreszcie zareagował, ale nie był skłonny do zwierzeń, tylko napiął mięśnie mimiczne i rzucał partnerce ukradkowe spojrzenia zza swych ciemnych okularów.
- Ty, Marc i Jarod razem stanowiliście pewnie nie lada wyzwanie... triumwirat złotych chłopców...? – Zastanawiała się głośno Brennan. Miała nadzieję, że jej monolog stanie się dialogiem, niestety płonną. Agent nadal milczał.
Hodgins wyczuł wiszące w powietrzu negatywne emocje i udawał, że podziwia widoki. Po gęstej od milczenia chwili Temperance próbowała dalej skłonić partnera do rozmowy.
- Tacy idealni: ty ze swoim kodeksem honorowym, a Marc ze... swym hipnotycznym spojrzeniem... – kontynuowała nieco rozmarzona, przez co nie zauważyła zaciętego wyrazu twarzy Bootha.
- Jasne Bones, on minął się z powołaniem. Ma tak zniewalające spojrzenie, że mógłby z powodzeniem zostać następcą Davida Copperfielda lub przynajmniej zaklinaczem węży!!! - wysyczał gniewnie – Przestań mnie ciągnąć za język!
- Ange mówiła, że w aucie ciągle się kłócicie, ale myślałam, że przesadza. – Zaintonował Jack próbując załagodzić konflikt - Kolego, gdybyś nie trzymał kierownicy, to pewnie doszłoby teraz do rękoczynów. Patrz proszę na drogę, bo zaczynam robić przedśmiertny rachunek sumienia...
Booth był wściekły na siebie. Nie mało, że popsuł Brennan spotkanie po latach (a mimo to dla niego odwołała swój wyjazd) i dodatkowo wczoraj naraził ją w magazynie na niebezpieczeństwo, to teraz jeszcze wyładowuje na niej swoje frustracje. Egoista i idiota! Złorzeczył sobie w myślach. Uspokój się, bo stracisz, co dotąd uzyskałeś – wyciągnąłeś ją znów z laboratorium i zawarłeś z nią zawieszenie broni.
- Już dobrze. Jack, Temperance – powiedział podejrzanie spokojnie Booth – przepraszam za moje zachowanie. Odkąd zajmuję się tą sprawą nic mi się nie udaje. – Usprawiedliwiał się mężczyzna.
- Bones, chciałbym by nic nas nie rozpraszało, skupmy się na śledztwie.
Brennan miała niejasne przeczucie, że tym czynnikiem rozpraszającym był według Bootha dla niej Marc, a dla agenta tajona antypatia do prawnika, ale przemilczała to. Nastąpił błogosławiony spokój. Przez pozostałą drogę kobieta odczytywała informacje prasowe na temat Kellych, a pikantniejsze szczegóły cytowała na głos.

Rezydencja Kellych w dzielnicy Catonsville mimo prestiżowej lokalizacji nie przedstawiała się okazale. Przypominała raczej wiejski domek zasiedziałej arystokracji niż wytwór wyobraźni snobistycznych nowobogackich. Mało tego, zarówno córka Kelly’ego jak i jej mąż byli przeciwieństwem stereotypu „spadkobierców milionera”. Amanda – dwudziestokilkulatka, drobna niebieskooka blondynka wyglądała jakby obce jej były wszelkie żurnale, a tym bardziej porady Cosmo. Zaś jej mąż Peter Milton wyglądał jak rówieśnik Sweetsa, poważny i rozsądny szatyn zerkający ciekawie na gości zza okularów. Nawet Booth, ze swoją alergią na bogactwo i bogatych, nie reagował na domowników i ich otoczenie wrogością.
Młoda gospodyni zdziwiła się zainteresowaniem Hodginsa roślinami doniczkowymi, ale nie miała obiekcji by pobrać ewentualne próbki z domu i ogrodu. Zawołała nawet pokojówkę, małomówną latynoskę Cyntię, by pomogła Jackowi i oprowadziła go po domu i jego otoczeniu. Agent i dr Brannan siedzieli z Miltonami w salonie i pili herbatę.
- Pani Milton – zaczął indagację Booth – jest nam niezwykle przykro z powodu państwa straty, ale musimy zadać kilka pytań.
- Rozumiem. – Powiedziała słabo Amanda – proszę pytać.
- Kiedy widzieliście państwo pana Kelly’ego ostatni raz? – Spytał Booth. Amanda zastanowiła się moment i odpowiedziała.
- Dziewięć tygodni temu, czyli piętnastego maja rano. Gdy ojciec nie wrócił do domu na noc nie niepokoiłam się. – Młoda kobieta była coraz bardziej zasmucona – On często zostawał w Waszyngtonie nawet na kilka dni by dopilnować fabryki. Ma, to znaczy miał, w stolicy mieszkanie.
- Wieczorem następnego dnia zaczęłam go szukać. Zadzwoniłam do męża i na policję. – Kontynuowała pogrążona w żałobie.
- A pan, panie Milton...? – Zwrócił się, do milczącego dotąd Petera, Booth.
- Ostatni raz widziałem teścia na początku maja, przed wyjazdem do Libanu. – Odrzekł poważnie młody człowiek. – Mandy zadzwoniła do mnie zaraz po tym, jak zdała sobie sprawę, iż Dylan zaginął.
- Co pan robił w Libanie? – Zainteresowała się Brennan.
- Dokonywałem pomiarów tamtejszej populację cedrów. – Jestem dendrologiem, badam... zagrożone wymarciem gatunki drzew. – Wyjaśnił, gdy napotkał na pytające spojrzenie agenta.
- Czy pan Kelly uskarżał się na jakieś dolegliwości? – spytała Temperance.
- Ojciec niechętnie przyznawał się do jakichkolwiek przejawów starzenia. – Zaintonowała Amanda. – Próbował prowadzić taki tryb życia, jakby czas się dla niego zatrzymał. Gdy po śmierci mamy wyjechałam na studia, ojciec był okazem zdrowia. – Kontynuowała swój wywód gospodyni. – Po skończeniu studiów pobraliśmy się z Robertem i zamieszkaliśmy z ojcem... – tu zawiesiła głos – On zupełnie o siebie nie dbał, zamieniał się we wrak człowieka. Miał kłopoty z sercem, a przez nieregularne posiłki i alkohol miewał kłopoty z żołądkiem. Zajęłam się domem i próbowałam ojca odciążyć w firmie, ale był uparty – ciągnęła swą opowieść córka, a jej mąż jedynie przytakiwał milcząco.
- Pomagała pani prowadzić ojcu interesy...- Podchwycił Booth.
- Owszem. – Potwierdziła indagowana – Skończyłam historię sztuki, ale od dzieciństwa pasjonowała mnie ebenistyka.
Mina partnera Temperance świadczyła o tym, że nie miał pojęcia, o czym kobieta mówi, ale nie śmiał przyznać tego na głos. Wówczas Brennan pochyliła się w jego stronę dyskretnie i szepnęła udając jednocześnie, że poprawia włosy;
- Wyrabia artystyczne meble... – gest ten wywołał w oczach agenta błysk zrozumienia.
Antropolożka sprawdziła, czy jej dywersja nie została zauważona przez gospodarzy, a gdy się przekonała, że niczego nie dostrzegli, uśmiechnęła się do nich z sympatią.
- A więc robi pani meble? – Zagadnął pewnie Booth – Ma pani własny warsztat, czy bywa w rodzinnej fabryce w D.C.?
- Mam w Waszyngtonie warsztat, właściwie niewielką manufakturę, nieopodal East Potomac Park – przyznała gospodyni – Bywam tam dwa do trzech razy w tygodniu. Projekty tworzę w domowej pracowni.
- Kto ma dostęp państwa do kuchni i spiżarni i kto przygotowuje państwu posiłki? – Spytała Brennan.
- Utrzymujemy niewiele osób do pomocy – wyjaśniła Amanda – ojciec nie przyjmował gości i nie obnosił się swym statusem majątkowym. Domem zajmuje się od wielu lat Dolores, a jej mąż Jose prowadzi ogród, w wakacje przyjeżdża do nich syn – Diego. – Po chwili młoda kobieta dodała – pół roku temu, jak się tu sprowadziliśmy z mężem, zatrudniłam do pomocy Dolores Cyntię.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy pani ojciec miał wrogów, a może ktoś mu groził? – Spytał Booth.
Nim kobieta odpowiedziała małżonkowie wymienili spojrzenia.
- Ojciec miał trudny charakter i był skryty, jeśli chodziło o sprawy biznesowe. – powiedziała Amanda, a z tonu głosu można było wywnioskować, że mówienie na ten temat jest dla niej trudne.
- Ostatnio miał jakieś problemy z dostawcą hebanu, Peter pomógł ojcu w ekspertyzach jakości surowca. Podejrzewaliśmy z mężem, że firma przechodzi stagnację, ale ojciec nie chciał nas w to wtajemniczać – dodawała sukcesywnie córka.
- Uparty i dogmatyczny, ale godny szacunku – podsumował Peter.
- Prasa bulwarowa – mówiła coraz ciszej Amanda, a jej oczy zalśniły – pisała o licznych romansach ojca i o mitycznej liczbie nieślubnych dzieci, ale ja w to nigdy nie wierzyłam. Był kłótliwy, ale kochał rodzinę. Nie odrzuciłby dzieci, gdyby były naprawdę... – Po tych słowach kobieta ukryła twarz w dłoniach i próbowała powstrzymać łzy.
Peter przytulił żonę i usiłował dodać jej otuchy klepiąc lekko po plecach, ale ona przerwała właśnie tamę żalu i nie potrafiła się uspokoić. Dalsze przesłuchanie nie miało sensu. Booth i Brannan patrzyli na tę intymną sceną z pewnym zawstydzeniem. Zrobiło im się jakoś markotno. Byli intruzami.
- Ojciec kochał moją mamę... – Łkała Amanda – Kochał mnie... – Szeptała pomiędzy kolejnymi spazmami goryczy. Wyglądała w tym momencie jak mała, skrzywdzona dziewczynka.
- Porozmawiajcie państwo z naszym prawnikiem – Marcem Hamiltonem – Powiedział Peter nadal obejmując żonę – on wie najlepiej, czy teść otrzymywał jakieś pogróżki.
Agent pomówił jeszcze przed wyjazdem z kucharką i jej mężem, a doktor Brennan pomogła Hodginsowi pobieżnie skatalogować zebrane próbki.

Nastrój, jaki udzielił się partnerom, gdy Amanda Hamilton płakała utrzymywał się przez całą drogę powrotną do stolicy. Po drodze zatrzymali się jedynie by zatankować i zjeść szybki posiłek. Booth podwiózł naukowców do Instytutu i odjechał tłumacząc się papierkową robotą, a doktorzy Brennan i Hodgins wrócili do laboratorium. Temperance zmierzała do swojego gabinetu, gdy Angela, najwyraźniej czekająca na nią od jakiegoś czasu chwyciła ją za ramię i wciągnęła do pokoju wizualizacyjnego, w którym stał holograficzna wynalazek Ange.
- Brannan muszę ci coś powiedzieć zanim pójdziesz do siebie – zaczęła narzeczona Hodginsa.
- Nie wiem skąd ten pośpiech... – Oponowała zaskoczona Tempe.
- Pośpiech jest uzasadniony, sama się przekonasz. – Zagadkowo zaczęła Ange. - Widzisz, przemyślałam naszą poranną rozmowę i pod wpływem „decydującego argumentu” zmieniłam zdanie.
- Chodziło o to, bym nie plątała się Boothowi i Marcowi pod nogami, jak będą ze sobą walczyć...? – Przypomniała antropolog sądowa – Masz rację Angela. Mogliby mnie w swojej zapalczywości nieumyślnie... zranić – przyznała po chwili smutno.
- Nie, Brennan, doszłam do wniosku, że powinnaś ich obserwować i przyłączyć się do ich rozgrywki – wyjaśniała córka rockmana.
- Wyobraź sobie, że patrzysz jak posypują swoje rany solą, poznajesz ich reakcje podczas takiej próby. Albo – kontynuowała – grają w rugby, a ty jesteś piłką. Zawodnicy walczą, a zwycięzca ucieka przytulając piłkę do piersi. – Tu sugestywnie zniżyła głos. Temperance zaś w skupieniu spoglądała na przyjaciółkę i nerwowo mrugała.
- Rozumiesz, co mam na myśli? – Dopytywała się plastyczka.
- Twoje przenośnie przekraczają czasem moje normy percepcyjne. – Odparła Brannan, ale po chwili zapytała – Mam przyjąć rolę trofeum Ange? Pasywność nie leży w mojej naturze... – Broniła się antropolożka – a załóżmy, że nie fechtują, ani nie grają w rugby tylko... dajmy na to w tenisa? – Testowała swe rozumowanie Temperance.
- Masz rację – przyznała Angela – rola piłki tenisowej nie jest do pozazdroszczenia, ale wszystko można znieść biorąc pod uwagę „decydujący argument”... – tu zawiesiła głos, a jej rozanielona mina przypominała poranny zachwyt opuszczającego laboratorium Hodginsa.
- Nie wiem, co masz na myśli... – zaczęła Tempe, ale przyjaciółka już jej nie słuchała, tylko mówiła spoglądając w stronę gabinetu antropolożki:
- On jest słodki... co ja mówię...? On jest gorący... aż parzy...
Doktor Brennan opuściła pokój wizualizacyjny zostawiając w nim rozmarzoną Angelę. Sama zaś udała się do swojego biura. Za drzwiami czekała ją niespodzianka w postaci... Marca Hamiltona. Gdy antropolożka weszła, prawnik uśmiechnął się do niej ciepło i zagaił.
- Twoja przyjaciółka powiedział mi, że niedługo kończysz pracę. Pomyślałem więc, że możemy razem wyskoczyć na drinka.
- To miło z twojej strony... – Zaintonowała kobieta wyganiając z pamięci wizje wszystkich gier zespołowych.
Potyczka się rozpoczęła, a więc: „En Garde!”. Nie będzie obserwatorem ani nagrodą dla zwycięzcy, bynajmniej, ona ma zamiar wziąć w niej poczesny udział.

* William Szekspir, Hamlet (5, 2).


Nazwiska osób są fikcyjne, nazwy miejscowe są oczywiście autentyczne. Huragan Isabel spustoszył Baltinore w 2003 roku, czemu towarzyszyła fala powodziowa...

Uwagi co do treści są konieczne;D

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Po prostu... WOW! Co to za perfekcja? ^^ Już myślałam, że Marca nie " zobaczę" a jednak. Ciekawe jaki będzie rewanż Bootha z ich drinka... Kiedy cd?

andzia_45

Dziewczyny, pytanko:
Co byście powiedziały na scenariusz Bones w stylu s-f??

LG, proba przezytania twojego opowiadanka nie powiodła się(to chyba przez ten napój z zachowanka- leżał tam przez tydzień). Spróbuję jeszcze raz.

andzia_45

Nie jutro... jestem wykończona, że już mi fleksja siada;))) Postaram się na czwartek.

Obmyślam reakcję Bootha... trudno zajrzeć w głowę faceta.

_LG_

Pomysł Beatko wart jest głębszego zastanowienia... może wyjść super, a może być wielka klapa. Warto jednak próbować...

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Wpadło mi coś do głowy, jak oglądałam sobie 3x12 jeszcze raz... Ciekawe co by było gdyby na stół w Instytucie trafili rodzice zastępczy Andy'ego? Myślicie, że Brennan by go zaadoptowała czy oddała do systemu? Sama nazwała Bootha tatusiem, więc może jednak...?

andzia_45

jestem pewna,że by go zaadoptowała nie chciałaby aby trafił do systemu tak jak ona

BoneS_91

na pewno by go wzięła, a potem... no kto wie, ale ja uwielbiam wyobrażać sobie ich razem przed ołtarzem:D

Lg, powaliłaś mnie;d takie szczegóły, że miałam wrażenie jakbym czytała skrypt kolejnego odc:D

andzia_45

Andziu zawsze możesz ten temat podrzucić do wyczerpujących odpowiedzi;)))