PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78159
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Uwaga....To już 3 ZAKOŃCZENIE....Yeah...do ilu dojdziemy? Czas pokaże:) Narazie świętujmy:-)

piegza

Tak sobie czytam wasze opowiadanka i czytam, i wstyd mi się zrobiło, że sama nic nie napisałam. No to siadłam i nabazgrałam. A Ty Piegżowata też tu sobie nieźle poczynasz. Pozazdrościłam Ci Piegżo, Marlen... i Wszystkim innym. Jak mnie nie wywalicie i muza mi nie dokopie,to czasem coś skrobnę, niech stracę;))) Zamknęłam ostrożność w szafie. Zarzucę kolokwializmem - Fajne jesteście i tyle.

Na marginesie - Piegża - Twoja ankieta leży i płacze. STOP. Brak mi pomysłów.STOP. Co z nią dalej?

_LG_

no pewnie, że fajne jesteśmy, ja nie wiem, na co Ty tyle czekałaś ;)

piegza

II.
Rano następnego dnia dr Brennan zajęła się badaniem czaszki mężczyzny wyłowionego z rzeki. Kończyła właśnie nakładać markery określające głębokość tkanek, gdy do jej gabinetu wpadła jak tajfun Angela.
- Sweety, powiesz mi wreszcie, dokąd zaniósł cię wczoraj Booth, czy nadal pozostawisz tę kwestię moim stronniczym domysłom? – Mimo ewidentnego pytania Angela kontynuowała swój wywód – Bo widzisz jeśli stało się to, co myślę, to Hodge zamówi mi perfumy skomponowane specjalnie dla mnie, a jeśli wydarzyło się to, co obstawiał Hodgins i Booth ma hm... no wiesz... te wszystkie siniaki, to podczas twojego pobytu w Europie będę asystować panu H w laboratorium jako „przynieś – podaj”... no więc...?
- O co ty mnie pytasz Angie i skąd u licha wiesz, że Booth zabrał mnie wczoraj wieczorem na miejsce zbrodni w sposób NIECO bardziej niekonwencjonalny niż zwykle? – zirytowała się Temperance. W tym momencie w jej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Skoro wie o tym Angela, to pewnie kolejnym jej gościem będzie dr Sweets. Przyjdzie „przypadkiem” zapytać, o cokolwiek i na jednym pytaniu się nie skończy. Piekło i szatani!
- D.C. to może nie małe, ale rozplotkowane miasteczko – zaśmiała się sprawczyni porannego wtargnięcia i nadal mierzyła przyjaciółkę pytającym spojrzeniem.
– To co, było finałem wieczornej sceny w Bradleys? Pakt kochanków, czy też awantura z użyciem przemocy? – tu Angela coraz mniej pewna siebie ściszyła głos – Wiesz, jeśli to jednak była bójka, może nie mów tego Hodginsowi... perfumy nazwane moim imieniem bardzo by mnie uszczęśliwiły. – Wypowiadając ostatnie słowa przyjaciółka Tempe wyraźnie rozmarzyła się, ale i posmutniała.
- Nie rozumiem jak możesz zakładać się z Jackiem o coś takiego! – Temperance pokręciła głową. Była bardziej rozbawiona niż zgorszona. - Wiesz przecież, że hazard szkodzi... Booth jest tego najlepszym przykładem. A co do wczoraj – w tym miejscu Brannan zaczęła konspiracyjnie szeptać, przez co Angela przysunęła się do jej biurka – To żadne z was nie wygrało tego zakładu. – Brennan z uśmiechem kontemplowała zaskoczenie przyjaciółki.
- Jak to? To jest jeszcze trzecia możliwość? – zdziwienie Angeli wyglądało autentycznie.
- Angie znasz przecież K Street, nigdy nie można tam znaleźć miejsca do parkowania, nawet jak masz rządowe nalepki na wozie to i tak parkujesz daleko od miejsca, do którego zmierzasz... i sama rozumiesz – ciągnęła coraz bardziej zażenowana antropolog sądowa. Mina Angeli wskazywała jednak na brak zrozumienia problemu, więc Brennan dodała po chwili – Nim Booth doniósł mnie w końcu do wozu był porządnie zmęczony i bolały go też mięśnie na wysokości... krzyżowo-grzbietowej i zapewne... prawy biceps i triceps – to mówiąc Temperance uśmiechnęła się do siebie, gdy przypomniała, że ów ból miał coś wspólnego z jej pięściami.
- A ja... hm... – dodała już zupełnie cichutko - odczuwałam dyskomfort z powodu napływu krwi do mózgu i bolało mnie śródręcze, wiesz, - dodała tonem usprawiedliwienia - to, które uszkodziłam sobie w Nowym Orleanie. – Mówiąc to pocierała bezwiednie zagojony lecz nadwyrężony nadgarstek.
- Przeszła nam przez to prawie cała złość.
- I tak zwyczajnie pojechaliście do pracy? – Dopytywała się zaskoczona obrotem sprawy Angela.
- Tak. Zdaliśmy sobie sprawę z absurdalności... irracjonalności naszego zachowania i założyłam, że Boothowi było trochę wstyd, iż przy moich kolegach okazał swą skłonną do dominacji naturę – Powiedziała Temperance, a tajemniczy uśmiech błądził na jej twarzy.
- Ostatecznie, to nie ja zachowałam się jak Neandertalczyk. – Dodała z nutką satysfakcji.
- Chciałabym przed wyjazdem zidentyfikować naszego topielca Ange. Na szczęście stażyści wyczyścili już czaszkę i zdążyłam nałożyć markery tkanek. Spróbuj zrobić szkic i wrzucić go do bazy osób zaginionych w ciągu ostatnich 2 miesięcy.
Angela wzięła ze sobą czaszkę i ruszyła w kierunku drzwi.
- Nie martw się Tempe, nawet jak nie zidentyfikujemy pana Johna Doe do jutra, sama mogę przekazać wiadomość Boothowi. – Powiedziała Ange pogodnie, choć przez chwilą straciła kolejną szansę na swoje wymarzone perfumy. - Ty zaś powinnaś już iść do domu i spakować się.
- Nie, pan Doe nie może czekać. Booth oddaje tę sprawę dziś wieczorem. Ponoć nie będzie go jakiś czas w Waszyngtonie. – Ostatnie zdanie Brennan wypowiedziała unikając wzroku Angeli, co tylko podsyciło w tej ostatniej płomyczek zainteresowania.
- Czy nie leci przypadkiem za ocean, na herbatkę do królowej? – zagadnęła pozornie mimochodem, coraz bardziej zaintrygowana Angela.
- Może. – Odparła niechętnie Temperance udając, że szuka czegoś w papierach. – A jeśli już, to tylko i wyłącznie w sprawach służbowych Ange.
- Jasne. – szepnęła ironicznie do niesionej w rękach czaszki wychodząca z gabinetu młoda kobieta – Nawet Pan Doe nie dał się nabrać, nawet on... – dodała do siebie, co wyraźnie poprawiło jej humor. Może jednak sprawa perfum nie jest do końca przesądzona?

Jack Hodgins był dziś z siebie bardzo zadowolony. Odkąd Zack odszedł z laboratorium, z jego posiadłości i życia dr Hodgins snuł się po Instytucie jak struty. Ciągła rywalizacja z Zackiem o miano Króla Laboratorium była jego motywacją do pracy, do wczesnego zerwania się z łóżka... do działania na kanwie zawodowej. Miał jeszcze Angelę, ale strata przyjaciela okazała się dlań dotkliwa. „Zdradził mnie, rozczarował nas wszystkich” – myślał czasem Jack i ciskał gromy na przydzielonych mu stażystów. Ten słuszny skądinąd gniew miał zamaskować poczucie winy, jakie trawiło trzewia Hodginsa. Jack czuł się odpowiedzialny za upadek moralny Zacka. To on, a nie Booth czy dr Brennan bombardowali młodego doktora opowieściami o tajnych stowarzyszeniach, wolnomularstwie, piramidalnych spiskach i sprzysiężeniach. To on zaszczepił w Zacku ziarenko buntu, teraz zaś zbierał owoce własnoręcznie wyhodowanego nonkonformizmu przyjaciela. KAC MORALNY. To on toczył duszę Hodginsa aż do dziś. Dzisiaj zaś, Jack był nad wyraz radosny. Po pierwsze dlatego, że z mułu rzecznego znalezionego przy topielcu szybko wyodrębnił drobiny rzadkich odmian drewna i cząsteczki ni mniej, ni więcej jak drogich lakierów i politur używanych do produkcji mebli. Po drugie, Hodgins był pewien, że wygrał zakład, w jaki udało mu się wczoraj wciągnąć Angelę. Miał więc wygraną w garści. Zadowolony z siebie zastanawiał się, jakie to „karne” zadanie przydzieli Ange we własnym laboratoryjnym królestwie. Ileż ciekawych rzeczy;) można robić we dwoje w laboratorium, gdyby tylko udało się włamać do komputera ochrony i wyłączyć na jakiś czas kamery. Cam drugi raz nie przymknie oka na niecenzuralne nagrania. „Główkuj Hodgins!” – zganił się w myślach. Nie wyłączyć, to zbyt niebezpieczne i ryzykowne. Może oszukać kamery? Tak. To brzmi zdecydowanie lepiej. Radosną twórczość rozentuzjazmowanego mózgu Hodginsa przerwało nadejście Angeli. Dzisiaj ona również była z siebie podejrzanie zadowolona.
- Cześć nadziany przystojniaczku! Odkurz swoją złotą kartę i przyznaj się do błędu. – powiedziała kobieta na przywitanie i pocałowała Jacka w policzek mrucząc: - Kiedy zamawiamy bukiet moich perfum?
- Whoa! Nie tak szybko kotku! – przystopował jej zapał mężczyzna.
- Booth jak tu przyszedł, jakieś dwa kwadranse temu, wyglądał, jakby Kojot Wiluś przejechał po nim walcem – kontynuował pewny wygranej Hodgins. – Szykuj się raczej maleńka, na to, co może cię spotkać w laboratorium. – mówił zalotnie lecz pewnie. To jednak nie zburzyło pewności siebie Angeli.
- Bolą go plecy?! I co z tego! Może je sobie nadwerężył w ciekawszy sposób niż podczas walki na pięści. – Powiedziała roześmiana Ange dźgając palcem wskazującym ramię narzeczonego.
- Pamiętasz jak wyglądała jego twarz na naszym ślubie lub choćby po jego pogrzebie? – dziewczyna bezlitośnie niszczyła iluzję konieczności psucia instytutowych kamer i dobry nastrój Hodginsa.
- Jak Brennanowie biją, to od razu widać to na twarzy "ofiary" – dodała nieubłagana Nemezis.
- Ale... – zaczął Jack, ale Ange była szybsza.
- Poza tym Booth jedzie z Temperance do Londynu. To nie jest przypadek!
- Nie możliwe! – zaperzył się Hodgins. – Pytałem go, jak się czuje, zaraz jak powiedziałem mu o tych odnalezionych przy ofierze mikrocząsteczkach komponentów drogich mebli. - Angela słuchała tego i pobłażliwie kiwała głową.- Nie wciągałby dr B, w sprawę, którą musi oddać, gdyby oczywiście naprawdę wyjeżdżał. Nie odpowiedział mi, na pytanie o samopoczucie, tylko się zdenerwował. To jasne, że musiał się kiepsko czuć, gdy dostał lanie od kobiety. Inaczej by się nie wkurzył!
- Hodge, przyjmij tę przegraną z godnością. – powiedziała uroczyście Angela ujmując swą prawą dłonią prawą dłoń narzeczonego. – Zidentyfikowałam ofiarę. To Dylan Kelly – wytwórca snobistycznych mebli do alkowy i właściciel najbardziej ekskluzywnego salonu łóżek na Zachodnim Wybrzeżu. Booth zabrał dr Brennan do magazynów Kelly’ego. – To ostatnie powaliło dumę Hodginsa, więc przyznał wciąż jednak z pewnym ociąganiem.
- Salon ekskluzywnych łóżek? Wiesz co, te perfumy Ci się należą. Bez dwóch zdań kotku.
Na to Angela już nic nie odpowiedziała, tylko się zamyśliła. Zastanawiała się, jak powinien wyglądać flakon jej własnych perfum.

Ale jestem niewyspana. Dopadła mnie wczoraj ta scena i męczyła póki jej nie opisałam... Miłego czytania. Uwagi mile widziane. Wasza Eldżi.

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Jak tak można przerywać w ogóle?! Mam nadzieję, że napiszesz relacje z Londynu, bo jak nie to wiesz co Cię czeka... :D Wiem, że Ty wiesz, że ja wiem, że Ty nie wiesz xD I sie nie dowiesz, bo napiszesz kolejną część :)

A tak na marginesie- czytałam po raz kolejny część pierwszą i tak pomyślałam sobie... Przypuśćmy... Brennan i Booth podczas kolejnej jakiejś tam sprawy spotykają dawnego kolegę Seeley'a, który od dziecka rywalizował z nim o wszystko i obaj się nienawidzili. Teraz muszą współpracować. Booth odczuwa niechęć, znajomy wyciąga do niego rękę, co oczywiście nie jest szczerym gestem z jego strony. Później by zrobić agentowi na złość chwali mu się, że zamierza pójść do łóżka z jego partnerką. Ciekawe co na to Booth i co na jego zachowanie Brennan...

andzia_45

To bardzo ciekawy pomysł Andziu. Kolejne kawałki są nadal dla mnie zagadką (Ja wiem,że Ty wiesz,że ja nie wiem, co dalej;))). Twój pomysł wykorzystam, za pozwoleniem oczywiście.

Byłabym wdzięczna za nazwanie tej postaci - Ty ją powinnaś nazwać, bo ją wymyśliłaś;))) - Daj znać do jutra wieczór. OK?

Żałuję tylko, że wyjazd do Londynu zbliża się tak szybko... Nie zdążymy rozwiązać rodzinnej intrygi łóżkowego magnata w kika godzin... Londyn będzie musiał zaczekać na Jankesów;)

Tak to jest, jak się zaczyna pisać i samemu się nie zna zakończenia. King ponoć też tak robi, tylko że on jest zawodowcem;(

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Lg, będę się upierać, żebyś sama drania nazwała :) I nie mogę się doczekać kiedy to przeczytam, no ale nie zapomnij o dokończeniu poprzedniego! :D

andzia_45

Dobrze Andziu. Dalsza część będzie kontynuacją II. Kumpel-konkurent Bootha pojawi się w IV lub V. Chwilowo jest bezimienny;). Będzie to oczywiście czarny lub szary charakter.

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Trzymam za słowo ;] ...........( za krótki)...........

ocenił(a) serial na 10
_LG_

'...zmiękła i dała się ponieść...' Hi Hi Hi <rozbawiona pada ze śmiechu na podłogę> XD

Mino

To mój pierwszy scenariusz więc proszę nie palic mnie na stosie.

Dedykacja: dla wszystkich

Przyjechali na miejsce. Poszli w kierunku jeziora. Stało tam już parę osób.
- Alexis Oldfield – przedstawiła się kobieta w zaawansowanej ciąży – archeolog.
- Monica Hutch, wydział zabójstw – powiedziała druga.
- Agent Seeley Booth, a to Dr Temperance Brennan, antropolog
- Agentka Kimberly Baker, a to agent Michael Smith.- odezwała się kobieta wychodząca z terenówki i wskazała na swojego partnera.
- Dwójka nastolatków znalazła pod wodą szkielet i.. – zaczął tłumaczyć tamtejszy policjant – dziwną rzecz. Próbowano to wyciągnąć, ale bez skutku.
- Dlatego postanowiono wezwać dobrego nurka – stwierdziła Kim – a skąd, to nie było już ważne…
- Jestem najlepszym nurkiem w … – powiedziała Monica
- To mnie nie obchodzi – przerwała jej Kim – To, że tu się wezwano wcale nie oznacza, że nasi nurkowie są od Ciebie gorsi.
- Właśnie, że oznacza – powiedziała Monica. Kobiety wymieniły się gniewnym spojrzeniem.
.......................................................................
Po wyłowieniu przewieziono „znaleziska” do miejscowego labotorium.
- To pozbawiony wartości falsyfikat- stwierdziła Alexis – aczkolwiek świetna podróbka secesyjnego fajansu.
- Z wojny secesyjnej? – zapytał Smith.
- Nie. Secesja to nazwa stylu w sztuce przełomu XIX i XX wieku.
- Przecież wiem… ─ odpowiedział i zaczął się śmiać. – Chciałem tylko sprawdzić czy masz poczucie humoru.
Booth stuknął Brennan łokciem.
- Ten facet już mi się podoba.
- Doktor Oldfield podchodzi do sprawy trzeźwo. Nie żartuje z niej.
.......................................................................
Niebawem było wiadomo, kim był denat i stwierdzono, że to było morderstwo, a nie wypadek. Wkrótce znaleźli mordercę. Mieli do niego pojechać: Booth, Brennan i Smith. Gdy wchodzili do samochodu, Michael wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Pojechali do mordercy. Zadzwonili do drzwi. Nikt nie otwierał. Zauważyli, że ktoś ucieka za domem. Pobiegli tam. Smith rzucił się na uciekiniera. Zaczęła się szamotanina. W końcu Brennan przewróciła mordercę, a Booth go zaaresztował.
- Jak wy sobie radzicie? – zapytał Smitha.
- To nie tak! Po prostu dałem wam szansę na wykazanie się i przegrałem zakład.
- Jaki zakład, do diabła?
- Z Kim… Czy agenci z Waszyngtonu są tak dobrzy jak o nich mówią.
........................................................................
Rankiem wszyscy stali przed budynkiem. Podjechała taksówka, z której wysiadła brązowowłosa kobieta. Podeszła do Smitha.
- O co chodzi? – zapytała.
- Stella… Wtedy, kiedy powiedziałaś, że to tylko przyjaźń i nie chcesz by z tego coś było i ja Ci przytaknąłem, mówiłem prawdę… Ale to było dawno i … coś się zmieniło.. Chodzi o to, że.. ta przyjaźń się przemieniła.. w miłość…- spojrzał jej głęboko w oczy - Kocham Cię! – wykrzyknął i od razu ją namiętnie pocałował.
Wszyscy patrzyli na nich z uśmiechem.
- Chciałbym mieć tyle odwagi i wyznać to mojej partnerce – wyznał Booth Monice. Nie zauważył stojącej za nim Brennan…..

Bea_przerwa_Alex

Hej Beata! Trochę dużo postaci w twojej opowieści, ale intryga zawiązuje się i wciąga. Ja też piszę pierwszy raz i kiepski ze mnie krytyk. Ale jak dla mnie OK.

ocenił(a) serial na 10
Bea_przerwa_Alex

Ale wy to cholercia jesteście... Trupy, znaleziska, ludziska, a kiedy dzieje się coś wciągającego- koniec! Spodziewajcie się kiedyś krzywdy za to!

andzia_45

Dlatego moje dane osobowe są tajne;)

Andziu, tak robi się w każdej operze mydlanej - wie to nawet Ridż Leśniczy;D. Jednak ten schemat opatentowała dawno dawno temu, daleko daleko stąd Szecherezada.

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Ta, Ridż to wie w szczególności... Wiem, że tak się robi specjalnie, ale mnie to wkurza, jak nic innego na świecie!

andzia_45

Mnie też, jak czytam kawałki innych;))) I też zawsze wydaje mi się, że kawałek jest tyciuteńki. Każdy ma swoją metodę. Ja wolę dłuższe sceny ze sporą dozą opisu. Beata preferuje migawki naszpikowane dialogiem. Każdy ma swój styl...

_LG_

bardzo się cieszę że mogę już przeczytać scenariusz Beaty!!! Długo wyczekiwany! Pozdrowienia dla reszty i Lg:D zadziwiła mnie:D

kgadzinka

Super opowiadanko Beatko, jak na Twoje pierwsze to mistrzostwo, trochę dużo postaci, ale to w niczym nie zmarnowało tego opowiadanka. Pozdrowienia dla Beatki, że wreszcie coś skreśliła oraz dla kgadzinki, gdyż jedynie ona skomentowała mój scenariusz.

ocenił(a) serial na 10
Bea_przerwa_Alex

'Chciałbym mieć tyle odwagi i wyznać to mojej partnerce – wyznał Booth Monice. Nie zauważył stojącej za nim Brennan…'
ehh cudnie sie zrobiło XD

ocenił(a) serial na 10
Bea_przerwa_Alex

hej swietne opowiadanie, ciekawe jak zareaguje Brennan czekam na cdn

Mino

Hej Dziewczyny:) Długo mnie nie było, a wszystko przez wspólne "wakacje" z rodzicami...no, ale cóż, jak mus, to mus:)

Opowiadania naprawdę super.

Kinga, nie mogę doczekać się kolejnej części, jestem pewna, że Bonnie wraz z bliźniakami z pewnością najdą rozwiązanie dla tej trudnej sytuacji:)

Marlen, świetny pomysł z tym wspólnym zamieszkaniem, poza tym obecność szczeniaka to wielki plus, bo jestem miłośniczką czworonogów:)

Piegża, świetnie, żałuję, że tak krótko:) Dlatego cedek byłby wskazany:)

No i brawa dla debiutantek: lg80 i Beaty:) Liczę na więcej:)

A ja się narazie wstrzymuję z pisaniem, wszak już szykuję się na FSM:)

Mino

Aha, dodam jeszcze,że Azurra się rozkręca:))) Ja chcę więcej kobieto!

Mino

Wielkie dzięki Minority fajnie, że wróciłaś. A mój cedek może jutro, bo dziś już chyba nie dam rady.

Azura2007

dobra, dobra, na usilne wołanie na gg, załączam część dalszą. Z dedykacją dla Azury, Beaty, LG, Piegży, Mino i reszty piszących, a pominiętych tylko z winy mojej sklerozy, wybaczcie:D

Kto by pomyślał, że dzieci agenta FBI i antropologa sądowego będą łamały prawo i zakłócały porządek, którego pilnują rodzice- a jednak!
Bonnie z determinacją poganiała rodzeństwo, które i owszem- chciałoby odnaleźć rodziców, ale być przy tym wyspanym. Dzieciaki przestały się jednak ociągać i szybko wskoczyły w ciepłe ubrania podane im przez siostrę. Następnie spakowali do plecaków to, co uznali za najpotrzebniejsze- telefon Bonnie, kilka ciepłych ubrań, trochę jedzenia z lodówki Hodginsów i latarki. Nie pierwszy raz wybierali się na nocny spacer, tyle że ten miał być zupełnie inny od reszty.
Kiedy bezpiecznie opuścili willę przyszywanego wujostwa, Bonnie poprowadziła bliźniaków dróżką leśną, biegnącą blisko drogi.
-Bonnie, co ty właściwie kombinujesz?- Greg zaczął wątpić w powodzenie misji.
-Czy ty zamierzasz szukać ich na pieszo?- Carmen poparła brata.
Bonnie odwróciła się do nich znudzona.
-Ufacie mi, czy nie? Myślicie, że chcę was zamordować?
Oboje pokręcili głowami.
-Więc super. Plan jest taki- jeżeli żadne z was nie pamięta, to na wyjeździe jest stary komis samochodowy.
-Umiesz prowadzić samochód?- zdziwił się Greg.
-Tata mnie trochę uczył. Poza tym, myślisz, że ja nie umiałabym prowadzić?
-A jak nas ktoś złapie?
-Nie pojedziemy normalną drogą.
Więcej pytań nie zadawano. Trójka rodzeństwa ruszyła naprzód, co jakiś czas potykając się o korzenie lub własne nogi.
Na koniec drogi, która skręcała w lewo, dotarli po piętnastu minutach. Bonnie miała rację- na zakręcie był komis, ogrodzony jedynie zardzewiałym płotem. Brama ledwo się trzymała w zawiasach. Bonnie rzuciła za ogrodzenie patyk, celując w blaszany garaż. Huknęło, że wszyscy podskoczyli.
-Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął na nią Greg.
-Sprawdzam, czy nie ma psów, głuptasie!- odpowiedziała mu, i po chwili przeskoczyła na drugą stronę ogrodzenia.
Carmen i Greg postanowili ją dogonić.
Kręcili się przez jakiś czas, szukając niezamkniętego auta. W końcu znalazła je Carmen. Bonnie zajęła się wyrywaniem kabelków, a bliźniaki popędziły otworzyć bramę.
„Opłaca się czasem oglądać seriale kryminalne i siedzieć z tatą w garażu”- pomyślała Bonnie, uruchamiając samochód.
Modliła się w duchu, żeby tylko zapalił.
Udało jej się za czwartym razem.
Zielona kontrolka paliła się jasno. Jest benzyna!
Nie wierząc we własne szczęście, dzieciaki zamknęły bramę jak poprzednio, i dosiadły się do siostry.
-Gdzie teraz?- bliźniaki zadali zgodnie pytanie.
Bonnie zamyśliła się.
Miała plan.
Jeszcze zanim na świecie pojawili się Greg i Carmen, rodzice wzięli ją na wycieczkę. Tylko oni, we trójkę. Pojechali do drewnianego domku w lesie. Nie było prądu, nie było telewizora, ale podobało jej się tam niesamowicie. Siedzieli tam przez parę dni, a po powrocie Bonnie musiała przyrzec, że nigdy nikomu o tym nie powie i słowem nie wspomni o tym domku.
„Jeżeli tam ich nie ma, to pojedziemy do dziadka”- postanowiła w duchu.

Carmen i Greg trochę marudzili, że Bonnie nie wie, gdzie jedzie, ale po chwili zasnęli i nic nie było w stanie ich obudzić. Bonnie walczyła z opadającymi powiekami i ciemnością na drodze. Bała się, żeby nie przegapić zjazdu, ale odnalazła go bez problemu. Leśna droga była zarośnięta paprociami, choć wyglądały one na przygniecione jakimś ciężarem. Przeprawa przez las trwała jakieś dwa kwadranse, po czym Bonnie wyjechała na zapuszczoną polankę.
Wokoło panował mrok. Zgasiła auto i zaczęła się rozglądać. Po drugiej stronie prawie niewidoczne były kontury domku. W żadnym oknie nie paliło się światło.
Niedobrze.
Zza chmur wyszedł na krótką chwilę księżyc, oświetlając polankę. Albo wzrok płatał jej figle, albo na polance były ślady samochodu! Księżyc zniknął, a Bonnie wysiadła z samochodu i postanowiła wytropić coś ze śladów.
Błądziła przez jakiś czas wokoło, szukając śladów. Kiedy je wreszcie znalazła, zaprowadziły ją do szopy niewidocznej z powodu licznych choinek. Bonnie obeszła ją cicho dookoła. Na lewej ściance były zakurzone szybki. Podniosła ku nim latarkę, spodziewając się wszystkiego, tylko nie… samochodu rodziców!
Muszą być w domku!
Pobiegła do samochodu i obudziła rodzeństwo.
-Wstawajcie! Znalazłam rodziców!
-Co?
-Gdzie?
-Bonnie…
-Wstawać! Natychmiast!
Wygramolili się z auta i Bonnie poprowadziła ich na ganek.
-Ta chałupa ledwo stoi- stwierdził Greg.
-I na pewno tam ich nie ma- Carmen znów była po stronie brata.
-Zamkniecie się wreszcie?!
Bliźniaki ucichły, a Bonnie walnęła pięścią w drzwi.
Zero odpowiedzi.
Powtórzyła czynność.
Podobny efekt.
„Cholera jasna, tato!” pomyślała i walnęła jeszcze raz.
Już chciała zawrócić, kiedy ktoś poruszył się za drzwiami, i usłyszeli jak ktoś odbezpiecza broń.
Przytulili się do siebie i odsunęli na bezpieczną odległość, kiedy drzwi otworzyły się w ich stronę. W futrynie mężczyzna celować w nich.
-Kto wy…- zaczął, ale po chwili cała trójka runęła na niego, omal nie przewracając go na podłogę.
-Tato!
-Tato, gdzie jest mama?
-Nie gniewaj się na nas, ale…
Znowu zapadła cisza. Ktoś schodził po schodach.
-Seeley, co się dzieje? –kobiecy szept oderwał ich od mężczyzny i ruszyli na oślep do schodów.
-Mamo!
-Bonnie?
-Mamo, nie zostawiajcie nas!
-Co wy tu robicie?
-Booth, skąd oni się tu wzięli?
-Bonnie ukradła samochód…
-Nie ukradłam! Zarekwirowałam!
-Dziadek nam opowiedział…
-My nie chcemy, żeby…
-Żebyście zniknęli…
-Jak dziadek i babcia…
-Przecież nas nie zostawicie!
-Prosimy was…- tu cała trójka zmówiła się, ze łzami w oczach.
Tempe i Seeley nie mogli oderwać od nich wzroku. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Byli źli, że dzieciaki nie siedziały bezpiecznie z Angelą, ale widzieli je, byli razem z nimi…
-Mamo, proszę…- Greg przylgnął do Tempe.
-Chodźcie do góry-postanowił Seeley, biorąc Carmen na ręce.
Dzieciaki zostały odprowadzone na górę i położone w ogromnym łóżku. Tempe odciągnęła Bootha za drzwi.
-To się nie uda- mruknęła ze łzami w oczach.
-To się nie uda, one same nas znalazły...
Booth przytulił ją do siebie i zanurzył ręce w jej włosach.
-Ciii... Znikniemy razem. Będzie dobrze. Chodź.
Zasnęli na krawędzi łóżka, przytuleni do siebie i dzieci.

jak za romantycznie to sorry.. jakoś mnie poniosło:D

ocenił(a) serial na 10
kgadzinka

Ja chyba lubie 'za romantycznie' w Twoim wykonaniu! Cud-miód-i-orzeszki-solone :)) Cudne!

Beata... Hmm... pierwszy raz, ale jak! Fiuuu fiuuu, ciekawi mnie reakcja Brenn :)

LG... Dlaczego Ty sie wcześniej nie ujawniłaś?? No? Słucham dlaczego?! Jestem ciekawa jakby wyglądało to 'wynoszenie' Brenn ze spotkania w serialu.... :)) A scenka Ange/Tempe, majstersztyk!

Piegża... wiesz co, Ciebie już nie ma jak komentowac, bo nie che się powtarzać, że pieknie cudnie i tak dalej...

ocenił(a) serial na 10
kas_3

Matko, takie dzieci to tylko oni mogliby mieć! Super ;]

andzia_45

Kgadzinko potrafisz budować napięcie... i nie poniosło Cię niestety bardziej;)))

Kaś zaś doradzam spokój - irytacja szkodzi;))). Staram się jak mogę.

_LG_

cieszę się że nadal się podoba. LG, spokojnie, powoli, choć my czekamy niecierpliwie:D

kgadzinka

uwaga, mały konkurs! Za każdy komentarz dotyczący opowiadanka Beatki oraz reszty czytelniczek-pisarek dajemy: puszkę mielonki, naszyjnik z żółtym kamieniem, plakaty z Ridżem, parę skarpet w paski, paczkę ryżu, mietówek, cukierków lodowych, kruszynek i jogurt Tola:D bo tu trochę ludzie zasypiają, to może się skuszą na mielonkę:d

ocenił(a) serial na 10
kgadzinka

masz racje na mielonke to na 100% wszyscy sie skusza, ale ja nie dlatego pisze bo nie jem miesa. no wiec wszystkie opowiadania mi sie bardzo podobaja. chcialabym to wszystko zobaczyc w filmie, ale niestety musiało by chyba powstac z 50 sezonów :( czekam z niecierpliwością na wszystkie cedeki, a zwłaszcza "big bradera" <hehe> pozdro dla wszystkich <cmoksy> <kisiorki>

ocenił(a) serial na 10
kgadzinka

masz racje na mielonke to na 100% wszyscy sie skusza, ale ja nie dlatego pisze bo nie jem miesa. no wiec wszystkie opowiadania mi sie bardzo podobaja. chcialabym to wszystko zobaczyc w filmie, ale niestety musiało by chyba powstac z 50 sezonów :( czekam z niecierpliwością na wszystkie cedeki, a zwłaszcza "big bradera" <hehe> pozdro dla wszystkich <cmoksy> <kisiorki>

wikusia

Uważam, że te wspaniałe nagrody powinny też być przyznawane autorom... Osobiście, mam sentyment do pasiastych skarpet.Ostatnio dostałam nawet w paski poprzeczne.

Zaraz skończę III. część mojego opowiadanka The Man In The River, czyli Faceta w rzece;)))

_LG_

Kgadzinka- świetne opowiadanko. Czekam na c.d i na nagrody w postaci mielonki, skarpetek i plakatu.

_LG_

III.

Doktor Brennan coraz większą atencją obdarzała samoloty, a nawet pilotów i stewardesy. Nie zarobiła co prawda na akcjach Airbusa (tak przynajmniej twierdził jej księgowy), ani nie znała też osobiście pracowników linii lotniczych, ale to właśnie taki jeden stalowy kolos, jego wysokooktanowe paliwo i terminal na Dulles International Airport miały stać się dla niej jutro wybawieniem. Wybawieniem od gęstniejącej sytuacji w pracy. Paradoksalnie, Temperance nie przepadała za lataniem, nie znosiła też ucieczki przed problemami. Była kobietą czynu. Każdy jednak człowiek czynu bywa czasami pokonany przez... no właśnie, przez co? Własną psychikę? Brannan nie znosiła się bać, a w takich sytuacjach bezradności bała się i to piekielnie. Jak walczyć z niewidocznym, ukrytym w niej samej, wrogiem? Środowisko zewnętrzne też nie było zbyt pomocne w rozwiązaniu palącej kwestii. Wręcz przeciwnie. Booth nie zostawił jej w spokoju, a jego ostatnie wystąpienie było wręcz skandaliczne. Teraz odmawiał złożenia akt Kelly’ego Cullenowi i ciągnął ją z niezrozumiałych powodów w okolice portu przeładunkowego. Angela, jak to ona, podejrzewała ją o romans z Boothem. Sweets cały ranek próbował zagadnąć Temperance o, jak to ujął, „behawioralne przypisanie ról społecznych”, a Hodgins domniemywał, iż uczestniczyła w nieistniejącej awanturze, no może niezupełnie fikcyjnej. W tej chwili antropolożka uśmiechnęła się do swoich myśli, co przyciągnęło uwagę siedzącego obok, prowadzącego czarnego S.U.V.-a jej partnera.
- Co cię tak rozbawiło Bones? – Zapytał Booth, wyprzedzając jednocześnie jadącego przed nimi pick-upa.
- Bawi mnie rywalizacja Angeli i Hodginsa. – szybko jednak Temperance zmieniła temat, by agent nie dociekał, na czym ta rywalizacja polega.
- Booth, nasz denat nie ma żadnych widocznych obrażeń w obrębie szkieletu. Cam obiecała zrobić badania toksykologiczne na popołudnie. Wszystko wskazuje na to, że ten mężczyzna nie umarł gwałtowną śmiercią. – Perorowała dr Brennan w nadziei, że choć część jej wywodu dotrze do jej partnera. Jego zacięta mina i nieprzenikniona twarz nie wróżyły niczego dobrego.
- To co on robił na dnie Potomaku? To twoim zdaniem nowoczesna forma pochówku?
- Nie musisz być uszczypliwy Booth. – Zganiła jego cyniczną postawę Brennan - Dlaczego nie oddałeś tej sprawy innemu agentowi po identyfikacji ciała? I dlaczego najpierw jedziemy do miejsca pracy ofiary, a nie do domu by porozmawiać z rodziną? Z akt Kelly’ego wynika, że mieszkał w Baltimore wraz z zamężną córką.
- Mam powody, by podejrzewać, że to było morderstwo. Chwilowo nie chcę jeszcze o tym mówić. Pragnę się tylko upewnić. Ok? – Tu przerwał, uznając, że wyczerpał temat. Po chwili jednak zapytał o kwestię będącą przyczyną jego dzisiejszej irytacji.
- Bones, może wyjaśnisz mi, dlaczego dzisiaj wszyscy w Instytucie badawczo mi się przyglądali i pytali o zdrowie, a nawet jeden zez, którego pierwszy raz widziałem na oczy poklepał mnie, oczywiście znienacka, po plecach?
Prowadząc ożywioną dyskusję wysiedli z wozu i ruszyli w kierunku magazynów. Gdyby Brennan nie była sobą zapewne w odpowiedzi na ostatnie pytanie wysupłałaby jakieś zgrabne kłamstewko, ale ponieważ... nadal była sobą powiedziała:
- Okazywali ci męską solidarność, a ci, którzy pytali o zdrowie zapewne założyli się o pieniądze, w jakim stanie przetrwasz atak mojej furii – wyrecytowała beznamiętnie Temperence kompletnie osłupiałemu partnerowi. – Całe miasto mówi o TWOIM WCZORAJSZYM WYCZYNIE. - Po tej ostatniej rewelacji Booth zamrugał nerwowo oczyma.
- Momencik – powiedział pozornie spokojnie – Nauczyłaś się plotkować i rozpowszechniasz w Jeffersonian niestworzone historie!?! – spokój Bootha uleciał wraz z niepokojącym kierunkiem, jaki objął tok jego rozumowania.
- Nie musiałam się niczego uczyć – tłumaczyła niewzruszona antropolożka - bo pogłoski krążyły bez mojego udziału. – W głowie Brannan przeskoczyły jakieś niewidzialne trybiki i lawina żalu potoczyła się z jej ust.
- Wiem, że nie lubisz plotek, ale mogłeś to łaskawie wziąć pod uwagę zanim wyśledziłeś mnie w Bradleys, wdarłeś się tam, oskarżyłeś mnie przy kolegach że romansuję z nimi, ...czyli z ojcem dwojga dzieci oraz gejem...
Sprzeczając się zbadali pobieżnie teren i dotarli do Hali nr 1. Przy rampie stał nieoznakowany van, a drzwi hali były otwarte. Jednak zapalczywi w swym gniewie, agent i pani doktor, nadal głośno wyrażali swoje wzajemne żale.
- Gdybyś nie zamknęła się przede mną w laboratorium, nie musiałbym sięgać po... ostateczne rozwiązania... – Kontrował adwersarz rozsierdzonej antropolog. Ona zaś nie zwracała na niego uwagi i kontynuowała:
- ...a następnie wyciągnąłeś mnie stamtąd za włosy i wyniosłeś na oczach jednej setnej Waszyngtonu... no może jednej setnej tysięcznej Waszyngtonu... – liczyła w myślach.
- Za włosy? – Booth był początkowo rozgniewany, a potem coraz bardziej zadowolony z siebie. Udało mu się nią wstrząsnąć i zburzyć mur, jaki wokół siebie postawiła, a teraz trzeba ją już tylko odpowiednio zaprogramować by... „wróciła do niego” i udobruchać. Tylko jak?
- To metafora Booth, chodziło mi o to... zawsze mówisz, że jestem zbyt dosłowna – Temperance nie przestawała mówić, a Booth próbował ją uspokoić.

Gdyby skupili się choć trochę bardziej na otoczeniu wyczuliby zbliżające się niebezpieczeństwo. To było pierwszą myślą budzącej się z niespokojnego, wywołanego farmakologicznie snu Temperance. Jaka była pierwsza myśl, jaka pojawiła się w umyśle Bootha? Zapewne zagłuszył ją ból głowy wywołany uderzeniem, które odebrało mu wcześniej przytomność. Drugą rzeczą, o jakiej pomyślała Brennan była konstatacja, że jest związana i że jest jej niewygodnie. Potem zaś zdała sobie sprawę, że leży na ciepłej, nierównej powierzchni, która zdawała się lekko i miarowo poruszać. Zdenerwowana poruszyła się niespokojnie... i wtedy... zaniepokoiła się jeszcze bardziej, bo spod jej głowy dało się słyszeć głuche jęknięcie.

Angela czytała w laboratorium Hodginsowi akta Kelly’ego i zastanawiała się głośno:
- Skoro największe salony Alkowy Marzeń Kelly’ego znajdują się na zachodnim wybrzeżu, to dlaczego fabrykę mebli utrzymywał na wschodzie w Baltimore?
- Żartujesz Ange?!?... – Tu zaskoczony Hodgins aż poczerwieniał z emocji.
- To dlatego, by ukryć przed podatnikami, że największy popyt na fikuśne łóżka jest tutaj... w Waszyngtonie! – zadowolony z demaskacji kolejnego spisku Jack czuł się jak ryba w wodzie.
- Chyba trochę przesadzasz... a ja nie rozumiem, po co wozić gotowe wyroby przez całe Stany... – podekscytowany Hodgins nie zauważył jednak jej wątpliwości.
- Ange! Polityka to władza i kasa, a obydwie razem stanowią najlepszy afrodyzjak!... powstaje więc zapotrzebowanie na wyrafinowane umeblowanie do sypialni... zwłaszcza za czasów administracji Billa.
Tu Angela przerwała mu.
- Kochanie Bill i jego cygara nie potrzebował sypialni. Świetnie radził sobie nawet w Gabinecie Owalnym – zaśmiała się ubawiona przywołaną wizją kobieta. Hodgins jednak ciągnął dalej:
- ...jak w D.C. zawitali purytańscy i republikanie... Kelly zapewne stracił swych najlepszych klientów. – Rozbawiony Hodgins przytulił Angelę.
W tym momencie do laboratorium przyszła Cam.
- Czy ja przypadkiem w czymś nie przeszkadzam? – zagaiła.
- Nie! Skąd. Rozmawiamy o... polityce. – Odparł szybko Jack i odsunął się od narzeczonej.
- Mam wyniki toksykologii – zaczęła nowoprzybyła. - Pan Kelly zanim zaczął zwiedzać nurt rzeki i sprawdzać jej żeglowność z całą pewnością był martwy. – Mówiąc to pokazała wydruk Hodginsowi.
Jack czytał i zamyślił się.
- Bardzo wysokie stężenie alkaloidów i glikozydów nasercowych pochodzenia roślinnego. One z pewnością załatwiły jego serce... – Zastanawiał się Hodgins.
- Treść żołądka niestety pozostaje dla nas zagadką... ryby zrobiły swoje. – Cam była zawiedziona – nie wiemy więc jak podano mu truciznę. – Dokończyła dr Saroyan.
- Skład trucizny sugeruje Nerium oleander. – Wyjaśniał dr Hodgins. - Klasyczny, doniczkowy lub ogrodowy „pożeracz serc”. Zwykle nie jest wykrywany, bo śmierć nie następuje nagle i przypomina anginę pectoris lub zawał serca. Przy tym to typowa „kobieca” trucizna – Jack był najwyraźniej ekspertem w tym zakresie – pewnie widziałyście „Biały oleander” Michelle Pfeiffer? – Zapytał retorycznie, a następnie dorzucił - W ten czasochłonny sposób trują zwykle najbliżsi członkowie rodziny, bo mają ciągły i długotrwały dostęp do jedzenia ofiary. – podsumował narzeczony Angeli.
- W takim razie – skonstatowała Cam – to dobrze, że doktor Brannan i Booth nie znając jeszcze najnowszych wiadomości nie pojechali domu ofiary.
Angela i Hodgins nie wiedzieli, iż niestety Cam jest w błędzie i że niebezpieczeństwo czyhało na śledczy tandem, nie tylko w okazałej rezydencji Kelly’ego w Baltimore.
- Zadzwonię do Temperance i powiem, że mamy tutaj do czynienia z morderstwem – zaproponowała Angela – Powinna być już teraz w drodze powrotnej do Instytutu.
- Może nie powinniśmy im przeszkadzać w zwiedzaniu magazynów? – Zaproponował z nutką rozbawienia Jack. – Ja spróbuję rozpoznać odmianę trującej rośliny... do ich powrotu. Może uda mi się też powiedzieć coś o glebie, na której rósł kwiat truciciel.
- Dobrze – odparła Cam. Ja zaś przyjrzę się jeszcze tkankom ofiary... choć nie ma ich wiele. – To ostatnie mówiła jakby do siebie.
- Jak przyjedzie Booth, powiedzcie mu, by wystąpił o nakaz przeszukania rezydencji Kellych. Hodgins, wydrukuj też kilkanaście kopii zdjęć poszukiwanej rośliny, jak ustalisz jej dokładną odmianę. Agenci rządowi nie znają się zwykle na botanice i ogrodnictwie.
Po wydaniu poleceń Cam wyszła z laboratorium, a pozostawiona w nim para powróciła do przerwanych przez szefową rozważań.
- Boothowi i Brennan chyba naprawdę spodobały się egzemplarze demonstracyjne Kellyego – eufemizował Jack – ja sam nie mógłbym się chyba szybko zdecydować, który podoba mi się najbardziej.
- Ja chyba też, ale zawsze moglibyśmy go wypróbować – zaśmiała się uwodzicielsko Angela.

Para, która była przedmiotem tej rozmowy, istotnie wypróbowywała funkcjonalność wyrobów Kelly’ego, ale... w dość hm, nieszablonowy sposób.



Ciąg dalszy „The Man In The River” już w najbliższym czasie. Dowiecie się z niego m.in., co to za nietypowy sposób wykorzystania wyrobów Kelly’ego i poznacie podejrzanych o morderstwo twórcy łóżkowego imperium.
Proszę o uwagi.

Andziu – wymyślona przez Ciebie postać została ochrzczona. To Marc Hamilton i pojawi się już wkrótce;)))
Eldżi

_LG_

Lg, moja uwaga jest następująca: podoba mi się jak diabli :)

piegza

Stęskniłam się za Tobą Piegżo. Twoje uwagi są dla mnie ważne. Wiem, że choć dziś lakoniczne (nie masz czasu), ale szczere:D

ocenił(a) serial na 10
kgadzinka

'-Bonnie ukradła samochód…
-Nie ukradłam! Zarekwirowałam!' i znowu hi hi hi
*a może ci co śledzą B&B znajdą ich w domku, ale dzieciaki pomogą rodzicom, a któreś z bliźniaków przyłoży napastnikowi patelnią XD

zuz93

Ten o rekwirowaniu by pasował też do Temperance;)))

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Będę umierać z ciekawości, co/kto ruszał się pod Brennan ^^ Genialnie ;]

andzia_45

C.d mojej historyjki z dedykacją dla Kgadzinki i Beatki.


Na ulicy panowała ciemność, z oddali słychać było dźwięk karetki, krzyk i lament przechodniów, lecz w uszach Bootha panowała cisza, nieustająca i przerażająca cisza, nic więcej tylko cisza. Szedł próbując wmówić sobie, że nic się nie stało. Nagle z otchłani wyłoniła się ciemna postać z wyraźnym, gniewnym spojrzeniem. Był to mężczyzna ubrany w dżinsowe spodnie i brązową kurtkę. Booth nie zwracając na niego uwagi podążał dalej w smutku, co chwilę kopiąc kamień. Nagle mężczyzna wyjął z kieszeni karabin i z głośnym hukiem strzelił do Bootha. Seeley upadł na ziemię, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Położył rękę na ranie i leżał w ciemności oczekując na pomoc.
Booth: Ała, Ratunku, pomóżcie, ja krwawię!!!
Pielęgniarka: Proszę pana, proszę nie zakłócać spokoju, to tylko zły sen!!!
Booth: O Boże, przepraszam, Bones!!! Bones!! Gdzie ona jest?!!!
Pielęgniarka: Proszę nie krzyczeć!!! O kogo panu chodzi?
Booth: Moja partnerka z pracy....ona...została potrącona,.......karetka....ją tu przywiozła....co z nią?
Pielęgniarka: Jak się nazywa pana partnerka?
Booth: Temperance Brennan.
Pielęgniarka: Jest po operacji, nieprzytomna, w stanie krytycznym leży w sali 23. Więcej nie mogę panu powiedzieć, gdyż nie jest pan z rodziny.
Booth: Ale ja jestem prawie jak rodzina.
Pielęgniarka: Przykro mi.
Booth: Mogę ją zobaczyć.
Pielęgniarka: Niestety nie. Może jak będzie się lepiej czuła. Na razie odpoczywa.
Booth: A dziecko?
Pielęgniarka: Idzie lekarz, proszę z nim porozmawiać.
Booth: Dobrze, dziękuję. Panie doktorze!!!
Lekarz: Tak.
Booth: Co z moją partnerka, Temperance Brennan?
Lekarz: Jest w stanie krytycznym.
Booth: A co z dzieckiem?
Lekarz: Jest pan ojcem?
Booth: Tak.
Lekarz: Mam dla pana złą wiadomość. Dziecko zmarło podczas wypadku. Zbyt silne obrażenia. Bardzo mi przykro.
Booth w stanie wyraźnej rozpaczy, usiadł na krześle i zadzwonił do pracy informując o wypadku Brennan, oraz prosząc o kilkudniowy urlop.
Godzinę później:
Angela: Hej, Booth, co z Brennan?
Booth: Nieprzytomna, w stanie krytycznym.
Angela: Przyjechałam jak najszybciej się dało.
Booth: Dzięki, Angela.
Angela: A jak to w ogóle się stało?
Booth: To wszystko przeze mnie!!!
Angela: Nie mów tak, przecież podobno to był wypadek.
Booth: Gdyby nie ta kłótnia.....nie doszłoby do tego!!!
Angela: Nie obwiniaj się. A co z dzieckiem?
Booth: Nie żyje.
Angela: To straszne.
Booth: Wiem.
c.d.n
Przepraszam, że takie krótkie, ale wena znowu gdzie się podziała.

ocenił(a) serial na 10
Azura2007

swietne opowiadanie, tylko bardzo smutne. strata dziecka niewatpliwie bedzie dla nich wstrzasajacym przezyciem mam nadzieje ze to nie oddali ich od siebie, poniewaz wspolne tragedie moga rowniez przyblizac ludzi do siebie. czekam na cdn.

Azura2007

Jakie tragiczne... to straszny cios. Wielka szkoda... ile możliwości daje taki nowy mały bohater. Szkoda też, że w scenariuszu nie widać tych emocji, jakie opisywane są w opowiadaniach.

_LG_

Ok. Wreszcie kolejna część mojej etiudy.
Może i nie jest za wspaniała, no ale jak mówia - lepsze to niz nic...
Z pokora przyjmuje wszelka krytykę i przepraszam za wszelkie rozczarowania i błędy w tekście. Jednak obecnej sytuacji (zawodowo napiętej) to i tak dużo, jak dla mnie.
Nie mówiąc juz o naszym głównym opowiadanku, które ostatnio równiez zaniedbujemy..
Ale co ja bede duzo pisać...

Miłego czytanka! (z dużą porcją wyrozumiałości;)

"BB Show" Part II

Za niespełna dwie godziny Temperance pokonywała już w pospiechu kolejne stopnie, podążając do mieszkania Bootha. Przed samymi drzwiami zatrzymała się jednak. Niespodziewanie ogarnął ją dziwny strach. – Co ja wyprawiam?- pomyślała. – To jakiś idiotyzm? Do czego to wszystko ma prowadzić?- toczyła walkę z myślami, które coraz bardziej utwierdzały ja w przekonaniu, że powinna przerwać tą chorą sytuację.
Gdy już miała się wycofać, nagle otworzyły się drzwi.
- Bones, nareszcie! Myśleliśmy już, że zaginęłaś gdzieś po drodze- zażartował. – My właśnie wychodziliśmy na małe…Yhm…no wiesz- zaśmiał się próbując dać swojej partnerce do zrozumienia, o co chodzi.
- No cóż…- na twarzy Tempe pojawił się szyderczy uśmiech.- Myślę, że to już nie będzie konieczne- dodała wskazując palcem na pieska, którego Booth trzymał na rekach.
- Co? Dlaczego?- odparł, nie wiedząc, o czym ona mówi.
- Nie czujesz się przypadkiem jakoś mniej…komfortowo? – zapytała. Twarz Booth’a wykrzywił grymas zdziwienia. Wyraźnie nie nadążał za tokiem rozumowania Tempe. Jednak w tej samej chwili poczuł jakieś dziwne ciepło na swym brzuchu. Odsunął od siebie zwierzę i ujrzał wielką, żółtą plamę na swej koszulce. Zrozumiał wreszcie, co tak rozbawiło Brenn.
- Wspaniale! – wykrzyknął .
Tempe przyglądała mu się z rozbawieniem.
Booth uniósł psiaka do góry, spoglądając mu w oczy.
- Coś ty najlepszego zrobiła, huh? Nie wstyd ci?
Niczego nie świadoma psinka zaszczekała tylko radośnie i zaczęła lizać go po nosie. W tej samej chwili dotarło do niego, że jego partnerka cały czas stoi w korytarzu, gdyż jeszcze nie zaprosił jej do środka.
- Oh, przepraszam Bones, wejdź.- zwrócił się do niej w końcu.
- Ona i tak cie nie rozumie- dodała z przekąsem Tempe wchodząc do mieszkania i kładąc swą torbę z rzeczami obok kanapy.
Booth zignorował jej kąśliwą uwagę.
- Wiesz co? Teraz ty sie nią zajmij.- powiedział nagle wręczając jej psinę.- Zabawiałem ją sam przez blisko dwie godziny, więc teraz twoja kolej. Tymczasem ja…Muszę to z siebie zdjąć.- mówiąc to skierował się w stronę sypialni zdejmując koszulkę po drodze.
Brennan usiadła na kanapie kładąc szczenię na swych kolanach i głaszcząc je troskliwie.
- To jak ją nazwiemy?- wysunął pytanie Booth powracając w nowym , świeżym i niczym nieskażonym odzieniu.
- Hmm…Sama nie wiem- westchnęła Brenn. Może…Wilhelmina?
- Co? Żartujesz chyba?!- Booth wybuchnął śmiechem.
- Dlaczego? Brzmi….Inteligentnie.
- Może i inteligentnie, ale nawet dla psa jakoś….obciachowo.- skrzywił się.
- Obciachowo? Co masz na myśli?
- Bones, Wilhelmina to nie jest imię dla psa. Ludzie wybierają dla psów imiona proste, ładne i przyjemne, jak na przykład…Lily, Gina, Sara, albo coś…
- Ale…Dlaczego?- zapytała wyraźnie zdziwiona.- Dlaczego pies nie może nosić bardziej inteligentnego imienia?
- Ponieważ…A zresztą nie ważne. Tak jest i tyle. Przyjęto taki zwyczaj i nic z tym nie zrobisz, więc lepiej nie kombinuj za bardzo i wymyśl cos innego.
- Ok.- zastanowiła się przez chwilę. A może coś z nazw kwiatów jak na przykład Petunia…- Booth skrzywił się w z wyraźna dezaprobata…- Rose..- próbowała dalej, lecz on nadal kręcił nosem.- Albo Daisy (stokrotka)…- Booth zastanowił się.
- To nawet mi się podoba…
- Co?
- Daisy. Podoba mi się. – odpowiedział z uśmiechem.
- Naprawdę?- uśmiechnęła się , choć nie do końca miała pewność, czy Booth po raz kolejny się z niej nie nabija.
- Tak Bones. To naprawdę dobre imię. Brawo!- Booth wziął pieska na ręce i uniósł do góry. – Co o tym myślisz Daisy? Podoba ci się twoje nowe imię?- mówił szczerząc zęby i robiąc przy tym dziwne miny.
- Już ci mówiłam, że ona ciebie nie rozumie. To tylko pies…- Tempe jak zwykle wyskoczyła ze swoją racjonalistyczną gadką, ale Seeley nie zwracał na to zbytniej uwagi.
- Wiec jak, Daisy? Będziesz grzeczną dziewczynką i zostaniesz tutaj z „mamą Bones”? Ja tymczasem może pójdę wyczarować jakieś pyszności , co?
- Z „mamą Bones”?
- A czemu nie? Fajnie brzmi, nie sadzisz?- żartował ze swej partnerki narażając się jej tym samym coraz bardziej. – A poza tym takie określenie pasuje do całej sytuacji..
- W takim razie ty to „ tatuś Booth”- zaśmiała się.
- Tak. Dokładnie. Żebyś wiedziała.- odparł z szyderczym uśmieszkiem bawiąc się z Daisy. Zachowywał się jak dziecko, które właśnie dostało od rodziców nowa zabawkę.
Temperance przyglądała im się tylko z. Nagle w jej głowie zrodził się genialny pomysł. Korzystając z chwili nieuwagi ukradkiem włączyła kamerę, która dał im Sweet’s i ustawiła na stole pod odpowiednim kątem tak, aby zarejestrować całe zdarzenie.
- Wiesz co Booth? Obserwując twoje zachowanie można dojść do dwóch prostych wniosków..
- Taa?- przerwał jej.- Jakich niby?- zapytał dalej drocząc się z Daisy.
- Albo zwyczajnie ci odbiło, albo po prostu piłeś cos zanim przyszłam…- zaśmiała się wstając z kanapy i podążając w ich kierunku tak, aby przypadkiem nie znaleźć się w kadrze.- Mam tylko nadzieję, że nie podzieliłeś się tym z Daisy- dodała.
- Widzisz Daisy jaka ta mamuśka niedobra? Ona wyraźnie się z nas nabija. – humor cały czas dopisywał partnerowi Brennan. Ona natomiast odczuwała coraz bardziej ogarniające ją zmęczenie.
- Ok. Booth małe pytanie odnośnie kwestii organizacyjnej..Gdzie będę spała?- zapytała z wyraźnym skrepowaniem, licząc w duchu, że kolega jak zwykle szarmancki bez wahania zaoferuje jej swoją sypialnię.
- Jak to gdzie? Oczywiście, że…- zamilkł na chwilę budując napięcie.- Na kanapie!- dokończył.
- Na kanapie? – odparła zaskoczona.
- A co myślałaś! Gdybyśmy byli u ciebie to z pewnością również zaoferowałabyś mi kanapę, no ale jesteśmy u mnie więc to ja oferuję ja tobie…To logiczne, prawda? - przedstawił wyczerpująco swoje racje śmiejąc się w duchu.- A poza tym przez dwie godziny sam musiałem zajmować się Daisy, więc…
- To ma być rodzaj kary tak?- wtrąciła.
- Kary? Skądże!- odpowiedział ironicznie.- Życie Brennan, życie….- wyraźnie się z niej nabijał. - Ciekawe jak długo wytrzyma?- pomyślał.
Temperance zniknęła za drzwiami łazienki.
- Tydzień na kanapie….Cały tydzień…Wspaniale!- powiedziała patrząc na swe odbicie w lustrze. Była totalnie wykończona. Ostatni tydzień wyjątkowo dał jej się we znaki. A wszystko za sprawą nocnego ślęczenia nad szczątkami, z krótkimi przerwami na sen w gabinecie na.. twardej kanapie…I teraz, gdy w końcu miała nadzieję na mały wypoczynek trafił się genialny pomysł doktorka i…kanapa. – To chyba jakieś przekleństwo!- pomyślała.
Zaskoczyło ją również zachowanie Bootha, który w gruncie rzeczy przedstawił racjonalne argumenty, jednak ten jeden raz mógłby okazać się bardziej gościnny.
- Bones, zasnęłaś tam czy jak? – usłyszała głos zza drzwi.
- Nie musisz tak krzyczeć, z moim słuchem jest wszystko w porządku.- odparła wychodząc . Widząc jej minę zrozumiał, że chyba jednak trochę przesadził.
- Wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie.- Wyglądasz jak śmierć na urlopie Bones. Dobrze się czujesz?
- To nic takiego. Boli mnie głowa to wszystko.
- Przepraszam, jeśli czymś cię uraziłem, albo…- położył jej rękę na ramieniu i obdarzył troskliwym spojrzeniem.
- Daj spokój, mówiłam ze to tylko głowa…
- A może jesteś głodna? Zamówmy jakis tajski zestaw,co?
- Nie jestem głodna. Zamów tylko dla siebie , jeśli chcesz..
Rozejrzała się po pokoju.
- A gdzie Daisy?
- Zostawiłem ją…-zaczął kierując się w stronę kanapy.- Tutaj..-dokończył spoglądając na Brennan dziwnym wzrokiem.
- Co?
- Sama zobacz…
Brennan podeszła do niego i zrozumiała o co chodzi. Daisy spała smacznie na samym środku jej iście „królewskiego”posłania .
- I co teraz?- zapytała.
- Az żal jej budzić. Tak słodko śpi….Najwyraźniej kanapa nie jest ci pisana i będziesz musiała przenieść się na podłogę.- spojrzał na swa partnerkę, której wyraźnie nie było do śmiechu. Wyglądała jakby miała się za chwilę rozpłakać, choć w jej przypadku byłoby to mało prawdopodobne.
- Żartowałem.- powiedział w końcu obejmując ją ramieniem.- Odstąpię ci połowę mojego łóżka…No, może nie dokładnie połowę, no ale to zawsze lepiej niż sen na podłodze nieprawdaż?
O dziwno Brennan nie protestowała. Powędrowała bez słowa do łazienki, a chwile później zniknęła za drzwiami sypialni.
Booth upewnił się jeszcze czy Daisy przypadkiem się nie obudziła, po czym również powędrował do łazienki. Gdy za jakiś czas ja opuścił, zgasił światło w salonie i skierował się w stronę sypialni. Uwagę jego przyciągnęło jednak migające czerwone światełko kamery lezącej na stoliku. – A to takie buty…O ty spryciulo…- pomyślał uśmiechając się do siebie i obmyślając plan odwetu na swej partnerce.
Kiedy przekroczył próg sypialni Brennan już spała, a przynajmniej tak mu się zdawało.
Położył się obok niej. Musiał przyznać, że była to wyjątkowo dziwna sytuacja. Powrócił jednak myślami do planu zemsty na Brenn.
- Bones, spisz?- rozległo się po chwili.
- Tak…
- Wygodnie ci?- nie dawał za wygraną.
- Booth…
- Tak tylko pytam…
- Zamilkniesz wreszcie?- nie wytrzymała i rzuciła w niego poduszka.
- Ok, wyluzuj Bones….Tylko wiesz, my tutaj leżymy sobie wygodnie, a ona ..Tak samotna….W ciemnościach..- kontynuował. - …Jest jeszcze taka mała i pewnie wszystko dookoła ją przeraza, szczególnie w nocy…
- Nie ma mowy- odrzekła Tempe, gdy wreszcie jej zrozumiała ,do czego zmierza.
- Bones, bądź człowiekiem i nie daj się prosić- skomlał niczym dziecko proszące mamę o lizaka.
- Ok., jeśli to sprawi, że w końcu się zamkniesz….
- Grzeczna dziewczynka- odparł i znienacka obdarował ją całusem w policzek.
- Booth!- zdenerwowana nakryła głowę poduszką.
Minęła chwilka i zadowolony z siebie Seeley powrócił i ułożył śpiącą Daisy pośrodku łóżka.
Korzystając również z okazji uruchomił kamerę, zabraną z salonu i ukradkiem ustawił ja na szafce znajdującej się naprzeciwko Tempe. Następnie z powrotem wygodnie ułożył się na swoim miejscu.
- Dobranoc Bones…


PS. Dziewczyny- opowiadanka świetne jak zwykle. Z niecierpliwością czekam na cedeki. I przepraszam, że na indywidualne komenty czasu mi brak...Ale czytam i podziwiam na bieżąco.

marlen_3

Może to co napiszę nie jest zbyt odkrywcze, ale Twój styl jest nienaganny. Jeśli to, co przed chwilą czytałam jest napisane "od niechcenia", to aż strach pomyśleć jaką konkurencję robisz mistrzom słowa bardziej się starając. Dla mnie sam pomysł jest wspaniały, postawy bohaterów przwdopodobne, a za razem dowcipne. Tekst dopracowany pod względem sytuacyjnym. Teksty - mmm palce lizać - weźmy choćby "śmierć na wakacjach". Chwyt z kamerą - majstersztyk.

PS To dlatego siedziałam w ukryciu. Jak czytam Marlen mam kompleksy;))) Obiektywnie rzecz ujmując mojej pisaninie daleko do Ciebie, Rokitki czy Piegżowatej.

Pisz tak dalej, proszę. Jestem Twoją fanką.

_LG_

Lg, ja trochę nie mogę się połapać co z Boothem i Brennan, ale teksty to mnie rozwaliły:D Angela i Hodgins jak się sprzeczają, super:D

Azura, łezka w oczku... żeby tylko Bones nic nie było...

Marlen- jak tak dalej pójdzie, to im taśmy w kamerze nie starczy:D:D:D co to byłby za film... Oskar murowany!!!

kgadzinka

Jutro kgadzinko dowiesz się wszystkiego...
Mówi Ci to średniostara fanka Twoich teksów:)))

marlen_3

Marlen, z dużą dozą wyrozumiałości mówię Ci, pisz!!!!!!
Imiona, które wymyśliła Bones dla psa - BOMBA. Gdybym miała wybrać nowe imię dla Żaby, zostałaby Petunią, jak bumcykcyk ;)))

kgadzinka

Najbardziej podoba mi się: "cholera jasna, tato!" ;)))
Zostaję oficjalną fanką dzieci Bootha i Brennan !!!!

ocenił(a) serial na 10
piegza

Marlen, nawet nie wiesz jaka to przyjemność czytać Twoje opowiadania :) Sama słodycz... ;]

piegza

Bonnie, Greg i Carmen dziękują i obiecują że to nie koniec ich szalonych pomysłów:D:D:D dzięki Piegża:D

kgadzinka

Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak te wszystkie wspaniałe komentarze motywują do dalszego działania!
Thx!