Artykuł

Filmowe ucieczki od nudy

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Filmowe+ucieczki+od+nudy-72032
Heidegger widział w niej pełnię, w której "objawia się całość bytu", Cioran – czystą negatywność, "dziecko zrodzone ze związku dwóch nicości – pustki człowieka i pustki czasu". Na pewno jednak bez nudy prawda o człowieku i jego współczesności byłaby niekompletna. Tak jak i kino.

Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że film to życie, z którego wymazano plamy nudy. Akurat. Jeśli życie składa się w dużej mierze z momentów, w których nic się nie dzieje, albo z wydarzeń, które powodują uczucie znużenia, to kino w naturalny sposób stara się opowiedzieć i o tym aspekcie egzystencji.

Życie jest gdzie indziej

Formą ekstremalnej nudy była w średniowieczu grzeszna acedia – choroba mnichów,  spowodowana przebywaniem za długo w zamkniętej przestrzeni, objawiająca się  lenistwem i obojętnością. Podobnie jak w tamtych czasach, dziś nuda też jest ciężkim grzechem, tyle że pozbawionym już sakralnego wymiaru. Niedająca się zniwelować tęsknota za ucieczką od monotonni pozostała niezmienna, tak samo jak przeświadczenie, że istnieją gdzieś w innym czasie i przestrzeni ludzie, których nuda nigdy nie dosięga.

 

Bohater "Somewhere. Między miejscami" jest znanym aktorem, życie upływa mu na przemieszczaniu się luksusowym samochodem z planu filmowego na kolejne gale i imprezy. A jednak Johnny jest znudzony do granic możliwości, wywiady go męczą, sukcesy nie cieszą, striptiz bliźniaczych tancerek w prywatnym apartamencie wywołuje ledwie krzywy uśmiech na twarzy. Johnny jest niewrażliwy na wszelkie pokusy i odczuwa żal, że jest na nie odporny. Wszędzie czuje się nie na miejscu, wszystko wypełnia pustka, która nie daje się niczym zapełnić, zaś on sam jest tylko obserwatorem zdarzeń, a nie ich uczestnikiem.

Podobnie Sofia Coppola ukazała wcześniej królową Francji w filmie "Maria Antonina" – jej życie wypełnione po brzegi dworską etykietą i orgiastycznym luksusem jest niekończącą się niewolą nudy i infantylizmu, w której ludzie są tylko bezwolnymi marionetkami. Nie lepiej sprawa ma się z bohaterami "Jarheada", przebywającymi pozornie w oku cyklonu – czyli na wojnie w Iraku. Życie na linii frontu ogranicza się do pilnowania obozu i obserwowania granicy, w nadziei na przybycie wroga. Żołnierze marines są jak postacie z Becketta powielone w tysiącach egzemplarzy, wykonujące szereg czynności "pozornych". Strzelają w przestrzeń, rozbrajają fikcyjne pola minowe, czyszczą czyste mundury, wciąż piją i wydalają wodę. Stechnicyzowana wojna XXI wieku, na której energię traci się, raczej oszczędzając własnych żołnierzy, niż likwidując siły wroga, staje się dla Sama Mendesa pretekstem do opowiedzenia o kondycji współczesnego człowieka, w całości zatopionego w teraźniejszości, traktującego historię jak rekwizytornię nostalgicznych gadżetów. Dla żołnierzy kontekst wojny jest nieważny, "pieprzą politykę", liczy się tylko rozrywka, znana z filmów o Wietnamie, która ma być urzeczywistnieniem snów o potędze. Oglądana przez nich scena nalotu z "Czasu Apokalipsy" wzbudza entuzjazm, dźwięki z symfonii Wagnera, które w filmie Coppoli wykorzystane były w sposób jawnie cyniczny, dla współczesnych żołnierzy brzmią jak autentyczny hymn bojowy. Wszystko, co robią, nie jest nawet parodią działań z przeszłości, parodia wymaga znajomości źródła i świadomej aluzyjności,  a marines znają tylko cząstki prawdy, ich misja może być co najwyżej pastiszem.

 
"Jarhead"

Czy jest jakaś alternatywa dla bohaterów Mendesa i Coppoli? Marines powrócą z wojny na swoje przedmieścia rodem z "American Beauty", Maria Antonina zostanie  rozszarpana przez wściekły tłum. Jednak w "Między miejscami" pojawia się światełko nadziei, przenoszona z miejsca na miejsce mentalna pustka może ulec zapełnieniu. Sofia Coppola wierzy w spotkanie ludzi i ich wzajemną interakcję.  W "Między słowami" doszło do porozumienia dwojga obcych, które odmieniło ich perspektywę patrzenia na rzeczywistość. Podobnie dzieje się też w "Miedzy miejscami", gdzie ojciec odkrywa  w sobie instynkt rodzicielski.  Córkę cieszy zarówno jego osoba, jak i jego praca, dzięki jej entuzjazmowi może nie zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki, ale sama możliwość spojrzenia na siebie z zewnątrz zrodzi myśl, że choć nudy nie sposób zwalczyć, ani od niej uciec, można ją twórczo "przepracować". Nie chodzi o to, żeby przedłużać swoje życie dzięki potomstwu, to byłaby kolejna ucieczka, ale by z jego pomocą odkrywać siebie na nowo. Zupełnie świadomy tego faktu jest Allie Parker z "Nieustających wakacji" Jima Jarmuscha, który od nudy nigdy nie ucieka, gdyż dobrze wie, że to droga donikąd. Postrzegając nudę jako niezależną od miejsca i osoby, w pełni ją akceptuje. Dochodzi do wniosku, że jeśli nuda wyziera zewsząd, to można chociaż pozostać wolnym od dusznej atmosfery społecznych konwenansów i być świadomym. Nie łudzić się, że gdzieś TAM istnieje lepsze życie.

Pułapka Ekstazy

Współczesna nuda, będąca owocem postępującego od dawna odczarowywania świata i związanego z wyczerpywaniem się kultury poczuciem końca historii, inaczej niż w czasach Heideggera, nie jest już żadnym "oknem na byt", ale nieznośną wolnością, której chciałoby się zrzec. Dlatego też filmowi bohaterowie bezustannie szukają nowych wrażeń, pozwalających ograniczyć nadmiar wolnego czasu. 



Ekstaza jako cel sam w sobie i sacrum, zastępujące tradycyjną komunikację, pojawia się w "Dziewięciu piosenkach" Michaela Winterbottoma. Bohater, w samolocie przelatującym nad monotonnym krajobrazem Antarktydy, wspomina znajomość z byłą dziewczyną, a wszystkie reminiscencje są dwojakiego rodzaju. Wspólnych chwil spędzonych w łóżku i na koncertach rockowych na pozór nic nie łączy, w rzeczywistości są to momenty ekstatycznej bezpośredniości. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej bezpośredniego niż orgazm, a muzyka słuchana na koncercie ma z tym wiele wspólnego – to inny rodzaj obcowania z nią, niż słuchanie radia pobrzmiewającego w tle przy śniadaniu. Miłosny związek przedstawiony został bez kontekstu. To relacja, w której uniesienia zastępują w pełni radość komunikacji. Sytuacja ta przywołuje koncepcję schizofrenii Fredrica Jamesona, według której współczesna kultura zdominowana jest całkowicie przez obrazy, w całości zastępujące opowiadanie. Obrazy, które  się powiela i odtwarza, rozdrabniając czas na szereg wiecznych "teraz": niekończące się zabawy w sypialni – niektóre spontaniczne, inne skopiowane z filmów soft porno, wspomnienie kobiety poetycko onanizującej się wibratorem i Franza Ferdinanda śpiewnie przekonującego, że "It's always better on Holiday".

 
"Niezasłane łóżka"

Chaotyczne próby niwelowania nudy orgią wrażeń prowadzą współczesnego człowieka w stronę rozwiązań tymczasowych i zmiennych, zacieranie śladów myślenia syntezującego gwarantuje szybko zmieniająca się moda, dająca możliwość niezliczonych modyfikacji, będąca jednocześnie pułapką ciągłej prowizorki. Wolność bohaterów "Niezasłanych łóżek" to apoteoza młodości, braku barier językowych, kulturowych i seksualnych. W przeciwieństwie do Winterbottoma, film Alexisa Dos Santosa jest "narracyjny", jednak z monologów wewnętrznych postaci, wyłania się poszatkowany wizerunek osób niewiele wymagających od siebie, pozornie beztroskich, ale gdzieś w głębi odczuwających lęk przed samookreśleniem. Ich życie upływa na imprezach, nieistotnej pracy i zawieraniu przelotnych znajomości. Strach przed przyszłością zatrzymuje ich w teraźniejszości wypełnionej po brzegi zabawą i eksperymentami. To jak sen w łóżkach, których ścielić nie warto, bo przecież i tak się zaraz do nich wraca, albo oddaje nowym mieszkańcom squatu. Inaczej niż Allie Parker z "Nieustających wakacji" Alex i Vera oszukują samych siebie. Karmią się wymówkami, pozwalają sobie na nierobienie niczego ważnego. Trwają w nieustannym karnawale, który ich nie męczy, ale też nie cieszy. Zamiast permanentnych wakacji wybierają nieporządek i prowizorkę, zamiast beztroskiej żeglugi przez życie  – bezwolne dryfowanie.

Life’s a b**** and then you die…

Karnawał od zawsze był czasem oswajania śmierci i przemijania, ale kiedyś miał wyraźnie ograniczone ramy. Dziś życie jest niekończącą się imprezą, a świat zegalitaryzował się jako miejsce swobodnej ekspresji. W świecie pod dyktatem różowego optymizmu i nieposkromionej witalności wszelkie refleksje są uproszczone, a zwątpienie jest zwykłą stratą czasu. Współczesna kultura oswoiła śmierć w pełni – zamieniła ją w spłaszczony i sterylnie podany news. Kultura pozbawiona ciężaru śmierci to jak Różewiczowskie "nic w płaszczu Prospera".



W kinie Gusa van Santa śmierć jest równie nudna jak cała codzienność. W "Słoniu", smętne snucie się po korytarzach jednej z amerykańskich szkół przechodzi płynnie w rzeź dokonywaną przez dwóch uczniów. Morderstw bohaterowie dokonują bez wyraźnej motywacji, są dla nich bezcelowe jak kolejne zajęcia szkolne, zabijają bez pasji czy złości. Dziecinna wyliczanka czy godna przedszkolaka złośliwość to namiastka rozrywki przy pociąganiu za spust. W "Paranoid Park" śmierć również nie niesie ze sobą żadnego ładunku emocjonalnego. Makabryczny widok rozerwanego na pół jeszcze żywego człowieka Alex wypiera, robiąc to, co robił dotychczas – po prostu jeździ na deskorolce. Czasem tylko w jego dużych oczach, przez większość czasu patrzących tępo w przestrzeń, pojawia się cień lęku.


"Siódmy kontynent"

W "29 palmach" Brunona Dumonta emocjonalna pustka bohaterów spotyka się z pustką przestrzeni smętnej amerykańskiej prowincji. Film Dumonta jest jak trawestacja horroru, w którym główną częścią akcji jest to, co w tradycyjnym filmie grozy służy za wstęp i szczątkowy kontekst dla późniejszej jatki. Reżyser przedstawia nudę naturalistycznie, wystawiając percepcję widza na próbę, nawet końcowe sceny, w których dochodzi do tragedii, wyprane są właściwie z dramatyzmu, zaskakują, ale nie podnoszą ciśnienia – zupełnie jak śmierć w prawdziwym życiu.  Podobny koniec czeka bohaterów "Siódmego kontynentu" Michaela Hanekego. Monotonne życie rodziny, składające się z nieznośnie powtarzalnych czynności zamienia się powoli w akt niszczenia całego życiowego dorobku. Zmyślona podróż do Australii okazuje się przykrywką dla planowanego od dawna zbiorowego samobójstwa. Jest coś tragicznego w pasji pozbywania się wszystkiego, w złości i frustracji, która z całą siłą wychodzi na jaw dopiero na chwilę przed agonią, a jednocześnie małostkowego i śmiesznego w tej metodycznej zagładzie rzeczy materialnych, tak jakby nie można ich było po prostu zostawić i umrzeć. Film jest jednym z wielu oskarżeń konsumpcyjnego stylu życia, tak jak przez lata człowiek nie umiał wieść życia bez gromadzenia dóbr, tak nawet w ekstremalnym akcie buntu pozostaje więźniem materializmu, a śmierć okazuje się łatwiejsza niż wzruszenie ramion.
                                                                    
***

Ekstremalną formą niezgody na monotonię jest w filmie Henrika Hellströma "Każdy myśli swoje" tęsknota za stanem pierwotnym, ucieczką od cywilizacji. Jednak życie bliskie naturze okazuje się nie tylko niemożliwe, ale też niepotrzebne. Uporządkowane osiedle nie różni się znacząco od sielankowego życia na łonie natury, to ta sama nuda i podobny stan nieświadomości – jedna jest trwaniem w iluzji, druga – w bezrefleksyjności. Czy niemożliwość ucieczki przed nudą sprawia jednak, że życie jest bezwartościowe i jedyną alternatywą jest skończenie z nim jak bohaterowie "Siódmego kontynentu"? Josif Brodsky w eseju "Pochwała nudy" nie zgadza się z Hanekem:  "Nuda jest oknem na czas, na te jego cechy, które zwykle lekceważymy, najczęściej za cenę równowagi psychicznej. Krótko mówiąc, jest oknem na nieskończoność czasu, na naszą w nim znikomość". Nuda jest po to, aby być tłem dla wydarzeń, tłem, dzięki któremu rzeczy zyskują swoją wartość. Chodzi jedynie o to, żeby całe życie nie stało się rodzajem tła. Tylko tyle i aż tyle... Nawet egzystencja złożona z samych momentów szczytowych przestaje być interesująca i zaczyna przypominać tę z filmu "Między miejscami", znużenie wkrada się w każdą formę aktywności, niezależnie od tego, czy jest to niekończąca się nędza czy ekstaza. Nawet gdyby życie składało się wyłącznie z szalonych pościgów i tak w końcu zasnęlibyśmy za kierownicą.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones