Artykuł

Krzysztof Świrek o niedokończonych filmach

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Krzysztof+%C5%9Awirek+o+niedoko%C5%84czonych+filmach-64063
(Wielkie) niedokończone filmy

Filmografie wielu twórców pełne są straconych, niezrealizowanych i zniszczonych projektów. Cenzura obyczajowa i polityczna, skracanie i przemontowywanie gotowego materiału, wreszcie zakaz pracy, przedwcześnie kończący obiecujące kariery - tak wyglądałby katalog najczęściej doświadczanych przez filmowców niepowodzeń. Szczególne miejsce w tym katalogu przypadłoby filmom nieukończonym, które docierają do publiczności jako zmontowane z fragmentów rekonstrukcje autorskiego zamysłu.

Dokument "Inferno - niedokończone piekło", wchodzący właśnie na polskie ekrany, zawiera materiał, który Henri Georges Clouzot nakręcił w 1964 roku. Reżyser miał wyjątkowe warunki: odnalazł potrzebną dla historii lokację - hotel położony nad jeziorem, zatrudnił aktorów, dla których pisał role, a dzięki zainteresowaniu amerykańskich wytwórni miał nieograniczony budżet. Duży plan, trzy kompletne ekipy filmowe i miesiące prób dla nakręcenia historii chorobliwie zazdrosnego męża, podejrzewającego młodą żonę o zdradę. "Piekło" nie miało być historią obyczajową; ambicją Clouzota było pokazanie mechanizmu narastania obsesji. Opracowano kilka technicznych rozwiązań, które miały być w tym pomocne - na przykład połączenie dwóch taśm filmowych, czarno-białej, portretującej "zwyczajne życie" młodego małżeństwa, i kolorowej, na których miały być nakręcone sceny "wizji" zazdrosnego męża; kolorowy materiał miał być udźwiękowiony słownym komentarzem, wewnętrznym monologiem złożonym z powtarzanych, uciętych fraz.

Clouzot, słynący z precyzji i sprawnej pracy na planie, tym razem nie potrafił przekroczyć fazy eksperymentu, wciąż poszukiwał właściwych rozwiązań, testował ustawienia kamery, próbował tych samych ujęć, forsując aktorów i irytując ekipę. Pracę przerywały okresy bezczynności, mnożyły się konflikty. W końcu plan opuścił odtwórca głównej roli - Serge Reggiani. Powodem jego odejścia była tajemnicza choroba, dla wielu świadków przypominająca symptomami załamanie nerwowe. Clouzot kontynuował pracę, ale podczas kręcenia jednej ze scen z heroiną filmu - Romy Schneider, dostał ataku serca. Prace przerwano; puszki taśmy zawierające trzynaście godzin nakręconego materiału otworzyła wdowa po Clouzocie w 2005 roku.

Dokument, który oglądamy w kinach, to połączenie wspomnieniowego filmu  z rekonstrukcją autorskich zamysłów. To drugie jest szczególnie trudne - zdjęcia pozostawione przez ekipę były nieudźwiękowione; składały się w większości z ciekawych, ale kręconych nieco po omacku wizualnych eksperymentów (dla scen ataków zazdrości), silnie inspirowanych przez ówczesną sztukę optyczną. Inne części materiału to testy ustawień kamery, powtarzane ujęcia aktorów w ruchu. Żadna z kluczowych scen nie została nakręcona w całości, sceny dialogowe odtwarzają współcześni aktorzy. I choć dokument ma przedstawiać ślady "nieukończonego arcydzieła", to ujęcia zamieszczone w filmie ukazują raczej twórczy wysiłek, niż zarys ukończonej pracy. Potwierdzają to wywiady z żyjącymi współpracownikami reżysera, wątpiącymi, czy Clouzot w ogóle wierzył, że kiedykolwiek dokończy film.

Historia "Piekła" nie wpisuje się więc w typowy schemat pracy przerwanej przez katastrofę, ingerencję cenzury, wycofanie finansów czy polityczną karę. Ów schemat często zakłada, że ofiarą przerwanych zdjęć pada dzieło niejako przedwczesne - zbyt odważne czy ambitne na dane warunki. Przykładem typowego projektu wyprzedzającego swój czas była "Królowa Kelly" Ericha von Stroheima, ofiarą politycznych intryg padł "Niech żyje Meksyk!" Eisensteina i w Polsce "Na srebrnym globie" Żuławskiego. Wreszcie najsławniejsza ofiara producentów - Orson Welles: realizację filmu o Ameryce Południowej ("It's All True", 1942, zdjęcia włączono do dokumentu o filmie powstałego w 1993 roku) wstrzymano z powodu rosnących kosztów produkcji; część nakręconych już materiałów zaginęła w magazynach wytwórni. Podobny los spotkał film "The Deep" 1967 roku, który częściowo został zrekonstruowany po latach. Wszystkie te filmy można wpisać w bardziej romantyczną narrację o twórcy otoczonym przez obojętność, którego wizje były zbyt wielkie na możliwości i wyobraźnię filmowych decydentów.

Stroheim dostał cios w plecy od własnej gwiazdy, która w "Królowej Kelly" (1929/ 1985) grała tytułową rolę. Gloria Swanson miała wcielić się w dziewczynę uwiedzioną przez księcia i następnie wyrzuconą z domu zakonnego. Po powrocie do umierającej matki, Kelly utrzymuje się z prowadzenia pozostawionego jej w spadku "music-hallu". Tyle o scenariuszu wiedziała gwiazda filmu; reżyser ukrył przed nią właściwe plany: Kelly po śmierci matki miała zostać madame w domu publicznym. Swanson - gwiazda i producentka zarazem, pewna tego, że większość filmu i tak zostanie wycięta z wersji kinowej, przerwała realizację. Z planowanych pięciu godzin pozostało półtorej - pierwszy akt filmu rozgrywający się w Europie i dwie sceny z afrykańskiej części filmu.

"Królowa Kelly", choć niekompletna, daje pojęcie i o planach Stroheima i o randze filmu; w takiej postaci wpisuje się zarówno w legendę wielkiego twórcy, jak i pozwala domyślać się,  czym mógłby być gotowy film. Projekt częściowo zrealizowany, częściowo nadal w postaci hipotezy, łatwo opowiedzieć jako "straconą szansę" - jeden z wizjonerskich projektów, które wpisałyby się na trwałe do historii filmu, gdyby tylko ich twórcom dano więcej pieniędzy i czasu. Jest to to ilustracja jednej z ważniejszych prawd w heroicznych wersjach  historii filmu: ta sama bezkompromisowość, która jednym twórcom przynosi sukces, dla innych oznacza katastrofę lub wręcz koniec kariery.

Ukończony w "czterech piątych", epicki film science fiction "Na srebrnym globie" (1976-1978/ 1986-1987) Andrzeja Żuławskiego jest przykładem punktu zwrotnego w artystycznym życiorysie. Decyzja o przerwaniu zdjęć, podjęta przez ówczesnego wiceministra kultury, przerywała realizację bliską ukończenia. Fragmenty dekoracji i kostiumów, podobnie jak nakręcony już materiał, zostały przechowane wbrew decyzjom władz kinematografii, lecz film nigdy nie został ukończony. Żuławski, który miał możliwość dokończenia prac po niemal dziesięciu latach, zmontował film z nakręconego materiału,  stosując wyjaśniający komentarz w miejscu brakujących scen. W jednym z nich zawarł zresztą historię samego projektu, co naprowadza nas na kolejną cechę rekonstrukcji: zawsze mają wymiar metafilmowy, są także opowieścią o pracy filmowca. Niedokończony film staje się tym łatwiej komentarzem do samego siebie, jeśli akcja poniekąd wyjaśnia powody, dla których projektu nigdy nie ukończono - odwaga wspomnianej wyżej produkcji Stroheima może być rozumiana jako jeden krok za daleko. Rekonstrukcja niejako z definicji wymaga uzupełnienia o wymiar anegdoty, opowieści o przygodach filmu; w przypadku "Na srebrnym globie" - który, wedle deklaracji samego reżysera, miał być filmem o ludzkiej wolności - historia realizacji projektu w ironiczny sposób rymuje się z intencjami twórców.

Od sekwencji opowiadających historię niedokończonej realizacji rozpoczyna się rekonstrukcja "Niech żyje Meksyk!" (1931/ 1979) Sergiusza Eisensteina. Film zmontował po wielu latach współpracownik reżysera - Grigorij Aleksandrow, otwierając swoją wersję komentarzem. Materiały nakręcone w Meksyku w 1931 roku co prawda zachowano, ale nie pozwolono wwieźć ich do ZSRR. Eisenstein był już wtedy na indeksie i nie miał szansy na ukończenie pracy nad filmem. Dokonana po latach rekonstrukcja przypomina przejście po śladach reżysera; montażu dokonano na podstawie notatek reżysera i z komentarzem zbudowanym z jego tekstu, czytanym przez Siergieja Bondarczuka. "Niech żyje Meksyk!" jest więc skonstruowany tak, by wskazywać na najważniejszą, nieobecną osobę. To kolejna cecha filmów rekonstruowanych po latach z odnalezionych materiałów - sposób, w jaki odtwarza się nieukończony film, jest zarazem pewną hipotezą dotyczącą stylu reżysera; próbą naśladownictwa zakładającą oczywiście istnienie tego, co chce się naśladować.

Niedokończone filmy jedynie sugerują swój ostateczny kształt, wiele pozostawiając w zawieszeniu. Nie mogą zawieść oczekiwań, dlatego też oklejane są etykietą arcydzieła, nawet jeśli pozostawiony materiał nie do końca to usprawiedliwia. Niewątpliwie jest to przypadek "Piekła". Pozostawione przez Clouzota obrazy są sugestywne, sporo obiecują, ale ostatecznie nie pozwalają zbyt wiele powiedzieć o tym, czym mógłby być ukończony film - a mógłby być równie dobrze arcydziełem, jak i porażką. Jako nieukończony, film zachowuje jednak swoją obietnicę, na którą niektórzy widzowie mogą pozostać wrażliwi - śledząc same zarysy fabuły, przyglądając się technicznym eksperymentom i dając się zahipnotyzować przez skierowane w kamerę spojrzenie najważniejszej aktorki filmu. W przypadku niektórych nieukończonych filmów najwięcej zresztą zależy od widza: od tego, czy ujawnia się w nim wola, by w posklejanych fragmentach zobaczyć gotowy film, by samemu dopełnić oglądany materiał wedle obecnych w nim sugestii, a nawet wbrew nim.  

***

Krzysztof Świrek, współpracuje m.in. z "Kinem" i "Dwutygodnikiem". Laureat Nagrody im. Krzysztofa Mętraka w 2009 roku.
.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones