Relacja

MDAG: Recenzujemy "Na drodze ku świadomości" i "Czarnego Jezusa"

https://www.filmweb.pl/article/MDAG%3A+Recenzujemy+%22Na+drodze+ku+%C5%9Bwiadomo%C5%9Bci%22+i+%22Czarnego+Jezusa%22-144056
MDAG: Recenzujemy "Na drodze ku świadomości" i "Czarnego Jezusa"
Internetowa kontynuacja festiwalu Millennium Docs Against Gravity potrwa już tylko do 3 października (niedziela). To więc już ostatnie dni, by nadrobić filmy z tegorocznej edycji. W wersji online dostępnych jest 128 filmów z całego świata, a my doradzamy, które z nich warto obejrzeć. Dziś mamy dla Was recenzje "Na drodze ku świadomości" o medycznym zastosowaniu psychodelików oraz "Czarnego Jezusa" opisujący katolicką społeczność w niewielkim sycylijskim mieście.

***


Mój guru to grzyb
recenzja filmu "Na drodze ku świadomości", reż. Eric Black i Frauke Sandig
autor: Marcin Stachowicz

Wrota się uchyliły, płyniemy w stronę światła. Prowadzą nas dziwaczne wzorki, fajne kolorki, przeróżne stworki – żółw z wyłupiastymi oczami, psychopłaszczka, opalizująca meduza. Dryfować jest dobrze, ale szamanka składa dłonie jak do modlitwy i pyta: "Dokąd to?". Chcesz przepracować traumę, pozbyć się lęków, przebić balonik nadmiernie spuchniętego ego? Dotrzeć na kraniec rzeczywistości, przytulić niedotykalne, odkryć, że cały byt jest ze sobą połączony i unosi się w wielkim oceanie kosmicznej świadomości? A może chodzi tylko o dobrą zabawę, co? O dwie, trzy godzinki na kwasie i wygłupy w zaprzyjaźnionym gronie?


Cóż, jedno wiem na pewno – ostatnia opcja odpada w przedbiegach. "Na drodze ku świadomości" (oryginalny tytuł to po prostu "Aware") Erica Blacka i Frauke Sandig to nie doku-esej o Timothym Learym, kontrkulturze i szalonych tripach po LSD, ale seria wywiadów z poważnymi ludźmi: kognitywistami, biolożkami, filozofami, zielarkami i praktykami medytacji. Próba skonfrontowania – bez uprzedzeń typowych dla radykalnego scjentyzmu – wiedzy potocznej z naukową analizą, w myśl holistycznej zasady, że świat to sieć naczyń połączonych, a jej redukowanie do oddzielnych, wyizolowanych fenomenów na dłuższą metę tylko rozmywa obraz. Temat filmu jest przy tym tak nośny, że klękajcie narody – chodzi o różne sposoby badania świadomości, jej poszerzenia i redefiniowania. O medyczne zastosowanie psychodelików – to najważniejszy wątek – ale też o nasze tradycyjne, zakorzenione w egoizmie gatunkowym postrzeganie świadomości jako czegoś stopniowalnego, co może być "lepiej" lub "gorzej" rozwinięte (u ludzi oczywiście najlepiej), zależne od posiadania odpowiedniej liczby połączeń neuronalnych w mózgu. Nie będę owijał, dla mnie te refleksje były pasjonujące, a film, nieco zbyt krótki jak na ogrom zagadnienia, łyknąłem bez większych "ale".

Nie odstraszyła mnie nawet trudna do przeoczenia stronniczość narracji. Nie ma tu w zasadzie głosów krytycznych, nie pojawia się także żadna wzmianka o niebezpieczeństwach, które wiążą się z popularyzacją badań nad psychodelikami w modelu czysto biznesowym (debata na ten temat toczy się obecnie w Stanach). Formuła dokumentu pozwala jednak na taką afirmację – to w końcu nie tyle rozmowy o etycznych czy praktycznych zastosowaniach konkretnych substancji, ale o doświadczeniach ludzi na różne sposoby "pracujących" z tematem świadomości. Owa praca czasami sama przypomina – albo przynajmniej: w taki sposób została zainscenizowana – praktyki szamańskie. Stary profesor z Johns Hopkins University aplikuje ochotnikom różne dawki psylocybiny – substancji występującej naturalnie w setkach gatunków grzybów – a następnie zamyka ich głowy w ciasnych tubach tomografów pozytonowych, gdzie laserowe światełka migoczą jak w kokpicie statku kosmicznego.


Całą recenzję Marcina Stachowicza można przeczytać TUTAJ


***


O zarażaniu nadzieją
recenzja filmu "Czarny Jezus", reż. Luca Lucchesi
autor: Gabriel Krawczyk

W Siculianie, miasteczku na południu Włoch, wszystko kręci się wokół Jezusa. Lokalny kult cudownego krucyfiksu sprawia, że syn boży to odmieniana przez przypadki (w kościele, na targu, w kuchni) gwiazda, wszechmocny dobrodziej, łączący pokolenia cudotwórca i cierpiący za ludzkie grzechy przyjaciel, do którego w każdej chwili można zagadać. W słonecznej mieścinie ukrzyżowany Chrystus co roku peregrynuje ze świątyni, niesiony przez wybrańców między odrapanymi kamienicami. Podczas gdy czarna drewniana rzeźba otaczana jest powszechną miłością, czarni z krwi i kości nie są tu mile widziani. Szczególną niechęć wzbudzają lokatorzy uruchomionego w 2014 r. ośrodka dla uchodźców. Choć modlą się do tego samego boga, w tym samym czasie oprotestowywani są na antyuchodźczych manifestacjach tuż za rogiem.


Ile w tej niechęci słuszności, ile sprzeczności, a ile egoizmu? Do sedna sprawy próbuje dotrzeć debiutujący w pełnym metrażu Luca Lucchesi. Jego dokument, napisany z Hellą Wenders – siostrzenicą produkującego film Wima Wendersa – to ciekawy przypadek wybijającej się ponad publicystyczne banały, mieniącej się odcieniami szarości, bacznej na różne obyczajowe i życiowe uwarunkowania obserwacji. Dokumentalista działa zgodnie ze słuszną dewizą, która głosi, iż nie ma jedynej słusznej racji, gdy trudności leżą po obu stronach. Przypatruje się więc mieszkańcom Siculiany żyjącym tam od pokoleń i oddaje głos skrzywdzonym przez los uchodźcom. Nikogo nie pozbawia twarzy, z każdym pozwala empatyzować. Społeczny przekrój sycylijskiego miasta mieni się płciami, metrykami i kolorami skóry. Twórca łączy różne perspektywy i wrażliwości. Z ciekawością bada wielowiekową tradycję kulturowego tygla, z jakiego wyrosła nadmorska gmina, i równocześnie dziwi się uprzedzeniom adresowanym do mocno zagubionych, próbujących asymilować się chłopaków z Ghany. Przysłuchuje się starzejącemu się miastu biedniejących, przeżywających kryzys bezrobocia, pozbawianych przyszłości tubylców, i zaskakuje go marnowany potencjał zawieszonych w oczekiwaniu na dokumenty i status, gotowych wlać w to społeczeństwo nową krew uchodźców. Notuje lęki przed zdominowaniem przez obcą kulturę i równocześnie ukazuje wspólnotę religijnych doświadczeń Europejczyków i Afrykanów skupionych wokół tego samego "Czarnego Jezusa".


Całą recenzję Gabriela Krawczyka można przeczytać TUTAJ.