Relacja

NH 2011: Pewnego razu we Wrocławiu

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/NH+2011%3A+Pewnego+razu+we+Wroc%C5%82awiu-75835
Wrocław zalało. Dosłownie, bo ciągle pada deszcz i (jak twierdzą synoptycy) do poniedziałku lepiej nie pokazywać się w stolicy Dolnego Śląska bez parasola, i w przenośni, gdyż rozpoczął się festiwal Nowe Horyzonty, a wraz z nim miasto przeżyło najazd fanów X Muzy. Dominujący na każdym kroku rozkoszny róż (kolor sponsora imprezy, potężnego operatora sieci komórkowej) zdaje się zasłoną dymną dla tego, co czeka nas w mrokach sal kinowych. NH to bowiem od lat synonim filmów ekstremalnych.



Na miłośników przekraczania horyzontów najwięcej "atrakcji" czeka tradycyjnie w konkursie głównym. W opisie biorącego w nim udział filmu "Code Blue" znajdziemy następującą charakterystykę: "To wyzwanie, kino, które niemal fizycznie męczy". Oj, coś czuję w kościach, że dramat Urszuli Antoniak nie będzie jedyną produkcją, która wyczerpie w tym roku widzów. Gdy więc poczuję, jak uchodzi ze mnie energia, bezzwłocznie udam się do Skandynawii. Oczywiście, na fotelu kinowym – we Wrocławiu odbędzie się bowiem przegląd najciekawszych dokonań norweskiej kinematografii. Nie zamierzam ściemniać: najbardziej interesują mnie szalone campowe produkcje w stylu "Łowcy trolli" [Trolljegeren], "Komandora Treholta i grupy specjalnej Ninja" [Kommandør Treholt & ninjatroppen] albo "Zombie SS".  Kto wie, może zajrzę też do wieczornej sekcji japońskiej erotyki "Za różową kurtyną". Takie tytuły jak "Uciekając w szaleństwo, umierając z rozkoszy" lub "Wilgotni kochankowie" [Koibito tachi wa nureta] mówią same za siebie.

   
Za nami pierwszy dzień imprezy. Na otwarciu pokazano dwa duże filmy, które swoje światowe premiery miały na festiwalach w Berlinie i Cannes: "Rozstanie" (tegoroczny Złoty Niedźwiedź) i "Pewnego razu w Anatolii". Pierwszy z nich zdążył już zrecenzować w relacji z Berlinale mój redakcyjny kolega Michał Walkiewicz. Dziś skupię się więc wyłącznie na dramacie Nuriego Bilge'a Ceylana.

Znajdujący się w tytule zwrot "Pewnego razu w..." sugeruje bajkę albo historię z pogranicza realizmu magicznego. Nie dajcie się zmylić! Przez dwie i pół godziny autor "Klimatów" pokazuje nam żmudną odyseję grupy dochodzeniowej próbującej odnaleźć na tureckiej prowincji zwłoki ofiary morderstwa. Filmowe śledztwa kojarzą nam się zazwyczaj z niekończącym się suspensem i wielopiętrową, zagmatwaną intrygą. "Anatolia" dekonstruuje ten mit. Jej bohaterowie przypominają  raczej urzędników, a nie dzielnych detektywów, zaś sama zbrodnia nie wzbudza dreszczu emocji. Policjanci są zmęczeni i marzą o tym, by jak najszybciej znaleźć ciało i wrócić do domu, do żony pod kołderkę.



Ceylan niemalże celebruje śledcze formalności. Potrafi przez kilkanaście minut przyglądać się monotonnym oględzinom miejsca zabójstwa albo rozmowie prokuratora z okolicznym duchownym próbującym wybudować w wiosce kostnicę. Tradycyjną akcję reżyser zastępuje wnikliwą obserwacją społeczną i psychologiczną.

Wymowę filmu ustawia pierwsza scena, gdy kamera przez szybę obserwuje dialog trzech mężczyzn. Obraz jest delikatnie rozmazany, a dźwięk – niewyraźny. Czy Ceylan nie próbuje nam w ten sposób dać do zrozumienia, że nigdy nie poznamy szczegółów zabójstwa? Że zarówno widz, jak i policjanci ciągle będą za zniekształcającą ogląd wydarzeń szybą? Że nie da się do końca prześwietlić relacji łączącej zabójcę z ofiarą? Dobre, choć wymagające cierpliwości kino.
 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones