Relacja

AFF: Recenzujemy "Pierwszą krowę"

https://www.filmweb.pl/article/Nowe+Horyzonty%3A+Recenzujemy+%22Pierwsz%C4%85+krow%C4%99%22-140213
AFF: Recenzujemy "Pierwszą krowę"
Już tylko do 15 listopada potrwa internetowa edycja połączonych festiwali Nowe Horyzonty oraz American Film Festival. Śpieszcie się więc nadrabiać zaległości. My podpowiadamy, co warto obejrzeć. TU znajdziecie naszym 10 zdaniem najciekawszych propozycji, a TU kolejnych 10. 

Codziennie publikujemy też recenzje filmów, które zrobiły na nas największe wrażenie. Dziś swoimi wrażeniami po obejrzeniu "Pierwszej krowy" dzieli się nasz redaktor Jakub Popielecki. 

Recenzję "Pierwszej krowy" znajdziecie poniżej.

*** 


Gorzkie mleko
rec. filmu "Pierwsza krowa", reż. Kelly Reichardt

Choć tytułowa krowa pełni w filmie Kelly Reichardt rolę co najwyżej drugoplanową, to i tak wokół niej kręci się cała intryga. Autorka "Meeks Cutoff" wraca do gatunku westernu, ale po raz kolejny proponuje nam western dość przewrotny. Są tu niby żelazne wytyczne gatunku: symboliczna opozycja natury i kultury czy "wyjęci spod prawa" bohaterowie wchodzący w konflikt z lokalnym przedstawicielem władzy. Są nawet cow-boye, chociaż zamiast strzelać z biodra, wolą piec ciastka, a z krową mają do czynienia tyle, że czasem ją cichaczem wydoją. I o to chodzi: "Pierwsza krowa" sukcesywnie – choć w dość nieoczywisty sposób – rozmiękcza amerykański mit. Świętym krowom podziękujemy.

"To nie jest kraj dla krów", mówi zresztą jedna z postaci i brzmi to niemalże jak żartobliwa parafraza Cormaca McCarthyego i braci Coenów. Faktycznie: Reichardt serwuje antywestern wymykający się antywesternowym tropom, pozbawiony zwyczajowego podniosłego tonu i maczystowskiego hamletyzowania. Film może i zaczyna się od posępnego fatum (dwa przypadkiem wykopane w lesie szkielety), ale groza przychodzi tu raczej – nietypowo – pod płaszczykiem groteski. Reżyserka zabiera nas do Ameryki jeszcze nieokrzepłej, pokazuje wypoczwarzający się kraj w całej jego dziwności. Fundamenty cywilizacji stoją na cokolwiek grząskim gruncie, wciąż gotowe osunąć się z powrotem w dziki ostęp. Wspólnota niby odgrywa społeczne rytuały, ale tę pękającą w szwach zbieraninę obcych trudno nazwać jeszcze narodem: szukający szczęścia w Nowym Świecie Anglicy, Szkoci, Chińczycy czy Rosjanie starają się grać Amerykanów, rdzenni Amerykanie muszą zaś udawać na salonach Europejczyków. Jak stwierdza jeden z bohaterów: "Jeszcze nie dotarła tu historia".

To oczywiście idealne warunki dla rozmaitych przedsiębiorców, wizjonerów i desperatów, którzy tropią kolejne leżące na wyciągnięcie ręki okazje. Taki jest właśnie nietypowy duet bohaterów, którzy wspólnymi siłami próbują spełnić własny amerykański sen. Jest 1820 rok, gdzieś w Oregonie. Kucharz Otis Figowitz zwany "Cookie" (John Magaro) przemierza kraj w towarzystwie wędrownych traperów. Po drodze zaprzyjaźnia się ze spotkanym w dziwacznych okolicznościach chińskim imigrantem Kingiem Lu (Orion Lee). "Cookie" ma w ręku fach, Lu ma smykałkę do interesów, panowie dodają więc dwa do dwóch i postanawiają zarobić trochę grosza, handlując wypiekami. Sęk w tym, że potrzebują mleka, a w okolicy jest tylko jedna krowa. Biznesplan naszych raczkujących kapitalistów już u podstaw zakłada więc rozbój.

Całą recenzję "Pierwszej krowy" można przeczytać TU

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones