Wywiad

Tofifest: Dziesięć lat toruńskiej imprezy

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Tofifest%3A+Dziesi%C4%99%C4%87+lat+toru%C5%84skiej+imprezy-90061
W tej chwili najważniejszym miejscem dla każdego szanującego się kinomana jest Toruń. To właśnie tam trwa jubileuszowy festiwal Tofifest. O 10 latach imprezy i perspektywach na przyszłość rozmawiamy z Dyrektorką festiwalu Kafką Jaworską.

Na początek chciałem pogratulować jubileuszu. To już dziesiąta edycja Waszej imprezy. Czy kiedy zaczynaliście, sądziliście, że wytrwacie tak długo?

Nie. Pierwsza edycja była bardzo spontanicznym zrywem, nieplanowanym, niespodziewanym. Ja byłam świeżo upieczoną mamą, świeżo upieczonym magistrem, napisałam pracę magisterską z filmu i nie spodziewałam się, że uda mi się to przekuć w rzeczywistość. A potem to już – jak to się mówi kolokwialnie – kulnęło się.

Początkowo Wasza impreza miała zupełnie inną formułę. Była nastawiona na kino offowe, amatorskie. Skąd ten mocno ambitny pomysł na festiwal?

W zmienionej formie kontynuujemy tamtą ideę do dziś. Wciąż pokazujemy filmy nowe, nieodkryte u nas. W tym roku najlepszym tego przykładem jest kino filipińskie czy niepokorne kino blaxploitation. A pierwsze festiwale sięgały do nurtów, które wówczas były na topie, czyli off. To był przepiękny zryw, ciekawe zjawisko w polskiej kinematografii, coś, czego dziś już tak naprawdę nie ma. I trochę mi żal, bo rozróżniamy dziś kino artystyczne i komercyjne, a nie ma czegoś, co można byłoby nazwać undergroundem. W kolejnych staraliśmy się kontynuować tę początkową ideę, choć zmienialiśmy tytuł festiwalu, zmienialiśmy lokacje. Długo, długo czekaliśmy na to, żeby dojść do jakiegokolwiek pułapu finansowego, żebyśmy mogli zacząć realizować nasze marzenia. Dziś mamy dziesiątą edycję i mogą spokojnie powiedzieć, że do realizacji marzeń jeszcze długa droga.

No właśnie. Przez tych dziesięć lat cały czas się zmienialiście. Przez to Wasza impreza sprawia wrażenie, jakby żyła. Nie jesteście monolitem. Co roku czymś zaskakujecie. Choćby zmianą nazwy czy też terminu. W przeszłości byliście przecież letnim festiwalem.

Rzeczywiście, jesteśmy bardzo ruchomym festiwalem. To zaskakiwanie nie zawsze jest świadome, ale myślę, że wynika po prostu z naszych charakterów. Ja wychodzę z założenia, że festiwal powinien być żywym organizmem, lubię przełamywać standardy. Nie można pozwolić, by festiwal osiągnął stagnację, nawet jeśli daje ona komfort. Zmienność  jest walorem, atutem, przynajmniej dla mnie.

Czy jest coś, co pozostaje niezmienne?

Pani Dyrektor (śmiech). Na pewno linia niepokorności. Dopóki będę miała siły, to będzie przede wszystkim charakteryzować ten festiwal: niepokorność, trochę dziwność, zmiany. Fajne jest też to, że mamy dużą grupę wiernych odbiorców oraz ludzi, którzy pracują przy tym festiwalu. Bo to wciąż jest trochę taki zryw pasjonatów, który ograniczają kwestie finansowe. Możliwe, że gdy dojdę do wymarzonego budżetu, to się wtedy zatrzymam.

Czy są takie rzeczy, które planujecie od początku, a których do tej pory nie udało Wam się zrealizować?

Zdecydowanie są. Na przykład bardzo lubię kino amerykańskie. Doszłam teraz do takiego momentu, że nawet bardzo dużo go oglądam, bo jest ono zupełnie inaczej robione niż kino europejskiej, filipińskiej czy malezyjskie. To są zupełnie różne poetyki. I w tym kierunku kiedyś chciałabym pójść. Mam kilka osób, które bardzo chciałabym zaprosić. To są nazwiska znane, ale moim zdaniem wciąż nie zostały docenione. Wiadomo, kiedy słyszymy "kino amerykańskie", to się od razu krzywimy, bo kojarzy się nam z blockbusterami, a kino niezależne u nas i tak jest odbierane przez pryzmat komercji. Chciałabym też pokazać kino... a raczej projekty balansujące na granicy wideoartu i sztuki filmu. Takim maleńkim wstępem do tego jest znajdujący się w tegorocznym programie SzaZaZe i Themersonowie. Zobaczymy, jak to u nas wyjdzie. To dość ambitny kierunek.

No tak, ale bez ambicji nie da się chyba robić festiwalu, zbyt szybko straciłoby się siły i zapał.

Powiem tak: ambicja jest oczywiście ważna, ale trzeba uważać, żeby nie zrobił się z tego przerost ambicji, który jest bardzo szkodliwy. Sama bardzo długo dochodziłam do tego i w końcu pogodziłam się z tym, że ambicja nie wystarcza. Tu trzeba mieć prawdziwą siłę i postępować zgodnie z zasadą: co mnie nie zabije, to mnie wzmocni, bo jednak robimy festiwal z Torunia, miasta małego, ale pięknego. Niestety te 200 kilometrów, które nas dzieli od Warszawy, sprawia, że wszystko jest trudniej zorganizować. Dziś więc powiedziałabym tak, że najważniejsza jest organizacja, dalej ambicja i odwaga. Jeszcze parę lat temu troszeczkę inaczej myślałam.

Wspomniałaś o Toruniu, więc nie mogę nie spytać: Dlaczego właśnie tutaj robicie festiwal?

Najprostszy powód: mieszkam tu, aczkolwiek nie pochodzę z Torunia. Ja bardzo lubię to miasto, uważam, że jest stworzone do festiwalu filmowego. Jest małe, ale jeszcze nie poznałam osoby, która by się nim nie zachwycała. To przepiękna sceneria zarówno do realizacji filmów, o czym zawsze głośno mówiłam, jak i realizacji festiwalu. Dlatego właśnie Tofifest się tutaj odbywa. I przyznam szczerze, że nie chciałabym być uchodźcą, chciałabym, żeby tu pozostał.

Spytałem o to dlatego, ponieważ to, co się rzuca w oczy, to fakt, że Toruń jest nie tylko miejscem, gdzie zorganizowany jest Wasz festiwal, ale tak naprawdę staje się częścią imprezy. Jak choćby taksówka stojąca przed teatrem, która była bohaterem filmu krótkometrażowego. Angażujecie całe miasto przy okazji festiwalu.

Tak, to jest fajne. My zresztą prawie od samego początku, od drugiej edycji festiwalu, prowadzimy projekt o nazwie "Lokalizacja", który polega tak naprawdę na promocji wszystkich lokalnych twórców. Dzięki temu projektowi pokazaliśmy historię filmową miasta, którą zna bardzo niewiele osób. Dotyczy to także całego regionu, a przecież jedne z najstarszych naszych wytwórni filmowych znajdowały się właśnie w Bydgoszczy. Toruń to miejsce, w którym jest bardzo wielu fajnych ludzi, którzy chcą coś robić. I myślę, że to stąd właśnie pochodzi integralność festiwalu z miastem. Naprawdę nie brakuje tu talentów. Moim marzeniem jest założenie regionalnego bądź toruńskiego funduszu regionalnego. Chodzi to za mną bardzo długo. Myślę, że jesteśmy bliżej niż dalej, mimo kryzysu, chociażby dlatego, że w tym roku powstało w Toruniu kilka fajnych produkcji. Chociażby  "Lekarze". O serialach można mieć różne zdanie, ja za nimi nie przepadam, ale wartość promocyjna jest nie do zmierzenia.

Porozmawiajmy chwilę o programie, który – przynajmniej w tym roku – jest niezwykle interesujący. Jaki jest klucz, który decyduje o tym, co pokazujecie, a czego nie.

To jest naprawdę trudne. Powstaje bardzo dużo filmów i znaleźć wśród nich prawdziwe perełki nie jest łatwo. Ale to jest właśnie fajne w tej robocie. Trzeba też sobie jasno powiedzieć, że są filmy, które chcielibyśmy pokazać, ale nie możemy, a wszystko przez finanse. Sam program powstaje w sposób bardzo naturalny, nie staram się niczego robić na siłę, według sztywnego szablonu. Nie należę do osób, które mają wszystko zaplanowane do najdrobniejszego szczegółu. Uważam, że pewien artystyczny nieład jest w życiu potrzebny. Oczywiście musimy zwracać uwagę na to, co się w danym czasie ogląda na świecie. Pewnej powtarzalności nie da się uniknąć. Mimo wszystko wydaje mi się, że udaje nam się pewnych rzeczy nie powtarzać.

I na koniec chciałbym, abyś przypomniała sobie te 10 lat festiwalu i powiedziała, co takiego związanego z Tofifestem zrobiło na Tobie największe wrażenie, tak że zawsze się przyjdzie Ci na myśl, kiedy będzie mowa o festiwalu.


Bardzo dużo jest takich momentów. Dla mnie chyba najbardziej przełomowy był rok 2007, kiedy odbywaliśmy się jeszcze w kinie, które prowadziłam, kinie Orzeł, które niestety potem poszło pod młotek. To był bardzo trudny festiwal, dlatego że pierwszy raz zdobyliśmy większe środki, więc poprzeczka sama się podniosła w sposób oczywisty. Udało nam się zaprosić pierwszych naprawdę ciekawych gości. Była Marina Abramović, Agnieszka Holland, Magdalena Łazarkiewicz. I maleńki festiwal z Torunia nagle zabłysnął. Dodatkowo miejsca, w których robiliśmy wtedy festiwal, między innymi kino Orzeł, były strasznie trudne do adaptacji. Po festiwalu wszyscy usiedliśmy i stwierdziliśmy, że jesteśmy tak zmęczeni, że aż zadowoleni. Była to fajna edycja, dzięki której później mieliśmy szansę dalszego rozwoju. To było bardzo ważne. Pierwsze edycje odbywały się bowiem na zasadzie "może będziemy, a może nie będziemy". A 2007 to był rok, który zadecydował o tym, że dziś mamy 10. edycję i może uda nam się dobrnąć do 20.

Życzę, żeby udało się i do 30. I jeszcze raz gratuluję jubileuszu.

Nie dziękuję i dziękuję.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones