Relacja

WENECJA 2013: Ballard Witch Project

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2013%3A+Ballard+Witch+Project-98512
W sobotę na wyspie Lido obejrzeliśmy nowy film Kelly Reichardt, "Night Moves", oraz ambitny projekt Jamesa Franco, adaptację "Dziecięcia bożego" Cormaca McCarthy’ego. Kto poradził sobie lepiej?






Z prozą Cormaca McCarthy'ego mierzyli się już różni twórcy – od Billy'ego Boba Thorntona, który surowe "Rącze konie" nasycił niespodziewaną nostalgią, poprzez braci Coen, którzy w kraju nie dla starych ludzi znaleźli Oscara, po Johna Hillcoata, dla którego "Droga" skończyła się w ślepym zaułku. James Franco wypadł w tym towarzystwie najsłabiej, ale trzeba mu oddać, że wdrapał się na najwyższego konia. "Dziecię boże", w przeciwieństwie do większości utworów McCarthy’ego, jest ostentacyjnie niefilmowe i nie sprawia wrażenia gotowego scenariusza. Rozpisane na kilkanaście punktów widzenia, łączące obsesyjne przywiązanie do historycznych detali z obrazem postępującej alienacji bohatera, przechodzące niezbyt płynnie od socjohistorycznej refleksji do krwawego horroru. Wreszcie – płynące strumieniem świadomości jednej postaci. 

Mowa o Lesterze Ballardzie, wywłaszczonym ze swojej ziemi socjopacie, zdziczałym mizantropie, który próbując oderwać się od prowincjonalnej społeczności z Sevierville w stanie Tennessee, pokonuje kolejne kręgi piekła. Biblijno-apokaliptyczny ton, wyraźnie słyszalny w pracach McCarthy’ego, i tutaj roznosi się echem. Bo Lester Ballard nie ucieka od cywilizacji, by coś światu ogłosić, wykonać rebeliancki gest. Nie nawracają go lektury Thoreau, ani wiara w szlachetność ascezy. Jest okrutnym mordercą i nekrofilem, ale przypomina również jurodiwego, który obnaża zakłamanie i wewnętrzne demony lokalnego społeczeństwa. Jest jego wyrzutem sumienia i drzazgą pod paznokciem, wypartym abiektem i trupem ukrytym w szafie. To dziecię boga, takie jak Ty czy ja – przekonuje jeden z farmerów . Zgoda. Tyle, że w świecie McCarthy’ego Bóg jest na wiecznym fajrancie..  



Ballarda przekonująco odgrywa Scott Haze, aktor znany dotąd miłośnikom amerykańskiego kina niezależnego. Zanim wszedł na plan, spędził miesiące w chatce na odludziu i okalających Sevierville jaskiniach, żywił się wyłącznie rybami. Zaniedbał ciało, wyostrzył zmysły, zahartował umysł. Na ekranie raz przypomina dzikie zwierzę, kiedy indziej przebiegłego psychopatę. Buduje postać z krwi i kości, a jednocześnie esencjonalną dla literatury twórcy "Krwawego południka" figurę z porządku mitologicznego. Jego aktorski arsenał nie ogranicza się do łypania spode łba, ustawicznych chrząknięć, splunięć i wrzasków. W zasadzie jednym spojrzeniem potrafi zmienić nastrój i wymowę całej sceny. To wielka rola, zasługująca przynajmniej na oscarową nominację, niestety Haze nie ma zbyt dużego oparcia w scenariuszu. Wciąż niepewny za kamerą Franco nie wychodzi bowiem poza behawiorystyczny opis, rozrzedzany bezpośrednimi cytatami z literackiego pierwowzoru.  

Całą recenzję Michała Walkiewicza znajdziecie TUTAJ

Cichy hałas



Kelly Reichardt, czołowa przedstawicielka amerykańskiego kina niezależnego, przyzwyczaiła widzów do niespiesznego tempa swoich filmów. Atmosfera budowana jest w nich powoli i dopiero z czasem wyłania się z niej istota jej opowieści. W "Wendy i Lucy" historia poszukiwania przez ubogą dziewczynę (Michelle Williams) jej zaginionej suki zamieniała się w końcu w krytykę twardej rzeczywistości Stanów Zjednoczonych, gdzie amerykański sen zastąpiony został przez niemoc poprawy swojego losu o własnych siłach. W medytacyjnym westernie "Meek’s Cutoff" (znów z Williams), ukazującym pielgrzymkę amerykańskich pionierów  oregońskim szlakiem, reżyserka przepisuje mit zdobycia dzikiego zachodu z apoteozy męskiej agresji na pochwałę kobiecej odwagi, dobroci i siły spokoju. Najnowszym dziełem - "Night Moves" na podstawie scenariusza stworzonego przez reżyserkę wspólnie z Jonathanem Raymondem, który wcześniej współpracował z nią przy "Old Joy" oraz "Wendy i Lucy" – dopisuje kolejny rozdział do swoich rozważań nad istotą Ameryki.

Tym razem znajdujemy się we współczesnym Oregonie. Portland stało się stolicą alternatywy, ale i z niego hipsterzy uciekają w dzicz, bo najmodniejszym trendem jest nie włóczenie się po knajpach, ale hodowla własnych warzyw i zaangażowanie w poprawę świata. Josh (Jesse Eisenberg) mieszka w komunie kolektywnie pracującej na ekologicznej farmie. Dena (Dakota Fanning) prowadzi inspirowane orientem spa, będące oazą odnowy biologicznej dla kobiet. Razem chodzą na pokazy filmów wspierających zrównoważony rozwój. Wszyscy w ich środowisku są zgodni – bezduszne korporacje doprowadzą świat do upadku. Postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce.



Wraz z weteranem Marines, Harmonem (Peter Sarsgaard), przygotowują atak na zaporę wodną w oregońskich górach. Wybuch elektrowni wodnej ma sprawić, by ludzie wreszcie się przebudzili, zaczęli oszczędzać prąd i zbliżyli się do natury. Brzmi absurdalnie? Nie dla bohaterów, którzy nie mają wątpliwości co do swoich racji. Film bardziej niż analizą ich motywów - przynajmniej do pewnego momentu - jest skrupulatną relacją z przebiegu zamachu, którego finał, zgodnie z tytułem, przybierze formę ostrożnych ruchów pod osłoną nocy.

Reichardt pokazuje, że terroryzm może zrodzić się z każdej, nawet najszlachetniejszej ideologii, a także, że łatwo jest pod wpływem strachu ze swoich ideałów zrezygnować. Relacje między trojgiem bohaterów coraz bardziej się komplikują, nie tylko zresztą wskutek lęku przed wymiarem sprawiedliwości. Powody mogą być też natury emocjonalnej. W zrozumieniu tego skomplikowanego trójkąta uczuciowego pomagają jednak tylko rzucane przez Reichardt poszlaki.

Całą recenzję Adama Kruka znajdziecie TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones