Relacja

WENECJA 2013: Przeczytajcie recenzję zwycięskiego filmu oraz wywiad z laureatem Złotego Lwa

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2013%3A+Przeczytajcie+recenzj%C4%99+zwyci%C4%99skiego+filmu+oraz+wywiad+z+laureatem+Z%C5%82otego+Lwa-98745
Festiwal w Wenecji dobiegł już końca, ale to nie koniec materiałów z nim związanych. Od wczoraj możecie oglądać nasz wywiad wideo z gwiazdą nowego filmu Patrice'a Leconte'a "A promise", Rebeccą Hall, a dziś zapraszamy do lektury krótkiego wywiadu z laureatem Złotego Lwa – Gianfranco Rosim – oraz do przeczytania recenzji jego filmu "Sacro GRA".



Twój film intryguje już ze względu na sam tytuł. Gdzie w "Sacro GRA" należy szukać sfery sacrum, co wydaje Ci się święte?

GRA to anagram Grande Raccordo Anulare, czyli nazwy rzymskiej obwodnicy. W połączeniu z wyrazem "sacro" całość brzmi jak "święty Graal". Świętość kojarzy mi się z tajemnicą miejsca, które portretuję. Moim celem była próba jej przeniknięcia.

Czy masz poczucie, że podczas pracy nad filmem udało Ci się znaleźć swojego Graala?

Nie. To przecież fałszywy mit!

"Sacro GRA" to film o peryferiach. Czy można jednak powiedzieć, że w pewnym sensie opowiada także o Rzymie?

Nie jestem rzymianinem i patrzę na to miasto z dystansem, ale mam wrażenie jest ono coraz bardziej niewidzialne, staje się własną karykaturą i próbuje sprostać wyobrażeniom rodem z przewodników. Być może więc prawdę o Rzymie można znaleźć dopiero z dala od zgiełku, na uboczu? Ciekawe, że mieszkańcy miasta trochę się GRA boją, czują się tam zagubieni. Traktują obwodnicę jako miejsce klaustrofobiczne, duszne, ograniczające ich wolność.

Pod tym względem "Sacro GRA" stanowi zaprzeczenie klasycznego filmu drogi, w którym zmiana otoczenia pozwala bohaterom na osiągnięcie dojrzałości i przeżycie przemiany.


Tak jest, postacie ukazane w moim filmie nie podążają do żadnego konkretnego miejsca, nie mają przed sobą wyraźnego celu. Każdą z nich łączy poczucie niedopasowania i obcości wobec otaczającego świata.



Ekscentryczność bohaterów wzbudza skojarzenia z filmami Felliniego. Czy jego kino pozostaje dla Ciebie inspiracją?

Och, Fellini jest nietykalny! Żaden współczesny reżyser nie ma szans, by zbliżyć się do jego poziomu. Niemniej, muszę przyznać, że i tak ukradłem mu fragment scenariusza. Pamiętasz scenę w "Rzymie", gdy narrator natchnionym głosem mówi "Grande Raccordo Anulare otacza miasto niczym pierścień Saturna"? Nie mogłem przecież nie wykorzystać czegoś takiego!

Gdy obserwowałem postacie z Twojego filmu, dźwięczało mi w głowie tylko jedno pytanie: skąd ich wszystkich wytrzasnąłeś?


Choć może wydawać się inaczej, proces doboru bohaterów był długi i przemyślany. Gdy zacząłem pracę nad filmem, przez rok kręciłem wyłącznie plenery i oswajałem się z przestrzenią. Przez ten czas rozglądałem się wokół w celu poszukiwania ludzi, których chciałbym pokazać na ekranie. No a potem w części z nich zacząłem się zakochiwać.

Czy wśród tej barwnej galerii postaci masz swoich ulubieńców?

Bez wątpienia fascynuje mnie książę mieszkający w pałacu zamienionym na hotel bed & breakfast. W trakcie pracy przeprowadziłem się tam na pół roku. Tuż obok ekipa filmowa kręciła foto-nowelę rodem z "Białego szejka". Podpatrywałem ich, a przy okazji utrzymywałem kontakt  z samym księciem, który nie rozstawał się z cygarem, nawet gdy wykonywał poranną gimnastykę. Książę, tak jak kilku innych bohaterów, uczestniczył zresztą w weneckiej premierze filmu. I wiesz co? Na scenę również wyszedł z cygarem. Wyglądał trochę jak Robert De Niro!



Gotowy film spodobał się jego bohaterom?

Byli zachwyceni sobą na dużym ekranie. Bardzo głośno się śmiali. Oczywiście mieli też pewne pretensje i wypowiadali uwagi w rodzaju: "Hej, Gianfranco, dlaczego w tej scenie wyglądam jak facet z mafii?", ale ogólnie bardzo ucieszyli się, że mogą wkroczyć na czerwony dywan i choć przez chwilę poczuć się jak gwiazdy.

Nad "Sacro GRA"pracowałeś przez trzy lata. Dlaczego realizacja filmów zajmuje Ci tak wiele czasu?


W pracy reżysera liczy się dla mnie poczucie przygody. Gdy zaczynam film, nigdy nie wiem, w którym momencie go skończę. Nie spieszę, kontempluję atmosferę opowieści, nasycam się nią. "Sacro GRA" nie jest bynajmniej rekordem, nad innymi filmami byłem w stanie pracować po pięć lat. Wyjątek stanowił dla mnie "Pokój 164. Spowiedź mordercy", dokument o seryjnym mordercy. Facet po prostu usiadł przed kamerą i rzucił: "Nie zadzieraj ze mną i skończ to gówno jak najszybciej". Po usłyszeniu czegoś takiego uwinąłem się w dwa dni.

Czy zamierzasz teraz wykorzystać sukces "Sacro GRA" i szybko wrócić na plan?

Wręcz przeciwnie. Chcę zrobić sobie przerwę i zająć się uczeniem, bo naprawdę to uwielbiam. Zwłaszcza warsztaty filmowe dla dzieciaków, które zawsze dają mi mnóstwo energii. Jest w tym pomyśle także aspekt pragmatyczny, bo uczenie pozwala mi na niezależność finansową. Z reguły podczas pracy na planie nie zarabiam ani grosza. "Sacro GRA" przyniosło dla mnie pewien przełom, bo to pierwszy film, przy którym w ogóle mogłem wyznaczyć sobie jakąś pensję.

Piotr Czerkawski


RECENZJA FILMU "SACRO GRA"

Święty pierścień

GRA to skrót od Grande Raccordo Anulare – obwodnicy Rzymu, tworzącej wokół miasta kilkupasmowy siedemdziesięciokilometrowy pierścień, na którym spotykają się wszystkie drogi wylotowe ze stolicy Włoch. Choć infrastruktura stanowi punkt wyjścia dla dokumentu Gianfranca Rosiego, to jednak nie ona jest w filmie najważniejsza. GRA staje się u Rosiego (który materiały do "Sacro GRA" kompletował przez trzy lata) symbolem Rzymu, jeśli nie całej Italii – miejscem, gdzie spotykają się autentyczni mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego i ich historie, których turysta nie usłyszy pod Fontanną di Trevi czy na Schodach Hiszpańskich. Jeden z bohaterów filmu, piemoncki arystokrata Paolo, mówi, że można stąd zobaczyć nawet kopułę San Pietro. Musimy uwierzyć na słowo, bo nam pozostaje kontemplacja mniej spektakularnego oblicza wiecznego miasta. Ale tylko z pozoru.

Wbrew tytułowi, "Święta GRA" to miejsce wcale nie wzniosłe – znajduje się tak blisko zwyczajnych spraw jak to tylko możliwe. Paradoksalnie, może to właśnie na tym polega jej świętość. Pozostający w ciągłym ruchu pierścień, który dzieli podmiejską przestrzeń, obserwujemy z góry, z boku i niejako od środka – jeździmy po nim w karetce z sanitariuszem, który jest swoistym strażnikiem obwodnicy, a także łącznikiem między światem żywych i umarłych (nie tylko ratuje ofiary na jezdni, ale i sprawuje opiekę nad chylącą się ku śmierci matką). Każdy z bohaterów, których ukazuje nam Rosi, posiadł jakąś prawdę o tym, zawieszonym w próżni, terenie, który nie jest ani miastem, ani wsią, tylko ciągiem niezwiązanej ze sobą zabudowy. Prostytutka wiele powiedzieć może o lokalnych mężczyznach, ekscentryczny naukowiec podsłuchujący rośliny – o naturze dźwięku, rybak ożeniony z Ukrainką – o węgorzach, a brodaty filozof, mieszkający w małym mieszkanku z córką – o wszystkim i o niczym.

Resztę recenzji Adama Kruka znajdziecie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones