do spółki z gniotem "requiem dla snu" i innymi produkcjami bajeranta aronofskiego... }) owszem można obejrzeć z piwem, chipsami i fajnym towarzystwem, ale tylko raz... })
szczerze współczuję tym którzy ten film uwielbiają... })
troska zupełnie niepotrzebna i z pewnością nieprawdziwa - nie, nie zmarnowałem czasu i energii na tę książkę... })
jakiś przykład ambitnego filmu wg ciebie?
Skąd wiesz, że przeczytanie książki byłoby zmarnowaniem czasu i energii, skoro jej nie czytałeś? Ocenianie czegoś, czego się nie zna jest oznaką ignorancji. Plus, na pewno by był z tego większy pożytek, niż smarowanie stronicowych wypracowań, którymi raczysz tu ludzi od około roku.
Podać przykład ambitnego filmu? Mógłbym kilka podać, ale wiedząc, jaka będzie Twoja odpowiedź powstrzymam się.
1) przeczytanie TEJ książki jest z całą pewnością stratą czasu i energii,
2) oceniam film nie książkę,
3) ignorancją jest uważanie tego filmu za arcydzieło (sic!) - zdaje się że NIE MASZ POJĘCIA ani o literaturze ani o kinematografii,
skąd wiesz, jaka będzie i czy w ogóle będzie jakakolwiek moja reakcja skoro nie ma z twej strony żadnej akcji (przykładu filmu)? itd, itp, etc..
1. Nie wiesz tego, bo jej nie czytałeś.
2. Oceniasz oba (stwierdzenie o stracie czasu jest oceną)
3. Być może FC nie jest arcydziełem (a być może jest), ale to kwestia subiektywna. Natomiast ocenianie czegoś, czego się nie zna jest ignorancją niezależnie od gustu.
Skąd wiem jaka będzie Twoja odpowiedź? Przeczytałem poprzednie Twoje posty i na ich podstawie jestem w stanie to wywnioskować.
nie trzeba jeść psich odchodów żeby wiedzieć że nie są ani dobre ani smaczne - nie jesteś w stanie uznać arcydzieła za arcydzieło nawet gdybyś się z nim zetknął - twoja lista "arcydzieł" dość reprezentatywnie określa twoją na ten temat świadomość - oszołomienie z powodu bodźców audiowizualnych to nie jest jeszcze żadna wartość - twoje wnioski nie mają żadnych podstaw poza subiektywnymi... })
To jeszcze wymień mi przynajmniej jedną różnicę między książką Palahniuka i filmem Finchera, żeby Twój wywód miał jakieś podstawy merytoryczne.
Tego, czy jestem w stanie coś uznać za arcydzieło czy też nie, również nie jesteś w stanie określić, bo nie masz ku temu żadnych solidnych przesłanek. Nie oceniam filmów na podstawie ich warstwy audiowizualnej. Moje wnioski nie mają podstaw innych niż subiektywne, podobnie jak Twoje i każdej innej osoby, wszyscy kierują się subiektywnymi pobudkami.
książka to łajno bandoga, film to łajno buldoga - obie pozycje traktują o psim łajnie; widziałeś kiedyś ekranizację "Krzyżaków" jako sensacyjne mordobicie z wyścigami samochodowymi, ostrym seksem i narkotykami w tle? nie??? oczywiście że nie, bo ekranizacja/adaptacja (można wyłuszczyć pewne aspekty i punkty widzenia ale obie traktują o tym samym);
twoje "arcydzieła" to szeroko rozumiane filmy akcji z przedziału max. kilku-kilkunastu lat wstecz - trudno o większą ignorancję a ta wynika z braku doświadczenia/edukacji filmowej - oby wszystko co najlepsze było dopiero przed tobą;
subiektywną wreszcie jest twoja opinia o tym że wszyscy kierują się subiektywizmem - ty i twoje środowisko/otoczenie to jeszcze nie cały świat i nie cały czas na tym świecie - obyś i to dostrzegł jak najszybciej... })
Zatem mam rozumieć, że Ty sugerujesz się obiektywnymi przesłankami? Wybacz, ale to "lekka" megalomania z Twojej strony.
Szeroko rozumiane filmy akcji? Spośród pięciu filmów, które mają u mnie maksymalną notę na FW "American Beauty" i "Her" na pewno najbardziej podchodzą pod kategorię filmów akcji ;).
Ale najbardziej w Twojej zajadłej krytyce Fight Clubu (przeczytaj kiedyś książkę, jest parę istotnych różnic między nią i filmem, chociażby w zakończeniu i w formie przedstawiania myśli narratora) bawi mnie fakt, że sam idealnie wpisujesz się w profil głównego bohatera, który neguje tzw. mainstream, odrzuca poglądy przyjmowane przez większość "szarej masy" stawiając na piedestale wartości zapomniane i niedoceniane przez współczesne społeczeństwo, a właśnie siebie samego widzi jako osobę obdarzoną wyższym stopniem świadomości otaczającego go świata. FC to autoironiczne dzieło, bowiem kpi też z ludzi, którzy również zachłystują się tą wiedzą objawioną, w myśl zasady "Nie jesteś wyjątkowy. Nie jesteś pięknym czy unikalnym płatkiem śniegu.
Jesteś taką samą gnijąca materią organiczną jak wszystko inne. Jesteś rozśpiewaną, roztańczoną szumowiną świata".
Dlatego 'trochę' dziwi mnie Twoja wręcz zapiekła pogarda dla tego filmu i jego przekazu, bo w jednym z postów sam skrytykowałeś inną osobę za to, że nie wie co złego jest w nihilizmie i mizantropii, mimo, że sam zioniesz całkiem niezłą mizantropią w większości swoich postów.
Wersja TL;DR - sam jesteś Tylerem Durdenem, którego tak nienawidzisz.
A co do ambitnego filmu, jak dla mnie "To nie jest kraj dla starych ludzi" jest całkiem dobrym przykładem w tej kwestii.
PS Obvious troll is obvious ;D
Aloha o/
cierpisz ma typowe współczesne pojęciowe pomieszanie z poplątaniem, to efekt zatrucia postkulturą i uważanie jej za kulturę - w świetle tej przypadłości twoje wypowiedzi są spójne i logiczne...
"to nie jest kraj dla starych ludzi" jest faktycznie nieco lepszy, ale to jest to samo koryto tej samej rzeki w innym miejscu jej biegu - straszy formalnie małe dzieci mrokiem w celu wywołania określonej, fałszywej reakcji odwagi na fałszywe przekonanie o powszechności określonych standardów a potem ucieka udając że nie daje sobie z nim rady, pozostawiając uwikłanego widza w dialektycznej pułapce "uzasadnionego" wyboru - krótko mówiąc akcja na "łapaj złodzieja", uzurpatora nie tylko gatunkowego ale i mentalnego... })
jeśli nie chcesz żeby ktoś nazwał cię chamem ty nie nazywaj kogoś trolem - ... })
Tak czytam i czytam te komentarze i muszę powiedzieć, że są tak poważne, że aż śmieszne. Kulturalna dyskusja gdzie kontr dyskutant może bez problemu dostrzec w każdej odpowiedzi "Pan jest idiotą".
Po za tym Orinow zdaje się być nonkonformistą i hipsterem.
@Orinow; Jeżeli mogę to chciałbym spytać, czy podobał Ci się kiedyś film popularny, ogólnie uznany za dobry. Z tego co widzę, gustujesz w filmach niszowych. Jestem tylko ciekaw, czy jeżeli byłyby popularne to również tak chętnie byś je oglądał.
ani wartość filmu nie gwarantuje jego popularności - co smutne, ani popularność filmu nie gwarantuje jego wartości - co powszechne, choć wiele filmów jest równocześnie dobrych i popularnych; popularność filmu nie jest dla mnie kryterium ważnym, kieruję się innym kryterium wyboru... })
PS
gustuję w filmach wartościowych, nie jestem hipsterem a mojej postawy nie można definiować w kategoriach konformizmu/nonkonformizmu... })
Nawiązując do dyskuzji z początku tego wątku. Ten film nie gloryfikuje żadnej postawy, ani konformistycznej, ani nihilistycznej, pokazuje obie ze wszystkimi ich wadami i zaletami, sugerując, że prawda leży gdzieś pośrodku. Co prawda postawa konsumpcyjnego konformizmu była w nim bardziej piętnowana niż nihilizm, ale, że trafiło to w mój światopogląd, to Fight Club to jeden z moich ulubionych filmów. Ale pomijając samą warstwę przesłania, film jest bardzo dobrze wyreżyserowany i zmontowany, więc gdyby nie moje osobiste preferencje, tak czy owak dałbym 'temu filmu' 8/10.
przypomniało mi się, że w sumie trudno o lepszą odpowiedz niz ta recenzja btw. ktos je w ogole czyta?
http://www.filmweb.pl/reviews/If+you+died+now%2C+how+would+you+feel+about+your+l ife-1363
przekonuje, albo nie.
Jeśli nie, lub nie skłoni do przemyśleń, cokolwiek - nie zrozumiem.
ja i inni pisali już o tym we wcześniejszych postach - napalony recenzent wpisuje się dokładnie w tamte diagnozy - nic w tym dziwnego, bo tego typu kinematografia jest adresowana do tego typu typów - co również zostało powiedziane... })
Też tak uważam. Ten film to ledwo 6. jest po prostu chwilami cienki i bezsensowny z marna fabułą. Po 30 minutach oglądania człwowiek ma ochotę wyłaczyc telewizor.
tym właśnie charakterystycznym smakiem cienkusza przy jednoczesnej histerii uwielbienia mas, zdradza swoją produkcyjniacką naturę ... })
Marne prowo, a tak poza tym Pitt w tym czerwonym płaszczu przypomina mi Dantego z Devil May Cry ^^
Aż 5-stronna dyskusja, jestem pod wrażeniem. Szmirą filmu bym nie nazwał, a już na pewno nie samym kinem rozrywkowym. Powtórzę to, co zwykle- film porusza wiele tematów- zbędne samodoskonalenie się, konsumpcjonizm i tak dalej, ogółem jest przeciw tradycyjnemu stylu bycia- za biurkiem, w ciasno zawiązanym krawacie. Pomijając to, Fight Club ma genialny, mroczny klimat, prawie że już niespotykany IMHO i do tego poruszające zakończenie, a w kinie rzadko "miłosne" zakończenia mnie ruszają, ba- nawet rzygam nimi, no ale to tylko moje zdanie.