"The Yes Men" czyli jak dobrze się bawić na 20. WMFF

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/%22The+Yes+Men%22+czyli+jak+dobrze+si%C4%99+bawi%C4%87+na+20.+WMFF-18740
Wtorkowe projekcje na 20. Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym rozpoczęłam od biorącego udział w konkursie "Nowe Filmy, Nowi Reżyserzy" francuskiego obrazu "Taryfa ulgowa". To debiut reżyserski młodej aktorki Isild Le Besco, która w oryginalny sposób opowiedziała historię trójki dzieci pozbawionych opieki dorosłych i pozostawionych na pastwę własnego losu. 63-minutowy obraz skupia się na relacjach rodzeństwa (2 dziewczynek i chłopca w wieku od 7 do 9 lat), opisuje ich codzienne zmagania, zabawy, kłótnie. Widz jest świadkiem ich walki o przetrwanie, kamera towarzyszy im w wyżebrywaniu jedzenia z okolicznych barów, sklepowym kradzieżom, wspólnym kłamstwom opowiadanym dorosłym, którzy próbują wniknąć do ich zamkniętego świata. Ciekawy obraz kochających się dzieci, które zrobią wszystko by tylko pozostać razem.

"Kiedy dorosnę, zostanę kangurem" to z kolei zabawna historia młodych ludzi, którzy borykają się z codziennością belgradzkiego blokowiska. Nie mając pomysłu na życie spędzają dni na piciu piwa, paleniu trawy i marnowaniu czasu. Nawet gdy próbują coś zmienić, zabierają się do tego ze słomianym zapałem, Jednak mimo niepowodzeń nie tracą sympatii dla otaczającego ich świata. To kolejny po "Munje!" film Radivoje Andrica, który obrazuje życie wkraczających w dorosłe życie mieszkańców byłej Jugosławii.

Na koniec przyszła pora na mojego faworyta tegorocznego Festiwalu - "The Yes Men". To dokumentalna opowieść o grupie ludzi, którzy poprzez Internet i występy na ważnych światowych konferencjach parodiują Światową Organizację Handlu (WTO). Widz podąża śladami mężczyzn, planujących odważną akcję sabotażową i przygląda się niektórym spośród najważniejszych przeprowadzonych przez nich akcji. Niezwykłe pomysły, oszałamiająca skala, na którą działają bohaterowie, ich inteligencja i poczucie humoru sprawiają, że film ogląda się z ogromną przyjemnością. Swoją postawą Yes Meni udowadniają, że znajdzie się sposób na zrealizowanie każdej, nawet najbardziej szalonej idei.

Wiele obiecywałem sobie po japońskiej komedii "Pechowy bohater", która na festiwalu pokazywana jest w cyklu "Odkrycia". Film zapowiadany jako zwariowana komedia z członkami popularnej w Japonii grupy V6 okazał się nieco nudnawą - choć nie pozbawioną humoru - opowieścią, która spodobać się może tylko największym miłośnikom azjatyckiej kinematografii.
"Pechowy bohater" rozpoczyna się na nielegalnych zawodach kick boxingu podczas, których jeden z bohaterów opowieści niechcący pokonuje mistrza tajskiego boksu. Sęk w tym, że walka była ustawiona a na rozłożonego na łopatki "fightera" pokaźną sumkę postawił miejscowy yakuza. Tytułowy przypadkowy bohater wraz z kolegą musi salwować się ucieczką.
Chwilę później cofamy się znowu do początku i obserwujemy feralną walkę z perspektywy innych bohaterów, którzy również muszą niebawem uciekać z miejsca pojedynku. W sumie śledzić będziemy losy trzech par bohaterów, którzy w finale w dość nagły sposób się ze sobą spotkają.

Mamy w "Pechowym bohaterze" dużo pościgów samochodowych, kilka niezłych gagów, ale po jakimś czasie film zaczyna niestety nudzić. warto obejrzeć, bowiem "Pechowy bohater" to przykład kina japońskiego realizowanego z myślą o rodzimej widowni, a nie publiczności międzynarodowej.


Do gustu przypadł mi natomiast amerykański "Dmuchawiec" Marka Milarda,,Mark Milard, któremu bliżej do produkcji europejskich niż Hollywood. Bohaterem filmu jest nastolatek mieszkający w niewielkim miasteczku, gdzieś w Stanach. Wiecznie skłóceni rodzice prawie ze sobą nie rozmawiają, a on sam spędza większość czasu na spacerach po okolicy. Pewnego dnia poznaje młodą dziewczynę Danny, w której się zakochuje. Jednak sielanka nie trwa długo. Tragiczny wypadek spowodowany przez ojca Masona będzie miał tragiczne konsekwencje...

Musze przyznać, że "Dmuchawiec" wciągnął mnie od pierwszej minuty projekcji. Co prawda akcja filmu rozwija się bardzo powoli a i później nie mam jej zbyt wiele, ale obraz Milarda,,Mark Milard nadrabia te braki wspaniałym klimatem. Przez większą część czasu zalane słońcem miasteczko, w którym rozgrywa się opowieść, ze swoimi niekiedy nierealnymi bohaterami, wydaje się istnieć na granicy jawy i rzeczywistości. Wrażenie to potęguje jeszcze piękna muzyka autorstwa Roba Williamsona.

Piękny, poetycki film, który na długo zostaje w pamięci. Polecam.
(mk)


Czytaj również:
Ogólne informacje o Festiwalu
Filmy konkursowe
Nowe filmy nowych reżyserów poza konkursem
Panorama Niemiecka
Nowe filmy polskie na 20. WMFF
Cykl "Mistrzowskie Dotknięcie"
Odkrycia - kolejny cykl filmów 20. WMFF
Relacja z rozpoczęcia
Weekend na Festiwalu
Relacja z poniedziałku