Gwiazdy rządzą Hollywood. Podczas gdy w Polsce budżet przeciętnego, profesjonalnego filmu wynosi 1 mln dolarów, w Europie: 3-5 mln, w Hollywood gwiazda dostaje za rolę 25 mln.
Sześć lat temu po raz pierwszy aktor - Jim Carrey - dostał 20 mln za rolę. Potem do elitarnego klubu dwudziestomilionowców dołączyli inni: Arnold Schwarzenegger, Tom Hanks, Mel Gibson, Bruce Willis, Harrison Ford, Tom Cruise, a także mniej popularni w Europie, ale bardzo znani w Stanach Adam Sandler i Mike Myers. Niedawno wśród potentatów pojawiła się pierwsza kobieta - Julia Roberts. Wydawało się, że wyższych gwiazdorskich apanaży kino nie zniesie.
Teraz, po sześciu latach, gaże znów ruszyły w górę. Ci, co dotąd dostawali za film 20 mln, przeszli o oczko wyżej - na 25 mln. dol. A kontrakty na 20 mln podpisują następni: Nicolas Cage, Robert De Niro, Cameron Diaz, Leonardo DiCaprio, Tommy Lee Jones, Martin Lawrence, Eddie Murphy, Jack Nicholson, Will Smith, John Travolta, Chris Tucker. Po ostatnich Oscarach dołączył do tej grupy Denzel Washington.
Gaże za role to dopiero początek aktorskich apanaży. Gwiazdy mają udział w zyskach ze sprzedaży biletów i gadżetów. Tom Cruise dzięki dobrze podpisanemu kontraktowi z "Mission Impossible 2" wyciągnął 70 mln dolarów. Coraz powszechniejsze jest też partycypowanie gwiazd w zyskach z rozpowszechniania filmu na wideo i DVD. Zwykle z każdego tak zarobionego dolara 80 centów bierze studio, resztę - aktorzy do podziału. Najlepsi mogą sobie zapewnić nawet 30 proc. wpływów z tych nośników.
Studia godzą się na tę spiralę kosztów, ponieważ gwiazdy przyciągają widzów. Opowiadana historia liczy się dzisiaj mniej niż udział gwiazdy. Tłok na ekranach jest tak duży, że gros zysków filmy wypracowują podczas pierwszego tygodnia wyświetlania.
Niebagatelną rolę w umacnianiu pozycji gwiazd ma polityka studiów, które w ostatnich latach stawiają głównie na sequele - kolejne części sprawdzonych już przebojów. Tych filmów nie byłoby bez ich bohaterów.
Gwiazdy rosną w siłę także dlatego, że przestają być tylko wykonawcami. Dysponując ogromnymi pieniędzmi, zakładają firmy producenckie, kupują prawa do powieści, rozwijają projekty, czasem same piszą scenariusze, a coraz częściej także reżyserują.
Ze swoich olbrzymich stawek gwiazdy rezygnują tylko wówczas, gdy chcą zagrać w tańszej, niezależnej produkcji, reżyserowanej przez artystę przez nich cenionego. Ale nigdy nie godzą się na ustępstwa płacowe w wielkich hitach.
Mówiąc o niebotycznych honorariach trzeba jednak pamiętać, że amerykański Związek Aktorów Filmowych liczy 98 tys. członków. Milionerów jest wśród nich kilkudziesięciu. Dochody ponad 100 tys. dolarów rocznie osiąga niecałe 2 tysiące osób. Inni borykają się z bezrobociem, pracują za najniższe stawki i dorabiają kelnerowaniem w barach, czekając na spełnienie marzeń.
Sześć lat temu po raz pierwszy aktor - Jim Carrey - dostał 20 mln za rolę. Potem do elitarnego klubu dwudziestomilionowców dołączyli inni: Arnold Schwarzenegger, Tom Hanks, Mel Gibson, Bruce Willis, Harrison Ford, Tom Cruise, a także mniej popularni w Europie, ale bardzo znani w Stanach Adam Sandler i Mike Myers. Niedawno wśród potentatów pojawiła się pierwsza kobieta - Julia Roberts. Wydawało się, że wyższych gwiazdorskich apanaży kino nie zniesie.
Teraz, po sześciu latach, gaże znów ruszyły w górę. Ci, co dotąd dostawali za film 20 mln, przeszli o oczko wyżej - na 25 mln. dol. A kontrakty na 20 mln podpisują następni: Nicolas Cage, Robert De Niro, Cameron Diaz, Leonardo DiCaprio, Tommy Lee Jones, Martin Lawrence, Eddie Murphy, Jack Nicholson, Will Smith, John Travolta, Chris Tucker. Po ostatnich Oscarach dołączył do tej grupy Denzel Washington.
Gaże za role to dopiero początek aktorskich apanaży. Gwiazdy mają udział w zyskach ze sprzedaży biletów i gadżetów. Tom Cruise dzięki dobrze podpisanemu kontraktowi z "Mission Impossible 2" wyciągnął 70 mln dolarów. Coraz powszechniejsze jest też partycypowanie gwiazd w zyskach z rozpowszechniania filmu na wideo i DVD. Zwykle z każdego tak zarobionego dolara 80 centów bierze studio, resztę - aktorzy do podziału. Najlepsi mogą sobie zapewnić nawet 30 proc. wpływów z tych nośników.
Studia godzą się na tę spiralę kosztów, ponieważ gwiazdy przyciągają widzów. Opowiadana historia liczy się dzisiaj mniej niż udział gwiazdy. Tłok na ekranach jest tak duży, że gros zysków filmy wypracowują podczas pierwszego tygodnia wyświetlania.
Niebagatelną rolę w umacnianiu pozycji gwiazd ma polityka studiów, które w ostatnich latach stawiają głównie na sequele - kolejne części sprawdzonych już przebojów. Tych filmów nie byłoby bez ich bohaterów.
Gwiazdy rosną w siłę także dlatego, że przestają być tylko wykonawcami. Dysponując ogromnymi pieniędzmi, zakładają firmy producenckie, kupują prawa do powieści, rozwijają projekty, czasem same piszą scenariusze, a coraz częściej także reżyserują.
Ze swoich olbrzymich stawek gwiazdy rezygnują tylko wówczas, gdy chcą zagrać w tańszej, niezależnej produkcji, reżyserowanej przez artystę przez nich cenionego. Ale nigdy nie godzą się na ustępstwa płacowe w wielkich hitach.
Mówiąc o niebotycznych honorariach trzeba jednak pamiętać, że amerykański Związek Aktorów Filmowych liczy 98 tys. członków. Milionerów jest wśród nich kilkudziesięciu. Dochody ponad 100 tys. dolarów rocznie osiąga niecałe 2 tysiące osób. Inni borykają się z bezrobociem, pracują za najniższe stawki i dorabiają kelnerowaniem w barach, czekając na spełnienie marzeń.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
