Po
"Star Trek: Nemesis" wszystkim wydawało się, że seria w kinie zmarła śmiercią naturalną. Wkrótce potem serialowy
"Star Trek: Enterprise" pogrzebał nadzieje fanów na solidną produkcję telewizyjną i po czterech sezonach również zniknął z eteru.
I oto pojawił się
J.J. Abrams. Do obsady zaangażował mało znanych aktorów, porzucił dotychczasową estetykę i linię czasową narracji i... wszystko wskazuje na to, że osiągną sukces.
"Star Trek" w ciągu 29 godzin wyświetlania zarobił ponad 32 miliony dolarów: 7 mln na wieczornych pokazach w czwartek i 25 mln w piątek.
Wszystko wskazuje zatem na to, że obraz zarobi co najmniej 65 milionów dolarów, a część analityków przewiduje nawet znacznie wyższe otwarcie na poziomie 72-75 milionów dolarów. Dla Paramountu kluczowa jest granica 50 milionów. Jeśli obraz zarobi więcej w pierwszy weekend, oznacza to, że
Abramsowi udało się do kin przyciągnąć nie tylko zdeklarowanych fanów Star Treka, ale też młodą widownię, która o serii nie ma pojęcia.
Tymczasem hit ubiegłego tygodnia
"X-Men Geneza: Wolverine" ostro pikuje w dół. Piątkowe wpływy to między 8 a 9 milionów dolarów. Oznacza to, że w cały weekend film nie zarobi więcej niż 30 milionów dolarów (spadek o ok. 65%). Mimo to Fox może się cieszyć, film na całym świecie zarobił już 200 milionów dolarów.