Kup pan puyo

Developerzy grzecznie mnie ostrzegli, ale nie posłuchałem i dostałem lanie. A przecież już sam tytuł mówi, że gra jest dla tych, którzy zęby zjedli na układaniu kolorowych, galaretowatych mordek
"Puyo Puyo Champions" - recenzja
Developerzy grzecznie mnie ostrzegli, ale nie posłuchałem i dostałem lanie. A przecież już sam tytuł mówi, że gra jest dla tych, którzy zęby zjedli na układaniu kolorowych, galaretowatych mordek jedna na drugiej. Rzecz jasna przesadzam na potrzeby recenzji, lecz fakt faktem, że choć zasady okazują się ostatecznie proste jak konstrukcja pada, to jednak gracz niezaznajomiony z poprzednimi odsłonami serii zostanie rzucony na głębokie wody. Ba, brak tu nawet samouczka i nie da rady przeszkolić się podczas trybu jednoosobowego, bo z fabuły, choćby pretekstowej i szczątkowej, zrezygnowano i trzeba od razu rozgrywać pojedyncze mecze. Można przez sieć, z żywymi przeciwnikami, można ze swoim Switchem, ale tak czy siak rywalizacja jest solą tej gry.



Brak jakiekolwiek trybu fabularnego nie pozwolił mi oswoić się z "Puyo Puyo Champions" od tak zwanego kopa, szczególnie że nie jestem zaznajomiony z poprzednimi odsłonami tej ciągnącej się już od lat serii. Poza tym skonstruowano mnie tak, że jednak potrzebuję chociaż paru nakreślonych na kolanie zdań odpowiadających na pytania co?, kto?, dlaczego?, ale to tylko i wyłącznie moje wynikające z fiksacji czepialstwo, dlatego porzucę ten temat czym prędzej. A podobnie jak ja niewtajemniczonym podpowiem, że omawiany tytuł to nic innego jak wariacja na temat nieśmiertelnego "Tetrisa" (swoją drogą: polecam wydany niedawno przez Marginesy komiks autorstwa Boxa Browna omawiający kulisy powstania owego klasyka), czyli mamy ramkę, gdzie spadają z góry różnokolorowe gluty i gdy ułożymy sąsiadująco minimum cztery, zdobywamy punkty i czyścimy sobie miejsce na kolejne. Czyli esencją gry jest odpowiednie planowanie, lecz sprawę komplikuje, oczywiście, przeciwnik, bo im lepiej sobie radzi, tym bardziej nam bruździ. Ale możemy odwdzięczyć mu się tym samym. Bo przy dobrej passie generujemy śmieciowe, szare kulki, które blokują kolorowe galaretki konkurenta, uniemożliwiając mu dołożenie kolejnych mordek tam, gdzie chciał. Partia dobiega końca, kiedy któryś z nas dobije do górnej granicy ramki.



Czyli zasady są proste i intuicyjne, ale "Puyo Puyo Champions" dla urozmaicenia oferuje dwa tryby gry. Opisany powyżej to podstawowy, czy też, posługując się fachowym terminem, Puyo Puyo 2, lecz jest jeszcze Puyo Puyo Fever. Tam dodatkowo ładujemy specjalny pasek, którego napakowanie pozwala na dynamiczne, taśmowe kasowanie kolejnych kropelek (wybaczcie, proszę, moją inwencję, ale nie mam pojęcia, co przedstawiają owe kulki. Ach, gdyby był tu tryb fabularny i mi to wyjaśnił...) z ramki i, tym samym, zdobycie przewagi nad przeciwnikiem. Tyle że, jeśli nie mamy z kim grać, a przyjaciół z internetu nie uważamy za odpowiednie dla nas towarzystwo, wszystko to nie wystarczy na długo, bo choć Switch jest dobrym kompanem, nie zastąpi żywego człowieka.



Niektóre opcje są tu jedynie pozorne, chociażby wybór postaci, jaką gramy, który tak naprawdę nie ma znaczenia (choć w trybie Fever podkreślone są ich pewne umiejętności), a ciągłe rozgrywanie pojedynczych meczy może się szybko znudzić. Szkoda, że nie pomyślano o jakimś systemie bardziej skomplikowanych wyzwań albo misji. Albo, po prostu, nie dorzucono trybu fabularnego...
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones