Recenzja filmu

Otwarte serce (2012)
Marion Laine
Édgar Ramírez
Juliette Binoche

Nałogowa miłość

Oglądając ostatnie kilkanaście minut "Otwartego serca", ma się wrażenie, jakby do scenariusza dorwała się zupełnie inna osoba i przepisała film pod dyktando naiwnego romantyzmu.
W ramach pokazów specjalnych 28. Warszawskiego Festiwalu Filmowego zaprezentowany został film "Otwarte serce" Marion Laine. W głównych rolach wystąpiły gwiazdy międzynarodowego kina Juliette Binoche i Édgar Ramírez. Można więc było spodziewać się obrazu co najmniej na przyzwoitym poziomie. Nadzieje te zostały spełnione tylko częściowo.

Nie zawodzą aktorzy. Binoche i Ramírez grają małżeństwo chirurgów, Milę i Javiera. Są nierozłączni w pracy i w domu. Spina ich intensywna więź. Kiedy kochają się, to bezgranicznie, kiedy kłócą, to na całego. Jednak ich związek właśnie znalazł się na rozdrożu. Javier ma bowiem oprócz żony jeszcze jedną słabość – alkohol. Mila ignoruje problem, wierząc, że nic nie zakłóci harmonii. Kiedy jednak Javier traci pracę, wszystko zaczyna się psuć. Ratunkiem może być ciąża. Mila chciałaby usunąć dziecko, ale dla męża gotowa jest się poświęcić. Ciąża zamiast ich zbliżyć, tylko uwidacznia chorobliwość relacji, wprowadzając dodatkowe napięcia. Bohaterowie znajdują się więc między młotem i kowadłem: nie mogą bez siebie żyć, ale kiedy są razem, zadają sobie już tylko ból.

Binoche i Ramírez grają na granicy histerii. Ich kreacje są pełne pasji, ekspresji, dramatyzmu. Póki film trzyma konwencję surowej wiwisekcji związku, póty ich wyczyny na ekranie ogląda się znakomicie. Jednak reżyserka ma zupełnie inny pomysł na film. Sterylność narracji jest blagą. Szpitalna scenografia okazuje się zaś aż nazbyt oczywistą metaforą. Marion Laine dokonuje z premedytacją operacji na otwartym sercu fabuły i w finale zaskakuje gwałtownym zwrotem ku onirycznej przypowieści o miłości ponad wszystko. Ta niespodziewana zmiana konwencji nie wydaje się odpowiednio uzasadniona, więc uderza widza niczym końska dawka anestetyków.

Oglądając ostatnie kilkanaście minut "Otwartego serca", ma się wrażenie, jakby do scenariusza dorwała się zupełnie inna osoba i przepisała film pod dyktando naiwnego romantyzmu. Obraz jest bowiem historią zbawienia przez poświęcenie. Jednak idylliczna sceneria, nawet jeśli okazałaby się tylko iluzją, jest próbą ucieczki od podstawowego aksjomatu poświęcenia, którym jest konieczność ofiary. Paradoks sytuacji polega zaś na tym, że zamiast uczynić film bardziej romantycznym, reżyserka zdemaskowała miłość jako uczucie samolubne i autodestrukcyjne. Morał "Otwartego serca" jest więc gorzki: należy zrobić wszystko, by nie odnaleźć drugiej połówki. A chyba nie o to tu miało chodzić.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones