Recenzja filmu

Jedz, módl się, kochaj (2010)
Ryan Murphy
Julia Roberts
Javier Bardem

Piramida Maslowa

Całość może razić naiwnością, jednak w tym przypadku naiwność nie jest wcale niczym złym. Baśń musi być przyjemna w oglądaniu i musi krzepić, a te dwa warunki obraz Murphy'ego spełnia.
Na wstępie powinienem zaznaczyć, że książki Elizabeth Gilbert nie czytałem. Znam ją tylko ze słyszenia. Wiem, że wszędzie, gdzie była wydana, stawała się bestsellerem, a wiele kobiet traktuje ją niemal jak Biblię. Sama Gilbert twierdzi, że popularność jej książki wynika z faktu, iż werbalizuje problemy i potrzeby czytelniczek oraz pomaga im odnaleźć odpowiedzi na nurtujące je pytania. Czy film ma podobną moc? Wątpię. Ryan Murphy nakręcił obraz bez ambicji zmieniania świata. Kinowe "Jedz, módl się, kochaj" to przyjemny filmik, chwilami wzruszający, chwilami zabawny, z sympatycznymi bohaterami i gwiazdami w obsadzie. Słowem: ekskluzywna rozrywka na każdą kieszeń.

Julia Roberts gra tu Liz Gilbert, kobietę mającą niezłą pracę, dzięki której dużo podróżuje, przystojnego i kochającego męża i życie, które z niewiadomych przyczyn uwiera ją. Stopniowo dochodzi do wniosku, że małżeństwo nie było dobrym pomysłem, a rozwód jest bolesny, gdyż złamała mężowi serce. Kolejny związek, z utalentowanym młodym aktorem również prowadzi w ślepy zaułek. Sfrustrowana Liz postanawia zaryzykować, rzucić wszystko i wyruszyć w roczną podróż, by odnaleźć siebie. Przystanki zaplanowała we Włoszech, Indiach i na Bali.

"Jedz, módl się, kochaj" ogląda się jak baśń terapeutyczną. Chwilami trudno uwierzyć, że to, co widzimy na ekranie, wydarzyło się naprawdę. Na każdym etapie podróży bohaterkę spotyka życzliwość, przyjaźń dobrych ludzi, piękno i harmonia. Jest to tak odległe od tego, co widzimy na co dzień, czy to w wiadomościach, czy na własne oczy, że wierzy się w to tak samo jak w opowieści o jednorożcach i świętym Mikołaju. To wyjaśnia, skąd wziąłem określenie "baśń". A "terapeutyczna"? To proste: "Jedz, módl się, kochaj" jest niczym więcej jak filmowym przedstawieniem piramidy potrzeb Abrahama Maslowa. "Jedz" symbolizuje potrzeby fizjologiczne, aczkolwiek tu rozumiane są nieco szerzej niż po prostu konieczność dostarczenia niezbędnych do życia składników. "Módl się" symbolizuje potrzebę bezpieczeństwa, zaś "kochaj" potrzebę miłości.

Całość może razić naiwnością, jednak w tym przypadku naiwność nie jest wcale niczym złym. Baśń musi być przyjemna w oglądaniu i musi krzepić, a te dwa warunki obraz Murphy'ego spełnia. Z trzech epizodów najlepiej prezentuje się pierwszy, choć Włosi ponoć patrzyli nań krzywo. Przedstawiona w nim na poły mityczna Italia z jej pełnymi ekspresji i dobrego serca mieszkańcami przynosi rozkosz, która równać się może tylko spożywaniu pizzy w Neapolu. W epizodzie indyjskim uwagę zwraca przede wszystkim Richard Jenkins jako człowiek prześladowany przez demony z przeszłości. Wątek na Bali z kolei zaskakuje sentymentalnym Javierem Bardemem i ckliwym portretem ojcostwa. To w zupełności wystarcza, by wyjść z kina usatysfakcjonowanym.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Jedz, módl się, kochaj" jest chyba jedną z najlepszych decyzji inwestycyjnych, o jakich słyszałem.... czytaj więcej
"Jeżeli chcesz umknąć przed tym, co cię gnębi, trzeba ci być innym, nie gdzie indziej." - mówi stara... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones