Recenzja filmu

Włatcy móch. Ćmoki, Czopki i Mondzioły (2009)
Bartosz Kędzierski
Krzysztof Kulesza
Bartosz Kędzierski

Skrzydełko czy muszka?

Kinowa wersja kultowego serialu przynosi dokładnie to, czego można się spodziewać. Nieprzekonanych nie zachwyci, a uczucia reszty do tej kultowej produkcji tylko się pogłębią. Mimo to, a może
Kinowa wersja kultowego serialu przynosi dokładnie to, czego można się spodziewać. Nieprzekonanych nie zachwyci, a uczucia reszty do tej kultowej produkcji tylko się pogłębią. Mimo to, a może raczej - dlatego  "Włatcy Móch" wydają się skazani na sukces. Serial opowiada perypetie czterech drugoklasistów o miłych dla ucha gangsterskich ksywach: Maślana, Anusiak, Konieczko i Czesio. Chłopcy spędzają czas na miganiu się od szkoły, uciekaniu przed straszną i kostyczną nauczycielką Frał, włóczeniu się i odwiedzaniu pobliskiego cmentarza, którego zombiak Czesio jest mieszkańcem. Zresztą i tak jest tam więcej życia niż w domach naszych bohaterów. Dorośli bowiem (poza wspomnianą Frał oraz pewną tęgą higienistką) w zasadzie tu nie występują. Są w sensie ścisłym poza kadrem (jak w starych kreskówkach Disneya widzimy tylko nogi rodziców), bo w założeniu "Włatcy..." to opowieść o świecie widzianym oczami ośmiolatków, co dla obecnych trzydziestolatków staje się szansą na podróż do krainy dzieciństwa w celu przypomnienia, że podstawówka to nie był żaden tam okres niewinności, a małolaty potrafią być nie mniej brutalne niż dorośli. I to właśnie do tych ostatnich adresowany był serial, pełen niewybrednych dowcipów, mocnego języka i momentami mocno abstrakcyjnych skojarzeń. Choć twórcy uciekają od analogii z amerykańskim "South Parkiem",  to skojarzenia nasuwają się automatycznie (podobni bohaterowie, fabuła, programowa "niepoprawność" polityczna). Wersja kinowa nie zaskakuje, ale i nie rozczarowuje, ale raczej też nie zmieni układu sił między przeciwnikami a fanami wrocławskich twórców. Film ma wszystkie "wady zalet" serialu, jednocześnie stanowi przystępne i nienużące wprowadzenie dla niewtajemniczonych. Kędzierskiemu udała się sztuka rzadka (ostatnio wyłożyli się na tym chociażby twórcy "Hi Way"), z krótkich telewizyjnych humoresek ulepił całkiem zgrabną fabułę. Zachowując klimat serii, pożenił go z wymogami filmu kinowego. We "Włatcach Móch" czwórka bohaterów zostaje skonfrontowana z wizją własnej przyszłości, która delikatnie rzecz biorąc nie wygląda zachęcająco, a mówiąc językiem bohaterów - po prostu "sztyni zgnitą skarpetą". Chłopaki postanawiają więc za wszelką cenę nie dorosnąć, co się oczywiście okaże trochę trudniejsze, niż myśleli. Jak pisałem, zaskoczeń nie będzie, humor "Włatców..." oparty jest głównie na językowej inwencji twórców, absurdalnych pomysłach (żywe pluszaki jadące do Chin) oraz złośliwym komentarzu polskich realiów. Właśnie ten lokalny kontekst jest tu najciekawszy, przaśność serialu dobrze koresponduje z syfiastością naszej "bolandzkiej" rzeczywistości.   I choć trudno uciec od wrażenia, że Kędzierski & co chcą być kimś w rodzaju koncesjonowanych anarchistów (chcą być niegrzeczni i niepoprawni, ale w akceptowalnych ramach, można skrytykować instytucję szkoły, ale z Kościołem trzeba już być ostrożnym), to parę pomysłów wyszło im naprawdę świetnie, jak chociażby ten z alkoholowym problemem umarłych. I choć kinowi "Włatcy Móch" to film nierówny, jest niezgorszą propozycją, przynajmniej do czasu aż doczekamy się wreszcie własnych "Simpsonów".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Fanem "Włatców móch" nie jestem na pewno, i z takiej też perspektywy jego kinową wersję, czyli "Włatcy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones