Kontynuacja "Jokera" z 2019, będącego wielkim sukcesem, zarówno pod względem artystycznym, jak i zdobytej popularności wzbudziła mocne reakcje, w większości negatywne. "Joker: Folie à Deux" okazał się filmem nietrafionym i co najgorsze nieposklejanym, który ma tylko kilka rzeczy do pewnego stopnia go ratujących.
Todd Phillips zastosował zabieg znany z filmów takich jak choćby "Teksańska masakra piłą mechaniczną 2" czy "Martwe zło 2", do sequelu całkiem poważnego filmu dodał elementy luźniejsze, pozwalające na autoparodię (lub jej namiastkę). Tutaj objawia się to w sekwencjach musicalowych.
To właśnie sekwencje, w których Joker i Harley zachowują się jak w "Deszczowej piosence" są największą bolączką tego filmu. Wnioskując po kontekście, w jakim się pojawiają, można uznać te sceny za imaginacje szaleńca. Joker spędził życie w Gotham, mieście paskudnym i przez to iluminacje kreujące się w jego głowie, będące efektem utraty świadomości przybierają charakter czegoś przyjemnego. Jednakże nie są w tym przekonujące, nie mają żadnej mocy, a mają stanowić jedną z najważniejszych rzeczy w tym filmie. Najgorsze w nich jest chyba ich oderwanie od reszty, bo mimo wspomnianego kontekstu nie pasują zbytnio do tego filmu.
"Joker: Folie à Deux" zaczyna się w więzieniu, gdzie Joker (Joaquin Phoenix) poznaje Harleen Quinzel (Lady Gaga), jego fankę, którą też jest zauroczony. Akcja lawiruje między zakładem, w którym zamknięty jest komik a sądem, gdzie odbywa się jego rozprawa będąca bardzo medialną sprawą, która porusza także kwestię jego tożsamości. Mankamentem opowiadanej historii jest zbyt mocne oparcie jej na wspominaniu o zdarzeniach z części pierwszej.
W głównym bohaterze walczą ze sobą dwie tożsamości, Jokera i Arthura Flecka. Tak jak w "Jokerze" jest on postacią niejednoznaczną, z jednej strony ciężko nie czuć współczucia wobec niego, gdy ludzie podśmiechują się z niego, kiedy jego prawniczka mówi o smutkach jakie go spotkały, z drugiej trzeba pamiętać, że to przecież morderca. Ten wątek byłby na pewno ciekawszy i głębszy, gdyby scenariusz lepiej się łączył, bo podczas oglądania można odczuć, że wiele rzeczy w tym filmie nie jest do końca poskładanych, a chaotyczność ta nie zalicza się do tych dobrych.
O kilku rzeczach należy jednak wspomnieć w ciepłych słowach. Najgorętsze należą się zdjęciom, które pod względem estetycznym stoją na wysokim poziomie, zwłaszcza te oblanie żółcią, ponure kadry więzienia pięknie ukazujące brud i mrok, czasem aż do tego stopnia, że Joker jest prezentowany jak Kurtz w "Czasie apokalipsy". Finałowy plot twist także jest rzeczą, dzięki której ten film coś zyskuje, ma zdecydowanie większą siłę rażenia od reszty filmu. Phoenix nie jest tak fenomenalny jak 5 lat temu, ale wciąż jego aktorstwo stoi na bardzo wysokim poziomie.
Drugi film Todda Phillipsa o Jokerze stoi daleko od pierwszego i sprawia wrażenie nie do końca poskładanego. Pomaga mu jednak kilka drobniejszych zalet, które wynoszą go minimalnie ponad rangę przeciętności. To także film niejednoznaczny, bo czasem oglądanie go daje dużo dopaminy, a czasem jest irytujące. Należy zarazem pamiętać, że "Joker: Folie à Deux" to bardziej nieudany eksperyment niż zwykły średnio udany film.