Recenzja filmu

Matthias i Maxime (2019)
Xavier Dolan
Gabriel D'Almeida Freitas
Xavier Dolan

Wciąż młodszy od nas

Dzięki kameralnemu nastrojowi, świetnie napisanym dialogom, mało ekstrawaganckiej jak na Dolana ścieżce dźwiękowej oraz doskonale poprowadzonej, młodej obsadzie, film ogląda się trochę jak
"Twoja stara jest tak gruba, że jej Patronusem jest Burger King!". "A Twoja tak gruba, że swojego Patronusa" zjadła!". Flawless victory, można się rozejść. Podkulić ogon, pogrzebać w śmietniku popkultury i przerzucić się na inny temat: "Grę o tron", "Dragonball Z", ewentualnie zapomnianą "Inwazję barbarzyńców". Zawsze powtarzałem, że poezja kuchennych rozmów to jeden z największych plusów kina Xaviera Dolana

Kanadyjczyk jest dziś jeszcze uważniej wsłuchany w dialog ludzi przekraczających trzydziestkę, którzy desperacko chcieliby ocalić w sobie dzieciaka. Po jednym wątpliwym sukcesie ("To tylko koniec świata") i jednej druzgocącej porażce ("Death and Life of John F. Donovan") może również – świadomie bądź nie – dzielić swoją karierę na rozdziały i dyskutować sam ze sobą. Jego nowy film nie jest wzniesiony wokół imponującego konceptu, nie bierze się za bary ze śmiercią, nie próbuje też zdiagnozować chorób trawiących współczesną cywilizację. Jest jednak najlepszym dowodem na to, że w sztuce warto czasem wrzucić wsteczny bieg. Bywa, że szybciej dotrzemy do celu. 

Specjaliści od Patronusów to paczka dobrych znajomych. Są wśród nich Matthias (Gabriel D'Almeida Freitas) i Maxine (w tej roli sam Dolan), kumple z dwudziestoletnim stażem. Chociaż nigdy nie zastanawiali się, co właściwie zdefiniowało ich przyjaźń, moment deziluzji jest tuż za rogiem: podczas wypadu za miasto biorą udział w chałupniczym filmowym projekcie, w ramach którego muszą pocałować się przed kamerą. Kiedy ich usta mają się zetknąć, Dolan wyciemnia ekran. Że co? Kto w ogóle wyciemnia ekran w XXI wieku? 

To, co początkowo sprawia wrażenie taniego chwytu (gdzie tam wyciemnienie ekranu do jego rozciągnięcia w jednym z poprzednich filmów Dolana), okazuje się w konsekwencji całkiem inteligentnym zabiegiem formalnym. Staje się też kluczowe dla zrozumienia historii Matthiasa i Maxime. Nie tylko my bowiem żyjemy w niewiedzy. Bohaterowie również nie są pewni, co się właściwie wydarzyło. W przeszłości już się pocałowali, lecz tamten pocałunek znaczył dla każdego z nich coś zupełnie innego. Co oznacza po latach? Dreszcz podniecenia? Iskrę prawdziwej miłości? 

Dolan celowo zwleka z odpowiedzią na to pytanie. Rozsmakowuje się w prostej historii dwóch facetów u progu dorosłości – niepewnych swojego ciała, uwikłanych w nienazwane relacje, przerażonych światem za oknem. Jeden dostaje pracę w firmie swojego ojca, drugi niedługo wyrywa korzenie i odlatuje do Australii. Narzucona przez ten wątek rama czasowa kojarzy się może z komedią romantyczną, lecz reżyserowi raczej to nie przeszkadza – tworzy z podobnych, gatunkowych elementów szerszy, pokoleniowy portret. 

Dzięki kameralnemu nastrojowi, świetnie napisanym dialogom, mało ekstrawaganckiej jak na Dolana ścieżce dźwiękowej oraz doskonale poprowadzonej, młodej obsadzie, film ogląda się trochę jak samokrytykę reżysera. Nie mam nic przeciwko. Jeśli w takim tempie będzie zaliczał przystanki na drodze do panteonu klasyków, trafi tam, zanim znudzą się dowcipy o czyichś starych. 
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones