Recenzja filmu

Mroczny Rycerz powstaje (2012)
Christopher Nolan
Christian Bale
Gary Oldman

Epickość ponad miarę

Rok 2004, znany i ceniony reżyser Christopher Nolan postanawia podjąć się próby wskrzeszenia legendy jednego z najbardziej zasłużonych komiksowych bohaterów. Niespełna rok później, do kin trafia
Rok 2004, znany i ceniony reżyser Christopher Nolan postanawia podjąć się próby wskrzeszenia legendy jednego z najbardziej zasłużonych komiksowych bohaterów. Niespełna rok później, do kin trafia "Batman - Początek", z miejsca stając się jedną z najlepszych ekranizacji przygód Nietoperza, dzielnie stając obok "Batmanów" Burtona, oddzielając się zaś grubą linią od mocno kiczowatych części spod ręki Schumachera. Dzięki ponownemu przedstawieniu powstania mrocznego alter-ego miliardera Bruce'a Wayne'a, zamaskowany mściciel otrzymał drugą szansę na zawładnięcie salami kinowymi.

Rok 2008, do kin głośnymi krokami zmierza druga część Batmana według wizji Nolana zatytułowana "Mroczny Rycerz". Już przed ukończeniem prac nad skazanym na komercyjny sukces sequelem, w tragicznych okolicznościach z życiem pożegnał się młodziutki Heath Ledger, odgrywający w kontynuacji rolę psychopatycznego Jokera. Zgodnie z przewidywaniami, "Mroczny Rycerz" rozbił przysłowiowy bank, osiągając jednak znacznie więcej niż wynik kasowy poprzez wejście do kanonu filmów wybitnych, stając się tym samym postmodernistycznym pomnikiem nowoczesnego kina rozrywkowego. Niemała w tym zasługa tak świetnie rozpisanego scenariusza, poruszającego problemy natury etycznej, jak i głęboko nakreślonych postaci, świetnie odegranych przez głównych aktorów (statuetka Oscar pośmiertnie przyznana Ledgerowi mówi sama za siebie).
Dzień obecny roku pańskiego, szaleństwo czas zacząć. Bilety wyprzedawane z 3-miesięcznym wyprzedzeniem, (nie)kontrolowane wycieki z planu zdjęciowego, urywki scen - niejednego kinomana parę dni/tygodni dzielących od premiery trzeciej części losów Batmana doprowadzało do białej gorączki, pewnikiem przyczyniając się do rozwoju nadciśnienia tętniczego. Koniec końców, nadszedł TEN dzień, dzień w którym definitywne zakończenie jednej z najbardziej dochodowych trylogii w historii kinematografii ujrzało światło dzienne. Czy Mroczny Rycerz rzeczywiście znalazł w sobie na tyle sił by powstać i stawić czoła rozdmuchanym do granic możliwości oczekiwaniom, spełniając je co do joty?

Akcja filmu "Mroczny Rycerz powstaje" została osadzona 8 lat po wydarzeniach z drugiej odsłony. Bruce Wayne (Bale), którego mroczna wersja została oskarżona o zabójstwo Harvey'a Denta i w konsekwencji wyklęta przez społeczeństwo Gotham, wycofał się zupełnie z życia publicznego. Podczas gdy przestępczość w mieście zmalała do zadowalających rozmiarów, słynny playboy-miliarder spędza dnie i noce w odosobnieniu, coraz bardziej pogrążając się w smutku, rozpaczy i beznadziei. Dopiero gdy geniusz zła w postaci muskularnego mężczyzny o twarzy zakrytej maską, ukrywający się pod pseudonimem Bane (Hardy), postanawia doprowadzić do oczyszczenia Gotham, Wayne decyduje się po raz kolejny założyć kostium Batmana i stawić czoła rosnącemu zagrożeniu. W walce ze złem uczestniczyć będzie również komisarz Gordon (Oldman) i młodziutki, pełen wzniosłych ideałów policjant Blake (Joseph Gordon-Levitt). Tajemnicza Kobieta-Kot (Anne Hathaway) zaś, dbająca głównie o własne interesy, nie określa jednoznacznie swych zamiarów...Czy Gotham przetrwa kolejną próbę sił?

Nolan stanął przed arcytrudnym zadaniem. Jakichkolwiek deklaracji by nie składał, widz oczekiwał widowiska co najmniej dorównującego osławionemu poprzednikowi. Jakby tego było mało, zamknięcie trylogii musiało spiąć wszystkie wątki w jedną, spójną i logiczną całość. Bez owijania w bawełnę - twórcy "Memento" ta sztuka udała się więcej niż połowicznie, niemniej "Mroczny Rycerz powstaje" cierpi na sporo przypadłości nieobecnych w pierwszych dwóch odsłonach zmagań Nietoperza ze złowrogą stroną Gotham.

Największą bolączką trzeciej części jest "za mała ilość Batmana w Batmanie" parafrazując klasyka. Tytułowy Mroczny Rycerz obecny jest w niezwykle małej ilości scen, ograniczając się do rzucania głupich komentarzy ("to nie jest samochód") bądź walki z głównym antagonistą. Lwia partia fabuły kręci się wokół Bruce'a Wayne'a i jego osobistych problemów, prezentacji postaci Seliny Kyle (Kobieta-Kot) oraz demonicznego planu Bane'a, wprowadzanego w życie z coraz większym rozmachem. Jak na zamknięcie trylogii poświęconej postaci Nietoperza, poświęcono mu za mało "czasu antenowego", nie oddając do końca hołdu jego postaci.

Fabuła pełna jest absurdów i nielogiczności. Dziury w skrypcie są momentami wielkości otworów w serze szwajcarskim (zbędne przetaczanie krwi, błyskawiczna rekonwalescencja Sam-Wiesz-Kogo, rozwiązanie końcowej bitwy...), co ciekawe jednak, pomimo faktu iż rażą swą obecnością już podczas seansu, nie wpływają negatywnie na odbiór całości. Splot wydarzeń obfituje bowiem również w momenty zapierające dech w piersiach (i to nie tylko wykonaniem), w jednej ze scen zaś aż ciężko uwierzyć w to, iż Nolan podjął pewien komiksowy wątek (tip: po walce z Banem), egzekwując go w tak wymowny sposób...

Z ekranu kinowego aż bije epickością. W trzeciej odsłonie "Mrocznego Rycerza" wszystko jest naznaczone pompatycznością, każdy charakter ma swoje własne dramaty i problemy, żaden nie jest do końca czarny lub biały...Ta ogromna skala przedsięwzięcia i wyniesiony pod niebiosa rozmach produkcji ma swoje minusy. Nolan wprowadził w "trójce" zbyt wiele wątków, niektóre traktując bardzo po macoszemu, spłycając poprzez zastosowanie "skrótów myślowych". Z jednej strony ostatnia krucjata Batmana trwa bez mała prawie 3 godziny, rozpoczynając od lekko przeciągniętego wprowadzenia głównych bohaterów dramatu (20 minut mogło spokojnie pójść pod nóż bez większych konsekwencji), z drugiej zaś druga część filmu (po wkroczeniu do akcji alter-ego Wayne'a) jest zdecydowanie ciekawsza, obfitując w chwytające za serce fana komiksów ze stajni DC momenty, trzymające w napięciu sekwencje, powleczone niestety nicią niezamierzonego kiczu i przesytu, swoistego przeładowania wzniosłymi koncepcjami. Niemniej istnieje spora szansa iż widz wchłonie całą historię ze wszystkimi jej przywarami, dając się ponieść wrażeniu że "to już naprawdę koniec" i historia zatacza wreszcie koło, kończąc tym samym niesamowitą trylogię Nolana.

W przypadku obsady nowe nazwiska to strzał w dziesiątkę. Stara gwardia, tj. Bale (Bruce Wayne), Gary Oldman (Gordon), Michael Caine (Alfred) i Morgan Freeman (Fox) doskonale spisują się w sprawdzonych już rolach. Słowa uznania należą się jednak "nowicjuszom". Począwszy od Toma Hardy'ego, który użyczył swego przypakowanego na potrzeby roli ciała demonicznemu Bane'owi, skończywszy zaś na Levittcie, odgrywającego postać młodziutkiego oficera Blake'a, niestrawionego jeszcze przez moralnie wyniszczającą zgniliznę Gotham, obaj aktorzy dają z siebie wszystko. Jakkolwiek kuszące byłoby porównanie wyczynów Heatha Ledgera z dokonaniem Hardy'ego, należałoby raczej postawić grubą kreskę między Jokerem i Banem. Pomimo usilnych prób Nolana, mających na celu przewyższenie kultu Jokera z drugiej części (o czym za chwilkę), Bane to postać o zupełnie innym charakterze, mogącą spokojnie egzystować bez zestawiania z głównym antagonistą z wcześniejszego "Mrocznego Rycerza".

Osobiście nie przypadły mi jedynie do gustu postacie wykreowane przez Anne Hathaway (Kobieta-Kot) i Marion Cotillard (Miranda Tate). Sama postać Seliny Kyle, pomimo dwojakiej natury, sporych umiejętności fizycznych i wrodzonego sprytu, nie wydaje się być zbyt wiarygodna w swoich działaniach (przyjmując oczywiście w ramach odniesienia ograniczenia gatunku filmowego), zaś Hathaway wcale niepokornej kotce w pogłębianiu rys charakteru nie pomaga. Cotillard również ma miejscami mocno słabsze sceny (vide końcówka), odstając od swoich kolegów (i koleżanek) po fachu.

Kolejną rzucającą się aż nadto w oczy wadą jest wizualny klimat dramatycznych wydarzeń. Tym razem skąpana w mroku miejska dżungla, tak charakterystyczne dla pierwszej i drugiej części, ustąpiła miejsca wizerunkowi Gotham pełnego obdzierającego z mroku słońca. Niestety, duża część wydarzeń toczy się w świetle dziennym, co niejako z automatu odejmuje całej opowieści dorosłego wydźwięku, ciężkiej atmosfery zaszczucia i beznadziei. Dla kontrastu, sekwencje nakręcone pod osłoną nocy oferują klimat gęstszy niczym słoma, niemalże wylewający się z ekranu wprost na oniemiałego widza. Obecny na plakatach deszcz, obmywający zmęczonego Batmana, jest zaś obecny bodajże w jednej jedynej scenie, jest to jednak moment którego kinoman na długo nie wymaże ze swej pamięci.

Fala krytyki zalała również Nolana za głos jakim reżyser obdarzył Bane'a. Tak na pierwszych przebitkach z planu, jak i oficjalnym zwiastunie, nowy przeciwnik Batmana zdawał się cedzić słowa przez zachrypnięte struny głosowe co w połączeniu z zakrywającą szczelnie usta maską dawało efekt iście demoniczny, tłumiąc jednak wypowiedzi głównego antagonisty, czyniąc je ciężkimi do zrozumienia. W finalnej wersji Nolan zdecydował się zmienić nieco tembr głosu Bane'a na bardziej...metaliczny i wysoki, co także nie pozostało bez negatywnego odezwu fanów. Jedno trzeba przyznać - z początku specyficzna mowa charakteru odgrywanego przez Hardy'ego mocno razi, bijąc po uszach swą sztucznością. Po seansie jednak, gdy opadają już emocje, w głowie widza pozostaje właśnie ten nietypowy głos, tworzący przedziwny kontrast między fizys Bane'a i jego zachowaniem a sposobem wypowiedzi. Mimo wszystko Nolan doskonale wiedział co czyni, dokonując wspomnianej korekty, nadając ciemiężycielowi Batmana i całego Gotham własnego charakteru.

Nolan w pewnych aspektach uczy się na błędach. Pod względem montażu scen walki wręcz, trzecia odsłona Batmana to duży krok na przód w porównaniu z poprzednikami. W "Początku" sceny starć były po prostu nieczytelne (wirująca kamera i urwane kadry nie pomagały w rozeznaniu), w sequelu zaś samych pojedynków na gołe pięści było bardzo mało. "Mroczny Rycerz powstaje" ma jednak dobrze zmontowane potyczki zamaskowanego Wayne'a z wrogami, widz w końcu jest w stanie rozróżnić uczestników batalii. Poza jedną porażką montażową (scena z Batmanem i Kobietą-Kot w kanałach - zgroza!), kiedy to cała sekwencja została nakręcona niczym niezamierzony pastisz odcinkowych "Batmanów" z Adamem Westem (tak, tych gdzie Nietoperz ma w zanadrzu...spray odstraszający rekiny...), Nolan osiągnął zamierzony efekt - sceny akcji są czytelne i efektowne.

Największym grzechem Nolana jest chyba paląca potrzeba dorównania, czy wręcz przebicia poprzednika pod każdym możliwym względem. O ile w przypadku oprawy muzycznej nie trzeba było się zbytnio zamartwiać o poziom udźwiękowienia (pompatyczna muzyka w tle dobrze obrazuje kluczowe momenty w filmie), tak ogólna realizacja to już inna para bat-kaloszy. Począwszy od pierwszej sceny (akcja z samolotem) widać, iż antagonista trzeciej części musiał być lepszy od Jokera w każdym calu. Genialny plan, przewidywanie wszelkich ruchów z wyprzedzeniem - intryga knuta przez Bane zbyt mocno przypomina wyczyny szaleńca z drugiej części. Do tego wspomniana epickość, rozdmuchana do niebotycznych wymiarów - wzniosłe idee, chwytające za serce dialogi (zahaczające o kicz), kryminaliści opanowujący całe Gotham - momentami widz niemalże łaknie odpoczynku od sztucznej pompatyczności, z drugiej jednak strony wspomniane już wcześniej poczucie obcowania z dziełem finalnym niejako łagodzą ową wadę zamknięcia trylogii. Szkoda również, iż porzucono świetny pomysł z "Mrocznego Rycerza" w postaci dźwięku syreny okrętowej o narastającym natężeniu w trakcie potyczek słownych między Batmanem i Jokerem. Ów subtelny zabieg w niezwykły sposób podkreślał dramaturgię konfrontacji między wspomnianymi charakterami, możliwe jednak, iż owy patent zwyczajnie nie sprawdziłby się w przypadku innego charakterologicznie Bane'a.

O dziele kończącym losy Batmana można pisać istne epistoły, wytykając Nolanowi liczne mielizny scenariusza, wskazując na pewne potknięcia w realizacji. Na głosy krytyki mam jednak osobiście jedną odpowiedź - od niepamiętnych czasów żaden film nie sprawił, że chciałbym go zobaczyć ponownie. Chwilę po seansie miałem bardzo mieszane uczucia co do trzeciej części; zastanawiałem się, jakim cudem film tak bardzo odstaje od "Mrocznego Rycerza". Im dłużej jednak analizowałem seans, tym bardziej rosła we mnie chęć powtórzenia wyprawy do kina. Stała się rzecz bezprecedensowa - Nolan przywrócił mi wiarę w wysokobudżetowe kino rozrywkowe, rozpalając na nowo lekko ćmiący się płomień kinomana. Oczywiście świadom jestem braków w skrypcie (które to pobieżnie wypunktowałem), kiczowatych dialogów i innych wad, niemniej całość łykam niczym młody pelikan sardynkę. Osławionego "Mrocznego Rycerza" doceniłem (tudzież przekonałem się doń) dopiero po trzecim seansie; istnieje spora szansa, że z obrazem "Mroczny Rycerz powstaje" będzie podobnie, nie tylko w moim przypadku.

Dla fana Batmana/dylogii Nolana wyprawa do kina obowiązkowa; drugiego takiego zamknięcia niemalże mitologicznej serii długo jeszcze nie będzie...
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Mroczny Rycerz powstaje" zawitał w końcu do polskich kin. Najbardziej wyczekiwana produkcja tego lata, a... czytaj więcej
Długo wyczekiwana ostatnia część trylogii Christophera Nolana wreszcie doczekała się swej światowej... czytaj więcej
"Mroczny Rycerz powstaje" jest bardzo dobrym przykładem na to, jak świetny reżyser może wpaść we własne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones