Recenzja filmu

Synalek (1993)
Joseph Ruben
Macaulay Culkin
Elijah Wood

Cukierkowy koszmar

Czy ktokolwiek z nas zastanawiał się kiedyś, gdzie leży granica między dobrem a złem? Zastanawiał się jak łatwo można ją przekroczyć i kto może tego dokonać? Wreszcie, czy ktoś zastanawiał się
Czy ktokolwiek z nas zastanawiał się kiedyś, gdzie leży granica między dobrem a złem? Zastanawiał się jak łatwo można ją przekroczyć i kto może tego dokonać? Wreszcie, czy ktoś zastanawiał się jak daleko ta osoba może się posunąć, by osiągnąć swój niecny cel? Z pewnością tak, choć niekoniecznie ktokolwiek potrafił na te pytania odpowiedzieć. Wskazówką do odpowiedzi na te pytania może być "Synalek", film, który poza cukierkowo i niewinnie brzmiącym tytułem, nie ma z kinem familijnym nic wspólnego.

Film ten już od pierwszej sceny nie nastraja zbyt optymistycznie. 12-letniemu Markowi umiera matka. Chłopiec jest załamany i nie potrafi się pogodzić z jej odejściem. Ojciec, który musi załatwić ważną sprawę, zawozi go do swego brata i jego rodziny do Maine na dwa tygodnie, gdzie Mark poznaje wuja Wallace'a, ciocię Susan, oraz kuzyna Henry'ego i jego młodszą siostrę Connie. Rodzina Evansów przeżywa własną tragedię po śmierci synka Richarda, który utopił się w wannie. Początkowo relacje między chłopcami są przyjazne, choć Henry wydaje się być bardzo niesfornym chłopcem. Zaczepia Marka i swoją siostrę, pali papierosy i rozmawia na bardzo mroczne tematy. Z czasem Mark zauważa, że wybryki Henry'ego stają się coraz poważniejsze i niebezpieczne. Próbuje o tym powiedzieć rodzicom kuzyna, ale nikt mu nie wierzy. Co więcej, Henry tak zręcznie manipuluje swą rodziną, że uważają oni, iż Mark ma urojenia. Mark zdaje sobie sprawę, że Henry staje się coraz bardziej niebezpieczny i musi go powstrzymać zanim dojdzie do tragedii...

Wydawać by się mogło, że jest to opis do niewłaściwego filmu, a jednak właśnie taką mroczną i szokującą historię przedstawia "Synalek". Macaulay Culkin gra tu postać tylko z pozoru niewinnego i słodziutkiego brzdąca. W rzeczywistości Henry Evans jest cynicznym, pozbawionym skrupułów i zasad moralnych małym psychopatą, który wykorzysta każdą słabość swej rodziny, a zwłaszcza matki, by osiągnąć swój cel. On nie przekracza granicy między dobrem a złem, lecz od dawna jest po ciemnej stronie - wytyczając sobie granice, które bez skrupułów przełamuje i posuwaj się do najpodlejszych okrucieństw. Nie ma w tym ani odrobiny przesady. Rola sadystycznego dziecka z pewnością była dla młodego Culkina sporym wyzwaniem i moim zdaniem wywiązał się on z tej roli naprawdę przekonująco, gdyż spod płaszczyka cukierkowych uśmieszków i wyrazów twarzy, potrafił "wydobyć" Henry'ego, którego nie dało się lubić, albo przynajmniej obok którego nie dało się przejść obojętnie. Na drugim biegunie znajduje się Mark, którego gra Elijah Wood. Jego bohater próbuje odzyskać równowagę psychiczną po śmierci matki, jednak nie będzie mu to dane przez wyczyny Henry'ego. Dobry chłopiec zostaje wplątany przez Henry'ego w śmiertelnie niebezpieczną grę, osaczony przez kuzyna i jest przerażony jego czynami. Obydwaj chłopcy stają się swego rodzaju synonimami dobra i zła, które toczą ze sobą nierówna walkę. Do samego końca nie będzie wiadomo kto zwycięży. Zasadniczą rolę odgrywa też matka Henry'ego, Susan (Wendy Crewson). Jest odważna, ale też bardzo zagubiona po śmierci własnego dziecka. Jednakże to jej zaufanie do jednego z chłopców będzie miało kluczowe znaczenie. Choć w filmie grają też inne postacie, tak naprawdę psychologiczna rozgrywka toczy się właśnie między bohaterami bardzo dobrze i odważnie zagranymi przez Culkina, Wooda i Crewson. Oni zagwarantują napięcie w tym filmie do samego końca.

Jak widać, wszelkie skojarzenia tego filmu z produkcjami typu "Kevin sam w domu" są bezzasadne. Można jednak w obrazie Josepha Rubena dostrzec elementy familijne, które kontrastują z fabułą mrocznego thrillera. W tle słychać nastrojową, lekką i niczym specjalnym nie wyróżniającą się muzykę Elmera Bernsteina, która jest uzupełnieniem zimowego i ponurego krajobrazu północno-wschodnich krańców USA. Wspólne, rodzinne posiłki i, przynajmniej z początku, niewinne zabawy przeradzają się w sadystyczne gry, które niechybnie mogą doprowadzić do tragedii. Wreszcie bohaterami tego filmu są z pozoru mili, młodzi chłopcy, lecz jeden z nich dokonuje czynów, których nie powstydziłby się niejeden dorosły psychopata. Ruben zgrabnie miesza ze sobą te wszystkie elementy, tworząc film do pewnego stopnia niekonwencjonalny. Ukazuje on świat dzieci, na oczach widza zmieniający się stopniowo w otchłań grozy w wyniku działań samych dzieci. Reżyser odpowiednio dawkuje napięcie, nie forsuje tempa, lecz stopniowo przybliża widza do dramatycznego finału. Według mnie śmiało można rzec, że jak na razie "Synalek" to najlepszy film w dorobku tego niezbyt znanego i cenionego twórcy. Szkoda, że tworząc takie gnioty jak "Życie, którego nie było" nie potrafił on potwierdzić tego, iż jest naprawdę solidnym twórcą filmów z gatunku suspense. Dobrze, że choć "Synalek" jest na tym polu chlubnym wyjątkiem.

Każdą barierę między dobrem a złem można przełamać, każdy może tego dokonać i każdy może posunąć się bardzo daleko, by osiągnąć cel. "Synalek" jest przykładem na to, że nawet dziecko może być bezwzględne i okrutne dla innych, także swych bliskich. Film ten może, choć nie musi być skrajnym przykładem zachowań bardzo młodego człowieka. Pokazuje jednak, że każdy, nawet słodki i z pozoru niewinny mały chłopiec może nasze cukierkowe życie zamienić w pełen grozy koszmar. W takim koszmarze słodyczy i familijnego ciepła nie zasmakujemy. W najlepszym razie możemy się z tego koszmaru tylko obudzić.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones