Recenzja filmu

Szczęście świata (2016)
Michał Rosa
Karolina Gruszka
Mateusz Lickindorf

Szczęście w nieszczęściu

"Szczęście świata" zaleca się do widzów dopieszczoną kompozycją kadrów, starannie zaplanowanymi jazdami kamery Marcina Koszałki (niektórzy recenzenci dostrzegają tu powinowactwo z kinem Wesa
W swoim pierwszym od ośmiu lat filmie Michał Rosa portretuje przedwojenną Polskę, sięgając po retoryczną figurę "Pars pro toto". Położona na peryferiach miasta kamienica, w której w miarę bezkolizyjnie koegzystują Polacy, Ślązacy, Niemcy i Żydówka, to – wypisz, wymaluj – II Rzeczpospolita w pigułce. Wspólnota lokatorów jest nie tylko tyglem języków i kultur, ale także wyjątkowych osobowości. Mamy tu genialnego matematyka-samouka, pasjonata botaniki, a nawet obdarzonego nadprzyrodzonymi zdolnościami chłopca. Widz zagląda do tego na poły czarodziejskiego, obleczonego otuliną nostalgii świata na moment przed tym, jak stanie on w ogniu roznieconym przez Hitlera.

   

"Szczęście świata" zaczyna się niemal jak kryminał. Oto stołeczny dziennikarz Sobański wyrusza na misję odnalezienia tajemniczego autora bestsellerowych książek podróżniczych. Trop wiedzie na Śląsk do wspomnianej czynszówki. W tym momencie reżyser niespodziewanie urywa jednak wątek poszukiwań. Zamiast skupić się na śledztwie, zaczyna podglądać codzienne życie mieszkańców. Szybko okazuje się, że centralnym punktem na planie budynku jest lokum zajmowane przez zmysłową Różę, która wodzi na pokuszenie swoich sąsiadów. Jej fantazyjne stroje, mocny makijaż oraz frywolny styl bycia rozświetlają szaroburą rzeczywistość. Wprowadzają do niej element niemalże baśniowy.

"Szczęście świata" zaleca się do widzów dopieszczoną kompozycją kadrów, starannie zaplanowanymi jazdami kamery Marcina Koszałki (niektórzy recenzenci dostrzegają tu powinowactwo z kinem Wesa Andersona) oraz świetną akordeonową muzyką Motion Trio. Miła dla oka i ucha forma współgra z treścią – przez większość seansu reżyser balansuje między powagą a żartem, konkretem a magicznym realizmem. Doceniam to, ale jednocześnie muszę przyznać, że oglądałem film Rosy na zimno, bez większego zaangażowania. Zupełnie jakby od bohaterów odgradzała mnie gruba szklana tafla. Za dużo tu zimnej artystycznej kalkulacji, aby "Szczęście świata" mogło autentycznie bawić i wzruszać. Każdy mieszkaniec kamienicy wydaje się raczej chodzącym symbolem aniżeli pełnokrwistą postacią. Surowa Niemka Gertruda (Agata Kulesza) ma obsesję na punkcie czystości i wpada w szał, gdy słyszy z ust syna "brudny" język Jidysz. Windziarz Rufin (aktorskie objawienie – Dariusz Chojnacki) uosabia śląską sumienność i przywiązanie do zasad. Wreszcie Róża (świetna Karolina Gruszka) – równie rozpustna co niewinna piękność, która bezinteresownie napełnia radością serca otaczających ją niespełnionych mężczyzn. Trudno nie odnieść wrażenia, że bardziej niż ludzie Rosę interesuje metafora, którą zamierza przy ich pomocy zbudować. Alegoria wieloetnicznej wspólnoty strawionej w wyniku historycznej zawieruchy. Przypowieść o poczuciu winy, którego doświadczyli bierni świadkowie Holokaustu.

Wszyscy dają tu z siebie wiele: aktorzy, twórcy scenografii i kostiumów, operatorzy kamer. Mimo ich wysiłków "Szczęścia świata" nie udaje się ożywić. To obraz ładny i szlachetny w zamyśle, ale pozbawiony emocjonalnego jądra. Filmowe jajko Fabergé. Jakby to powiedział klasyk: piękny kościół, ale bez Boga.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones