Recenzja filmu

Truposze nie umierają (2019)
Jim Jarmusch
Bill Murray
Adam Driver

Jesz, aby jeść

Któż z nas nie kojarzy chociaż jednego, położonego na względnym odludziu miasteczka? Życie w takim miejscu toczy się leniwie, kradzież kury urasta do rangi sensacji i łatwiej uzyskać odpowiedź na
Któż z nas nie kojarzy chociaż jednego, położonego na względnym odludziu miasteczka? Życie w takim miejscu toczy się leniwie, kradzież kury urasta do rangi sensacji i łatwiej uzyskać odpowiedź na pytanie o to, co słychać u czyjegoś sąsiada, niż u samego rozmówcy. Słowem – egzystencja w zwolnionym tempie. Dyskutuje się tu głównie o treści nekrologów, aktów urodzenia i przebiegu procesów sądowych o ziemię. Znudzeni zawieszeniem w próżni pracownicy małych sklepów mówią z ospałą manierą, że "mogłoby się tutaj coś wreszcie wydarzyć. Jakaś apokalipsa czy coś…"

Powyższy opis może dotyczyć jakiejś konkretnej mieściny, choć równie dobrze żadnej, bądź wszystkich owej charakterystyce odpowiadających. To samo można powiedzieć o miejscu akcji nowego filmu Jima Jarmuscha – "Truposze nie umierają". Nazwę Centerville posiada cała lista miasteczek Stanów Zjednoczonych, lecz cieszy się nią również fikcyjna miejscowość, pojawiająca się w filmie Franka Zappy "Dwieście moteli" z 1971 roku i to właśnie do niej nawiązał mistrz amerykańskiego kina niezależnego. Mimo to ciężko oprzeć się wrażeniu, że Centerville to w tym przypadku bardziej pojemne znaczeniowo hasło, za którym kryje się po prostu modelowa prowincja, w sam raz pasująca ponadto na alegorię społeczeństwa. Czy taka analiza komedii o zombiakach nie zakrawa aby na nadinterpretację? Nie, bo obraz stworzył Jarmusch.


Twórca wykłada to zresztą w niepozostawiający niedomówień sposób, za sprawą narracji jednego z bohaterów swojego dzieła, ale nawet bez tego chętnie domyślilibyśmy się, że ta wypełniona czarnym humorem produkcja ma nie tylko bawić. Centerville aż prosi się w tym filmie o wizytę Mildred z "Trzech Billboardów za Ebbing, Missouri". Stwierdzić, że wymiar sprawiedliwości działa tu opieszale może chyba tylko ktoś ze sporą skłonnością do ujmowania bulwersujących faktów w ironicznie powściągliwy sposób. Grani przez Adama Drivera i Billa Murraya stróże prawa przejdą jednak przyspieszony kurs sprawnego reagowania na sytuacje kryzysowe. Wskutek anomalii wynikłych ze zmiany kąta nachylenia osi Ziemi pochowani na miejscowym cmentarzu mieszkańcy znów przespacerują się ulicami swojego miasteczka. Ostatni posiłek przyjęli dawno temu, więc w trzewiach będzie im burczeć, choć konwencjonalna strawa nie wejdzie w skład pożądanego przez nich menu. Nie spodziewajcie się jednak stricte hollywoodzkiej rozrywki w klimacie "Zombieland".


Pomysł na "Truposze nie umierają" Jarmuschowi podsunęła odtwórczyni jednej z ról, Tilda Swinton, znana również z innego filmu reżysera, a mianowicie z zachwycającego "Tylko kochankowie przeżyją". Ten w równym stopniu wampiryczny horror, co osadzony w postapokaliptycznej rzeczywistości, filozoficzny dramat udowadniał ponad wszelką wątpliwość, że nawet najbardziej wyeksploatowana konwencja może w jarmuschowskich rękach rozkwitnąć na nowo. W będącym niejako filmową zaszczepką z tamtejszego planu zdjęciowego "Truposze nie umierają" nie udało się powtórzyć artystycznego sukcesu, jakim zaowocowała poprzednia współpraca Jarmuscha i Swinton, ale polot w korzystaniu z postmodernistycznej swobody, mistrzowski dobór tonacji do charakteru kluczowego składnika tej gatunkowej mikstury czy nietuzinkowość, z jaką rozśmiesza komediowy jej ingredient, wyczuwa się w najnowszym utworze Amerykanina nad wyraz silnie.


Jim Jarmusch tradycyjnie już przekształca film w istny wybieg dla wielobarwnych postaci, których wyrazistość podkreśla grubym konturem zarówno trafiona obsada, jak i ekspresyjność aktorskiej gry. Dość powiedzieć, że Iggy Pop wciela się tu w otwierającego ten najprawdziwszy festiwal makabry, ożywionego truposza, a Tom Waits w przyglądającego się wszystkiemu z boku – i dostarczającego niezgorszego komentarza, niż ten padający z ust beduina w "Król żyje" – pustelnika. Można to wziąć za przejaw zamiłowania reżysera do nietuzinkowej muzyki, które znajduje swoje odbicie nie tylko w decyzjach castingowych. 

Ale role frontmana The Stooges i autora "Closing Time" to zaledwie początek atrakcji, bo dalej mamy np. zafascynowaną kulturą starożytnej Japonii właścicielkę domu pogrzebowego (Tilda Swinton) czy opętanego manią tematyki horroru sprzedawcę na przekształconej w prawdziwą świątynię dla geeków stacji benzynowej (Caleb Landry Jones). Z ust większości bohaterów ustawicznie padają jaskrawe banały, które poprzez swą jaskrawość podpowiadają jednak, że gatunkową sztampą posłużono się celowo. Dostajemy tu bowiem świetne exemplum filmu, za pośrednictwem którego konwencja zombie horroru spogląda wgłąb siebie. 
 

Intertekstualność "Truposzów" zatacza jednak znacznie szersze kręgi. Podczas seansu co rusz dokarmiamy sentyment widokiem rekwizytów czy wręcz całych scenerii odsyłających do dorobku prawdziwych tuzów – od Georga Lucasa po Georga Romero, dokonując jednocześnie przeglądu sporej części problemów współczesnego człowieka. Nazwisko autora "Nocy żywych trupów" pada tu zresztą w sposób nieprzypadkowy, bo "Truposze nie umierają", tak po prawdzie, mają całkiem sporo wspólnego z krytyką konsumpcjonizmu, którą ojciec zombie horroru podał w zawoalowanej formie kontynuacji swojego przełomowego filmu. 

"Świt żywych trupów" (bo o tym sequelu mowa) doczekał się również, ze strony Zacka Snydera, zapierającego dech w piersi zawrotnym tempem rebootu, jakże odmiennego od nowego filmu Jima Jarmuscha, który dawkuje całą tę zombie apokalipsę powoli. Parafrazując słynny cytat z poematu Thomasa Stearnsa Eliota pt. "Próżni ludzie": "W Centerville świat nie kończy się z hukiem, lecz ze skomleniem". Toczące się w leniwym tempie życie w końcu zaczyna pożerać samo siebie. Któż z nas nie zna takiego miasteczka?
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czy w temacie zombie można jeszcze stworzyć coś ciekawego? Na pewno. Przetwarzanie horrorowych motywów... czytaj więcej
Najchętniej nie pisałbym nic o filmie Jima Jarmuscha "Truposze nie umierają". Nie wydaje mi się, abym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones