Recenzja filmu

Uśpiony obóz (1983)
Robert Hiltzik
Katherine Kamhi
Mike Kellin

Obozowe tango

"Uśpiony obóz" to bardzo przyjemny obozowy slasher ze świetnym zakończeniem i przyjemnym klimatem, a jego główną wadą jest beznadziejne aktorstwo.
W latach 80., podczas wielkiego wysypu slasherów powstawały filmy bardzo różne. Niektóre znane są do dziś i, tak jak słynny "Piątek Trzynastego", dalej mają rzeszę fanów. Postać Jasona w hokejowej masce jest zresztą rozpoznawalna nie tylko wśród fanów horrorów. Slasherów o tematyce obozowej jest jednak znacznie więcej, wartymi uwagi są m.in.: "Podpalenie" z 1981 roku i właśnie "Uśpiony obóz". Film ten, choć doczekał się wielu kontynuacji, nigdy nie zyskał takiej sławy jak dzieło Seana S. Cunninghama. Szkoda, ponieważ pod pewnymi względami wyróżnia się wśród innych camp slasherów z tamtego okresu.

Podczas wakacyjnego odpoczynku nad jeziorem dochodzi do tragicznego wypadku, w którym ginie ojciec i jedno z dwójki dzieci. Ocalała z tragedii Angela (Felissa Rose) trafia pod opiekę ekscentrycznej ciotki. Osiem lat później, razem z kuzynem Rickym (Christopher Collet), wyjeżdża na letni obóz. Dziewczyna jest bardzo zamknięta w sobie i nie radzi sobie w kontaktach z rówieśnikami. Okazuje się jednak, że nie to będzie jej największym problemem. Na terenie obozu Arawak dochodzi do tajemniczych morderstw, a tożsamość zabójcy nie jest nikomu znana.

Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to ponura muzyka i niepokojące odgłosy podczas napisów początkowych. Mimo że prawie cały czas widzimy beztrosko bawiące się dzieci, a obozowy klimat jest bardzo silny, to cały czas towarzyszy nam gęsta atmosfera i napięcie. Chyba że akurat rozbawi nas nieudolne aktorstwo, co mi zdarzało się bardzo często podczas seansu. Stoi ono mniej więcej na poziomie szkolnego kółka teatralnego. We współczesnym, młodzieżowym slasherze może nie irytowałoby mnie to tak bardzo, ale poważna konwencja "Uśpionego obozu" wiele na tym traci.

Na plus nie wychodzą też sceny morderstw, które są dość pomysłowe, ale zupełnie bezkrwawe i zazwyczaj rozgrywają się poza ekranem. Pocieszyć się można widokiem okaleczonych ciał, które kamerzysta pokazuje w pełnej krasie. Nikt też nie powinien narzekać na brak ciekawych postaci, które niestety przyćmiewa wspomniane wcześniej fatalne aktorstwo. Angela, szef kuchni czy kierownik obozu – każdy z tej trójki zapada w pamięć i mimo wszystko trzeba to docenić. W końcu dochodzimy do najjaśniejszego strony filmu – zakończenia. Pomimo tego, że już przed seansem, dzięki spojlerom na forum, wiedziałem, kto będzie zabójcą, to finał historii zaskoczył mnie niesamowicie i jestem pewien, że wszystkim utknie na długo w pamięci.

"Uśpiony obóz" to bardzo przyjemny obozowy slasher ze świetnym zakończeniem i przyjemnym klimatem, a jego główną wadą jest beznadziejne aktorstwo. Ludziom wyczulonym na tym punkcie odradzam, fani gore też raczej się zawiodą, ale wszyscy fani "staroszkolnych" slasherów powinni się z tą pozycją zapoznać.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?