"Wciąż bardziej obcy"

"Aliens: Colonial Marines" to naprawdę rewelacyjna gra. To stwierdzenie z pewnością przysporzy mi kłopotów, lecz opinie krytyków i recenzentów okazały się znacznie przesadzone. Gra oferuje
"Obcy to nie postać. Obcy to marka". Taki oto slogan reklamowy powinien widnieć na okładce pudełkowej wersji gry "Aliens: Colonial Marines" zaprezentowanej w 2013 roku. Niespełna cztery dekady temu, Ridley Scott powołał do życia wspomnianego powyżej Obcego - jedną z najbardziej przerażających kreatur w historii kina. Postać ta stała się na tyle kultowa, że po dziś dzień staje się bohaterem różnego rodzaju gier i filmów utrzymanych w podobnej konwencji co oryginał. Obcy wędrował z nami przez wiele długich lat. W 1986 roku pojawił się w filmie Jamesa Camerona - "Obcy: Decydujące starcie", gdzie powrócił ze zdwojoną siłą wraz ze swymi odrażającymi kompanami. Sześć lat później David Fincher zaserwował fanom "Obcego 3", który choć już nie okazał się aż tak dobry, jak doskonali poprzednicy - to osiągnął zamierzony sukces. I na tym historia plującego kwasem kosmity powinna się zakończyć. Niestety, chciwi, ale i mądrzy producenci zażądali czwartej części kosmicznej sagi, która już pod koniec XX wieku szturmem starała się zdobyć ekrany kin. "Obcy: Przebudzenie" okazał się efektownym, lecz pozbawionym specyficznego klimatu widowiskiem. Lecz nawet to nie zniechęciło ambitnych twórców do podjęcia decyzji o ponownym umieszczeniu Aliena na ekranach. Tyle że tym razem - komputerowych. 



Fabuła "A:CM" koncentruje się na wydarzeniach umiejscowionych pomiędzy "Obcymi" - Jamesa Camerona, a "Obcym 3" - Davida Finchera. Prawdę mówiąc, jest to niezwykle ciekawa koncepcja, ponieważ trzecia część serii pozostawiała nam w tej kwestii wiele do życzenia. Ciężko było bowiem odnaleźć się między tymi wydarzeniami, co starają się naprawić ambitni twórcy recenzowanego tytułu. Oddział marines zostaje wysłany na owianą złą sławą planetę LV-426. W jakim celu? Aby odnaleźć Ellen Ripley. Kontakt z naszym statkiem nawiązuje bowiem kapral Dwayne Hicks, który wcale nie zginął w komorze hibernacyjnej...

Gry z udziałem tytułowego potwora spotykały się z mieszanymi opiniami zarówno krytyków jak i spragnionych wrażeń graczy, którzy oczekiwali tych samych emocji, co w przypadku filmowej wersji. Obcy gościł na ekranach komputerów osobistych i konsol stacjonarnych już kilkakrotnie. Najczęściej jednak były to produkcje, w których Alien toczył zacięty bój z inną postacią Foxa - Predatorem. Ostatnio w tego typu produkcji pojawił się w 2010 roku, gdzie poniósł sromotną klęskę w oczach recenzentów (Osobiście jednak uważam, że był to wart uwagi tytuł). Gracze chcieli jednak czegoś zupełnie innego. Gry poświęconej wyłącznie tejże postaci. I tak SEGA odpowiedzialna za poczynania Obcego w wirtualnej rzeczywistości podjęła się realizacji "Aliens: Colonial Marines". Zachwytów nie było końca. 



Największym atutem gry okazuje się gęsty klimat rodem z filmu Camerona. Gra nie jest tak "jałowa" jak "Aliens vs Predator", gdzie o tego typu atmosferze można było jedynie pomarzyć. Eksploracja opuszczonej kolonii, wędrówka po statku czy też ciemne pomieszczenia przywołują na myśl arcydzieło z 1986 roku. Twórcy gry zadbali o każdy, nawet najmniejszy szczegół dzięki czemu "A:CM" oferuje prawie te same doznania co w przypadku kinowej wersji. Plądrowanie "kajut" już dawno nie sprawiło mi aż tak wielkiej radości.

"Colonial Marines" karmi graczy różnego rodzaju smaczkami, niezbędnymi w grze opartej na nieśmiertelnym uniwersum. Oprócz standardowego podążania ścieżkami wydreptanymi przez twórców, warto czasem przerwać ogień i trochę pozwiedzać. W niemalże każdej lokacji znajdują się nieśmiertelniki filmowych postaci czy też unikatowe pistolety znane z oryginalnych "Obcych". Kto bowiem nie chciałby choć przez chwilę postrzelać karabinem pulsacyjnym Hudsona? Zamiast odpowiadać wystarczy zatem dodać giwerę do swego ekwipunku, a zabawa będzie jeszcze przyjemniejsza niż dotychczas. 


Kampania dla pojedynczego gracza podzielona jest na szereg misji, które będziemy wykonywać przeważnie na terenie pozornie opuszczonej kolonii Hadley's Hope. Już ta informacja stała się podstawowym argumentem przemawiającym za dziełem studia Gearbox. Rozgrywka jest niezwykle emocjonująca i bardzo interesująca. Na naszej drodze stają bowiem różnoracy przeciwnicy. Albowiem nie tylko Obcych przyjdzie nam eliminować. Na nasze życie czyhają także pracownicy chciwej, ale i przerażającej korporacji Weyland-Yutani. Jak nietrudno się domyślić przyjdzie nam także stanąć ramię w ramię z kultowym Bishopem czy też Hicksem, który jak się okazało żyje i ma się nie najgorzej. Każde z zadań zostało dobrze przemyślane, dzięki czemu żadna z sekwencji nie nuży, a wręcz zachęca do ponownej gry. Ci, którzy pamiętają "Aliens" zostaną uraczeni kilkoma gatunkami Obcych. Nie obyło się nawet bez królowej. Historia zarezerwowana dla samotnego wilka nie jest zbyt krótka, ale też nieprzesadnie długa. Ukończenie wątku fabularnego zaprawionemu w boju graczowi nie powinno zająć więcej niż sześć godzin. 



Tryb multiplayer miał potencjał, lecz okazał się nieprzydatny głównie ze względu na świecące pustkami "korytarze". Jeśli jednak uda nam się znaleźć chętnego do gry gracza możemy rozpocząć grę w trybie deathmatch, polegającym na eliminacji Obcych. Jeśli jednak Obcemu uda się zlikwidować żołnierza marines - wówczas ten zamienia się w Aliena. 

Kolejną zaletą "A:CM" jest ścieżka dźwiękowa po części inspirowana filmem. W grę wchodzą klasyczne brzmienia niejednokrotnie powodujące ciarki na plecach. Całość została zrealizowana w filmowej konwencji tak więc grę zaczynamy od loga wytwórni 20th Century Fox, po czym przechodzimy do napisów początkowych i ról głównych. Cała ta sekwencja została zmontowana prezentując pokaźnej wielkości statek, co przywołuje na myśl filmową wersję. 


Twórcy oddali nam do dyspozycji znany z filmu arsenał. Możemy zatem użyć tradycyjnej broni ręcznej, strzelby, karabinów pulsacyjnych, miotacza ognia, a także SmartGuna. Każda z giwer posiada możliwość dowolnej modyfikacji. Tłumik, celowniki czy też powiększony magazynek - to tylko niektóre z elementów, które możemy do woli instalować. Jak już wspomniałem powyżej, możemy także użyć broni znanych z filmu, które są porozrzucane po całej kolonii. 

Toporna rozgrywka pogrzebała grę. Na szczęście liczne łatki i modyfikacje dały graczom możliwość podjęcia swobodnej rozgrywki nie wprowadzającej w stan głębokiej irytacji. Niestety nawet liczne (!) poprawki nie naprawiły wszystkiego. W tym oprawy wizualnej, która wygląda dość archaicznie w stosunku do konkurencji. Na szczęście oko daje się przyzwyczaić. 



"Aliens: Colonial Marines" to naprawdę rewelacyjna gra. To stwierdzenie z pewnością przysporzy mi kłopotów, lecz opinie krytyków i recenzentów okazały się znacznie przesadzone. Gra oferuje ciekawą warstwę fabularną, iście filmowy klimat i mnóstwo smaczków, umilających zabawę. Głos Michaela Biehna, dźwięk karabinu pulsacyjnego czy też ciemne korytarze i detektor ruchu, który wskazuje, że coś czai się na nieświadomego żołnierza. Spośród kilkunastu gier o Obcych ta z pewnością zasługuje na uwagę. 
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po ponad sześciu latach oczekiwania na "Aliens: Colonial Marines" gra wreszcie ujrzała światło dzienne.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones