No More Miłość

Miłość do twórczości SUDY51 to trudna sprawa. Ten 51-letni Japończyk ma głowę pełną niesamowitych pomysłów i fenomenalnych wizji, ale nijak nie radzi sobie z opakowywaniem ich w dobre gry. Każda
"Travis Strikes Again: No More Heroes" - recenzja
Miłość do twórczości SUDY51 to trudna sprawa. Ten 51-letni Japończyk ma głowę pełną niesamowitych pomysłów i fenomenalnych wizji, ale nijak nie radzi sobie z opakowywaniem ich w dobre gry. Każda produkcja sygnowana jego nazwiskiem ma w sobie coś szalonego i genialnego, ale zawsze coś tam nie do końca się spina. Wybaczałem mu wiele, ale tym razem posunął się o krok za daleko i po raz pierwszy w naszym 14-letnim związku przyszedł kryzys.



"Travis Strikes Again: No More Heroes" to wydany wyłącznie na Nintendo Switch spin-off serii "No More Heroes", która zadebiutowała początkowo na pociesznym Wii. Bohaterem wszystkich gier jest Travis, rzucający na przemian sucharami i bluzgami otaku, który zupełnie przypadkiem (bo zabrakło mu kasy na gierki i wrestling) staje się zabójcą na zlecenie. Fabuła nowej gry dzieje się zaś osiem lat po wydarzeniach z "dwójki", kiedy to Travis jest już na emeryturze, mieszka w przyczepie kempingowej w lesie i gra w gry wideo. Niestety, jego przyszłość nie daje o sobie zapomnieć i chwilę później wraz z niejakim Badmanem ląduje w środku konsoli Death Drive MK-II i bierze udział w odpalanych na niej grach. Po co? Podobno temu, kto ukończy sześć dostępnych na niej gier, spełni się jedno marzenie. 



Postawmy sprawę jasno. Tło fabularne, sposób prezentowania historii (oldschoolowe visual novel), dialogi, żenujące żarty czy ciągłe przebijanie czwartej ściany idealnie trafiają w moją wrażliwość i były to dla mnie najprzyjemniejsze chwile spędzone z "TSA". Niestety, w przerwach między wstawkami fabularnymi musiałem brać do ręki kontroler i grać.

Wspomniane wcześniej sześć gier musimy faktycznie ukończyć i wszystko byłoby ok, gdyby trwały po 5 do 10 minut, bo są praktycznie takie same – poza lekkimi zmianami w mechanice czy settingu w każdej z nich biegamy Travisem, obserwując akcję z wysoko zawieszonej kamery, i pokonujemy setki, jak nie tysiące takich samych przeciwników. Kolejne lokacje wyglądają tak samo, przeciwnicy w żaden sposób nie stają się lepsi czy mądrzejsi, a kiedy już wydaje nam się, że to będzie koniec, gra odpala jeszcze jeden nudny etap. Gdyby w tych grach chociaż mechanika działała bez zarzutów, ale niestety tego nie mogę o niej napisać. Owszem, gra działa w 60 klatkach i przez większość czasu udaje jej się je utrzymać, ale łączenie ataków, uniki i poruszanie się po etapach jest straszne. Początkowo myślałem, że zbierane punkty doświadczenia coś zmienią, ale w sumie, będąc na 1 i na 10 poziomie czułem się tak samo. Pod koniec gry nie mogłem się doczekać, kiedy pojawią się napisy, bo miałem jej już serdecznie dość, a wydaje mi się, że to nie jest uczucie, którym powinno się darzyć najnowszą grę jednego ze swoich ulubionych twórców.



Gdyby to "Travis Strikes Again: No More Heroes" chociaż jakoś wyglądało, ale niestety i pod tym względem mamy do czynienia z fuszerką. Brzydka oprawa, straszne tekstury i na dodatek każda z gier działa w proporcjach 4:3. Tym, co przyciąga uwagę, są koszulki Travisa, do których naprawdę się przyłożono. SUDA51 zwrócił się do twórców różnych gier niezależnych z prośbą, aby umieścić w grze t-shirty z ich motywami, które gracze będą mogli kupować za zdobywane podczas zadań pieniądze. Szkoda, że nie pokuszono się na rozbudowanie tego motywu i dodanie sidekicków, maskotek czy specjalnych mocy związanych z różnymi produkcjami indie. Kosmetyczny bajer, choć bardzo przyjemny.



Całą grę można przejść w kooperacji z drugim graczem, jednak skutkuje to częstszymi spadkami klatek. Wydaje mi się, że to i tak jedyny sposób, żeby czerpać jakąkolwiek przyjemność z przechodzenia tych długich i nudnych minigier. Szkoda tylko, że nawet bawiąc się we dwójkę, dalej mamy ograniczone pole widzenia i wraz z innym graczem musimy dusić się na kwadratowym ekranie. Plusem na pewno jest to, że grę można obsługiwać jednym Joy-Conem, przez co każdy posiadacz Switcha ma zawsze przy sobie wszystko niezbędne do kooperacji ze znajomym.



Przez lata przymykałem oko na niedociągnięcia SUDY51 i zawsze starałem się wyciągnąć z jego gier to, co najlepsze. Znalazłem to w "Killer is Dead", "Lollipop Chainsaw" czy "Shadows of the Damned" i do dziś to jedne z moich ulubionych tytułów zeszłej generacji konsol. W "Travis Strikes Again" plusy ujemne przysłaniają plusy dodatnie tak bardzo, że chciałbym o tej grze po prostu jak najszybciej zapomnieć. Ze znajomych na Facebooku go nie usunę, ale na pewno lajka ode mnie prędko nie zobaczy.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones