Pieśni poległych

Francuski żołnierz, wymachując szabelką i pistoletem, wydziera się na Emille'a. Nad nimi wisi godło z napisem "Wolność, równość, braterstwo". Jest rok 1914. Emille z baraków pojedzie prosto na
Francuski żołnierz, wymachując szabelką i pistoletem, wydziera się na Emille'a. Nad nimi wisi godło z napisem "Wolność, równość, braterstwo". Jest rok 1914. Emille z baraków pojedzie prosto na front wielkiej wojny i stanie się częścią opowieści o dzielnych sercach.



"Valiant Hearts: The Great War" to druga po "Child of Light" gra, która jest dobrym przykładem na kreatywne wykorzystanie znanego z "Raymana" silnika Ubi Art Framework. Kolorowe i wesołe tereny baśniowego świata musimy zamienić tym razem na wypełnione błotem i krwią okopy pierwszej Wojny Światowej.

Samo osadzenie historii w czasach wielkiej wojny zasługuje na pochwałę. Druga wojna światowa, konflikt w Wietnamie czy tajne, zimnowojenne operacje zostały już całkowicie wydojone z klimatu i ciekawych ujęć tych konfliktów. Pierwsza wojna światowa jest jak na razie ziemią w grach wideo nieznaną i dobrze, że ktoś się w końcu wziął za ten okres w historii. I to z jaką klasą!



Wedle twórców, opowieść bazowano na listach z I wojny światowej. Niezależnie jednak od źródła inspiracji przeplatające się losy kilku zwykłych ludzi zrealizowano naprawdę nieźle. W toku gry poznajemy Emille'a, starszego już wiekiem Francuza, który został powołany na front, podobnie jak jego zięć Karl... tyle że po drugiej stronie okopów. Pojawia się też amerykański twardziel Freddie oraz Anna, Belgijka, która chciała zostać weterynarzem, ale wybuch wojny pchnął ją w stronę lazaretów. Wszystkie te postacie w pewnym momencie wiąże jeden cel, może nieco komiksowy, ale wciąż spójny z przedziwną, kreskówkową stylistyką gry.



Jest oczywiście i pies, pełnoprawna postać, dzięki której nie raz wydobędziemy się z tarapatów. Cała gra opiera się na zbieraniu przedmiotów czy interakcji z nimi. Pies, nasz najlepszy przyjaciel, pomoże nam dostać się w niedostępne dla ludzi miejsca, czy wydatnie pomóc w uratowaniu jednego z przyjaciół. Warto go od czasu do czasu pogłaskać - jest za to nawet specjalne trofeum.



Wszyscy bohaterowie są niezwykle ciekawi, ale to postać Anny najlepiej uzmysławia nam, o czym jest "Valiant Hearts". To gra, w której wielka, straszna przemoc jest tylko tłem dla zwykłego, ludzkiego dramatu. Owszem, gdy gramy Freddiem, bierzemy udział w szturmie, wysadzamy dynamitem okopy czy strzelimy w nochala jakiegoś żołnierza państw centralnych. Ale wciąż... te wszystkie wielkie wydarzenia historyczne są tłem, ponieważ nasza uwaga skupia się na nielicznych postaciach pobocznych, które spotykamy, na tym, że jeden z etapów Emille'a to wyłącznie próba znalezienia atramentu i pióra, by napisać list do córki. Kulminacją takich małych spraw jest właśnie Anna, której także przyświeca pewien konkretny cel, ale większość gry z jej udziałem to leczenie rannych (ukazane w postaci prostej minigierki). 



Ale czym właściwie jest "Valiant Hearts"? To klasyczna przygodówka zrealizowana na kształt platformowego 2D. Skakania i biegania tu niewiele, tereny nie są zbyt rozległe. Gra jest podzielona na rozdziały składające się ze stosunkowo krótkich sekwencji przygodowych. W każdej musimy rozwiązać kilka zagadek albo logicznych albo w postaci typowego "przynieś, wynieś, pozamiataj". Nie są one zbyt trudne, w czym można dopatrzeć się tak naprawdę zalety, a nie wady. "Valiant Hearts" na każdym kroku pokazuje, że nie musimy gnić w jednym okopie przez trzy godziny, by zrozumieć o co chodziło twórcom. Wystarczy krótka sekwencja żonglowania przedmiotami na mapie, by napisać list do córki...



Na pochwałę zasługuje stylistyka gry. Gdyby "Valiant Hearts" zostało stworzone w klasycznym, uderzającym w realistyczne tony stylu gier pokroju "Call of Duty", koszmar wielkiej wojny szybko wpadłby w szufladkę "już to widzieliśmy". Ale poprzez kreskówkowe postaci, ich bełkotliwe, zabawne odzywki twórcom udało się zachować równowagę, dzięki której cały czas pamiętamy, co jest tłem historii, którą poznajemy. Dzięki temu zabiegowi, "Valiant Hearts" ma siłę oddziaływania bliską powieści graficznej "MAUS". Coś wspaniałego.



Podczas gry odwiedzimy choćby okopy bitwy pod Neuve Chapelle, czy będziemy błądzić podczas drugiej bitwy o Ypres, kiedy to Niemcy pierwszy raz w historii użyli gazu bojowego. Wszystkie wydarzenia, których jesteśmy świadkami wzbogacone są odpowiednimi notkami historycznymi, dostępnymi z poziomu menu głównego. Całkiem fajna sprawa, wziąwszy pod uwagę to, że I wojna światowa nie była dotąd najpopularniejszym okresem w historii, który opisuje się w grach. Poza tym w każdym etapie jest do zebrania kilka przedmiotów kolekcjonerskich. Każdy z nich jest opisany i jest ciekawostką samą w sobie, tak jak np. koksownik zbudowany z hełmu czy skarpeta nasączona moczem. Dziwne? Pierwszy był kreatywnym użyciem dostępnego powszechnie przedmiotu, skarpeta zaś to prototyp maski gazowej, chroniący przynajmniej częściowo przed wypuszczanym przez Niemców chlorem.



"Valiant Hearts" to gra ze wszech miar warta uwagi. Nie jest zbyt trudna jako przygodówka, ale od początku widać, że nacisk kładzie się tu na zgrabne opowiedzenie pewnej historii i wywołanie konkretnych emocji. Ubisoft Montpellier stanęło na wysokości zadania. Nie wpadli ani w pretensjonalne tony, ani w pułapkę infantylizmu. Stworzyli przy tym produkcję dość unikalną ze względu na podjęty temat. Jeśli cenicie dobrze opowiadane historie, "Valiant Hearts" na pewno Was zadowoli.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Francuski koncern zaskakuje, wypuszczając grę nie dla mas, a kolejny w tym roku po"Child of... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones