Recenzja gry 3DS

Yo-kai Watch 3 (2016)
Toshiya Iwaoka
Kentaro Motomura
Joey D'Auria

Z Archiwum Y

Blunder i Folly powinni przejść na emeryturę dawno temu. Młodsi już nie będą, a lata walki z wszechobecną konspiracją, spiskami i nadnaturalnymi zjawiskami targającymi Ameryką odcisnęły na nich
"Yo-Kai Watch 3" - recenzja
Blunder i Folly powinni przejść na emeryturę dawno temu. Młodsi już nie będą, a lata walki z wszechobecną konspiracją, spiskami i nadnaturalnymi zjawiskami targającymi Ameryką odcisnęły na nich zauważalne piętno. FBY patrzy na nich nieprzychylnym okiem, a oni zmuszeni zostają do kolejnej podróży, bo przepastne archiwa Y-files pełne są grubych tek z niewyjaśnionymi sprawami. Jedna z nich prowadzi agentów do St. Peanutsburga, niewielkiej mieściny, w której pojawia się UFO. Podobieństwa do "Z Archiwum X" są tu całkowicie zamierzone i stanowią zabawny wstęp do wydarzeń rozgrywających się w "Yo-kai Watch 3". Po ponad dwóch latach od japońskiej premiery, ostatnia, 3DSowa odsłona przygód uroczych demonów trafia na europejskie półki.


   

Tym razem wcielimy się nie tylko w znanego z wcześniejszych części Nathana Adamsa, którego los rzuca do małego amerykańskiego miasteczka, ale i w Hailey Ann Thomas, otaku pałającą ogromną miłością do magical girls i wszystkiego, co słodkie i urocze. Przeprowadzka z Japonii do Stanów Zjednoczonych zmusza Nate’a do przełamania nie tylko barier językowych, ale i zaprzyjaźnienia się z nowymi, nieznanymi mu wcześniej Yo-kaiami. Hailey z kolei, rozczulona swoim nowym króliczym towarzyszem, Usapyonem, decyduje się na otwarcie agencji detektywistycznej, której głównym zadaniem będzie pomaganie Yo-kaiom i opętanym przez nie ludziom. Ścieżki dwójki bohaterów przeplatają się przez kilka pierwszych rozdziałów, by ostatecznie połączyć się przed wspólną walką przeciwko złu zagrażającemu nie tylko mistycznemu światu Yo-kai, ale i wymiarowi ludzkiemu. Gracz może swobodnie przełączać się między postaciami i wykonywać powierzone im zadania w dowolnym momencie. 



Pierwsze, co rzuca się w oczy, to drastyczna zmiana stylu walki. Demony nadal atakują według własnego widzimisię i kontrola nad nimi jest mocno ograniczona, jednak odstąpiono od męczącego kołowrotka, na którym znajdowały się medaliony z poszczególnymi stworkami. Zamiast tego wprowadzono szachownicę, po której możemy swobodnie przemieszczać naszych podopiecznych, ratując ich od ataków obszarowych i specjalami zabierającymi najwięcej zdrowia. Odpowiednie ustawienie stworków skutkuje różnymi bonusami ułatwiającymi grę. O ile starcia ze zwykłymi przeciwnikami nigdy nie były zbyt trudne w tej serii, o tyle potyczki z bossami wymagają tu odrobiny planowania oraz doboru konkretnych technik obrony.

Pojawiają się też nowe Yo-kaie ściśle powiązane z Ameryką Północną. Na swojej drodze spotkamy stworzenia przypominające luchadorów, burgerki, piłki do baseballa, czy też cheerleaderki. Każde z nich zostało uraczone imieniem będącym najczęściej grą słowną. Ekipa lokalizacyjna miała szerokie pole do popisu i sprostała zadaniu bez zarzutów. Poza wyżej wspomnianymi Blunderem i Folly, wspomożemy również Steva Jawsa, byłego szefa Yopple Inc., czy też Marka Orckerberga (podobieństwo do prawdziwych osób zupełnie przypadkowe). 

   

Niestety, wciąż nie wyzbyto się irytujących naleciałości z poprzednich części. Bieg po mieście nadal ogranicza nam pasek staminy, teleportujące nas lustra rozsiane są stanowczo zbyt rzadko, a proces zaprzyjaźniania z demonami wywołuje napady białej gorączki. Co z tego, że nakarmimy pieszczocha najbardziej wypasionym i uwielbianym przez niego jedzonkiem, skoro na koniec walki i tak zostajemy z ręką w nocniku. Statystyczne szanse na sprowokowanie Yo-kaia do dołączenia do drużyny wspomagają na szczęście inne Yo-kaie, których moce mogą sprawić, że uparciuch będzie bardziej skory do negocjacji. Nadal irytuje Terror Time – tryb, w którym polegać musimy na skradaniu i sprawnym omijaniu przeciwników. W porównaniu z nowo wprowadzonym trybem Zombie Night, w którym irytujących przeciwników możemy potraktować młotkiem, Terror Time zdaje się kompletnym przeżytkiem.

W trakcie niemal 60-godzinnej przygody zdarzało mi się nazbyt często odczuwać zmęczenie grą. Głównie w segmentach, w których do wykonania zadania konieczne było zaprzyjaźnienie się z określonym stworzeniem. Jak wspomniałam wyżej, bywa to żmudne i więcej w tym losowości niż faktycznego panowania nad sytuacją. Ponadto, historie prowadzone są w dość nierówny sposób. Więcej przyjemności znajdowałam, obserwując perypetie Hailey. Jej zafiksowanie na punkcie popkultury japońskiej od razu sprawiło, że poczułam do niej więcej sympatii niż do nudnego i mało charakternego Nate’a.

   

"Yo-kai Watch 3" jest ostatnim tchnieniem serii przed jej przeniesieniem na Switcha. Pomimo trzymania się archaizmów pierwszej części i przymuszania gracza do brania udziału w irytujących minigrach, jest to bardzo solidny tytuł, oferujący intrygującą historię rozpisaną na dziesiątki godzin. Pomimo często pojawiających się porównań do Pokemonów, dałabym szansę temu tytułowi, będącemu ciekawą wariacją na temat mitologii japońskiej i reprezentującemu sobą coś więcej niż "najlepszym być chcę". Szkoda tylko, że o ile w Japonii seria jest sporym fenomenem i każda kolejna część witana jest przez Japończyków z radością, o tyle na Zachodzie tę grę kupują nieliczni fani gatunku.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones