Recenzja serialu

Anna Boleyn (2021)
Lynsey Miller
Jodie Turner-Smith
Mark Stanley

W tym szaleństwie jest metoda

Koloru skóry Turner-Smith nie należy odczytywać dosłownie. To nośnik metafory: podkreśla wyobcowanie królowej, która mimo politycznych ambicji została sprowadzona wyłącznie do funkcji
W tym szaleństwie jest metoda
Wybór Jodie Turner-Smith na odtwórczynię tytułowej roli w serialu "Anna Boleyn" na długo przed premierą zdeterminował recepcję dzieła. Obsadzenie czarnej aktorki jako drugiej żony Henryka VIII dla wielu komentatorów okazało się trudne do udźwignięcia. Kontrowersyjną decyzję castingową tłumaczyli oni sobie chęcią zaistnienia dzięki taniej prowokacji, upatrywali w niej manifestacji lekceważącego stosunku twórców do faktów historycznych i uznawali ją za narzędzie pozwalające zdemaskować ich jako osoby bardziej niż prawdę ceniące sobie poprawność polityczną – nawet jeśli prowadzi ona do absurdu. Wbrew pozorom jest to jednak przemyślana strategia. 

Koloru skóry Turner-Smith nie należy odczytywać dosłownie. To nośnik metafory: podkreśla wyobcowanie królowej, która mimo politycznych ambicji została sprowadzona wyłącznie do funkcji prokreacyjnej (urodzenie męskiego następcy tronu), a jednocześnie prowokuje publiczność (a przynajmniej znaczną jej część), sprawiając, że jej uczucia względem ekranowej bohaterki odzwierciedlają reakcje, jakie Anna Boleyn wzbudzała na XVI-wiecznym brytyjskim dworze. Oczywiście widz ma prawo oczekiwać od serialu historycznego jak najwierniejszego odtworzenia realiów. Scenografia, kostiumy, a w końcu fizyczne podobieństwo aktorów do rzeczywistych osób wydają się nie mniej istotne co zgodność przedstawionych wydarzeń z ustaleniami badaczy specjalizujących się w danej epoce. Nie oznacza to jednak, że twórcy pozbawieni są swobody interpretacyjnej.  

Scenarzystka Eve Hedderwick Turner zaznacza wprawdzie, że fabuła produkcji inspirowana jest "prawdą i kłamstwami", ale deklaracji tej nie powinniśmy traktować jako zapowiedzi pisania alternatywnej wersji historii. Autorka trzyma się powszechnie znanych faktów – problemów Anny Boleyn z utrzymaniem ciąż (jedynym dzieckiem z jej związku z Henrykiem VIII była Elżbieta, przyszła królowa Anglii), coraz większego zainteresowania króla Jane Seymour (Lola Petticrew), działań doradzającego władcy Thomasa Cromwella (Barry Ward), dla którego królowa była postacią niewygodną. Odliczając dni do egzekucji bohaterki, Hedderwich Turner przeprowadza nas przez dworskie intrygi i polityczne rozgrywki, prezentując okoliczności, które w ostateczności doprowadziły protagonistkę pod miecz kata.  

Jednak "Anna Boleyn" to przede wszystkim pogłębiony portret tytułowej władczyni. Jodie Turner-Smith, fenomenalnie odnajdując się w roli królowej świadomej osuwającego się pod nogami gruntu, ma okazję popisać się swoimi umiejętnościami. Anna Boleyn to w jej interpretacji kobieta łącząca ze sobą sprzeczności – jest jednocześnie silna i dumna, krucha i zagubiona, odważna i naiwna w wierze w miłość męża i sprawiedliwość czekającego ją sądu. Dzięki swojej charyzmie aktorka nie pozwala się uwięzić w ciasnym gorsecie oczekiwań konserwatywnej widowni, tworząc postać wychodzącą poza ramy historycznego dramatu. Cierpią na tym pozostali bohaterowie, którzy na jej tle wyglądają jak szkice zarysowane za pomocą stereotypów wyjętych z podręcznika historii na poziomie podstawowym: apodyktyczny król, cyniczny sekretarz, udająca pokorę dama dworu.

Wszystko to sprawia, że zrealizowana dla Channel 5 produkcja jest sporym zaskoczeniem, nie wynika ono jednak z (nietrafnie) prognozowanego przez część widowni zakłamywania historii na rzecz hołdowania lewackiej ideologii. Podejście twórców do przedstawionej historii można wręcz uznać za konserwatywne. Choć wydawało się to kuszące, "Anna Boleyn" nie wpisuje się również w popularny w ostatnich latach nurt ubarwiania seriali historycznych odważnymi scenami erotycznymi czy brutalną przemocą, a największy dyskomfort wzbudzi zapewne scena, w której upokorzona władczyni musi skorzystać z nocnika w obecności strażnika z Tower. Niestety reakcje publiczności i zaniżanie oceny dzieła z uporem godnym lepszej sprawy pokazują, jak wiele trzeba zrobić w społeczeństwie w kwestii rasizmu strukturalnego i dlaczego trudno rozmawiać z białymi o kolorze skóry.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones