To serial, który traktuje widza z szacunkiem – nie podaje wszystkiego na tacy, pozwala interpretować, obserwować i przeżywać. "Andor" to triumf opowiadania historii w świecie "Gwiezdnych Wojen",
"Andor" to serial, który nie tylko redefiniuje, czym może być opowieść osadzona w uniwersum "Gwiezdnych Wojen", ale też udowadnia, że w galaktyce bardzo, bardzo odległej jest jeszcze miejsce na świeże, ambitne i niezwykle ludzkie historie. Produkcja Tony’ego Gilroya to majstersztyk narracyjny, który zaskakuje dojrzałością, głębią i niespotykaną dotąd intensywnością emocjonalną.
Od samego początku wiadomo, że "Andor" nie zamierza wpisywać się w utarte schematy. To serial bardziej polityczny niż przygodowy, bardziej dramatyczny niż nostalgiczny. Opowiada historię Cassiana Andora – postaci znanej z "Łotra 1" – zanim stał się bohaterem rebelii. Ale to nie tylko portret jednostki. "Andor" to opowieść o systemowym ucisku, narodzinach oporu i o tym, jak zwykli ludzie – nie rycerze Jedi czy legendarni bohaterowie – stają się symbolem nadziei i walki o wolność.
Pamiętam dobrze, jak jeszcze przed premierą serialu odbyła się wspólna sesja zdjęciowa zapowiedzianych wtedy projektów – obok "Mandalorianina", "Ahsoki" i "Obi-Wana" pojawił się również Cassian Andor. Wszyscy śmiali się wtedy, że to ten serial, którego nikt nie chce oglądać, że nikt na niego nie czeka. A ja? To właśnie "Andora" wyczekiwałem najbardziej. I dziś mogę powiedzieć jedno – opłaciło się. Reszta z tych zapowiedzi okazała się, mówiąc wprost, rozczarowująca – dno i gniot – a "Andor" stał się istną sensacją i jednym z najbardziej zaskakujących sukcesów całej franczyzy.
Każdy odcinek emanuje atmosferą napięcia, surowości i moralnej ambiwalencji. Świetne scenariusze i reżyseria pozwalają zanurzyć się w świecie, który wydaje się bardziej realny niż jakiekolwiek wcześniejsze przedstawienie galaktyki spod znaku "Star Wars". Zamiast spektakularnych bitew – mamy tu spisek, inwigilację, powolne budowanie napięcia i znakomite dialogi. To wszystko sprawia, że każda scena ma swoją wagę i znaczenie.
Wybitnie prezentują się też aktorzy. Diego Luna w roli tytułowej wnosi do postaci Cassiana nieoczywistość, ból i determinację. Jednak na równie wielkie uznanie zasługują Stellan Skarsgård jako Luthen Rael – postać skomplikowana i charyzmatyczna – oraz inni znakomici aktorzy, tacy jak Denise Gough, Genevieve O'Reilly czy chociażby Forest Whitaker – i oczywiście wielu więcej. Ich gra aktorska podnosi poziom serialu do rangi politycznego thrillera najwyższej klasy.
Pod względem realizacyjnym "Andor" zachwyca. Brak przesadnego CGI, stonowana kolorystyka, realistyczne scenografie – kręcone na prawdziwych lokacjach – wszystko to buduje klimat brutalnej rzeczywistości pod rządami Imperium. Muzyka Nicholasa Britella dodaje serialowi elegancji i niepokoju, a montaż i zdjęcia tworzą obraz niezwykle spójny artystycznie.
To serial, który traktuje widza z szacunkiem – nie podaje wszystkiego na tacy, pozwala interpretować, obserwować i przeżywać. "Andor" to triumf opowiadania historii w świecie "Gwiezdnych Wojen", który pokazuje, że największe emocje i najważniejsze pytania nie zawsze kryją się za światłem miecza, ale w cieniu codziennej walki o coś większego niż my sami.
Dla fanów i nie tylko – "Andor" to obowiązkowa pozycja, która na długo zostaje w pamięci. To nie tylko jeden z najlepszych seriali w uniwersum, ale też jedno z najbardziej ambitnych i dojrzałych dzieł science fiction ostatnich lat.