PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78152
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A

paulina707

Przyczytaj też "Zakończenie" - Tam Marlen też pisuje i nie tylko Ona. Rokitka wpada, Piegża, Kgadzinka, Beatka, moja skromna osoba i wiele innych. Zapraszam, a piszące góry przepraszam za pominięcie;)))

_LG_

nieraz czytam zakończenie, raz nawet kawałek nazkrobałam, ale ostatnio nie mam na nic czasu, ledwo na M&R nieraz wpadnę. tylko , że dziewczynki nie piszą teraz zbyt często, a szkoda.... :(

roene_Alexx

Dziewczynki teraz w pracy zakopane po uszy są, niestety... Ale zobaczę co da się zrobić ;) Pozdrówki i czekajcie cierpliwie ;)

marlen_3

Witam wszystkich wiernych "fanów". To, co tu wklejam jest sklecona naprędce pomiędzy jednym protokołem a drugim. Czuję się trochę tak Brennan w rozdziale poniżej, zawalona papierami ;) Miłego czytania i czekamy na komentarze. ;)

XXXIII

Minęły dwa dni brzemienne w milczenie jakie zapadło pomiędzy panią antropolog i agentem FBI. Bones często łapała się na tym, iż siedząc w swoim gabinecie spoglądała co chwilę w stronę drzwi z nadzieją, że ujrzy w nich Booth’a. Niestety tak się nie stało. Seeley nie odzywał się, nie dzwonił a jego noga nie przekroczyła progu Instytutu od pamiętnej, ostrej wymiany zdań. Wzięła do ręki telefon i po raz setny wybrała numer Booth’a. W ostatniej chwili przed połączeniem wcisnęła czerwoną strzałkę i cisnęła aparat na stertę papierów zajmujących połowę jej biurka. Chciała zająć się pracą żeby nie myśleć o tym co zaszło jednak nie wychodziło jej to najlepiej. Przeczesała ręką włosy i sięgnęła po kolejny protokół z porannych oględzin szczątek.
Booth miotał się po swoim gabinecie jak lew w klatce. Powinien już wrócić do domu jednak nie bardzo miał na to ochotę. Nie wiedział co ma ze sobą począć. Kłótnia z Brennan doszczętnie wyprowadziła go z równowagi. Denerwowała go ta jej niezależność i przesadna dbałość o skrupuły. Nie rozumiał dlaczego nie chce, żeby reszta ich współpracowników dowiedziała się o tym, że są razem. Przecież już od dawna ich o to podejrzewają. Czarę goryczy przelał dzisiejszy telefon od Rebecki, która raczyła go poinformować, że w najbliższy weekend nie będzie mógł zabrać Parkera do siebie, gdyż wyjeżdża razem z nim i swoim nowym narzeczonym, swoją drogą żołnierzem Marines do jego rodziców.
-Niech to jasna…- nie dokończył, gdyż w drzwiach zobaczył znajomą postać.
-Witam agencie Booth.
-Witaj Josephine… Co ty tu robisz?- zapytał Seeley zdumiony widokiem swojej przyrodniej siostry.
-Uznałam, że skoro w najbliższym czasie będziemy razem pracować to powinniśmy porozmawiać
-Będziemy razem pracować?- zdumienie Booth’a jeszcze bardziej się pogłębiło.- Dlaczego ja o tym nic nie wiem?
-Dyrektor Cullen poprosił mnie, żebym na czas nieobecności Lance Sweets’a.
-A co się stało ze Sweets’em?- dociekał dalej i gestem ręki zaprosił Joss do środka.
-Pojechał do rodziców. Zdaje się, że ktoś bliski mu umarł gdyż poprosił o miesięczny urlop.- dała kilka kroków do przodu i stanęła tuż przed swoim bratem. Pierwszy raz była tak blisko niego.- Cullen zadzwonił do mnie, gdy byłam już na lotnisku. Bardzo nalegał, żebym jednak została. Widzę, że nie jesteś zadowolony z takiego obrotu sprawy.- skończyła spoglądając na niego smutnym wzrokiem.
-Ja… nie… to znaczy…- Booth nie wiedział co ma powiedzieć.- Josephine… Jesteśmy rodzeństwem, a ja cię nawet nie znam… Sądzę, że…
-Czyli jednak…- pokiwała głową i odwróciła się w stronę wyjścia.
-Nie, nie o to mi chodziło.- złapał ją za ramię, zmuszając tym samym żeby się odwróciła.- Daj mi dokończyć, proszę…Josephine, myślę, że powinniśmy się lepiej poznać. Co byś powiedziała na wspólną kolację?- popatrzył na nią wyczekująco. Uśmiechnęła się, a w jej policzkach pokazały się dwa urocze dołeczki.
-Dobrze Seeley.- odpowiedziała i dodała po chwili- Mam tylko jedną prośbę.
-Tak?
-Nie mów do mnie Josephine.
-W porządku.- roześmiał się.- Ja do ciebie też mam prośbę.
-Tak, jaką?
-Nie mów do mnie Seeley.
-Dlaczego?
-Z tych samych powodów dla których nie mam mówić do ciebie Josephine.
-Niech ci będzie.- przystała.
-Skoro ta kwestia już jest załatwiona to może pójdziemy coś zjeść? Znam bardzo fajną knajpkę. Wpadamy tam dosyć często z Bones.
-Z Bones?- powtórzyła zdziwiona.
-Znaczy się z doktor Temperance Brennan.- wyjaśnił i puścił ją przodem.- Ale to długa historia.
-Mamy dużo czasu.
-I całe dotychczasowe życie do opowiedzenia.

Pozdrawiamy
insp. M&R

Rokitka

Rokitko powtarzam się, ale widzę same zalety Twojego pisarstwa... i jedną wadę, jaka ujawniła się ostatniej części. JEST ONA STANOWCZO ZBYT KRÓTKA!;)))
Pozdr. LG

_LG_

szkoda że ja się tak z bratem nie dogaduję... brat-Booth... zazdroszczę Joss

Rokitka

ponieważ zaczęłam czytać dopiero kilka dni temu przyzwyczaiłam się że mogę czytać duuużo jednego dnia a teraz musze czekać jak na kolejny odcinek bones :)kończcie tą prace szybko dziewczyny :)

marlen_3

Skoro tak prosicie to... Proszę kolejna część na specjalne zamówienie ;)

XXXIV

Rozległo się pukanie i Temperance podniosła głowę znad papierów po cichu licząc, że ujrzy Booth’a, chociaż on nie miał nigdy w zwyczaju pukać. W drzwiach stała Angela.
-Nie teraz Ange, jestem bardzo zajęta.- uprzedziła przyjaciółkę.
-Skarbie, nie możesz harować dwadzieścia cztery godziny na dobę.- Angela weszła do gabinetu i rozsiadła się na kanapie.
-Ale ja nie…
-Jak nie jak tak.- przerwała jej podnosząc się z kanapy i siadając na biurku między sterta papierów a dwoma kubkami niedopitej kawy.- Nie możesz aby ta sterta makulatury przesłaniała ci cały świat.
-Ange, ja mam po prostu bardzo dużo zaległości w papierkowej robocie i staram się je nadrobić…
-Takie bajery to możesz wciskać Zack’owi.- wtrąciła ostrym tonem i po chwili dodała nieco łagodniej z troską w głosie.- Temperance, co się stało?
-Nic.- odburknęła i wstała z miejsca. Zaczęła krążyć po pokoju .Po chwili przystanęła i odwróciła się do Angelii.- Miałam małą sprzeczkę z Booth’em.
-Wy się ciągle sprzeczacie i jakoś nie zauważyłam, żebyś wcześniej tak reagowała.
Brennan założyła ręce na piersiach jakby w geście obronnym. Westchnęła ciężko.
-Ange… My… My od jakiegoś czasu…- słowa przychodziły jej z trudem.- My od jakiegoś czasu jesteśmy czymś więcej niż tylko partnerami.- wykrztusiła w końcu czując niemałą ulgę. Booth miał rację. Nie powinna udawać przed wszystkimi że nic ich nie łączy. Są dorosłymi ludźmi, którzy się kochają, a ona do tej pory zachowywała się jak dziecko. Bała się, że ujawniając komukolwiek swoje uczucia narazi się na śmieszność i podważy swój autorytet.
-Wiem.- skwitowała Angela.
-Jak to wiesz? Od kiedy?- zapytała zaskoczona Brennan.
-Od jakiegoś czasu.- uśmiechnęła się.- Wszyscy wiedzą.
-Wszyscy?!- wykrzyknęła opadając bezsilnie na kanapę.- No pięknie.
-No pięknie- powtórzyła z zachwytem Ange, siadając tuż obok niej.
-Ange, to był sarkazm.
-Oj Tempe, nie przesadzaj. To cudowne, że w końcu jesteście razem. W Instytucie robili zakłady o to kiedy wy…- przerwała gwałtownie gdyż uświadomiła sobie, że za dużo powiedziała.
-Jakie zakłady?!
-Aaa, nieważne. Pójdziemy coś zjeść?- szybko zmieniła temat.
-Sama nie wiem.- odpowiedziała Brennan i nagle poczuła burczenie w brzuchu.
-Nie zgrywaj się, idziemy.- Angela pociągnęła przyjaciółkę za rękę.- Musisz mi wszystko opowiedzieć, ze szczegółami.- podkreśliła dobitnie ostatnie słowo.- A zwłaszcza to jak agent Seeley Booth radzi sobie w łóżku.
-Ange!- oburzyła się Temperance i po chwili roześmiała. Angela poprawiła jej humor na tyle, że zdecydowała, iż tuż po kolacji pojedzie do Bootha i go przeprosi za swoje wcześniejsze zachowanie.
Booth zabrał Joss do „Royal Dinner”. Zjedli kolację podczas której każde z nich opowiedziało o sobie, o swoim dotychczasowym życiu. Przy deserze prześcigali się w wyjawianiu anegdot dotyczących ich samych. Co chwilę przerywali jedzenie wybuchami śmiechu. Booth zauważył, że oboje mają takie same upodobania kulinarne. Poznając Joss coraz lepiej powoli docierał do niego fakt, iż jest ona jego siostrą.
-Bardzo się cieszę, że mogliśmy w końcu porozmawiać.- Joss odłożyła widelec do ciasta i sięgnęła po filiżankę kawy.
-Ja też.- Booth uśmiechnął się do niej.
-Jesteś taki podobny do ojca…- stwierdziła przyglądając mu się.- Jakby ktoś zdjął z niego skórę.
-Ty także posiadasz jego kilka cech.- skwitował pałaszując szarlotkę.
-Czy masz do niego żal?- zapytała Joss po chwili ciszy.
-Do kogo?
-No do taty.
Booth odłożył sztućce i wytarł usta serwetką.
-Jeżeli mam być szczery to tak, mam do niego żal. Nie tyle o to, że zdradził moją matkę, ale o to, że przez tyle lat ukrywali przede mną fakt twojego istnienia.
-Joseph sam nie wiedział o tym, że podczas jednej chwili zapomnienia powstałam ja.
-Ale gdy już się o tym dowiedział to mógł mi o tym powiedzieć, prawda?
-Mógł, ale ja tego nie chciałam. Nie chciałam wywracać życia waszej rodziny do góry nogami. Proszę, wybacz mu…
-Nie rozmawiajmy już o tym.- przerwał jej Booth.- Teraz liczy się fakt, iż mam siostrę.- ujął ją za rękę i delikatnie uścisnął.- Witaj w rodzinie Joss.
Josephine wstała z miejsca, podeszła do brata i go przytuliła. Booth nie zauważył stającą za oknem przy którym był ich stolik, Brennan.
Temperance stała jakby ktoś ją wmurował w chodnik. Nie wierzyła własnym oczom. Seeley przytulał jakąś ładną brunetkę. Poczuła jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Przyjrzała się lepiej kobiecie. Skądś znała tę twarz. Tak, to była Josephine Foster. Ta młoda funkcjonariuszka z wydziału wewnętrznego, która brała udział w śledztwie, kiedy oskarżono Booth’a o morderstwo. Sztylet zrobił pełen obrót. Jak on mógł jej to zrobić?- myślała gorączkowo.- Wystarczyła tylko jedna sprzeczka, a on już szukał i co gorsza znalazł pocieszenie w ramionach innej kobiety.
Po chwili dołączyła do niej Angela, która była wykupić bilet w parkomacie.
-Co się stało skarbie? Miałaś zająć nam stolik.- podeszła do przyjaciółki, przyglądając się jej podejrzliwie. Brennan nie odpowiedziała obserwując scenę rozgrywającą się za szybą. Ange spojrzała w tym samym kierunku.- Nie… To nie może być prawda.- wykrztusiła zszokowana.- Tempie, na pewno Booth nam to wszystko wyjaśni. Znaczy się wyjaśni tobie.
-Nie zamierzam wysłuchiwać żadnych durnych historyjek.- skwitowała lodowato Brennan, odwróciła się na pięcie i pośpiesznie oddaliła.
-Ale… Tempie!- krzyknęła za nią Angela i puściła w pogoń tak szybko na ile pozwalały jej buty na niebotycznie wysokich obcasach.- Poczekaj!
Brennan zatrzymała się i rozejrzała za taksówką. Niestety żadnej nie było w pobliżu.
-Po… czekaj.- wysapała zdyszana doganiając Bones.- Rany, ale ty masz kondycję. Gdzie się wybierasz?- zapytała łapiąc oddech.
-Jadę do domu.
-Nie możesz być sama w takiej chwili. Porozmawiajmy. Miałyśmy zjeść kolację. Znajdziemy jakąś inną knajpkę, usiądziemy i porozmawiamy.- próbowała przekonać ją Angela.
-Chcę być sama Ange. Zawsze byłam sama i jakoś sobie radziłam więc teraz nie będzie inaczej.- kiwnęła ręką na przejeżdżającą taksówkę. Żółty mercedes podjechał pod sam krawężnik i się zatrzymał.
-Tempie, przecież jesteśmy przyjaciółkami, nie odrzucaj mnie.- posłała jej smutne spojrzenie.
-Tak będzie lepiej. Do zobaczenia.- rzuciła i wsiadła do taksówki.
Angela zaciskała bezradnie pięści patrząc na odjeżdżający samochód. Zalała ją fala wściekłości. Nie na Temperance, za to że nie pozwoliła sobie pomóc lecz na sprawcę całego zamieszania, Seeley’a Booth’a. Postanowiła coś zrobić. I to natychmiast. Zawróciła do restauracji w której miały zjeść kolację z zamiarem ucięcia sobie krótkiej pogawędki z „Panem Nieumiejącym Trzymać Rąk Przy Sobie”.
cdn...

Za wszelkie orty z góry przepraszam ;)

M&R

ocenił(a) serial na 10
Rokitka

robi się ciekawie...
nawet bardzo >)
chyba się następnej części nie doczekam ;/
prosze napiszcie cedek jak najszybciej!!
PROSZE!!!!

Rokitka

Proście, a M&R napiszą...;)

Wygląda na to,że każda kobieta, nawet taka jak Bones potrafi zrobić z igły widły, czy nawet kosiarkę...
Już myślałam, że siostrzyczka skorzysta z dobrodziejstwa samolotu, czy promu kosmicznego, ale pospieszyłam się z tym sądem.

Stanowicie klasę i niedościgniony ideał.
LG


_LG_

LG, bez przesadyzmu ;) Ideały z nas żadne :)A Bones rzeczywiście zrobiła kosiarkę :) I to taką, która przydałaby się wielu rolnikom, którzy na łąkach uprawiają pokrzywy i przypadkiem zapominają je ściąć. Marlen wie coś o tym. Ostatnio występowała jako buszująca w pokrzywach ;)

Rokitka

Rokitko, zdarza mi się czasem przesadzać, ale tylko roślinki:). Co do moich sądów, to chwalę Was za całokształt. Wierz mi, że nie rzucam słów na wiatr.

Kosiarka jest Boothowi bardzo potrzebna nie do trawy czy pokrzyw, ale do celów terapeutycznych, jako remedium na jego męską pewność siebie i megalomanię:)

Rokitka

czuję że ten cdn będzie bardzo ciekawy Dziewczynki ja chce jeszcze :D

ocenił(a) serial na 7
Rokitka

Przeczytałam pierwszą część i obawiałam się, że coś takiego może się stać. I stało się! Och... Booth będzie musiał się bardzo starać aby odzyskać jej zaufanie. Ale ponieważ ja wierze w szczęśliwe zakończenia mam nadzieję że wszystko będzie dobrze. Ale jestem ciekawa jak do tego dojdzie. Więc piszcie!!

Rokitka

M&R no dziewczyny moge śmiało powiedzieć że kocham to opko :)
bomba normalnie
się porobiło niepowiem ciekawe jak się będzie tłumaczył czekam na więcej :*:)

Rokitka

składamy jeszcze jedno specjalne zamówienie :D

paulina707

Hej! Słyszeliście o najnowszym spoilerze dotyczacym Bones?
Jest on pod tym adresem http://www.brennan.fora.pl/spoilery,6/4-sezon,60.html#147

Reeja

niebyło mnie chwile a napisaliście już 2 części! ale super, nareszcie znów się troche rozpizpisujęcie!

jesteście wspaniali, niewytrzymałabym bez waszych opowiadań!

marlen_3

XXXV

Niestety zanim Angela dotarła do restauracji Booth i tajemnicza kobieta już wyszli. Zła i zrezygnowana wróciła do domu gdzie opowiedziała o wszystkim Hodgins’owi. Ten słysząc najnowsze plotki dotyczące Booth’a i Brennan roześmiał się głośno.
-Skarbie, nie zawracaj sobie tym wszystkim swojej ślicznej główki.
-Ale…- próbowała wtrącić jednak Jack przytknął palec do jej ust dając tym samym do zrozumienia żeby zamilkła.
-Oni się kochają i to w taki sposób, że żadne dziwne zrządzenie losu, żaden dziwny przypadek nie będzie w stanie ich rozdzielić a już na pewno nie zniszczy tego uczucia co ich łączy.
-To zupełnie tak jak nas.- podsumowała Angela uśmiechając się lekko.
-Zupełnie tak jak nas.- powtórzył Jack i namiętnie pocałował swoją przyszłą żonę.

Brennan weszła do mieszkania i trzasnęła drzwiami. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zawiedziona i rozgoryczona. Zaufała mu, oddała mu swoje serce a on tak ją oszukał. Powinna posłuchać głosu rozsądku, który już wcześniej zapalał alarmujące czerwone światełko. Nie, nie będę płakać…- myślała gorączkowo czując piekące łzy pod powiekami.- Jestem silna. Nie będę płakać przez jakiegoś durnego samca, który nie może poskromić swoich chuci.
Zrezygnowana powędrowała do łazienki żeby wziąć długi, gorący prysznic.
Niestety ani kąpiel ani mocny drink nie przyniosły ukojenia. Szarpały nią sprzeczne emocje. Jeden mały ludzik szeptał jej do ucha słowa ukojenia, że może to nie było nic takiego, że na pewno istnieje jakieś racjonalne wytłumaczenie, drugi mówił coś zgoła innego. Wszyscy faceci to zadufane w sobie, myślące nie tą częścią ciała co potrzeba neandertale. Zasłuchana w dwa sprzeczne głosiki położyła się do łóżka i po chwili zasnęła.

-Gdzie mieszkasz?- zapytał Booth odwożąc Joss pod budynek FBI gdzie zostawiła swój samochód.
-W hotelu „Pod Papugą” dopóki nie znajdę sobie jakiegoś porządnego lokum.- Joss wzruszyła ramionami, przełączając radio na inna radiostację.
-„Pod Papugą”?! W tej spelunie?- wykrzyknął zdumiony.- Przecież tam są karaluchy wielkości dorodnego szczura.
-Z entomologicznego punktu widzenia to może być bardzo ciekawe.- roześmiała się.
-Zaczynasz gadać jak Hodgins.
-Jak kto?
-Jeden z ekipy zezulców Bones.- wyjaśnił Booth parkując obok Hondy Joss.- On kocha robaki. Czasami się nawet zastanawiam czy nie sypia z nimi częściej niż z Angelą.
Joss roześmiała się jeszcze głośniej a wraz z nią Booth. Po chwili oboje wysiedli z samochodu.
-Słuchaj…- Seeley podrapał się z zakłopotaniem w tył głowy.- Nie wiem co sobie o mnie pomyślisz, ale chciałbym ci zaproponować lokum u mnie dopóki nie znajdziesz jakiegoś miejsca dla siebie. Mam duży dom i sporo miejsca w nim. Moglibyśmy jeszcze lepiej się poznać. Co ty na to?
-Sama nie wiem. Naprawdę nie byłby to duży kłopot dla ciebie?
-Już ci mówiłem, że nie. Gdybyś się zgodziła byłbym bardzo szczęśliwy.
-Booth, dopiero co mnie poznałeś. Nie chcę żebyś po tak krótkim okresie czasu przejmował obowiązki starszego brata. Nie chcę cię do niczego zobowiązywać.
-Joss…- położył ręce na jej ramionach.- Nie czuję się do niczego zobowiązany. Chcę po prostu dobrze wejść w rolę starszego brata. Chcę poczuć, że mam młodszą siostrę. Chcę ją chronić i się nią opiekować.
-Booth, ja już od dawna jestem dorosła.- wtrąciła.
-Jesteś w wieku Sweets’a?
-Tak.
-Wobec tego masz dwanaście lat.
-Słucham?- obruszyła się Joss, zadając mu porządnego kuksańca w żebra. Wiedziała, że Booth nabija się z niej.- Mam więcej niż dwanaście lat.
Roześmiał się jednak po chwili dodał poważnym tonem.
-Ale chciałbym żebyś miała dwanaście lat. Chciałbym nadrobić te wszystkie stracone lata.
-Ja także Booth, ja także.- odpowiedziała i mocno się uścisnęli.
-To jak? Przenosisz się do mnie?- zapytał po chwili odsuwając się na długość ramion.
-Bardzo bym chciała, ale… A co z Temperance? Wspominałeś, że jesteście razem. Jak jej wytłumaczysz obecność innej kobiety w swoim domu?
-Powiem jej prawdę, że jesteś moją siostrą i że będziemy teraz razem pracować.-uśmiechnął się.
-Wolałabym, żeby fakt, iż jesteśmy rodzeństwem nie wychodził poza to wąskie grono w jakim się znajduje.
-Ale… Dlaczego?- uśmiech zszedł z jego twarzy równie szybko jak się na niej pojawił.
-Pomyśl logicznie, będziemy razem pracować. Mimo tego, iż jest to tylko zastępstwo to okoliczności w jakich ja je dostałam są co najmniej podejrzane. Przecież jest tylu świetnych specjalistów. I nagle okazuje się, że jesteś moim bratem. To mocno pachnie nepotyzmem. Ja bardzo szanuję doktor Brennan. W czasie studiów była moją mentorką i niedoścignionym ideałem mimo tego, iż jestem tylko lekarzem medycyny sądowej, nie antropologiem. Nie chciałabym żeby ktokolwiek pomyślał, że to zastępstwo za Lance jest spowodowane koneksjami rodzinnymi, a już na pewno nie doktor Brennan.
-Rozumiem.- pokiwał głową.- W takim razie wymyślę jakiś inny powód twojego pobytu u mnie.
-Jeszcze się nie zgodziłam.- przypomniała mu Joss.
-Ale też nie powiedziałaś nie. To jak będzie?- popatrzył na nią wyczekująco.
-W porządku.- przystała z nieukrywaną radością.
cdn... (chyba;))

M&R

Rokitka

jak to cdn.. chyba ?? kurcze dziewczyny ja czekam jeszcze na jakąś ciekawą scenkę z udziałem Bootha i Brennan :D Wy o tym tak ładnie piszecie :)

paulina707

Ej no dziewczyny to chyba to chyba tylko dla jaj co??
Jesteście super jak wy to robicie??
Czekam na kolejną cześć...:-*

ocenił(a) serial na 10
jusia16

Trzeba Was dopingować, zostałyście jedynymi piszącymi i lepiej, żebyście Nas nie opuszczały! :)
Od początku czułam, że ta Joss namiesza.
O... mam wizję, jak Brennan znów uderza Bootha ;]

BTW- Marlen, co z kamerą i Sweets'em? ;D

ocenił(a) serial na 7
Rokitka

Jestem ciekawa, oj ciekawa jak on to wytłumaczy Bones, jeśli nie może powiedzieć, że Joss to jego siostra!
Andzia ma rację. Chyba szykuje się cios. I to całkiem niezły...

Rokitka

Dziewczyny chyba jakiś mały przestój macie w twórczości a jaka taka strasznie ciekawa jestem co dalej będzie Czekam cierpliwie przynajmniej się staram :)

marlen_3

Mistrzowsko, bombowo, idealnie itp. itd. Nie mogę się dpczekac następnej częsci.(...)

A gdzie jest dalszy ciąg BB na zakończeniu??

A tak ogólnie to trochę cicho jest na ankiecie i zakończeniu...

Was tam jakoś nie widac...

Pozdrówki
Beatka z .... bla bla bla

Bea_przerwa_Alex

w 2 noce przeczytałam wszystkie wasze opowiadania, co chyba świadczy o tym ze są świetne ;P
niestety nie wchodzi mi strona Rokitki i Marlen :< pomóżcie!

ocenił(a) serial na 10
agrafka28

Wszystkie strony na waks'ie nie chodzą, ani o Bones, ani forum, więc to ma pewnie coś wspólnego :(

andzia_45

Jeden z Adminów napisł mi, że to tylko trzydniowa przerwa techniczna więć się nie martwcie dziewuszki ;) Na pewno niedługo znowu wszystko będzie działać :)

Rokitka

dziewczyny! wielkie ukłony w stronę waszej twórczości. naprawdę świetna robota! przeczytałam wszystko, chyba z 3 razy. czekam na więcej, mam nadzieję szybko, jestem strasznie ciekawa co dalej!

zone_tone

HEJKA
Pamiętacie może za co pierwszy raz Booth dostał w pape od Brennan?

jusia16

nie pamiętam, ale mogłaby mu dowalić jeszcze raz, byłoby śmiech :D

roene_Alexx

ej no ale cicho sie zrobiło...napiszcie coś bo nudno...

jusia16

właśnie! gdzie kolejna część! chyba nas teraz nie zostawicie! <odpukać w niemalowane!> kiedy kolkejna część??

ocenił(a) serial na 10
marlen_3

Strasznie spodobały mi sie wasze opowiadanie dopiero wczoraj znalazłam to forum i powiem wam ze strasznie mnie wciągło i czekam na dalsze cześci bo bedą prawda ??

martaapr

właśnie! te "chyba: na końcu ostatniego opowiadania, to był przecież żart!!!! powiedzicie, że to był, zart, przecież nas teraz niezostawicie!

roene_Alexx

Żart, żart.... No jakże byśmy śmiały zostawić tak wiernych czytelników? Czekajcie cierpliwie. Na pytanie kiedy następna część, odpowiadam: ROBI SIĘ ;) Nie chcemy Wam przecież jakiegoś chłamu wcisnąć :)

marlen_3

W nagrodę za cierpliwość, proszę, kolejna część naszej etiudy ;) Życzymy dobrej zabawy i czekamy na opinie.

XXXVI

Koniec- myślała Bones.- Dość użalania się nad sobą i nieudanym życiem uczuciowym. Zresztą to nie moja wina, że wszyscy mężczyźni to troglodyci niedoceniający tego, co posiadają. Dla nich liczy się tylko to, co mają w spodniach i w jaki sposób mogą tego użyć. Niekoniecznie z jedną partnerką. I nie jest ważne dla nich, że ranią przy tym uczucia drugiej osoby.
-Myślę, że ten mężczyzna został zamordowany przy użyciu ostrego narzędzia o gładkich krawędziach. Nie widzę żadnych innych śladów.- referował głośno Zack wyrywając Brennan z zamyślenia.- Ostrze przeszło pomiędzy trzecim a czwartym lewym żebrem i wbiło się w serce. Na rękach nie zauważyłem urazów sugerujących na to, że ofiara mogłaby się bronić. Co pani doktor o tym myśli?
-Ja… Hmm… Musimy dokładniej się temu przyjrzeć. Może coś przeoczyliśmy.- wydukała Brennan nie przyznając się, że niewiele dotarło do niej z tego co mówił Zack.
-Czy coś się stało doktor Brennan?
-Nie, dlaczego pytasz?- odpowiedziała starannie unikając wzroku swojego asystenta.
-Wydaje mi się, że jest pani dzisiaj jakoś dziwnie rozkojarzona.
-Wracajmy do pracy Zack.- ucięła krótko. Po chwili jednak zreflektowała się, że może za szorstko się do niego odezwała i uśmiechnęła się blado starając załagodzić niemiłe wrażenie. Zack nie zauważył zakłopotanego uśmiechu Brennan, gdyż z wprost niebywałą uwagą skupił się na szczątkach leżących na stole laboratoryjnym, szukając jakichś śladów, które zadowoliłyby jego przełożoną.
-Tempie, mam już wstepny portret naszego truposzka.
-To są szczątki człowieka Ange.- poprawiła ją odruchowo Bones.
-No przecież mówię.- Angela uśmiechnęła się do niej jakby nie zauważyła oschłości swojej przyjaciółki.- Zrekonstruowałam jego twarz. A Cam wpuściła pobrane DNA do bazy danych. Mamy trafienie w CODIS. Wszystko się zgadza.- zajrzała do trzymanej w ręku papierowej teczki.- To Aleksjej Pietrow, szef rosyjskiego ugrupowania Nowa Moskwa działającego na terenie stanu Wirginia. Narkotyki, broń, stręczycielstwo.
-Powiedz Cam, żeby przekazała wszystkie nasze ustalenia Booth'owi.- poprosiła Temperance Angelę i udała się do swojego gabinetu.
-Co ją dzisiaj ugryzło?- zapytał Hodgins dołączając do pozostałej dwójki.
-No przecież wiesz.- Angela spojrzała na niego wymownie.
-Ja nie wiem.- wtrącił się Zack.
-Miłość Zacky, miłość.- odpowiedział Jack, całując Angelę przelotnie.
-Nie sądzę żeby doktor Brennan martwiła się swoim romansem, aż tak bardzo, że nie może się skupić na pracy. Bynajmniej wcześniej jej się to nie zdarzało.- podsumował Addy i wrócił do pracy.
Bones weszła do swojego gabinetu i poczuła jak podłoga zaczyna jej wirować pod nogami a ściany wokół zaczynają się niebezpiecznie zbliżać. Zachwiała się i aby nie upaść przytrzymała się mocno biurka. Po chwili zawrót głowy zniknął. Usiadła ciężko na swoim fotelu i otarła z czoła kropelki zimnego potu. Przemęczenie- pomyślała i przymknęła na chwilę oczy. Gdy je znowu otworzyła zegar stojący na jej biurku wskazywał parę minut po piątej popołudniu. Przespała prawie godzinę siedząc za biurkiem. Rozejrzała się nierwowo w poszukiwaniu jakiegokolwiek świadka swojej chwilowej niedyspozycji, jednak nikogo w poblizu nie zauważyła. Pewnie wszyscy poszli juz do domu.-stwierdziła w myślach i zebrała z biurka kilka teczek z dokumentami po czym zapakowała je do skórzanej aktówki. Wciągnęła płaszcz, zgasiła światło i wyszła pośpiesznie z Instytutu.
Dlaczego ona się do mnie nie odzywa?- myślał gorączkowo Booth i po raz kolejny zadawał sobie dzisiaj to pytanie.- Czyżby jej naprawdę juz na mnie nie zależało?- jego rozmyślania przerwał dzwonek komórki.
-Booth.- odebrał nie patrząc na numer.
-To ja.- w słuchawce usłyszał głos Joss.- Chciałam zapytać czy mógłbyś zrobić zakupy jak będziesz wracał do domu? W lodówce oprócz światła i dziwnie wyglądającego kawałka sera nic nie znalazłam a jeść coś musimy.
-W porządku.- przytaknął Booth.
-Wiesz, zrobiłabym to sama, ale dzisiaj wrócę do domu chyba jeszcze później niż ty. Porządkuję akta Lance. Nie wygląda na aż takiego bałaganiarza.
-Po Sweets'ie można się wszystkiego spodziewać. Nie znalazłaś tam gdzieś jakiejś ukrytej szuflady z dmuchaną lalą i pejczami?- zażartował Seeley nie mogac się powstrzymać.
-Muszę cię zawieść kochany braciszku. Nic takiego nie znalazłam. Ale dużo pracy jeszcze przede mną więc nie trać nadziei.
-Ok. Liczę na ciebie.- roześmiał się.
-Ja na ciebie też. Proszę cię nie zapomnij o tych zakupach i kup coś zjadliwego a nie tylko chipsy i piwo. Nie chcę jeść drugi raz z rzędu na kolację chińszczyzny.
-Chińszczyzna jest bardzo zdrowa.- zaoponował.
-Tak, dla tych co lubią jeść mięso z niepewnych źródeł.
-Jakich niepewnych? "Złoty Smok" to najlepsza chińska restauracja w całym mieście. Mięso jest na pewno świeże.
-Ja wcale nie mówię, że jest nieświeże. Pewnie jeszcze parę minut przed przygotowaniem biegało sobie szczęśliwe po ulicy.
-Joss!- oburzył się Booth jednak w jego głosie było słychać hamowany śmiech.- Co ty insynuujesz?
-Nic, nie słyszałeś nigdy co w takich restauracjach robi się z piesków i kotków?
-Nie, a co?
-Z piesków wieprzowinę w pięciu smakach a z kotków kisiel i ciastka.- wyjaśniła i po chwili roześmiała się serdecznie. Booth wyobraził sobie piękną kobietę, odgarniającą z twarzy długie, ciemne włosy, śmiejącą się jak dziecko. Obrazek ten towarzyszył mu od wczorajszego dnia. Bardzo cieszył się z faktu, iż ma siostrę.
-Chcesz mi obrzydzić raz na zawsze chińskie żarcie?- zapytał śmiejąc się.
-Dokładnie.- przytaknęła.- Muszę już kończyć. Do zobaczenia wieczorem.
-Trzymaj się.- odpowiedział i zakończył połączenie.
Bones weszła do mieszkania i rzuciła teczkę na kanapę. Była bardzo zmęczona i głodna jak wilk. Podążyła w stronę lodówki i wyciągnęła z niej jakieś gotowe danie. Nie miała w zwyczaju jadać tego typu rzeczy jednak zawsze trzymała w zapasie tego typu produkt na wypadek gdyby nie chciało jej się gotować. Dzisiaj właśnie był taki dzień. Wrzuciła opakowanie do mikrofalówki i włączyła ekspres do kawy.
Po kolacji zasiadła z kubkiem kawy w ręku do biurka aby skonczyć raporty i dopisać chociaz jedno zdanie do swojej nowej książki, która leżała nieruszona od jakiegoś czasu. Zaległości w pisaniu były naturalnie związane z jej romansem z Booth'em.
-Booth... Dlaczego mi to zrobiłeś?- zapytała na głos jakby oczekując odpowiedzi.- Nie... Nie... Nie... Temperance, miałaś już o nim nie myśleć. Zapomnij...- pouczyła samą siebie i upiła łyk kawy. Nie zdążyła przełknąć, gdyż momentalnie zrobiło jej się niedobrze. Szybko odstawiła kubek i pognała do łazienki. W ostatniej chwili dopadła do muszli klozetowej i zwymiotowała. Po dłuższej chwili, gdy jej żołądek już się uspokoił, podeszła do umywalki i obmyła twarz. Spojrzała w lustro. Patrzyła na nią kobieta o bladej twarzy i ze smutnymi oczami podkreślonymi czarnymi obwódkami.
-Co się ze mną dzieje?- wyszeptała.

M&R

p.s. Wybaczcie błędy ortograficzne, ale musiałam w laptopie zrobić format dysku i nie mam offica. Zmuszona jestem pisać w WordPadzie.

Rokitka

NARESZCIE! TO WSPANIAŁ!

TYLKO PAMIETAJCIE: NIGDY NAS NIE ZOSTAWCIE!

roene_Alexx

OJEJ OJEJ OJEJ!!!!!!!!! OJEJ OJEJ OJEJ OJEJ OJEJ!!!! O RZESZ O RESZ O RESZ!!! A TO CI DOPIERO! MATULU KOCHANA! DWA DNI NIE BYłAM NA SIECI I TAKA NIESPODZIEWAJKA ZARąBISTA:D:D:D

ocenił(a) serial na 10
kgadzinka

Ale się dzieje ;] Podnosicie poprzeczkę i tak trzymać! Dla takiej treści opłaca się czekać ;)

ocenił(a) serial na 8
Rokitka

opowiadanie super, jak zawsze :)... te zawroty głowy i wymioty mnie zastanawiają :D czyżby ?? w końcu mamy przecież babyboom :)

marlen_3

W związku z tym, że w przyszłym tygodniu będziemy hasać po powiecie inowrocławskim i zapewne nie będziemy miały czasu na to żeby cokolwiek stworzyć dlatego teraz piszemy i publikujemy na bieżąco :)
Z dedykacją dla WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW :)

XXXVII

-No, no, no.- pokiwała z uznaniem głową Joss.- Widzę, że się postarałeś braciszku. Szparagi... Wołowina... Łosoś.- wyciągała po kolei zakupy z papierowych toreb.- A to co?- zapytała zaskoczona natrafiając na najnowszy komiks o przygodach kapitana Ameryki.- To dla twojego syna tak? Dla Parkera?
-Nie, to dla mnie.- zabrał jej czasopismo i połozył się na kanapie.- Daj znać jak kolacja będzie gotowa.
-Hola, hola mój panie. A cóż to za porządki?- podparła się pod boki i przyjęła buńczuczną postawę.- Kiedy ja będę ciężko harować w kuchni, ty będziesz się wylegiwał na kanapie?
-Tak, dokładnie tak.- burknął nieodrywając wzroku od kolorowych obrazków.- Kobiety są od prania, gotowania i sprzatania a mężczyźni od przynoszenia do domu mięsa.
-Jestem ciekawa jak jakakolwiek kobieta może z tobą wytrzymać. Seeley Booth, czysty przykład szowinistycznej świni. Chyba opiszę cię w moim następnym artykule dotyczącym mentalności ludzi pierwotnych zakorzenionej we współczesnej społeczności.
-A ile mi zapłacisz?
-Za co?
-Za bycie obiektem naukowym. Rozbierana sesja fotograficzna także wchodzi w grę? Bo jeśli tak, to wiesz...- uśmiechnął się do niej szelmowsko.- Takie ciało kosztuje.
-Jakie ciało? Mięśnie jak u żonatego wróbla, krótkie nogi i na dokładkę krzywe tak że by pies z budą przez nie przebiegł...- zaczęła wyliczać z trudem hamując śmiech.
-O ty!- wykrzyknął i zerwał się z kanapy. Podbiegł do Joss, chwycił ją wpół i przerzucił sobie przez ramię. Skierował się w stronę łazienki.
-Puść mnie.- krzyczała śmiejąc się i równocześnie okładała Booth'a pięściami po plecach i wierzgała nogami.
-Odwołaj to co powiedziałaś to cię puszczę.- odpowiedział również się śmiejąc.
-Nigdy!
-To uważaj.- wrzucił ją do wanny i odkręcił kurek z zimną wodą. Szybko przełączył strumień na prysznic i zaczął polewać Joss. W łazience słychać było kobiecy pisk przeplatany z męskim śmiechem i kilkoma obelgami którymi nie powstydziłby się najgorszy recydywista rzuconymi pod adresem Booth'a. W końcu Seeley uznał, że wystarczy już tej zabawy i zakręcił wodę.
-Mam nadzieję, że wyniesiesz z tej lekcji jakąś nauczkę na przyszłość.- rzucił żartobliwie podając jej ręcznik.
-Zemszczę się.- pogroziła mu z poważną miną, jednak jej oczy się śmiały.
-Grozisz mi?
-Ja ci nie grożę, ja ci to obiecuję.-wytarła twarz i wyszła z łazienki aby sie przebrać. Dobiegł ją głośny śmiech Seeley'a. Już ja mu pokażę.- pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem. Tak naprawdę to była bardzo szczęśliwa.
-Pycha...- wymamrotał Booth z pełnymi ustami.- Od dawna nie jadłem tak wspaniałego steku.
-Cieszę się, że ci smakuje.- odpowiedziała Joss sięgając po kieliszek z winem.- Przyjemnie jest patrzeć na kogoś, kto z takim apetytem pałaszuje to, co się ugotowało.
-Ośmielę się stwierdzić, że gotujesz równie dobrze jak moja mama.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się.- A co tam u doktor Brennan?
Booth zesztywniał na chwilę i przestał jeść. Sięgnął po kieliszek.
-Nie wiem. Nie odzywa się do mnie.- jednym haustem wypił całą jego zawartość.
-Pokłóciliście się?
-Chciałbym żeby to wszystko było takie proste. Pokłócić się raz, porządnie a potem pogodzić.- westchnął ciężko.- Ale z Bones nic nie jest takie proste.
-Kochasz ją?
-Ja...- zaskoczyła go tym bezpośrednim pytaniem.- Ja... Tak, kocham ją. Bardzo...
-Więc w czym problem? Zadzwoń do niej, umówcie się na kawę w jakimś spokojnym miejscu i poważnie porozmawiajcie. Widzę jaki smętny jesteś. Snujesz się z kąta w kąt i starasz się jakoś to wszystko ukryć pod maską "Hej, jestem super facetem, żadna kobieta mnie nie zrani. Nie ta to inna."
-Joss...
-Nie przerywaj mi.- upomniała go.- Wiesz ile związków rozpadło się przez takie myślenie, przez takie postępowanie? Jedno drugiemu nie ustąpi, jedno i drugie unosi się pychą. Braciszku, musisz coś zrobic bo inaczej możesz ją stracić.
-Wiesz co?- Booth podniósł się z miejsca i podszedł do Joss.- Masz rację siostrzyczko. Dziękuję za poradę.- ucałował ją w czoło.
-Należy się sto pięćdziesiąt dolarów.- odparła rzeczowo.
-Za co?
-Za poradę psychoterapeuty.- starała się zachować poważną minę jednak nie udało jej się i po chwili parsknęła śmiechem.
-Jesteś paskudna.- rzucił Booth i zmierzwił jej włosy.
-Hej! Co robisz? Zniszczyłeś mi fryzurę.- oburzyła się.
-I o to mi chodziło.- roześmiał się i zrobił unik przed kuksańcem jaki mu wymierzyła.
Potem oboje wśród radosnych wybuchów śmiechu i polewaniu się wodą oboje pozmywali naczynia po kolacji. Jeszcze więcej czasu niż zmywanie zajęło im sprzątnie kuchni, która wyglądała jakby przeszło przez nią tsunami.
-Nie wiem jak ty, ale ja idę spać.- powiedziała Joss tłumiac ziewnięcie.
-W porządku. Ja jeszcze trochę tu posiedzę.
-Dobranoc braciszku.
-Dobranoc siostrzyczko.
Jak tylko Joss wyszła Booth chwycił telefon i wybrał numer Temperance.

M&R

p.s. Wybaczcie orty.

Rokitka

zaraz czytnę najnowszą część, ale narpiew jeszcze zapytam: czy to bedzie to, co ja myuśle, że bedzie??? te mdłości i wogule... biorę się za czytanie!!!

Rokitka

oooooooo jaka niespodzianka. Wchodzę sobie na forum a tu az 2 nowe części :D Mam nadzieje dziewczyny że przed tym hasaniem napiszecie jeszcze coś bo z tego co widze nastepna część bedzie bardzo ważna i jeszcze dodam że apetyt rosnie w miare jedzenie :D

paulina707

Super!!!!!! Jak zwykle świetnie! I to jeszcze podwójnie :) Już nie mogę się doczekac kolejnych części :)

ocenił(a) serial na 7
Rokitka

no w końcu, niech dzwoni do niej czym prędzej! Czekam na następną część(z telefonem do Tempe;)).
Pozdro;*

marlen_3

I kolejna część. Miłej zabawy (i w dalszym ciągu sorki za orty:))

XXXVIII

Jakiś przeraźliwy dźwięk wyrwał Brennan ze snu. Natarczywy, świdrujący. Otworzyła jedno oko i w półmroku starała się zlokalizować czy to był dzwonek do drzwi czy telefon. Telefon. Jej komórka wibrowała i dzwoniła, mrugając do niej niebieskim światełkiem z biurka. Podniosła się ospale z łóżka i powędrowała do telefonu. Wzięła go do ręki i spojrzała na wyświetlacz. Booth. Dzwonił do niej w środku nocy. -Nie, nie odbiorę.- myślała gorączkowo.- Co on sobie wogóle myśli?! Podły hipokryta. A jeśli to sprawa służbowa? Tak, to na pewno to. Odbiorę.- zdecydowała.
-Brennan.- rzuciła krótko do słuchawki jednak zamiast głosu Booth'a usłyszała buczenie zerwanego połaczenia. -Zadzwoni jeszcze raz. na pewno. Jeżeli jestem mu potrzebna to zadzwoni jeszcze raz.- pomyślała i usiadła z telefonem w ręku na łóżku. Czekała pięć, dziesięć minut, pół godziny, godzinę. W końcu zasnęła nie wiedząc nawet kiedy.
-Nie odbiera. Niech to szlag.- zaklął głośno Booth i rzucił telefon na stolik stojący przed kanapą na której właśnie siedział.- Może śpi i nie słyszała telefonu. Albo zostawiła komórkę w domu i gdzieś wyszła.- starał się sobie to wszystko jakoś wytłumaczyć. Spojrzał na zegarek. Było parę minut po północy. Zdecydował, że dalszcze dzwonienie nie ma sensu. Zgasił światło w salonie i poszedł do sypialni. Jednak długo nie mógł zasnąć. Przekręcał się z boku na bok, próbując znaleźć optymalnie najbardziej wygodną pozycję. W końcu zmorzył go sen.
Temperance obudziła się rano z bólem karku. Przyprawiła ją o to zapewne niewygodna pozycja w jakiej wczoraj zasnęła czekając na telefon od Bootha. Wstała z łóżka, jednak równie szybko na nie wróciła zamroczona zawrotem głowy. Poczuła jakby jakaś zimna dłoń obejmowała jej żołądek i zaciskała. Zaczęła głęboko oddychać powstrzymując pierwszą tego ranka falę mdłości. Kilka następnych z różnym skutkiem próbowała opanować jakiś czas później. Zapach kawy, ulubionego dżemu brzoskwiniowego czy też perfum takich samych używanych od pięciu lat powodowały skurcze żołądka.
-Coś jest nie tak.- mówiła sama do siebie smarując tosta masłem orzechowym, którego niecierpiała i które znalazło się w jej lodówce dzięki Booth'owi, jakoże za nim przepadał.
Brennan jakimś dziwnym trafem przemknęła się niezauważona do swojego gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Źle się czuła i nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Niestety ten kimkolwiek w postaci Angeli, niosącej kubek gorącej kawy, zjawił się tuż po dziesięciu minutach od momentu kiedy usiadła za biurkiem.
-Witaj Skarbie.- przywitała ją i postawiła przed nosem kawę. Temperance momentalnie zrobiło się niedobrze więc szybko wstała od biurka i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu głęboko oddychając.
-Cześć Ange. Co cię do mnie sprowadza?- zapytała starając się zachować pozory.
-Troska o ciebie moja droga. Wyglądasz jak śmierć na chorągwi.- odpowiedziała przyglądając się wnikliwie przyjaciółce.- Co się dzieje?
-Nic takiego.- wzruszyła ramionami.
-Mnie nie oszukasz.- Ange podeszła do Brennan, połozyła ręce na ramionach i spojrzała jej głęboko w oczy.- Przed chwila jak tu weszłam, byłaś blada jak ściana, później zrobiłaś się zielona na twarzy a teraz znowu jesteś blada. No i te sińce pod oczami. Czy ty wogóle nie sypiasz?
-Sypiam, ale...- westchnęła ciężko.- Ostatnio coś źle się czuję. Mam mdłości i zawroty głowy.
Oczy Angeli zrobiły się okrągłe jak spodki.
-Od jak dawna?
-W sumie to od wczoraj. Pewnie się czymś strułam, albo to jest odpowiedź mojego organizmu na... na ostatnie przeżycia.
-Hmm... Zastanawiające.- Angela pogładziła się po podbródku w geście zadumania.- Tempie?
-Tak?
-Czy ty... Hmm.... Czy wy przypadkiem.... Znaczy się, czy ty jesteś pewna tego, że to nie jest coś innego?- wykrztusiła w końcu Ange.
-Ale, że co?- zapytała zdezorientowana jednak gdy zauważyła wymowne spojrzenie przyjaciółki szybko się domyśliła o co jej chodzi.- Co?! Nie, nie, nie, nie. To niemożliwe...- zastanowiła się przez chwilę, poszukując w myślach jakiejś chwili zapomnienia, która mogłaby być brzemienna w skutkach jednak nic takiego nie znalazła.- Nie, na pewno nie.
-Tak tylko zapytałam.- uśmiechnęła się Angela.- To była pierwsza myśl jaka mi się nasunęła.
-Nie Ange. To na pewno nie jest ciąża. Zapewniam cię. Pewnie zjadłam wczoraj coś nieświeżego i stąd te wszystkie objawy.
-A co z Booth'em? Rozmawialiście ze sobą?
-Wczoraj do mnie dzwonił. Nie zdążyłam odebrać.- nie przyznała się do tego, że przez dłuższy czas trzymała dzwoniący telefon w ręku i odważyła się odebrać dopiero przy ostatnim sygnale, kiedy on już się rozłączył.
-Bardzo mi przykro, że ci się nie układa.- Angela przytuliła swoją przyjaciółkę.
-Widocznie tak musiało być.- odparła Tempe tonąc w jej objęciach.- Najwyraźniej nie pasujemy do siebie. Zresztą od samego początku wiedziałam, że to nie może się udać.
Ange odsunęła się od niej na długość ramienia.
-Pamiętaj, że masz mnie. Jesteś moja najlepszą przyjaciółką i jeżeli bedziesz chciała się wypłakać na czyimś ramieniu to służę swoim. Jeżeli będziesz chciała skopać komuś tyłek to pożyczę ci moje buty na najwyższych obcasach, żeby bardziej bolało i mało tego, jeszcze ci pomogę. Zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję ci.-uśmiechnęła się przez łzy.


M&R

ocenił(a) serial na 10
Rokitka

O rany ;] Ange jak zwykle niezastąpiona. Napiszecie coś jeszcze dzisiaj albo jutro? Oczywiście nie naciskam, tylko czekam cierpliwie (czyt. niecierpliwie) ;)

Rokitka

cudowne jesteście :) kiedy oni w końcu ze sobą porozmawiają? Przyłaczam się do powyzszej prośby Ang :)

paulina707

jeszcze nie czytnęłam ale zaraz to zrobie :) nareszcie piszecie częściej! piszcie! ciekawe jak tam rozmowa z Boothem bedzie!