Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A
heh, jak dobrze tu sobie usiąść i coś miłego poczytać!!! jestem padnięta (czytajcie: targi rolne w moim mieście:D jak ktoś jest w okolicach żnina to zapraszam może się spotkamy:D). kiedy Tempe i Booth się spotkają?? nie mogę się doczekać:D
Ja też nie!! Ostatnio mnie nie było tu, i gdy teraz przeczytałam kilka ostatnich części nie mogę się doczekać dalszego ciągu! Dziewczyny- FANTASTYCZNE. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy... Och Booth będzie się musiał tłumaczyć...
nooo, biedny Seeley, bedzie się tłumaczył :)
ale Tempe jeszcze biedniejsza :( biedna kochana Bones :( powiedzcie wkońcu, ona jest w tej ciąży, czy nie? a co z tym Facetem co ga Zac kroił?
A teraz mała przerwa w twórczości (praca, praca, praca...)
PS> W tym tygodniu buszujemy w powiecie inowrocławskim;)
Pozdrówki!!
przerwa??? och nieee! trudno, bedę cierpliwa, ale jak znajdziecie trochę czasu to piszcie kolejną część dla swoich "wiernych fanów" :)
Marlen Rokitek, jestem pod wrażeniem waszej twórczości. Nie dość że piszecie dużo, w świetnym stylu, to jeszcze umiecie bardzo dobrze dozować napięcie, a wszystko czyta się dobrze i lekko.
Nie mogę doczekać sie kolejnej części i mam nadzieje że Bennan nie będzie w ciąży :).
Wczoraj znalazłam dopiero waszą twórczość i uważam że jest świetna, każda część trzyma się w napięciu, fajnie budujecie relacje Bootha i Brennan:)
Pokłony dla was, czekam na więcej:)
hej nie wiem czy kojarzę ale dobrze ale ty chyba jestes na forum bones.xt Madziara?mi nie chce wejść stronka ??i nie wiem czy to mojego kompa wina czy stronka chwilowo nie chodzi
Hey;)
To ja Madziara, mi też nie działa stronka i moim znajomym też.
Nie wiem co się dzieje może coś z serverem?
Hmm nie chce być zbyt nachalna, ale już się nie mogę doczekać następnej części:)
Czekam na ciąg dalszy;)
tydzień juz powoli mija :D mam nadzieje że skończyłyście buszować i wracacie powoli do swoich czytelników :D POzdrawiam wszystkich :)
(bardzo cichutko) Marlen, mam w głowie wizję: noc, Booth i Brennan śpią w jednym łóżku, piesek między nimi, a na szafce włączona kamera... (piegża śpiewa) pamiętasz? (była jesień...lalallalallala ;)
(jeszcze ciszej) dokończysz, czy ta niedokończona wizja będzie już nas dręczyć do końca świata???
pozdrawiam tęsknie
stara zboczona piegża
Marlenko wyrażę się pornograficznie - piegża wyjęła mi to z ust;DDD
Wiedz, że ja też jestem ciekawa dalszego ciągu tamtego eksperymentu Sweetsa.
niezbyt stara i niezbyt zboczona LG
WRÓCŁYŚMY!!!!
I proszę, zgodnie z obietnicą kolejna część, specjalnie dla WAS ;)
XXXIX
Wspólne śniadanie Joss i Booth’a przerwał telefon z biura FBI informujący o nowej sprawie przydzielonej Seeley’owi. Rodzeństwo szybko poderwało się od stołu i już po chwili znalazło się w samochodzie jadącym na miejsce zbrodni. Gdy już tam dotarli zastali ekipę techników z laboratorium kryminalistycznego kierowaną przez doktor Camille Saroyan.
-Hej, Cam!- krzyknął Booth do kobiety stojącej nad wykopaliskiem. Camille odwróciła się w jego stronę i pomachała.- Co tam mamy?- zapytał podchodząc razem z Joss.
-To co widać.- Saroyan wskazała ruchem ręki płytki grób. Kobiece zwłoki. Poćwiartowane. Bardzo duży stopień rozkładu.
-Uuuu…- wymamrotał Booth zasłaniając usta i nos krawatem, który dziś miał odcień wściekłego fioletu w żółte gwiazdki.- Jak zostały znalezione?
-Operator koparki odkrył ten prowizoryczny grób jakąś godzinę temu. Morderca nie starał się zbytnio ukryć zwłok, gdyż mogiła jest stosunkowo płytka, a poza tym już od ponad czterech lat powszechnie wiadomo, że na tym terenie ma powstać nowe osiedle. Prace budowlane rozpoczęły się w zeszłym tygodniu. Nikt kto chce coś ukryć nie chowałby tego tutaj.
Booth pokiwał ze zrozumieniem głową.
-Czyli morderca chciał żeby znaleziono ofiarę.- wtrąciła Joss. Camille popatrzyła na nią jakby dopiero teraz odkryła jej obecność.
-O! Przepraszam.- zreflektował się Booth.- Cam, to Josephine Foster, lekarz medycyny sądowej i psycholog. Będzie z nami współpracować do czasu powrotu Sweets’a. Joss, doktor Camille Saroyan, koleżanka po fachu i dyrektor Instytutu Jeffersona.- dokonał prezentacji.
-My się już znamy.- rzuciła chłodno Cam, która nigdy nie ukrywała swojej niechęci do ludzi z wydziału wewnętrznego.- Poznałyśmy się, kiedy wewnętrzny prowadził dochodzenie w twojej sprawie.
-A no tak…- Seeley podrapał się z zakłopotaniem w tył głowy.- To gdzie ten ‘’koparmistrz’’?- zapytał zmieniając szybko temat.- Chciałbym go przesłuchać.
-Jest przy tamtym radiowozie.- wskazała Cam na mężczyznę w towarzystwie jednego z funkcjonariuszy FBI.
-O matko! Przecież to olbrzym!- wykrzyknął zdumiony Booth.- Chodź Joss, przywitamy się grzecznie.
Josephine skinęła głową Cam na pożegnanie i podążyła za bratem.
-Skąd ta nagła zażyłość pomiędzy tą dwójką?- zastanawiała się Saroyan, obserwując oddalającą się parę.- Przecież o ile mi wiadomo to Seeley związał się z Brennan. Dziwne, ale przecież Booth to pies na kobiety więc można było się spodziewać się tego po nim.- wzruszyła ramionami i wróciła do przerwanej pracy. Już prawie skończyła wydobywanie z dołu zabezpieczonych części denatki, gdy usłyszała wołający ją głos.
-Doktor Saroyan! Doktor Saroyan!- jeden z techników podbiegł do niej.- Znaleźliśmy kolejne szczątki.- podał jej rękę i pomógł wyjść z mogiły.
-Gdzie?
-O tam.- wskazał miejsce oddalone od nich o jakieś 500 metrów. Był tam już jeden z funkcjonariuszy FBI razem z psem, który dokonał odkrycia.
-Doktor Saroyan!- krzyknął zastępca Cam, zbliżając się do niej szybkim krokiem.- Dzisiaj chyba do domu szybko nie wrócimy.
-Dlaczego?
-Znaleźliśmy kolejne ofiary. Tam, tam i tam.- wskazał palcem trzy miejsca gdzie też siedziały psy a tuż obok nich krzątali się ich opiekunowie.
-Jasna cholera.- zaklęła Cam.- Chyba trafiliśmy na jakiś prywatny cmentarz… Dobra.- uporządkowała sobie szybko w głowie plan działania.- Hej, ludzie!- krzyknęła do swoich pracowników.- W związku z tym, że mamy jeszcze cztery nowe znaleziska to musimy się nieco sprężać. Podzielcie się na trzyosobowe zespoły i niech każdy zespół uda się w stronę funkcjonariusza z psem. Chyba nie muszę wam przypominać żebyście byli bardzo dokładni Istnieje duże prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą. Frank,- tu zwróciła się do swojego zastępcy.- Zadzwoń do Instytutu i ściągnij mi tu doktor Brennan z jej ekipą. Czuję, że może się przydać.
Przeczucie jej nie myliło. Z czterech nowo odnalezionych grobów, dwa kryły szczątki, którymi musiała zająć się Brennan.
Booth od razu zauważył osobę Temperance, krzątającej się wokół jednej z prowizorycznych mogił. Stał kilkaset metrów dalej i jej się przyglądał.
-Idź do niej.- poradziła Joss, wyjmując z samochodu butelkę wody mineralnej.- Nie stój tu jak słup soli.
-Masz rację.- przytaknął Booth. Rozluźnił krawat, który zaczął go nagle uwierać i podążył w stronę Brennan. Była odwrócona do niego tyłem i pochylała się nad dopiero co odkopaną ludzką czaszką.
-Hej, Bones.- starał się żeby jego głos brzmiał naturalnie. Temperance zesztywniała słysząc znajome przywitanie. Odwróciła się powoli i ujrzała Seeley’a, stojącego przy krawędzi wykopu z rękoma w kieszeniach spodni.
-Witaj.- odpowiedziała chłodno i wróciła do oczyszczania czaszki z ziemi miękkim pędzlem.
-Bones…- przykucnął obok i delikatnie położył rękę na jej ramieniu.- Co się dzieje? Dlaczego się do mnie nie odezwałaś?
-Booth, jestem zajęta. To nie jest miejsce na prywatne rozmowy.- subtelnie, ale dość stanowczo uwolniła się od jego dotyku.
-Tempie, skarbie…- przerwał, gdyż dołączył do nich Zack.
-Witam pana, agencie Booth.
Seeley skinął głową prawie niezauważalnie w stronę asystenta Brennan i ponownie na nią spojrzał. Temperance wydawała się całkowicie pochłonięta pracą.
-W porządku.- Booth wstał i otrzepał z ziemi nogawki swoich czarnych spodni.- Porozmawiamy później Bones.- rzucił jeszcze i odszedł.
Brennan bardzo się starała aby nie zdradzić się z tym jakie emocje wzbudziła w niej obecność Booth’a. Jego dotyk, głos… Zagryzła wargi aby powstrzymać napływające do oczu łzy.- Dlaczego on mi to robi?- myślała.- Dlaczego tak utrudnia to, co jest nieuniknione? Dlaczego nie zostawi mnie w spokoju skoro już znalazł sobie inną?
-Ofiara leżała tu bardzo długo, zgaduję, że od jakichś czterech lat.- rozległ się głos Zack’a, który od dłuższej chwili przyglądał się kościom.- Ciało najpierw zostało rozczłonkowane…
Bones wyszła z wykopu, gdyż coś ją zaintrygowało.
-Widzę tu pewien wzór. Zack, spójrz na sposób ułożenia szkieletu. Morderca najpierw rozczłonkował ciało ofiary, a potem, przy pochówku pozamieniał miejscami poszczególne części. Czaszka jest na miejscu stóp, kości stóp tam gdzie powinna być czaszka, prawa ręka po lewej stronie a lewa po prawej. Dopilnuj żeby kości zostały przewiezione do Instytutu w takim ułożeniu w jakim są teraz.- wydała polecenie i czując kolejną tego ranka falę mdłości szybko się oddaliła. Jednak ani głębokie oddechy ani wypracowana przez lata samokontrola własnego ciała, nie przyniosły oczekiwanego skutku. Zwymiotowała po paru krokach, tuż przy dziko rosnącym krzewie.
-Wszystko w porządku?- zapytała Cam i podała jej butelkę wody mineralnej.
Z najlepsiejszymi pozdrowionkami.
M&R
pierwsza, hahaha!!!!
ale mnie zaszczyt kopnął:D
hm, seryjny morderca... czyli szybko się nie skończy!
Kiedy ta Brennan z Boothem porozmawia? Nie mogę się doczekać.
No i te "niewyjaśnione" mdłości... mam nadzieję że one się do czegoś przyczynią/ nie są tak tylko "żeby były":D
cieszę się z waszego powrotu!
O, tak :D Padamy do nóżek! Nie wiem dlaczego, ale takie tematy uwielbiam czytać najbardziej, nie kiedy są razem, ale kiedy pokonują problemy by to osiągnąć. Wracajcie szybko z następną częścią :)
Hey!
Nareszcie:D
Super,nie mogę się doczekać na rozmowę B%B;D
I następną część:) I te mdłości Brenn... hmm do czego one prowadzą?:P
ja dopiero zabieram się za czytanie i już sie nie mogę doczekać!
ale kiedy rozmowa B&B???
wspaniale piszecie, naprawdę!!! pozdro, czekam na kolejną częć ;)
ja też czekam z niecierpliwoscią na kolejną część!!! Tylko pogódźcie ich ze sobą!!!
Powrót! Na polepszenie humoru, z powodu tego co dla niektórych z nas niesie ten dzień. I co? Podziałało!!!!!!
Joss powoli zaczyna mnie wkurzać. I czyżby Cam miała się wtrącić w sprawę związku Booth-Brennan ? Ciekawie się zapowiada...
Exstra opowiadanko czytam je od samego początku i uch ... super. Tylko szkoda że trzeba tak długo czekać... życze coraz więcej weny twórczej;*
Wybaczcie nam takiego skrótowca, ale cierpimy na chroniczny brak czasu :/
***40***
-Wszystko w porządku?- zapytała Cam i podała jej butelkę wody mineralnej.
-Tak.- odpowiedziała Bones sięgając po wodę. Uśmiechnęła się nieco sztucznie. Nie miała ochoty na konwersację z Cam w chwili gdy jej układ pokarmowy żył swoim własnym życiem. Zapadła niezręczna cisza.
-Szłam do was, żeby zapytać jak wam idzie.- pierwsza odezwała się Cam.
-Na razie nie mogę powiedzieć nic więcej oprócz tego, że to była biała kobieta w wieku około 25 lat. Zauważyłam także pewien wzór w ułożeniu szczątek. Może mieć to jakieś znaczenie.- Temperance przybrała profesjonalny ton szybko zapominając o chwilowej niedyspozycji.
-Chodzi ci zamianę miejsc poszczególnych części ciała?
-Dokładnie.- przytaknęła Bones jednak jej uwagę przykuła scena odgrywająca się kilkaset metrów dalej.
-Tak, może mieć to jakieś głębsze znaczenie. W przypadku ofiary, którą ja się zajmowałam zauważyłam dokładnie to samo. Możemy przypuszczać, że to ten sam morderca…- przerwała, gdyż zauważyła że Bones nie bardzo jej słucha zaabsorbowana czymś co znajduje się tuż za nią. Odwróciła się i ujrzała Booth’a i Joss stojących obok jego samochodu. Rozmawiali o czymś z dużym ożywieniem po czym oboje się roześmiali. Joss zmierzwiła Seeley’owi włosy. Ten gest świadczył o niezwykłej zażyłości jaka wywiązała się pomiędzy tą dwójką.- To nasza nowa psycholog. Zastępuje Sweets’a.- powiedziała Cam takim tonem jakby chciała wytłumaczyć Booth’a przed Tempe.
-Tak.- Brennan pokiwała smutno głową i po chwili wzruszyła ramionami.- Z tego co wiem ona jest bardzo dobrym fachowcem dlatego nie dziwię się decyzji Cullen’a. Przepraszam cię teraz, ale musze wrócić do pracy.- rzuciła chłodno i pośpiesznie się oddaliła. Czuła się potwornie. Chciała zaszyć się w jakimś ciemnym kącie i po prostu dać upust swoim emocjom. Postanowiła, że nie będzie więcej płakać jednak jej samozaparcie powoli traciło na sile. Jedna wielka, mokra łza stoczyła się po policzku. Potem następna i następna… Przed oczami zaczęły tańczyć czarne plamki
-Czy coś się stało?- zapytał zaniepokojony Zack, widząc jak jego przełożona chwieje się na nogach.- Doktor Brennan?
-Nic mi nie jest.- zdążyła wyszeptać i osunęła się na ziemię.
-Doktor Brennan!- wykrzyknął Addy podbiegając do niej.- Doktor Brennan! Pomocy! Niech mi ktoś pomoże!- krzyczał jednocześnie sprawdzając tętno i oddech Temperance.
Booth szybko odwrócił się poszukując wzrokiem miejsca skąd dobiegał krzyk Zack’a. W końcu go zauważył klęczącego obok leżącej na ziemi Tempe.
-O Boże! Bones!- wykrzyknął i rzucił się do biegu. Tuż za nim podążyła Joss i inni. Ktoś wzywał karetkę krzycząc do telefonu aby się pośpieszyli.
-Temperance…- upadł obok niej na kolana. Ściągnął szybko marynarkę i podłożył jej pod głowę.- Tempe, skarbie, proszę obudź się…- poklepał ją delikatnie po policzku, jednak to nie odniosło żadnego skutku. W oddali słychać było wycie syreny pogotowia. Nagle ciałem Brennan zaczęły wstrząsać konwulsje. Ręce drapały podłoże jakby miało to pomóc złapać jej oddech. Z jej ust zaczęła się toczyć piana. Dusiła się.
-O mój Boże! Brennan!- krzyczał nie wiedząc co ma zrobić.- Nie rób mi tego!
Strach o życie ukochanej kobiety sparaliżował Booth’a. Nie mógł wykonać najmniejszego ruchu. Cam przewróciła Brennan na bok i razem z Joss próbowały ją przytrzymać aby w konwulsjach nie zrobiła sobie większej krzywdy.
-Proszę się odsunąć!- krzyknął lekarz.- Proszę odejść.- zwrócił się do Booth’a.
Czyjeś silne ramiona podniosły Booth’a z klęczek i odsunęły go na bok. Pozostałe wydarzenia docierały do niego jakby zza wielkiej szklanej ściany.
-Nie oddycha! Muszę intubować.- krzyknął lekarz do sanitariusza.- Zestaw do intubacji… Cholera jasna! Nie mogę wprowadzić rurki… Zbyt duży obrzęk… Trzeba wykonać tracheotomię. Skalpel…
Wszyscy współpracownicy przyglądali się z przerażeniem dramatowi rozgrywającemu się tuż przed ich oczyma.
M&R
Istotnie - lakonicznie, ale przebojowo! Jak zwykle;)
Nie chciałabym znaleźć się na drodze skalpela seryjnego mordercy brrrr.... nawet, jeśli wygląda jak grzeczny chłopiec.
Powiało gotycką powieścią;)))
Oki, dałyśmy plamę z tym "skrótowcem" Na otarcie łez część kolejna ;)
***41***
Karetka ruszyła z impetem i na sygnale podążyła w stronę szpitala. W jej wnętrzu rozgrywała się walka o życie Brennan, która nadal nie odzyskała samodzielnego oddechu.
Booth nadal nie wiedział co się dzieje dookoła niego. Joss prawie siłą zapakowała go do samochodu na miejsce pasażera i sama zasiadła za kierownicą. Łamiąc wszelkie przepisy drogowe jechała tuż za karetką.
Do szpitala dotarli nieco później niż karetka, gdyż nie mogła zostawić samochodu na podjeździe. Temperance przewieziono na izbę przyjęć a potem na OIOM. Dopiero po jakichś dwóch godzinach podszedł do nich lekarz.
-Przepraszam, czy państwo z rodziny doktor Brennan?
-Tak.- odpowiedziało zgodnie kilka głosów, gdyż do szpitala zdążyła dotrzeć ekipa zezulców.
-Ja jestem jej narzeczonym.- z miejsca podniósł się Booth. Był strasznie blady i trzęsły mu się ręce. Żeby ukryć ich drżenie splótł je na piersiach.
-W porządku. Poproszę pana do mojego gabinetu.- ręką wskazał kierunek. Booth obejrzał się do tyłu i ujrzał kilka par oczu wpatrujących się w niego z przerażeniem. Joss chciała mu posłać pokrzepiający uśmiech jednak zamiast tego wyszedł jej jakiś groteskowy grymas.
-Zapraszam.- doktor odsunął krzesło i sam usiadł w wygodnym fotelu po drugiej stronie biurka.
-Czy może mi pan w końcu powiedzieć co się dzieje z Temperance? Jak ona się ma?- zapytał zirytowany Seeley. Miał już dość czekania. Chciał konkretów.
-Cóż… Nie jest dobrze.- lekarz założył okulary i zagłębił się w lekturze dokumentacji medycznej Brennan.
-To znaczy?- Booth niecierpliwił się coraz bardziej.
-To znaczy, że nie jest dobrze. Doktor Brennan jest podłączona do respiratora. Nie jest w stanie samodzielnie oddychać. Jest odwodniona. Jej organizm jest bardzo wyniszczony. Z wątroby zostały gdzieniegdzie strzępki zdrowej tkanki…
-Ale dlaczego? Co jest tego przyczyną?- Seeley wstał i zaczął nerwowo krążyć po pokoju.- Stres? Choroba?
-Nie jesteśmy jeszcze pewni. Nie znaleźliśmy we krwi żadnego wirusa ani bakterii. Wykonaliśmy badania toksykologiczne, ale musimy je powtórzyć. Nie dały jednoznacznego wyniku. Jak ona się zachowywała w ciągu ostatnich dni? Nie miała podwyższonej temperatury, wymiotów?
-Nie wiem.- rozłożył bezradnie ręce i nagle poczuł ogromną złość na samego siebie. Gdyby nie uniósł się honorem i zadzwonił do niej wcześniej. Gdyby wcześniej pogodził się z Bones pewnie nie doszłoby do tego.- Od kilku dni… Nie widywaliśmy się często… Brennan i ja…
-Rozumiem.- przerwał mu lekarz.- Nie chcę wnikać w szczegóły dotyczące państwa życia osobistego, ale muszę zadać to pytanie. Czy utrzymywaliście państwo stosunki seksualne?
-Tak.
-Wobec tego muszę pana poprosić o przebadanie się. Co prawda jak już wspomniałem nie znaleźliśmy żadnego wirusa ani bakterii, ale wolimy dmuchać na zimne.- napisał odręcznie coś na kartce i podał ją Seeley’owi.- Proszę się tam zgłosić. I niech się pan nie martwi. Zrobimy wszystko, aby dowiedzieć się co dolega doktor Brennan i ją wyleczyć.
-Dziękuję. Czy ja… Czy mógłbym do niej zajrzeć?
-Tak. Tylko nie na długo.
Booth pokiwał głową na znak, że rozumie i szybko wyszedł z gabinetu.
-I co? Co z Brennan? Co się dzieje?- gdy tylko pojawił się na korytarzu został zasypany gradem pytań. Jak najkrócej streścił zezulcom to, co powiedział mu lekarz i poszedł w głąb korytarza. Chciał być sam. Tuż przed salą w której leżała Bones założył zielony fartuch i wszedł do środka. Temperance leżała na szpitalnym łóżku podłączona do wszelkiej możliwej aparatury.
-Temperance…- podszedł do niej i usiadł na krześle, znajdującym się obok jej łóżka. Dotknął jej drobnej, bladej dłoni. Była chłodna. Chcąc ją nieco rozgrzać ujął ją w swoje dłonie i delikatnie ucałował.- Tempie… Proszę cię, nie rób mi tego. Wracaj do nas, wróć do mnie… Boże, tak bardzo cię kocham… Nie umieraj…- po jego policzku stoczyła się najpierw jedna łza, potem druga, trzecia… Płakał. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat płakał. Delikatnie ją objął i położył swoją głowę na jej nogach.- Nie opuszczaj mnie Tempie.- szeptał połykając łzy.
M&R (R z nadal niejasną sprawą mieszkaniową)
Ciągle Was chwalę, więc się nie będę powtarzać;)))
Tak się poważnie zrobiło, dlatego pobłaznuję.
41 i 1/3
I wtedy przyszła Lisa Cuddy i uspokoiła Bootha, że przydzieli chorej najlepszego diagnostyka, a za nią przyczłapał kulejąc wyglądający wyjątkowo nieszkodliwie Gregory House (jako że nieszczęścia chodzą parami). A potem już tylko było gorzej. House obraził Bootha jak wypytywał go o rodzinę Bones, a następnie przysłał do chorej Wilsona wraz z Cameron (w wyjątkowo obcisłym fartuchu). W tym samym czasie Forman i Chase włamali się do mieszkania Brennan i dokładnie je przeszukali. Niestety nie znaleźli alergenów, trucizn i innych podejrzanych rzeczy. Trafili jedynie na starą mizerykordię, ale ona była już wcześniej używana jako materiał dowodowy w procesie Maxa. Jako że te usiłowania spełzły na niczym House postanowił dalej wkurzać kochanka chorej. Biedactwo nie wiedział, że Booth świetnie boksuje...
Przepraszam, ale to z sympatii;D. LG
Jestem pod wrażeniem, wy na prawdę potraficie zaskoczyć;)
Czekam na 42... i mam nadzieje że Bones będzie zdrowa;D
ojej, toście wymyśliły...
smutno mi się zrobiło.
dołączając się do LG, to kiedy cameron zobaczyła zrozpaczonego bootha, zrobiło jej się przykro i postanowiła go pocieszyć:D wtedy tempe, czując obecność innej kobiety w pokoju obudziła się! Booth był wniebowzięty, cameron dostała podwyżkę, a tempe... wyzdrowiała:D glupie co nie?
czekam na dalszą część!
Z dedykacją dla WSZYSTKICH ;)
***42***
-Bardzo pana przepraszam, ale teraz musi pan wyjść.- lekarz położył swoją rękę na jego ramieniu.
-Jasne.- odpowiedział Seeley, ukradkiem wycierając zapłakaną twarz rękawem. Nie uszło to jednak uwadze doktora.
-Naprawdę robimy wszystko aby doktor Brennan z tego wyszła.
-Dziękuję.- rzucił nie patrząc mężczyźnie w oczy i wyszedł.
Na korytarzu tuż przy oknie wychodzącym z sali Brennan na korytarz, stała Joss. Ze ściśniętym sercem przyglądała się scenie jaka miała miejsce w środku. Nieco dalej na krzesełkach siedzieli Zack, Angela, Jack i Cam.
-Czego ta obłudnica tu chce?- wysyczała ze złością Ange spoglądając na Joss.- Nie dość, że odbiła Tempe faceta to jeszcze śmie tu razem z nim przychodzić. Już ja jej pokażę.- poderwała się z miejsca.
-Ange.- Jack chwycił ją za rękę.- To nie jest ani czas ani miejsce na wszczynanie awantur.
-Ale…- próbowała zaprotestować jednak po chwili skapitulowała.- Masz rację. Brennan jest chora, to na niej powinniśmy skupić swoją uwagę.
-I za to cię właśnie kocham.- Hodgins się podniósł z krzesła i ucałował Angelę w czoło.
-Denerwuje mnie ta bezczynność.- odezwała się Cam i zaczęła chodzić po korytarzu.
Booth bezszelestnie zamknął za sobą drzwi. W jego zaczerwienionych oczach malował się wyraz bezkresnej rozpaczy.
-Braciszku…- wyszeptała Joss podchodząc i chwyciła go za rękę. Seeley odwrócił się do niej i mocno przytulił.
-Nie mogę jej stracić rozumiesz? Nie mogę…
-Wiem. Ona jest bardzo silna. Wyjdzie z tego.- zapewniła go z mocą
Mijały minuty, godziny, dni, tygodnie a Brennan nadal pogrążona w śpiączce, była na krawędzi życia i śmierci. Lekarze stwierdzili, że jej organizm spustoszyła trucizna nieznanego pochodzenia, która niszczy żywe tkanki i ulega rozkładowi do podstawowych związków chemicznych dlatego jest niewykrywalna. Wymagała przeszczepu wątroby. Booth poinformował ojca Brennan i jej brata o zaistniałych okolicznościach. Po szeregu badań uznano, że dawcą do przeszczepu może być Max. Mimo ciężkiego stanu Brennan lekarze po długich namysłach zdecydowali się na operację. Na szczęście jej organizm nie odrzucił przeszczepu. Jednak przyszłość nadal stała pod znakiem zapytania.
-Witaj Max.
-Seeley.- ojciec Brennan wsparł się na poduszkach szpitalnego łóżka, ujrzawszy niecodziennego gościa.- Czy coś się stało z Tempie?- zapytał szybko.
-Nie. Nadal oddycha za nią respirator, a lekarze mówią że jej stan jest ciężki, ale stabilny.- odpowiedział Booth wkładając swoim zwyczajem ręce w kieszenie jeansów. Max przyglądał się przez chwilę partnerowi swojej córki. Był bardzo wymizerowany. Ciemne cienie pod oczami i szara cera kryjąca się pod kilkudniowym zarostem świadczyły, że nie sypiał wiele.
-Stabilny mówisz? Czyli nie jest gorzej niż było.- stwierdził Kennan.
-Lepiej też nie.- Booth usiadł na krześle i przetarł dłońmi twarz.- Chciałem zapytać jak ty się czujesz?
-Zaskakująco dobrze. Bardzo się cieszę że mogłem pomóc mojej córeczce. Mam nadzieję, że mój kawałek wątroby jej nie zaszkodzi. W końcu żyło się pełną piersią.- próbował zażartować. Seeley uśmiechnął się blado.
-Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Jak jej pomóc. Dobija mnie ta bezczynność.
-Wiem co czujesz, ale musimy uzbroić się w cierpliwość. Wszystko jest w rękach Boga, a my musimy czekać.- w oczach Max’a zalśniły łzy.- Wybierasz się do niej?
-Tak. Właśnie szedłem trochę przy niej posiedzieć. Wierzę w to, że ona mnie słyszy i niedługo się obudzi.
-Ucałuj ją ode mnie.- poprosił.- I przekaż, że niedługo do niej zajrzę. Jak tylko pozwolą mi wstać.
-Dobrze. Trzymaj się Max.- rzucił jeszcze na odchodne Booth.
-Ty też synu.
-Dzień dobry kochanie.- Booth podszedł do Temperance i ucałował ją czule w czoło.- Jak się dzisiaj czujesz? Wiem… Głupie pytanie. Ale wszystko będzie dobrze.- usiadł na krześle stojącym obok jej łóżka. Spędzał na nim więcej czasu niż gdziekolwiek indziej.- Byłem dziś u twojego ojca. Kazał cię pozdrowić i ucałować. Powiedział, że niedługo zajrzy do ciebie… O! Widzę, że Angela była u ciebie.- uśmiechnął się, widząc ślicznego misia siedzącego na stoliku tuż obok łóżka.- Wszyscy cię kochają i czekają na twój powrót do zdrowia i do pracy. Walcz Tempe, proszę cię walcz.
-Booth…- zaczęła Joss widząc jak Seeley zapina pasek spodni o dziurkę dalej niż nosił do tej pory.- Nie możesz się tak zamartwiać. Zmarniałeś, nie wysypiasz się, w biurze jesteś tylko rzadkim gościem. Tak dalej być nie może. Pomyśl o sobie.
-Joss, teraz najważniejsza jest Bones.- odpowiedział zakładając kurtkę.- Chcę być przy niej kiedy się obudzi.
-Wiem, że Temperance jest ważna, że ją kochasz, ale pomyśl też trochę o sobie. Nie pomożesz jej tym, że sam wpadniesz w jakąś anemię albo coś w tym stylu. Proszę cię, zjedz chociaż śniadanie.- tłumaczyła dalej Joss.
-Nie mogę. Dzwonili ze szpitala. Lekarz Bones chce ze mną porozmawiać.- ucałował ja przelotnie w czoło i pośpiesznie wyszedł.
-Seeley!- krzyknęła jeszcze za nim jednak odpowiedział jej tylko trzask zamykanych drzwi. Westchnęła ciężko i pokręciła głową.- Co za uparciuch!
Booth zapukał do drzwi gabinetu doktora i usłyszawszy stłumione „proszę”, wszedł.
-Dzień dobry. Chciał pan się ze mną widzieć.
-Tak.- proszę usiąść.- odpowiedział lekarz, spoglądając na niego znad okularów.
-Co się stało? Co z Temperance?- uczucie niepokoju, które towarzyszyło mu przez całą drogę do szpitala, teraz przybrało na sile.
-Tak. W nocy doktor Brennan zaczęła kłócić się z respiratorem.
Z najlepsiejszymi pozdrówkami
M&R
jejciu, kochani! przez ten nawał pracy związany ze szkoło nie byłam na necie od koilku dni. dziś wchodzę, a tu taka miła niespodzianka! aż 3 nowe części! dziękuje!!!
dopiero teraz biorę się za czytanie :) i czekam na kolejne ;p
Tradycyjnie, nie chcę Was nudzić nudnym choć należnym zachwytem...
Wreszcie jakieś postępy w leczeniu, House nie był potrzebny, ale trzymałam go pod ręką, podobnie jak księdza katolickiego i voodoo oraz szamana z Amazonii, czarownika Navajo oraz zaklinacza deszczu, koni i węży z Texasu. Z nim przybył w pakiecie Chuck Norris i obiecał pomóc w razie czego. A dodatkowo jakiś osioł darł się ciągle: "Brennan, jak zobaczysz światło, nie idź w jego kierunku...!!!
Tak więc leczenie musiało być skuteczne, bo gdyby komukolwiek groziło tylu znachorów, to musiałby umrzeć lub z miejsca wyzdrowieć... innej alternatywy nie ma...
LG
LG :hahaha: bardzo Ciekawy koniec
Tak więc mi się bardzooo podoba;D i czekam na 43
"Brennan, jak zobaczysz światło, nie idź w jego kierunku...!!! "
Jak zwykle ŚWIETNIE!!! Czekam na kolejne części =) a co do twojego zakończenia LG to się uśmiałam!
heh, nom LG, też się uśmiałam :)
przeczytałam zaległe części. było dramatycznie, nie powiem! SUPER M&R, CZEKAM NIECIERPLIWIE NA KOLEJNO CZĘŚĆ.
acha, pytanko, czemu nie piszecie cyframi rzymskimi liczby części?????
Dziś coś nieco dłuższego. Mamy nadzieję, że się spodoba ;) Czekamy na Wasze opinie ;)
***43***
Stan Temperance na tyle się poprawił, że lekarze postanowili ją przenieść z OIOM’u na zwykły oddział. Seeley z radością wszedł do jej pokoju.
-Witaj skarbie.- przywitał się jak co dzień całując ją delikatnie w czoło.- Wiedziałem, że będzie lepiej. Wiedziałem, że wyzdrowiejesz.- mówił do niej uśmiechając się przez łzy. Z czułością odgarnął jej kosmyk włosów opadający na czoło. Bones nadal była podłączona do kilku urządzeń monitorujących jej procesy życiowe a na nosie i ustach spoczywała maska tlenowa, ale Booth zauważył, że jej cera zaczęła nabierać normalnego kolorytu. Przerażająca, trupia bladość ustąpiła. Dotknął jej dłoni. Była ciepła. Ucałował ją delikatnie.- Tak bardzo cię kocham Bones. Nie wiem co bym zrobił, gdybyś odeszła.
Minęło kilka dni. Brennan nadal nie odzyskiwała przytomności jednak lekarze zapewniali Booth’a i Max’a, który już doszedł do siebie po operacji, że z każdym dniem jest coraz lepiej. W dalszym ciągu Seeley spędzał przy Temperance każdą wolną chwilę a paraliżujący lęk o jej życie zepchnął w najdalszy kącik świadomości. Wrócił także do biura i z zapałem zabrał się do pracy. Dochodzenie w sprawie cmentarza na terenie budowy nowego osiedla niestety mu odebrano. Jednak agent, który miał je poprowadzić utknął w martwym punkcie. Cullen postanowił dać Booth’owi jeszcze jedną szansę. Seeley postanowił, że tym razem nie zawiedzie zaufania swojego szefa. Dodatkowo zaczął prowadzić śledztwo na własną rękę by się dowiedzieć, kto chciał zabić Brennan. Wcześniej prowadziło je FBI i niestety do niczego nie doszli. Sprawa została zamknięta z powodu braku dowodów. Właśnie przeglądał raport, gdy do jego gabinetu weszła Joss.
-Hej braciszku.- przywitała się i rozsiadła wygodnie w fotelu naprzeciwko niego.
-Witaj Joss.- uśmiechnął się.- Co cię do mnie sprowadza?
-Głód. Może wybralibyśmy się gdzieś na lunch?
-Mam dużo pracy…- próbował się wykręcić.
-Booth, nie popadaj z jednej skrajności w drugą.- przerwała mu.- Najpierw szpital, teraz praca. A gdzie w tym wszystkim miejsce i czas dla ciebie, dla nas?
-Masz rację.- wstał z miejsca i sięgnął po marynarkę.- Chodźmy coś zjeść.
Czas podczas lunchu upłynął im na miłej pogawędce. Seeley nawet zaczął żartować. Joss z nieukrywaną radością obserwowała przemianę brata. Zbierali się do wyjścia, gdy zadzwonił telefon Booth’a.
-Booth.- rzucił krótko odbierając połączenie.- Tak… Już jedziemy… Za pół godziny.- zakończył rozmowę.- Joss, mamy kolejne morderstwo.
Oboje wsiedli do auta i na sygnale ruszyli na miejsce znalezienia zwłok. Dotarli do małego domku jednorodzinnego na obrzeżach miasta. Na pierwszy rzut oka wydawał się niezamieszkały. Odrapane zewnętrzne ściany, wyłamane z zawiasów okiennice i zapuszczony ogród sprawiały wrażenie, że nie mieszkał tu nikt od paru ładnych lat. Policjanci otoczyli teren żółtą taśmą i pilnowali, żeby nikt za nią nie wszedł. Wokół zebrała się spora grupka gapiów.
-Co mamy?- zapytał Booth jednego z funkcjonariuszy FBI.
-Zwłoki kobiety zakopane przy tych chaszczach. Znalazł je ten człowiek, a właściwie to jego pies.- odpowiedział skrupulatnie młody pracownik Federalnego Biura Śledczego.- Właśnie go przesłuchałem. Wyszedł z psem na spacer i jak co dzień przemierzał z nim tą samą trasę. Spuścił labradora ze smyczy, a ten zaczął się dziwnie zachowywać i wbiegł w te zarośla. Znalazł denatkę w płytkim grobie za domem. Potem powiadomiono nas.
-Dzięki. Dobrze się spisałeś.- pochwalił adepta Booth i razem z Joss udał się na tyły domu. Na miejscu była już Cam razem ze swoją ekipą.- Dzień dobry Camille.- przywitał się.
-Witaj Seeley.- Cam podniosła wzrok znad ciała ofiary.
-Nie mów do mnie Seeley.- upomniał ją starając nadać swojemu głosowi poważne brzmienie.
-Nie mów do mnie Camille.- Saroyan podjęła ich starą potyczkę na słowa.
-Ok.-uśmiechnął się.- Opowiedz mi o tym, co znalazłaś.
-Młoda kobieta, około dwudziestu paru lat, blondynka. Rozczłonkowana w taki sam sposób jak poprzednie ofiary. Po stopniu rozkładu sądzę, że nie żyje jakieś pięć, sześć dni.- Cam przybrała rzeczowy ton i krótko zrelacjonowała swoje spostrzeżenia.
-Czyli nasz seryjny zabójca znowu dał o sobie znać.
-Niestety muszę się z tobą zgodzić. Ja też tak uważam.
Joss w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie Booth’a i doktor Saroyan. Już przy pierwszym spotkaniu wyczuła niechęć jaką Camille ją darzyła więc wolała ograniczyć rozmowy z nią do niezbędnego minimum. Para współpracowników wymieniła jeszcze kilka zdań, po czym Seeley pożegnał się z Cam i postanowił wrócić do biura.
-Wracamy Joss. Czeka nas dużo pracy.- objął siostrę wpół i poprowadził ją do samochodu.
-Podły hipokryta.- pomyślała ze złością Cam widząc jak Booth zachowuje się w stosunku do tej młodej psycholożki.- Może być sobie małym geniuszem, może mieć doktoraty nawet i z dziesięciu dziedzin, ale nie daje jej to prawa, żeby w tak perfidny sposób odbijać faceta innej kobiecie. Świat chyli się ku upadkowi.- rzuciła ze złością łopatkę, którą akurat trzymała w ręku.
-Czy mogę cię o coś zapytać?- odezwała się pierwsza Joss, przerywając milczenie jakie zapadło pomiędzy nimi.
-Słucham.- Booth włączył kierunkowskaz i skręcił w lewo.
-Dlaczego doktor Saroyan mnie tak nie lubi?
-Skąd ci to przyszło do głowy?- zapytał zaskoczony.
-Jestem psychologiem braciszku. Takie rzeczy wyczuwam na kilometr.
-No tak, zapomniałem.- uśmiechnął się.- A wracając do Camille, to ona ma już taki styl bycia. Może na pierwszy rzut oka jest zimna i nieprzyjemna, ale przy bliższym poznaniu okazuje się, że jest cudowną kobietą.
-No nie wiem.
-Przekonasz się do niej.- uśmiechnął się Seeley parkując na swoim miejscu pod gmachem FBI. Zdążyli wysiąść z samochodu, gdy rozdzwonił się telefon Booth’a.
-Booth… Tak… Kiedy?... Już jadę…- rozłączył się.
-Co się stało?- zapytała zaniepokojona Joss widząc jak jej brat nagle przeraźliwie zbladł.
-Dzwonili ze szpitala. Coś się dzieje z Bones. Muszę jechać.-wyjaśnił szybko wsiadając z powrotem do auta.
-Jadę z tobą.- zdecydowała Joss i ulokowała się na miejscu pasażera.
Booth wpadł do szpitala jak szalony i od razu pobiegł do pokoju w którym leżała Temperance. Na korytarzu spotkał Max’a, który także zawiadomiony przez lekarza przyjechał najszybciej jak tylko mógł. Obaj mężczyźni weszli do pokoju Bones, który teraz bardziej przypominał kwiaciarnię niż szpitalną salę. Wszędzie stały kosze i wazony z kwiatami, oddzielone pluszakami i balonami napełnionymi helem z napisami: „Kochamy Cię Temperance”, „Szybkiego powrotu do zdrowia doktor Brennan” i tym podobne. Booth uśmiechnął się widząc takie przejawy sympatii ze strony pracowników Instytutu Jeffersona. Jednakże bardziej uradowało go to, co ujrzał w głębi pokoju. Temperance siedziała na szpitalnym łóżku, wsparta na poduszkach i rozglądała się po pomieszczeniu nieco zdezorientowana. Po aparaturze nie było śladu a zamiast maski miała założone wąsy tlenowe i była podłączona do kroplówki.
-Tempie! Skarbie.- wykrzyknął uradowany i podbiegł do jej łóżka.- Tak się bałem o ciebie. Tak bardzo się bałem.- szeptał głosem zduszonym od łez, całując ją po czole, policzkach i rękach.
Brennan spojrzała na niego dziwnym wzrokiem i wyrwała dłoń z jego uścisku.
-Kim jesteś?- wyszeptała przerażona, podciągając kołdrę pod samą brodę.
Pozdrófffki
M&R
cudowna kobieta? rozwaliłyście mnie tym!!!
no i wreszcie ją obudziłyście:D
amnezja? oj co to będzie....
O perfekcyjnej formie nie będę się rozwodzić, by obrośniesz w piórka;))) a co do fabuły, to na uwagę zasługuje:
- reakcja Cam - wreszcie można w niej dostrzec człowieka, a nie posąg i to na wysokim postumencie,
- no i oczywiście amnezja Bones.
Ta ostatnia nieźle namiesza i zdecydowanie odwlecze ewentualne szczęśliwe zakończenie. Taki amnezjowaty chwyt tchnie odrobinę operą mydlaną, ale mnie to nie przeszkadza:))) w końcu chodzi nam o zabawę i ostrzenie pióra, a nie o patos. Nie rzucam kamieniem, bo sama jestem grzeszna;). Mam nadzieję, że Cię moje bazgranie nie urazi... Ciekawi mnie, jak wybrniesz z tej amnezji... pewnie masz pomysł, bo inaczej byś się w nią nie pakowała (nie siebie, ale Bones). Chaotyczność mnie dopadła...
Wysoko sobie podniosłaś poprzeczkę Rokitko i utrzymujesz ją na tym samym poziomie.
Twoja fanka LG
Cóz ja mogę powiedzieć... Masz rację, powiało telenowelą niestety. Sama jestem ciekawa jak z tego wybrnę, gdyż piszę pod wpływem chwili a dopieo potem myślę. Odwlekłyśmy trochę koniec, ale niestety trzeba będzie powoli zmierzać ku niemu. Nie chcemy przecież aby zrobiła nam się z tego jakaś "klanowa sukcesowata moda" ;) Tym bardziej, że jesteśmy już na 103 stronie w pliku Worda.
Bardzo dziękujemy za opinie ;)
(a apetyt rośnie w miarę jedzenia;))
Wasze niestrudzone
M&R
p.s. Nadal szukam mieszkania :/ Kto jest z olsztyna i ma jakieś ciekawe namiary niech da znac :) (mogę spać nawet w wannie :D)