Hej,
z uwagi na fakt, że same się już gubimy w czytaniu tego natłoku historyjek własnych, postanowiłyśmy naszą etiudę wraz z postem-matką, który nas zainspirował do działania umieścić w nowym temacie. Dobra kupa nie jest zła-jak to mówią więc wszystko razem trzymać odtąd będziemy. Miłego czytanka. TO wszystko dla Was!
Czekamy na opinie i wskazówki!
Pozdrówki!!!
M&A
Mam podobnie jak LG;D
Tylko bez chipsów, ale jak się zaczytam też nie mogę się oderwać, a jak już widzę koniec to z trudem mi przychodzi myśl że trzeba czekać na koleją część;)
43 świetna...teraz jestem Ciekawa jak wybrniecie z Joss(nie wiem jak się pisze) i amnezją Brenn;D
Czekam na 44;D
Pozdrowionka dla autorów;D
Rokitko, rokitko, rokitko!! Nie zaglądałam tu dawno i bardzo się cieszę że napisałaś mi na gadu, o kolejnych częściach. I po ich nadrobieniu, jak zwykle jestem pod wrażeniem :) Jestem ciekawa, co Booth powie Bones, czy jeśli skłamie Cam powie jej prawdę (po jej zachowaniu mogłabym sie tego spodziewać), i... jak to wszystko będzie... och!! Cudownie!! Nie mogę się doczekać!!
Czytam... i nie mogę się nadziwić jak wam to świetnie wychodzi!!! Czekam z utęsknieniem na kolejne części!
nadal poddtrzymuje zdanie, że powinniście to opublikować. sama chetnie bym kupiła waszą książkę, pomyślcie o tym!
a ja przekornie powiem: nie piszcie więcej! to jest tak dobre, że gdy czytam, z zazdrości gryzę biurko. zlitujcie się! mnie nie stać na nowe biurko! zaklinam Was! przestańcie! bo na nowe zęby też mnie nie stać! o, ja nieszczęsna! będę musiała sobie na własną rękę zrobić nową szczękę. widziałam taką jedną. fajna była. z samych kłów.
;DDD
Szkoda, że tamtą szczękę włączyli do materiału dowodowego i piegża jej nie dostanie. Byłaby przystojna pomimo zgryzoty;)))
Ja apeluję: Piszcie, bo jak Was nie czytam to podjadam chipsowe substytuty i stanę się szczupła inaczej!!!
Macie teraz dylemat;D
Droga LG ;)
Zapewniam Cię (wyciągnięte z autopsji- MOJEJ;D), że bycie szczupłą inaczej też nie jest złe ;) Będziemy się zastanawiać co dalej.
Piegżo, mogę Ci odstąpić szczękę mojego dziadka (miał na imie Adolf;D)- jemu już nie jest potrzebna :D
Ok... mogę być szczuplejsza inaczej, ale pojawia się kwestia finansowa - zmiany garderoby patyczaka na inną:)
Hmm,ale chyba nas tak teraz nie zostawicie?
Ja czekam na kolejną część z utęsknieniem!
Mogę odstąpić i biurko i chipsy, ale chcę jeszcze;D
Pozdr.;*
My czekamy, my czekamy, a cedeka nie ma!!
Pytam się kulturalnie: Co jest?? Kiedy pokaże sie kolejna częśc?? I;le można czekac?? Nie mamy wiecznosci!!
***44***
-Kim jesteś?- wyszeptała przerażona, podciągając kołdrę pod samą brodę.
-Tempe, to ja… Seeley.- próbował dotknąć jej twarzy, jednak ta odsunęła się gwałtownie.
-Nie znam cię. Wyjdź stąd. Wyjdź natychmiast!- krzyknęła odsuwając się jeszcze bardziej.
-Bones…- spojrzał na nią błagalnie.- Przecież to ja. Kocham cię Tempe, jesteśmy parą.
-Nie kłam! Nie chcę tego słuchać! Wyjdź stąd!- krzyczała dalej a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.-Tato zabierz go, proszę cię zabierz…
-Booth, proszę cię wyjdź.- poprosił Max.- One pewnie nie otrząsnęła się jeszcze z tego wszystkiego. Ja z nią porozmawiam.
Seeley popatrzył jeszcze z nadzieją na Temperance, że może wróci jej pełna świadomość, jednak jedyne co ujrzał to jej przerażony wzrok. Zrezygnowany wyszedł na korytarz. Na jego widok Joss podniosła się z miejsca.
-Jak się ona czuje?- zapytała.
-Joss, ona mnie nie pamięta… Boże… nie pamięta…- głos mu się załamał. Josephine podeszła i uścisnęła brata.
-Wszystko będzie dobrze.- pogłaskała go po głowie.- To minie. Jeśli pozwolisz chciałabym z nią porozmawiać.
-W środku jest jej ojciec. Jeżeli mi powiesz, że jesteś psychologiem to na pewno cię do niej wpuści.
-W takim bądź razie idę. A ty siedź tu i grzecznie czekaj.- nakazała mu i się uśmiechnęła chcąc go nieco rozweselić. Booth pokiwał tylko głową, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Dobre i to.- pomyślała Joss i weszła do pokoju Brennan.
Josephine pojawiła się z powrotem po jakiejś godzinie. Kucnęła obok brata siedzącego na krześle. Twarz miał ukrytą w dłoniach. Wyglądał jakby się modlił albo spał.
-Seeley…- dotknęła delikatnie jego ramienia.
-Tak?- spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem. Po chwili wrócił do rzeczywistości.- Co z Bones?
-Wszystko będzie dobrze. Według mnie to jest tylko chwilowa amnezja i na dodatek wybiórcza. Doktor Brennan pamięta wszystko to, czego się nauczyła do tej pory. Pamięta swoje doktoraty, które wymieniła mi jednym tchem, promotorów, swoich współpracowników i przyjaciół…
-Więc dlaczego nie pamięta mnie?
-Tego jeszcze nie wiem. Ale się dowiem.- zapewniła go.- Nie martw się braciszku.
-Nie martw się, łatwo ci mówić.- zdenerwował się.
-Wiem, ale swoim brakiem cierpliwości niczego nie przyśpieszysz.
Josephine codziennie bywała gościem Brennan w jej szpitalnym pokoju. Dużo rozmawiały a Joss starała się jak najdokładniej poznać przyczynę jej amnezji. Miała już kilka koncepcji jednak ich sprawdzenie wymagało sporej ilości czasu i rozmów.
Brennan bardzo polubiła Joss. Świetnie jej się z nią rozmawiało jednak istniało coś, co nie dawało jej spokoju. Jakaś zadra, cos podejrzanie tajemniczego i miała przeczucie, że strasznego jednak nie wiedziała co. Im usilniej starała sobie to przypomnieć, tym większą miała pustkę w głowie.
-Witaj Skarbie.- w drzwiach stanęła Angela.- Jak się dzisiaj czujesz?
-Ange!- ucieszyła się Temperance.- Co ty tutaj robisz? Nie jesteś w pracy?
-Zrobiłam sobie małą przerwę. Instytut bez ciebie jest taki jakiś dziwnie inny, a i praca jakoś opornie nam idzie.
-Ja też już mam dość leżenia tutaj. Najchętniej wróciłabym do laboratorium.- westchnęła ciężko Bones.
-Wiem, ale najpierw musisz dojść do siebie. Otarłaś się o śmierć.- przypomniała jej Angela.- Szczątki nie zając, nigdzie nie uciekną.
-Ange…- Temperance spojrzała na nią z udawanym wyrzutem jednak po chwili się uśmiechnęła.
-I o to chodzi.- pochwaliła ją przyjaciółka.- Pamiętaj, że wszyscy cię kochamy i czekamy na ciebie. Był u ciebie Booth?- zadała pytanie zmieniając temat.
Brennan popatrzyła na nią zdezorientowana.
-Booth? A kto to jest?
-Twój partner i przyjaciel.- wyjaśniła Ange.- Swoją drogą gorący facet i nic dziwnego, że kobiety lgną do niego jak pszczoły do miodu.- rzuciła jakby od niechcenia starając się stosować do zaleceń, aby nie wspominać, że kiedykolwiek ta dwójka była parą. Angela w lot zrozumiała sens podjęcia takich a nie innych kroków. Nikt, a zwłaszcza ona nie chciał przysparzać Brennan jeszcze większego cierpienia. Nie doszła jeszcze do siebie po próbie otrucia, a wiadomość, że ją i Booth’a łączyło coś więcej i że skończyło się to równie szybko jak zaczęło mogłaby znacznie pogorszyć jej stan.
-Kobiety…- wyszeptała Brennan a w jej głowie pojawił się pewien obraz. Było to jak mgnienie światła, błyskawica. Nie sprawił, że wszystko zrozumiała, że zaczęła pamiętać. Ale ten ułamek sekundy sprawił, że poczuła nagły niepokój i złość. Nie wiedziała po co, jak i dlaczego… Nic nie wiedziała.
-Tempie?- zaniepokoiła się Ange.- Dobrze się czujesz? Strasznie zbladłaś.
-Tak… Tak… Po prostu rozbolała mnie głowa.
-To ja już może sobie pójdę, a ty przez ten czas odpocznij. Wpadnę do ciebie jeszcze dziś wieczorem razem z Hodgins’em.- pożegnała się i wyszła.
Brennan położyła głowę na poduszkę i zamknęła oczy. Starała się przywołać obraz, który ni stąd ni z owąd przeszył jej podświadomość. Jednak jedynym wynikiem jaki udało się jej osiągnąć był ból głowy. Wcisnęła guzik przywołujący pielęgniarkę i poprosiła o środki przeciwbólowe. Nieco później pogrążyła się w głębokim śnie pełnym różnorakich majaków.
M&R
ŚWIETNE!!! tylko pytam sie: czemu tak długo? Błagam nie trzymajcie nas tak długo w niepeności! uuu pierwszy raz jestem pierwsza tuż po opowiadaniu! albo ja je pierwsza czytam, albo innym zabrakło pochwał... oby tak dalej!
rzeczywiście zabrakło!
Jesteście niesamowici! kurde teraz 45;D
Jestem ciekawa jak to będzie Bones sobie przypominała;P
Że też Boothowi to się przytrafiło...
Buziaki!
Fantastyczna Rokitko! Byłam wprost szalenie ciekawa jak sobie z tym poradzisz. I poradziłaś sobie lepiej niż mogłam przypuszczać. Chyba na najlepszy z możliwych sposobów. Ale no cóż, geniusze tak mają :)
Jestem niecierpliwa dalszych części! Bo znając Bones i jej determinację, przypomni sobie ten fragment i na pewno też kilka innych. Ale co z tym zrobi? Już się nie mogę doczekać!!
Znowu fajne opowiadanie ! Coraz częściej tu wchodzę i nie mogę wyjść tak wyciągające są wasze teksty..
Krótko bo niestety także i mnie dopadła choroba... Obiecuję poprawę jak tylko się wykuruję ;)
***45***
-Co masz dla mnie?- zapytał Booth wchodząc do pomieszczenia w którym Cam miała w zwyczaju pracować.
-Kilka szczegółów, miejmy nadzieję, że istotnych.- uśmiechnęła się krzywo i ponownie się pochyliła nad szczątkami leżącymi na stole sekcyjnym.- Nasza ofiara to Trisha Harrison. Mała 23 lata. Zginęła tak jak poprzednie ofiary. Najpierw cios w głowę, który pozbawił ją przytomności a potem morderca założył prowizoryczne opaski, w taki sposób w jaki się to robi przy amputacjach i zaczął oddzielać poszczególne części ciała od siebie. Podejrzewam, że najpierw były to nogi, potem ręce, a na końcu głowa.
-Zaraz, zaraz… Chcesz powiedzieć, że one jeszcze żyły w momencie, gdy ten potwór je kroił?!- zapytał przerażony Seeley.
-Znalazłam w tkankach niewielkie ilości halothanu i isofluranu, są to składniki wziewnych leków ogólnie znieczulających. Po przeanalizowaniu szybkości ich rozkładu w organizmie i ilości produktów rozpadu muszę stwierdzić, że ilość podanych środków była zbyt mała, żeby nic nie czuły. Były w pełni świadome tego co się dzieje wokół nich. Silny cios w głowę niczego nie rozwiązywał.
-Co za bydlak… Musimy go złapać i to jak najszybciej. Zanim życie straci jeszcze jedna młoda dziewczyna.- Booth spojrzał na zwłoki leżące na stole i szybko odwrócił wzrok. Zrobiło mu się niedobrze.
-Znalazłam także ślady aktywności seksualnej. Sądzę, że zanim ją zabił bestialsko ją zgwałcił. Niestety był bardzo ostrożny i nic po sobie nie zostawił.- Cam ponownie pochyliła się nad ofiarą i zaczęła wnikliwie przyglądać.- Chyba że…
-Że co?
-Chyba, że nasz morderca nie jest taki sprytny jak mu się wydaje.- sięgnęła po pęsetę i po chwili uniosła ją ku górze.
-Co znalazłaś?
-Wydaje mi się, że to jest skrawek jakiegoś włókna. Wydaje mi się, że pochodzi ono z tego, co użył jako opasek uciskowych.
-Ok. W takim razie ty się dowiedz so to jest, a ja pojadę porozmawiać z rodziną tej biednej dziewczyny.- rzucił i odwrócił się do wyjścia.
-Booth…- zaczęła Cam, zatrzymując go jeszcze na chwilę.- Wiem o Brennan i wyobrażam sobie jak ci teraz jest ciężko…
-Radzę sobie.- odpowiedział odwracając się w jej stronę.- Wierzę, że wszystko będzie dobrze.- włożył ręce do kieszeni jeansów i utkwił wzrok w czubkach swoich butów.
-Cieszę się, że tak do tego podchodzisz.- Cam uśmiechnęła się do niego.- Może mogłabym jechać z tobą? Wiem, że przeważnie robiłeś to z Temperance, ale skoro jej teraz tu nie ma to może mogłabym ci zaoferować swoją pomoc?
-Nie, dzięki Camille. Wolę jechać sam.
-Ok.- odpowiedziała nie ukrywając zawodu.- Muszę wracać do pracy.
-Do zobaczenia.- pożegnał się i wyszedł.
Rozmowa z rodzicami Trishy była o wiele bardziej trudniejsza i skąp likowana niż początkowo myślał. Przyzwyczaił się, że podczas takich sytuacji towarzyszy mu Bones, jednak teraz jej nie było. I w najbliższym czasie nie będzie.
-Wróć do mnie Tempe.- powiedział sam do siebie wsiadając do auta. Zrobiło się późno i Booth postanowił już nie wracać do biura. Nie mógł także odwiedzić Temperance w szpitalu chociaż bardzo tego pragnął.
Pogrążony w rozmyślaniach zaparkował samochód tuż przed domem. W środku paliło się światło. Na myśl, że ktoś czeka na niego w domu, zapewne z pyszną, gorącą kolacją uśmiechnął się pod nosem. Posiadanie siostry ma swoje uroki. Ostrożnie wsunął klucz do zamka i go przekręcił. Chciał się cicho zakraść i zrobić siostrze małą niespodziankę. Był już w przedpokoju gdy usłyszał dwa kobiece głosy dobiegające z salonu. –Czyżbyśmy mieli gości?- zdziwił się. Zrezygnował ze straszenia siostry i wszedł do pokoju.
-Dobry wieczór.- przywitał się. Na fotelu siedziała Josephine i z uwagą wpatrywała się w kobietę, która spoczywała na kanapie. Joss spojrzała na Seeley’a. W jej wzroku było coś dziwnego. Przerażenie a może zdumienie.
-Witaj skarbie.- tajemnicza kobieta odwróciła się w jego stronę.
-Annie?!- wykrzyknął zdumiony Booth.- Co ty tu robisz?
-Przejeżdżałam akurat i postanowiłam się przywitać.- skłamała podnosząc się z trudem z kanapy. Sprawcą chwilowego braku sprawności fizycznej był brzuch delikatnie rysujący się pod tkaniną ciążowej tuniki.
Czekamy na opinie ;)
M&R
p.s. Pisane z 39st. gorączki więc sorka za błędy
No więc jestem pod wrażeniem...
I ostatnie zdania czytałam z opadniętą szczęką
Amnezja Brenn, nie do końca rozwiązane wątpliwości z Joss, przecież nikt nie wie że jest ona siostrą Bootha i do tego ciAŻA Annie:O
Jestem Ciekawa jak to wszystko się skończy;D
I życzę jak najwięcej zdrowia nie kryjąc że czekam na ciąg dalszy ;)
Tak wiele smutku skumulowałaś Rokitko w ostatnich odcinkach. Jakby mało było kłopotów B&B, to jeszcze jakiś psychol się pojawił... Świetnie się to czyta. Zdrowiej nam i pociesz odrobinkę, bo ten smutek się udziela. O stylu nie piszę, bo nie chcę się powtarzać.
Twoja fanka LG
Wow, wow, WOW!! Już prawie zapomniałam o tej Annie. A zaczęło się wydawać, że wszystko się układa... ten Booth to jednak ma popaprane życie. Ciekawe jak poradzi sobie z tym problemem.... Boskie, cudowne i fantastyczne jak zawsze. I to mimo choroby... podziwiam :)
Na wstępie:
Duet M&R - nazwa zobwiązuje ;]
Hm... Napisałyście kawał dobrego opowiadania. Realne, prawdziwe. Zero sztuczności itd.
Przeczytalam wszystkie części, jednak skupię sie na tej...
Pomieszałyście, pokręciłyście. Smutne wyszło. Znaczy, smutne w sensie, że teraz na drodze do szczęścia B&B stoi dziecko Annie. No chyba, że to nie jest jego, tylko ta kobietka pragnie go wkopać, ale to już zupełnie co innego.
Jestem zaskoczona. W pozytywnym znaczeniu. Bardzo się cieszę, że poruszyłście tutaj wątek dochodzeniowy i liczę, że trochę się za niego weźmiecie. (takie moje małe pragnienie)
I podziwiam. Pisanie z katarem jest trudne, a co dopiero z gorączką. Jeszcze raz podziwiam!
Zyczę owocnej pracy i czekam na rychłego cedeka.
Jak zwykle świetnie! A ja tak wymyśliłam: Brenn pogodziła się z Boothem ( wie już,że Joss jest jego siostą ) a co do Annie, to okazało się, że tak naprawdę miała pod tuniką poduszkę, a jak Kości się o tym dowiedzieła to tak jej wysunęła, że Ann do końca życia będzie omijać naszą parkę szerokim łukiem =-) Ps.Ja też jestem chora, ale od waszego opowiadanka NIC mnie nie oderwie!
Hej. Byłam odłączona od internetu bo mój luby mi zabrał modem, ale teraz wróciłam i tak, jestem znów dzieckiem neostrady ;) Samopoczucie nadal nienajlepsiejsze, ale sobie radzę i znowu coś wstawiam. Mam nadzieję, że się spodoba. Proszę o opinie ;)
***46***
-Co u ciebie?- zapytał z wymuszonym uśmiechem.
-Wszystko dobrze, jak widać.- pogładziła się z czułością po brzuchu.- Chciałam z tobą porozmawiać. Na osobności.- dodała posyłając znaczące spojrzenie Joss.
-Ja… Tak… Jasne. Muszę zrobić coś w kuchni.- wybąkała Josephine i szybko wyszła z salonu.
-Usiądź, proszę.- Seeley przerwał krępującą ciszę jaka zapadła pomiędzy nimi po czym sam usiadł na fotelu, który jeszcze przed chwilą zajmowała jego siostra.- Więc o czym chciałaś ze mną rozmawiać?
-Ach tak.- uśmiechnęła się do niego słodko.- Jak widzisz, spodziewam się dziecka.
-Tak… Moje gratulacje.- mimo wszystko postanowił silić się na uprzejmość. Sięgnął po szklankę wody należącej do Joss i zaczął pic. Z niezrozumiałego zdenerwowania strasznie zaschło mu w gardle.
-Dziękuję, ale te gratulacje należą się nam obojgu.
Booth zakrztusił się wodą i zaczął kaszleć.
-Słucham?- wykrzyknął, gdy już doszedł do siebie.- Ale… Jak to możliwe?
-Seeley, jesteś już dużym chłopcem, na pewno wiesz jak dzieci pojawiają się na świecie.
-Tak, ale…- wstał i zaczął chodzić po pokoju.- Przecież się zabezpieczaliśmy.
-Wiesz przecież, że nie ma stuprocentowego zabezpieczenia przez ciążą.
-Wiem.- usiadł z powrotem i ukrył twarz w dłoniach. Ta wiadomość przelała czarę goryczy.- Czy ty jesteś pewna… Czy to na pewno jest moje dziecko?
-Seeley!- oburzyła się Annie, a jej oczy się niebezpiecznie zaszkliły.- Jak możesz tak w ogóle mówić?! Nic od ciebie nie chcę. Pragnęłam tylko abyś się dowiedział, że będziesz ojcem, ale widzę, że jest ci to wyjątkowo nie na rękę. A już na pewno nie jest to na rękę twojej pani doktor prawda? Zarzuciła na ciebie sidła i już nie chce cię z nich wypuścić.- mówiła szybko, a po jej policzkach spływały łzy.
-Skąd wiesz, że związałem się z Brennan?- zadał kolejne pytanie także i tym razem nie kryjąc zaskoczenia. Jednak, gdy zobaczył, że płacz kobiety wzbiera na sile poczuł się wyjątkowo paskudnie.- Przepraszam Annie. Nie chciałem cię zranić. Co się stało to już się nie odstanie.- podszedł do kobiety i delikatnie ją objął.- Potrzebuję tylko trochę czasu aby się z tym oswoić i podjąć właściwą decyzję. Czy dasz mi kilka dni do namysłu?
Annie pokiwała głową i uśmiechnęła się przez łzy.
- Boże, co ja mam robić?- myślał gorączkowo Booth nieco później pomagając jej założyć płaszcz i odprowadzając do taksówki.
Josephine już czekała na niego w salonie. Nie ukrywała, że wie o wszystkim. Annie nie omieszkała przekazać także i jej tej radosnej nowiny. Zapewne zrobiła to dlatego, gdyż myślała, że Joss jest kolejnym miłosnym podbojem Booth’a.
-Postaram się jak najszybciej wyprowadzić.- powiedziała, gdy tylko wszedł do pokoju. Nie wątpiła, że jej brat zachowa się jak przyzwoity mężczyzna i weźmie na siebie odpowiedzialność za tą kobietę i jej dziecko. To znaczy ich dziecko- poprawiła się szybko w myślach.
-Ja… Ja nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.- usiadł obok niej i na chwilę przymknął oczy, aby siostra nie zobaczyła kryjących się w nich łez. Jak los mógł być aż tak okrutny?- Przepraszam cię Joss. Naprawdę cię przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać.- Josephine przytuliła brata.- Wszystko się ułoży.
-Ja już nie mam siły. Najpierw Bones, teraz dziecko. Dlaczego Bóg bawi się ze mną w taki sposób?
-Bóg się z nami nie bawi Seeley. Czasami wystawia nas na próbę, ale pamiętaj, nigdy nie daje nam więcej niż możemy udźwignąć. Musisz po prostu pogodzić się z tym i iść dalej swoją drogą. A na końcu tej wąskiej i wyboistej ścieżki czeka na nas nagroda. Gdyby wszystko układało się po naszej myśli życie byłoby nudne.- uśmiechnęła się pocieszająco.
-Masz rację siostrzyczko.- ucałował ją czule w czoło.- Dzięki.
-Przygotowałam pyszną kolację. Taką jak lubisz, bardzo „mięsistą”.- Joss przez ten krótki czas kiedy pomieszkiwała u brata zdążyła już poznać jego kulinarne upodobania. Booth bardzo lubił mięso i to pod każdą postacią. A na deser zawsze musiało być ciasto z owocami.
-Czyli?
-Czyli pyszna pieczeń według mojego przepisu z warzywkami.- powiedziała Joss i widząc jak brat się krzywi na słowo „warzywa” dodała.- A na deser tarta cytrynowa.
Na twarzy Booth’a zagościł uśmiech.
-Co ja bym zrobił bez ciebie Josephine?
-Zginąłbyś marnie.- odpowiedziała starając się zachować powagę. Niestety nie udało jej się to i po chwili parsknęła śmiechem.
Joss odgrzała kolację, która już zdążyła ostygnąć i po kilku minutach oboje zasiedli do stołu. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, starannie omijając temat Annie i dziecka.
-A co u Bones?- zapytał w końcu czując, że dłużej już nie wytrzyma.
-Współpracuje ze mną bardzo ochoczo. Czasami zastanawia mnie to skąd ona bierze tyle energii. Przecież całkiem niedawno była na jedną nogą na tamtym świecie.
-Tak, Bones czasami zachowuje się tak jakby nie była człowiekiem tylko jakimś cyborgiem.- powiedział Seeley przypominając sobie jak Temperance potrafiła pracować dwa dni z rzędu bez odrobiny snu.
-Robimy postępy w naszej terapii. Nie są one spektakularne, ale ja wolę iść do celu małymi kroczkami. Tak będzie bezpieczniej dla niej.
Booth pokiwał smutno głową. Nie wiedział jak się oswoić z myślą, że już nie będzie z Temperance. Może gdyby jej tak bardzo nie kochał byłoby mu łatwiej. Jednak tak nie jest. Kocha ją nadal i to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu. Martwił go także fakt jak powie Bones, kiedy odzyska pamięć, że muszą się rozstać.
-Dziękuję Joss. To było pyszne.- odłożył sztućce na talerz i wstał od stołu.
-A deser?
-Nie mam ochoty. Zjem jutro. Teraz pójdę położyć się, strasznie boli mnie głowa.- wymówił się szybko, ucałował siostrę w czoło i skierował się do swojej sypialni.
-Dzień dobry doktor Brennan- do szpitalnego pokoju Bones z uśmiechem na twarzy weszła pielęgniarka.- Jak się dzisiaj czujemy?
-Dziękuję, o wiele lepiej niż wczoraj.- odpowiedziała Temperance uważnie przyglądając się kobiecie w może trochę za dużym białym kitlu. Wydawało się, że już gdzieś ją widziała. Blondynka, wysoka, ładna twarz… Skąd ja ją znam?- myślała gorączkowo Temperance.
Pielęgniarka zapisała na karcie ciśnienie i temperaturę pacjentki po czym podeszła do stojaka z kroplówką i wyciągnęła z kieszeni strzykawkę.
-Co to jest?- zapytała Bones nie spuszczając jej z oka.
-Coś na wzmocnienie.- odparła lakonicznie i wstrzyknęła zawartość strzykawki do butelki z kroplówką. Pokrętłem na przewodzie przyśpieszyła prędkość spływania płynu z butelki do żył.- Proszę się położyć. Zaraz poczuje się pani jeszcze lepiej.- uśmiechnęła się do Temperance i poprawiła jej poduszki.
-Czuję się bardzo senna… Czy to na pewno tak powinno działać?- wymamrotała Bones zamykając oczy.
-Dokładnie tak.- odpowiedziała pielęgniarka ze złowrogim błyskiem w oku.- Żegnaj Temperance Brennan.- zaśmiała się nieprzyjemnie i szybko wyszła z pokoju.
M&R
co tu dużo gadać? świetnie piszecie kochane!
ale... Bones chyba nie umrze, prawda??? ta pielęgniarka, to była Annie, prawda??? niech Tempe nie umiera!!! to by było straszne! co wy chcecie zrobić???
Wow! Ale się porobiło! Najpierw małyśmy powieść sensacyjno-romantyczną w odcinkach, a teraz drrresszzzcczzzoowiec. Aż miałam ciarki czytając ostatnią część. Ciekawe, kim jest ta tajemnicza pielęgniarka?
Stała czytelniczka LG
Hej, hej, hej! Chyba nie uśmiercisz nam Brennan? Musi być jakieś wyjście z tej fatalnej sytuacji. I to takie, aby ulubiona przez nas para, znów była razem... I wierzę że na nie wpadniesz :)
Kawałek jak zwykle zadziwiający, fantastyczny i cudowny. Nic tylko czytać!!
Nie mówcie, że Brenn umrze! nie może! Wymyślajcie co chcecie, ale jednego nie zmienijcie: Booth ma Być z Kości Annie albo straci dziecko (wiem okrutnie) albo udaje Bo inaczej przestaje was czytać!Ps.z tym ostatnim to żartowałam...
czy ktoś umie zrobić nowe biurko na wymiar???? bo mi szczęka tak opadła, że mam dziurę pod klawiaturą i niewygodne to trochę:):):)
po dziecku Anne myślałam, że nic mnie nie zaskoczy, ale się przeliczyłam... OMG..... cedek!! cedek!! koniecznie:)
właśnie cedek!!!!!
Brennan musi żyć! ale się narobiło, wspaniale! trzyma w napieciu. pieknie dziewczyny!
Nie no co tak długo. Proszę was napiszcie kolejną część bo mnie nerwy zżerają (chociaż wiem że to niemożliwe)
dobra, rozumiemy :) bedę cierpliwa. ale napiszcie potem coś długiego, żeby nam wynagrodzić czekanie :)
czekam z niecierpliwoscia na kolejna czesc to co piszecie jest na prawde swietne jak inni uwielbiam serial kosci zalozylam o nim nawet bloga na ktury zapraszam
koscikoscibones.bloog.pl
mam nadzieje za bones nie umrze prawda?????
właśnie nadrobiłam zaległości ale nie wiem czy to dobrze bo to spotegowało napięcie i teraz z niecierpliwościa będę czekała na kolejna część Oczywiście piszecie cudownie jak zawsze :)
Wszystkich zniecierpliwionych czekaniem na kolejny odcinek zapraszam na Zakończenie 4. Proszę poczytać i komentować:)
Ja też czekam babeczki. Pozdrawiam
Może choć troszkę WAS pocieszę...Kolejna część już, albo aż(sorki wielkie ale urwanie głowy na studiach)w niedzielę...
PS> A na studiach w tym roku baaaaaaaardzo ciekawie(wiadomo-najlepsze zawsze na koniec zostawia...)- delektuję się zajęciami z kryminalistyki- teoria plus praktyka-mniami! Mam nadzieję, że pomoże nam to w konstruowaniu kolejnych kryminalnych zagadek dla naszych bohaterów...
Pozdro wprost z uczelni!
DOPIERO?!?!? nie wiem, jak ja to wytrzymam, w końcu to już bedzie jakieś 3 tygodnie odkąd nie piszecie... ale jakoś to wytrzymam...
Ps. tylko, tym razem proszę o coś długiego +-)
Marlenko, zazdroszczę Ci tych zajęć. Pewnie będą super. Tylko jak potem użyjesz swej wiedzy do pisania, to tłumacz nam (nieoświeconym) wszystko;)
Nowy rok akademicki... Rozpoczął się prawdziwy wyścig szczurów. Walka na śmierć lub życie o stypendia... Wybaczcie takie opóźnienie, ale potrzebowałam trochę czasu na małą aklimatyzację i wdrożenie się w nowe obowiązki. Obiecuję, że będziemy się starać aby trochę zminimalizować odstępy pomiędzy dodawaniem kolejnych części (co łatwe ze zrozumiałych względów wcale nie będzie).
Okazujemy skruchę i mocne postanowienie poprawy ;)
Mamy nadzięję, że kolejna część przypadnie Wam do gustu, chociaż mnie osobiście nie wydaje się być specjalnie udana...
Życzymy miłego czytanka i jak zawsze czekamy na Wasze opinie ;)
Wasze oddane kościkotwórczyni
M&R
***47***
Po szpitalnym korytarzu rozległ się miarowy stukot obcasów niebotycznie wysokich szpilek. Angela Montenegro zamiast spędzić upojny wieczór z Jack’iem wolała odwiedzić przyjaciółkę. Właśnie jej niosła trochę owoców i bukiecik malutkich stokrotek. Na pewno Tempie ucieszy się na ich widok. Powąchała kwiatki i uśmiechnęła się do siebie.
-Witaj Słodziutka.- weszła do pokoju z gromkim okrzykiem.- Jak się dzisiaj mamy?- zapytała uważnie przyglądając się przyjaciółce leżącej na łóżku. Wyglądała jakby spała jednak w tym widoku było coś niepokojącego.- Temperance?- dotknęła jej dłoni, była zimna.- Temperance, skarbie, co ci jest?
Brennan nie zareagowała na dotyk Angeli. Nie mogła. Chciała otworzyć oczy jednak powieki miała jak z żelaza. Wokół niej roztaczała się ciemność, a ona spadała w tą ogromną przepaść. Chciała krzyczeć lecz głos uwiązł jej w gardle.
-O mój Boże…- wyszeptała Ange ujrzawszy siną rękę Temperance na której znajdował się wenflon. Spojrzała na kroplówkę. Już prawie cała jej zawartość spłynęła. Pewnie za szybko i stąd to zasinienie.- pomyślała i nie zastanawiając się dłużej wybiegła na korytarz i zaczepiła pierwszego lepszego lekarza i niemal siłą go zaciągnęła do Brennan. Ten ją osłuchał, zmierzył tętno, obejrzał źrenice po czym szybko podbiegł do telefonu wiszącego na ścianie i w kilku krótkich zdaniach poinformował o stanie Bones jej lekarza i kilku innych. Po chwili zjawiło się niemal pół personelu szpitala i zaczęło się krzątać wokół chorej od czasu do czasu pokrzykując na siebie. Angela stanęła w kącie starając się jak najmniej przeszkadzać. Przez zamglone łzami oczy prawie nic nie widziała. Nagle poczuła, że czyjeś silne ramię ją obejmuje i wyprowadza na korytarz.
-Ange, co się dzieje? Angela?!- osobnik ścisnął jej ramiona tak, że aż zabolało. To przywróciło ją do rzeczywistości.
-Booth?! Co ty tu robisz? Przecież miałeś nie pokazywać się jej na oczy do czasu dopóki nie wyzdrowieje.
-Wiem.- zmieszał się i ją puścił.- Chciałem na nią chociaż popatrzeć z daleka.- głos mu się załamał.- Powiedz mi co się dzieje?
-Nie wiem co się dzieje. Przyszłam do niej w odwiedziny, a ona po prostu… ona…- łzy nie pozwalały jej dalej mówić. Wzięła głęboki oddech.- Ona leżała i nie reagowała na nic…
-Boże, ale dlaczego? Przecież było już tak dobrze.- oczy Seeley’a niebezpiecznie zwilgotniały. Znowu ogarnął ją paraliżujący strach. Stał razem z Angelą na korytarzu, przyglądając się zza szyby na zabiegi lekarzy. Ange kurczowo ściskała rękę Booth’a. Po kilkunastu minutach personel medyczny zaniechał swoich czynności i wszyscy w napięciu przyglądali się monitorom.
-Mamy ją.- powiedział w końcu, któryś z mężczyzn.
-Agencie Booth.- z sali wyszedł niewysoki człowiek w białym fartuchu.- Chciałbym z panem porozmawiać.
-Co z Temperance?- zapytał Seeley otrząsając się z letargu.
-Nie jest dobrze. Stan doktor Brennan gwałtownie się pogorszył. Nie wiemy dlaczego.
-Jak to nie wiecie?- Seeley podniósł głos i ruszył w stronę lekarza. Ten cofnął się o krok.
-Booth…- Angela chwyciła go za ramię.- Uspokój się.
-Jak ja mogę być spokojny skoro ta banda konowałów zamiast leczyć Bones chcą ją wykończyć?!
-Seeley, doktor…- spojrzała na identyfikator przypięty do fartucha i szybko odczytała nazwisko.- Rayan na pewno znajdzie przyczynę pogorszenia się stanu Temperance. Musimy uzbroić się w cierpliwość.
-Dość się już naczekałem!- wykrzyknął, odwrócił się na pięcie i pośpiesznie się oddalił.
-Proszę mu wybaczyć.- Angela postanowiła usprawiedliwić jego zachowanie.- On ją bardzo kocha i nie jest sobą od czasu kiedy Temperance zachorowała.
-Rozumiem. Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby mu ją oddać zdrową.- lekarz uśmiechnął się smutno.
-Doktorze Rayan!- podbiegł do nich młody lekarz.- mamy wyniki analizy krwi. Pacjentce podano mieszaninę leków, które pobudziły układ odpornościowy. Immunoglobuliny zaczęły atakować przeszczepiony płat wątroby. Podane leki zahamowały działanie immunosupresantów.
-Niech to szlag!- zdenerwował się doktor Brennan.- Kto mógł popełnić taki błąd?
-Na pewno nikt z naszego personelu. Pacjentką opiekowała się Kathy Summers. To doświadczona pielęgniarka, ona nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego.
-Więc kto?- wtrąciła się Ange, która do tej pory przysłuchiwała się w milczeniu rozmowie lekarzy. Obaj bezradnie rozłożyli ręce.
-Wiem jedno.- Rayan zwrócił się do kobiety.- Gdyby nie pani, doktor Brennan już witałaby się z aniołami.
-Hej Bones!- usłyszała znajomy wesoły głos. Odwróciła się i uśmiechnęła do przystojnego mężczyzny. Ten odwzajemnił uśmiech ukazując rząd równych, białych zębów.- Masz chwilę? Znalazłem fajną tajską knajpę, jedzenie podobno jest nieziemskie. Zapraszam cię na obiad.
-W porządku.- zgodziła się.- Ale tym razem każde będzie jadło ze swojego talerza, ostatnio wyjadłeś mi prawie cały makaron…
Booth już miał coś odpowiedzieć, gdy jego postać nagle się rozmyła. Błysnęło oślepiające światło.
-To dla ciebie.- podał jej gustownie zapakowane pudełko.
-Booth… Nie musiałeś.- powiedziała odbierając prezent. Wokół otaczał ja zapach świerku i przypraw korzennych. Święta… Znowu oślepiający błysk.
-Kocham cię Temperance.- wyszeptał i zbliżył swoje usta do jej.- Jesteś całym moim światem.- pocałował ją z niezwykłą czułością. Odwzajemniła pocałunek z całym uczuciem, które do tej pory tkwiło w niej uśpione. Błysk… Lecz tym razem nic po nim się nie pojawiło. Otoczyła ją ciemność tak gęsta, że można by było ja kroić nożem. Obłapiała ją swoimi zimnymi mackami i wciągała w swoją głębię. Chciała krzyczeć jednak głos uwiązł jej w gardle. Zapadała się coraz głębiej i głębiej.
Booth wsiadł do samochodu i jak szalony pognał do Instytutu Jeffersona. Do gabinetu Cam wpadł jakby gonił go batalion diabłów z samym Lucyferem na czele.
-Musisz mi pomóc!- krzyknął stając w drzwiach.- Z Bones jest bardzo źle.
-Ale… Booth ja jestem lekarzem medycyny sądowej.- odparła zaskoczona.- Zajmuję się zmarłymi.
-Jesteś lekarzem. Jedyna osobą, której mogę zaufać.- podszedł do niej i chwycił za rękę. Niemal siłą wyciągnął zza biurka.- Musisz jechać ze mną do szpitala.
-Booth przecież…- próbowała oponować, jednak po chwili zreflektowała się, że jej opór niczego nie zdziała.- No dobrze.- zdjęła fartuch i sięgnęła po płaszcz.- Ale musisz mi opowiedzieć dokładnie co się stało.
-W samochodzie. Chodź…
Camille z uwagą przeglądała dokumentację medyczną Brennan. Nie doszukała się żadnych uchybień w leczeniu. Według jej mniemania i tego, co się nauczyła podczas tych wszystkich lat studiów wszystko było w porządku. Nagle coś ja tchnęło.
-Doktor Brennan miała podawane witaminy i glukozę w postaci kroplówki, prawda?- zapytała lekarza.
-Tak.- przytaknął Rayan.
-Czyli istnieje możliwość, że ktoś pomylił butelki i podał jej środki hamujące immunosupresanty.- stwierdziła, odkładając dokumenty na biurko.
-Nie mogę tego potwierdzić. Doktor Brennan opiekowała się jedna z naszych najlepszych pielęgniarek. Sam nadzorowałem podawanie leków.
Cam spojrzała na mężczyznę podejrzliwie.
-Chciałabym zobaczyć tą butelkę.
-Pewnie już została wyrzucona.- lekarz odchylił się w fotelu pewnie spoglądając na siedzącą naprzeciwko niego kobietę.- Jak ona śmie tu przychodzić i podważać mój autorytet.- pomyślał ze złością
-Mimo wszystko nalegałabym aby się znalazła.- ciągnęła dalej Saroyan.
-W każdej sal znajduje się kosz na odpadki medyczne. Sugerowałbym, żeby tam pani poszukała. Nie będę tego zlecał nikomu z mojego personelu, gdyż zapewne mogliby wykazać się pewną niekompetencją w tej sprawie.- odparł ze złośliwą satysfakcją.
-Poradzę sobie sama. Dziękuję za interesującą konwersację.- Cam wstała ze swojego miejsca i szybko się pożegnała.
-I co?- na korytarzu spotkała Booth’a, który przemierzał go w zniecierpliwieniu wzdłuż i wszerz.
-Według dokumentacji wszystko jest w porządku.- odpowiedziała.- Mam pewne podejrzenia. Chodźmy do Brennan.
Oboje udali się do pokoju Temperance. Bones leżała nadal nieprzytomna. W ostatnim czasie bardzo zeszczuplała i teraz prawie ginęła w szpitalnej pościeli. Camille wyciągnęła rękawiczki z kieszeni żakietu i skierowała się prosto w stronę kosza stojącego w rogu pomieszczenia.
-Potrzebne mi są jakieś plastikowe worki.- powiedziała do Booth’a jednak ten nie zareagował na jej słowa. Stał i patrzył na Temperance.- Booth…
-Tak?- spojrzał w końcu na przyjaciółkę wzrokiem przepełnionym bólem.
-Potrzebne mi są woreczki na dowody.
-Powinienem mieć kilka w aucie. Zaraz przyniosę.- rzucił i wyszedł.
Cam została sam na sam z Brennan. Spojrzała na nią z żalem.
-Trzymaj się. Masz dla kogo żyć. Seeley był i nadal jest dla mnie ważny, a ty jesteś ważna dla niego. Mimo wszystko on cię kocha, a ja jedyne czego chcę to tego, żeby on był szczęśliwy.
Monolog Cam przerwało wejście do sali pielęgniarki. Kobieta sprawdziła monitory, zapisała coś na karcie i pośpiesznie wyszła czując na sobie przenikliwy wzrok doktor Saroyan.
-Proszę.- po chwili wrócił Booth i podał jej potrzebne foliowe opakowania.
-Dzięki.- Camille zabrała się za pakowanie do nich zawartości kosza. Po kilku minutach pożegnała się z przyjacielem i wróciła do swojego laboratorium.
Seeley usiadł obok łóżka i czułym gestem odgarnął Temperance włosy, które opadły jej na twarz.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć…- zaczął i po chwili przerwał. Wziął głęboko oddech.- Jestem tchórzem, wiem. Chcę ci wyznać coś, co odmieni na zawsze nasze życie. Jestem prawdziwym bydlakiem. Bombarduję cię taką wiadomością w chwili gdy ty walczysz o życie, ale ja dłużej już tak nie mogę. Podjąłem decyzję i mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nie wiem czy mnie teraz słyszysz. Podobno ludzie pogrążeni w śpiączce słyszą to, co do nich się mówi. Kiedy ja leżałem nieprzytomny a ty przychodziłaś do mnie i opowiadałaś mi ze szczegółami to jak spędziłaś dzień… ja… ja wszystko słyszałem i wyobrażałem sobie każdą chwilę.- przetarł dłońmi oczy, które go zapiekły pod wpływem łez.- Nie wiem czy mi to wybaczysz… Nawet nie oczekuję tego od ciebie… Ostatnio… Ostatnio wydarzyło się coś, co uświadomiło mi, że nie możemy być razem. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa beze mnie. Porozmawiamy jak wyzdrowiejesz… O ile jeszcze będziesz chciała ze mną rozmawiać.- wstał i pocałował ją delikatnie w usta.- Żegnaj najdroższa…- popatrzył jeszcze chwilę na nią po czym wyszedł.
-Nie! Nie! Nie!- chciała krzyczeć lecz nie mogła. Spod jej powiek wypłynęły dwie duże i gorące łzy.
Kolejna część miała być w niedziele, ale stwierdziłyśmy, że dość czekania. A teraz jak mawiał pewien wiejski DJ: "A tera bedzie... BAWTA SIE!!!!" :D
M&R
Biedna Cam, pierwszy raz w życiu musiała uważać, by jej pacjent nie umarł;) Holender, jak tu się bawić, skoro nastało takie smutkowanie...
Forma i treść bez zarzutu, szkoda tylko, że takie melancholijne czasy przyszły w Waszej etiudzie lachony.
Pozdr. Od LG
i wy chciałyście czekać z tym do niedzieli??? naraziłybyście się na gniew:) nie tylko pewnie mój:)
biedna brennan... chciałabym jak najszybiej przeczytać jak booth łapie tą wredną flądrę i kto to oczywiście jest!
Podejrzewam, że ta kobieta to Annie. Może w ogóle nie byla w ciąży tylko poduszkę sobie przyczepiła do brzucha. Potem ją wyjęła przebrała się za pielęgniarkę i chciała zabić Brennan.
jeju! dziewczyny, wiecie ze was uwielbiam, prawda? wiecie, juz to mówiłam.
ale nie rozdzielajcie ich! kocham KOŚCI równie mocno co Booth, Butha też uwielbiam, nie róbcie im tego! tyle przeszli, niech już nie cierpią!!!
wasze opowiadanie jest wzruszające! mało się nie popłakałam, ja czytałam końcówkę... ech :(
dziewczyny, jesteście wspaniałe.... czekam niecierpliwie na kolejną część.
pozdro
Hm... Nie wiem , czy się cieszyć czy smucić. Cieszę się, bo W KOŃCU jest kolejna część i nadal świetnie wam idzie. Tylko smutne jest to, że robicie sie jak nasi ukochani scenarzyści zza oceanu. Przecież nie może być ciągle żle! Tak samo, jak nie moze byc ciagle dobrze, ale to już chyba lekka przesada. Proszę, niech Brenn się w końcu obudzi! Wtedy może być sytuacja, jak oni próbują siebie unikać (co będzie trudne, w końcu ze sobą pracują)i będą starać się spotykać z innymi, aż w końcu zrozumieją, że nie moga bez siebie żyć i BĘDĄ RAZEM =-)